niedziela, 25 marca 2018

W Górach Sanocko-Turczańskich mała pętelka ...

Ponieważ mężowskie kolano nie pozwoliło na wędrówkę, wybraliśmy się na chybił-trafił w objazdówkę po niedalekiej okolicy. Najpierw dotrzemy do Birczy, a potem jak Bóg da! - taki był plan. Gdzieś po obrzeżach wyobraźni mgliła się Bezmiechowa Górna z szybowiskiem ... hm! wszędzie warunki zimowe, nie wiadomo, czy tam dotrzemy po śniegu ... może Góry Czarne za Sanem, może coś ciekawego w okolicy Dubiecka ... Stanęło na tym, że jednak nie wypuściliśmy się za daleko ... najpierw za Birczą odwiedziliśmy Kotów, aby sprawdzić, jak miewa się odbudowa cerkiewki, a potem zaraz za Kuźminą skręciliśmy do Rozpucia, a potem Zawadka, Ropienka i powrót znanymi szlakami na Nasze Pogórze.


Nad łąkami kołujące drapole, to chyba przyleciały już orliki krzykliwe. Na południowej wystawie słońce pięknie operuje, wytopione stoki nad drogą.
Niepięknie jeździ się teraz przez Pogórze. Jak wspominałam, budują gazociąg Hermanowice-Strachocina, wszędzie wielkie pojazdy, zablokowane drogi, błoto powyciągane na asfalt, ogólnie niemiło, nawet patrzeć niemiło na rozoraną ziemię.


Cerkiew w Kotowie cieszy oko nowymi detalami. Jednak prace remontowe powoli postępują ... bania cerkiewna pokryta nowym gontem, w oknach witrażowe szybki, tylko drzwi niepiękne, jak z marketu, może to tylko tymczasowo.


Kiedy porówna się stan sprzed kilkunastu lat, to postęp jest ogromny ...


Oprócz tego pięknie zagospodarowane budynki popegierowskie, w innych trwa remont, niezwykłe miejsce zagubione wśród lasów Pogórza Przemyskiego. Tylko kapliczka w pobliżu cerkwi chyba dokona żywota, bo jakoś nikt nie zainteresował się tym obiektem, a szkoda! Ściany spękane, tynk odpadł, z roku na rok chyli się coraz bardziej ku upadkowi ...


Okolica zasypana śniegiem, na białych przestrzeniach krzyżują się tropy różnych zwierząt. Wytapia się powoli na słońcu, nocne mrozy wstrzymują jednak cały proces.


Ruszyliśmy dalej, w słońcu ... blask bił od śniegu, aż oczy bolały. Za Kuźminą skręciliśmy w kierunku na Zawadkę, tereny nam znane. Przedreptaliśmy te tereny kilka lat temu, a oprócz tego zimą bardzo często jeździliśmy na mały stok w Ropience, mały a wymagający:-)
Nieśpiesznie pokonywaliśmy kolejne kilometry, bo nigdzie nam się nie śpieszyło. Wreszcie mogłam zajrzeć na stary cmentarz, który wcześniej mijaliśmy, a nie było czasu, żeby mu się przyjrzeć.
Najpierw przy drodze zwróciła naszą uwagę kamienna kapliczka słupowa.


W niszę czyjaś dobra ręka postawiła figurkę Matki Boskiej.
Pierwotny wystrój został zniszczony, ukradziony być może ... pozostały metalowe elementy, które świadczyły o tym, że były tu drzwiczki, może tablica fundatorów. I tak cud, że i ta przetrwała.
Po dziewiczym śniegu poszłam na cmentarz, a tam kolejna ciekawostka.
Tuż przy wejściu kamienna chrzcielnica ... z datą 1866 ...



Bardziej na prawo spod śniegu wyłaniają się kamienne fundamenty, a zatem była tu cerkiew.
Dziś w necie wyszperałam, że była tu cerkiew św.Paraskewy, zbudowana w latach 30-tych XIX wieku, a przestała istnieć w 1951 roku.


Poniżej znowu kapliczka słupowa, taka sama jak ta przy drodze. Niestety, nie zachowała się figurka z niszy, właściwie to nic się nie zachowało ... pozbawiona jest wszystkich detali ...



Jak zachwycam się bez reszty kamieniarką bruśnieńską na Roztoczu, tak tu zachwyciły mnie te dwie kapliczki. Właściwie to chyba do tej pory nie spotkałam się na  Pogórzu czy bardziej na południe z podobnymi. Poniżej zachowane stare nagrobki, z porcelanowymi fotografiami ...


