poniedziałek, 29 grudnia 2014

W czarno-białej tonacji ...

Dziękuję pięknie za wszystkie życzenia i ciepłe myśli.
Życie wróciło do zwykłych rozmiarów, przysmaki zjedzone /zawsze po świątecznej obfitości prosiłam mamę o zwykłą kartoflankę/.
Syn już odleciał na swoje wyspy, rodzinne wizyty spełnione ... nigdy nie spędzaliśmy drugiego dnia świątecznego w domu, zawsze były wycieczki w plener, no ale cóż, realia zmieniają się i trzeba posiedzieć w domu.
Dlatego też wybraliśmy się wczoraj, z wielką ochotą do naszej chatki.
Co prawda temperatura wyzerowała się, bo nie było palone w niej od wtorku, ale nic nie zamarzło na szczęście. Ptaki dostały pełne karmniki, akuratnie kiedy zaczął się mróz, psy wyszalały się po mizernym śniegu, a my koło południa ruszyliśmy na mały objazd pogórzańskich dolin.
Trzeba pakować sprzęt narciarski, bo od jutra rusza mały wyciąg w Arłamowie, a to bardzo blisko od nas, i na nasze potrzeby zupełnie wystarcza ... naśnieżają ostro, a od wczoraj zaczął sypać śnieg.
Krajobrazy straciły kolory, odcinają się od tła tylko malowane kaplice kalwaryjskie, rozrzucone po obu brzegach Wiaru, a także kaplica grobowa Tyszkowskich w Huwnikach ...





Zatrzymaliśmy się na chwilkę nad rzeką, aby znaleźć odpowiedni kamień do zaklejenia pieca, bo z lekka ukruszyło się przy drzwiczkach i widać było płomień z paleniska ... cicho, tylko woda bulgocze po kamieniach, sypie śnieg ...


Ruszyliśmy do góry, na wzgórze kalwaryjskie, a tam, na pierwszym zakręcie "babajaga", droga zajeżdżona, śliska, zupełnie nie posypana ... ciężko wydrapać się serpentynami pod górę, a jeszcze gorzej zjechać ... przejazd przytkany zupełnie.
Ale my przecież tubylcy, znamy prawie wszystkie drogi polne, więc nawrót i na przejazd po płytach w Huwnikach i do góry ...


Nie było tam za wesoło, rozjeżdżone błoto zamarzło w głębokie koleiny, mąż brał ostro kolejne zakręty a tu nagle z naprzeciwka zaczął zjeżdżać sznur samochodów osobowych ... to mieszkańcy skierowali przyjezdnych ludzi na tę drogę, bo nie ma innej możliwości wydostania się z tego wzgórza ...


Strach w oczach kierowców, pytania, czy wydostaną się tędy, jak pokonają rzekę ... uspokajaliśmy, że przejadą płytami spokojnie /bo przecież my tubylcy/...
Być może to ostatnie zdjęcia z tej alternatywnej drogi na Kalwarię, bo przyjdzie trochę wiatru i zawieje ją aż do późnej wiosny ...


A w sanktuarium, przy szopce kojce dla zwierzątek ... w cieple kościoła drzemią bielutkie króliki ...


... i owieczki z z jagniętami ...


... figury świętych przy wejściu przysypał śnieg ...


Oj, zaczyna nam się pewnie zima, z całym jej urokiem i trudnościami ...
Może trzeba będzie zostawiać auto na górze i schodzić z plecakami do chatki, może będą tak wielkie mrozy, że jednak spuścimy wodę z instalacji i zostaniemy w ciepłym domu, a będziemy tylko dojeżdżać co kilka dni, aby uzupełnić karmniki, a może zima będzie łaskawa i pozwoli cieszyć się pobytem w chatce na okrągło ... wszystkie opcje już przerabialiśmy, i wszystkie są do przeżycia.


A więc pakuję sakwojaże i ruszamy za chwilę witać Nowy Rok na Pogórzu, tam, gdzie lubimy.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, życzę wszelkiej pomyślności w Nowym, pa!



wtorek, 23 grudnia 2014

...

Kiedyś siedzieliśmy w Zajeździe pod Caryńską, sporo czasu przed przebudową, i czekaliśmy na jesienne Czart-granie. W malutkiej salce dosyć tłoczno, ale znaleźliśmy miejsce przy stoliku, pod oknem, z nami jakiś człowiek z aparatem fotograficznym ... Mimo, że to był październik, pogoda była bardzo podobna do dzisiejszej, grudniowej ... raz chmury, raz słońce, to śniegiem sypnęło, to deszczem. Ten fotograf, ze stolicy jak się później okazało, biegał tam i z powrotem, bo słońce co chwilę zaglądało zza połoniny, zza chmur ... to niesamowite, lecę, bo się nie powtórzy ... co za widok, co za widok ... ale będą zdjęcia ... Patrzyliśmy z mężem z pobłażaniem na te zachwyty ... i po kilku latach ja zachowuję się tak samo. Kiedy na wprost chatkowego okna takie spektakularne zachody słońca, nie można zostać obojętnym ... i biegam z aparatem , bo zmiany na niebie wydają mi się jedyne, niepowtarzalne, inne z każdą chwilą.




Zrobiliśmy sobie mały odpoczynek od prac domowych, przygotowań świątecznych i wyskoczyliśmy na weekend na Pogórze ... przez pół soboty strzygłam Amika, nożyczkami, a sierści zebrałam całą reklamówkę ... przynosił na długim futrze gałązki, liście i mnóstwo błota, a teraz jest mu lżej, i prawdę mówiąc, właściwie to przystrzygłam go ze względu na śnieg, bo zbija mu się na łapach w kule ... to tak zapobiegawczo, bo śniegu ani śladu, ale przecież w końcu przyjdzie ...


                              
Mąż mówi, że nie jest to dobra pogoda dla pszczół ...


... ciepło powoduje, że rozluźniają kłąb, w którym zimują, co niektóre nawet wydostają się na zewnątrz