Spojrzały na mnie oczy pięknej kobiety i mężczyzny sprzed ponad stulecia ...


Widać, że ktoś usiłował odbić te porcelanki, może inny przeszkodził ... przetrwały ... Węgrynowicz, jak głosi napis na tablicy, więcej nie udało mi się odczytać.


Drugi nagrobek nie miał tyle szczęścia, tablica została zniszczona, pozostały tylko puste otwory po mocowaniu ...


Resztę pozostałości przykrywał śnieg. Powyżej  fundamentów cerkiewnych najzwyklejszy cmentarz wiejski, jednak te stare pamiątki interesują mnie najbardziej.


Potem przejechaliśmy Ropienkę, przecięliśmy pasmo Chwaniowa ... zdjęcie powyżej przedstawia już zjazd do Wojtkówki, gdzieś tu jest anomalia grawitacyjna, ale jeszcze nigdy jej nie doświadczyliśmy:-)


Po drodze takie wdzięczne modelki:-)


Gdzieś tam w dole płynie Wiar w swym początkowym biegu. Lubię tę drogę przez Grąziową, choć mocno wyboista,  prowadzi przez tereny niezwykle dzikie,  to dawne księstwo arłamowskie. Jeszcze tylko objazd doliną Jamninki i można wracać do domu. Wiosny za bardzo nie widać, śniegu mnóstwo ...


Wiosna to tylko w moich pudełkach kiełkujących na oknie. Pomidory trzeba pikować, strasznie szybko rosną:-) Tak mi zachodzi słońce za oknem ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!


środa, 21 marca 2018

Jeden wawrzynek wiosny nie czyni:-) ...

To słowa naszego roztoczańskiego znajomego Adama, które to pozwoliłam sobie wykorzystać na tytuł posta:-)
Jeszcze 5 dni temu chwaliłam się znajomym, jak to mi pod chatką rozkwitł wawrzynek wilczełyko.
Ładniejszy niż pokazywałam ostatnio, bo wszystkie kwiatuszki otwarte, widać różowiejący krzaczek na tle pośniegowej szarzyzny ... i w ogóle wiosna u bram, i tylko patrzeć, i radować się ...


Tu jeszcze z kropelkami zamarzniętego deszczu. I od tej chwili zaczęło być już tylko gorzej:-)
Śnieg padał od niedzieli do dziś, prawie nieprzerwanie, no i ten mróz. Nasypało nam znowu co niemiara ...


Ptactwo zlatuje się do karmnika w ilościach nieprzeliczonych, myślałam, że słonecznika wystarczy, a tu zakupiłam kolejny wór i oby na tym stanęło:-) Dla kosów i szpaków kroję jabłka ...







Codziennie pod wieczór przychodzą pod chatkę trzy sarenki. Rozgrzebują zgrabną nóżką śnieg i wyjadają spod niego liście bluszczu, z pni drzew już go poogryzały do czystego ...



Atak zimy powstrzymał gody ptasie. Kowaliki wyhamowały prace przy zamurowywaniu zbyt dużego otworu w dziupli na starej jabłoni ...


Dziś po raz pierwszy od wielu dni wyszło słońce.


Żal mi tych stworzeń, które pokonały tak długa drogę do nas, a tu takie przywitanie.
Mam tylko nadzieję, że przetrwają ten ciężki czas.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!


niedziela, 11 marca 2018

Same dobre wieści:-) ...

Jeszcze w piątek rano mąż przed wyjazdem sprawdził, czy pojawiła się woda w kranie ... nic, ani kropli ... Za to po południu, kiedy tylko weszliśmy do chatki, a ja szamotałam się z różnymi węzełkami, wybiegł z łazienki z radosnym okrzykiem - Jest, jest! wróciła woda!
I od razu życie stało się piękniejsze, łatwiejsze, radośniejsze:-) ... eh! żyć, nie umierać ...
Prawdę mówiąc, czekaliśmy na tę chwilę z utęsknieniem, temperatury dodatnie w dzień, śniegi zeszły z dachu, każdym zagłębieniem terenu płynęły strumyczki wody z topniejącego śniegu, chlapa pod nogami niesamowita.
Na łąkach pojawiło się stadko dzików, skoro pokrywa śniegu zmniejszyła się drastycznie, to i można pobuchtować na skraju lasu ...


Z lornetką w ręku obserwuję te zwierzęta co jakiś czas, są ogromne. Może to same odyńce?
Kiedy słońce pod skosem zaświeci, widać błyszczące lusterka wody, łąka spływa w dół, do potoku.
Wzięłam się w sobotę za sianie nasion, przede wszystkim pomidorów i papryki. Z papryką to trochę późno, ale może nadrobi stracony czas, w poprzednich latach w połowie lutego już były zasiane, a w tym walczyliśmy z mrozem:-)
Jak zwykle wykorzystałam przezroczyste pudełka do pakowania ciast, wypaliłam w dnie dziurki i pojemniki do kiełkowania jak należy. Wysiałam też nasiona różnych bylin, roślin miododajnych, a także kwiatów i ziół ...


Mąż poszedł na pasieczysko, na pierwszy w tym roku przegląd uli. Choć śnieg leżał jeszcze wokół, w temperaturze sporo powyżej 10 stopni pszczoły zaczęły wyfruwać na oblot po zimie.



Nie myślcie sobie, że pszczoły cieszą się słońcem, wiosną i tak radośnie fruwają w powietrzu. Tu jest o wiele poważniejsza sprawa:-) Przez całą zimę siedziały w ulu, zimowały, a produkty przemiany materii zbierały się w ich odwłoku, nie zanieczyszczając ula.
Teraz trzeba się tego pozbyć ... czasami wręcz widać było, jak tuż po wylocie pszczoła wyrzucała z siebie żółte odchody ... no i ślady na śniegu ...


Pszczoły przetrwały zimę we wszystkich ulach, zostały dokarmione, a zimowy osyp wysprzątany.
Już teraz mąż szykuje dla nich karmę, tzw. ciasto, którym będzie je dokarmiać w miarę potrzeby.
Mróz zahamował kwitnięcie leszczyny, będą zbierać pyłek na pierwszy pożytek.
No i pszczelarz nie zabezpieczył się dokładnie do przeglądu uli, bo nie myślał, że będą tak żywotne, i dwie go użądliły:-)
A zatem sezon pszczelarski uważam za otwarty!
Z każdym dniem śniegu ubywa, a skoro i nocami jest dodatnia temperatura, to niknie wręcz w oczach.

Obserwowaliśmy spod pasieki, jak Amika atakował kruk.
Sąsiad wyrzucił na łąki jakieś kości, pies je wyczuł, zaczął się zbliżać ... no, jak to, konkurencja zbliża się do jedzenia ... i kruczysko zakrążył w powietrzu, i o mały włos Amik zostałby potraktowany dziobem, gdyby nie zdążył kłapnąć pyskiem ...


Pod śniegiem doskonale przezimowała kępa przebiśniegów i od razu zwiedziały się o tym pszczoły ...


Co niektórzy wyjeżdżają daleko na poszukiwanie wawrzynka wilczełyko, gdzieś w Góry Kaczawskie, albo w Sudety ... u mnie jeden rośnie pod chatką, ten jest najładniej rozkwitnięty. Inne dopiero wychyliły się spod śniegu ... pozdrawiam Poszukiwaczy:-)



W każdym obniżeniu zbiera się woda, każdym rowkiem spływają strumyki, niekiedy całkiem spore, a nasz potok szumi potężnie z dołu, jakby wicher szedł po lesie.
Wysoka woda na Wiarze wyrzuciła na brzeg wielkie tafle kry, poskładane w stosy jak płyty chodnikowe ... przez przejazd nie ośmieliłabym się przejechać ...



Wczoraj przyleciała do karmnika na orzechy nieznana mi parka ptaków, czerwona kropa na czole i muśnięta czerwienią pierś, ptak wielkości czyża. Co to może być, wiecie?



Jakie piękne są teraz świty.
Dziś stałam na schodach jeszcze w szarościach ranka, a ptaki już zaczynały swoje koncerty.
Jedne przez drugich, które głośniej, które ładniej ... w tle szum potoku ... szkoda, że nie umiem nagrać tych odgłosów:-)


Właściwie to cieszę się, że zima w odwrocie. Wiosna u bram, nie zaszkodzi jej nawet jakieś tam załamanie pogody, którym znowu starszą nas pogodynki :-)
Sanem dopiero zaczyna schodzić kra gdzieś z głębi gór, wody też sporo w korycie, żeby się tylko pomieściła.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, wszystkiego dobrego, pa!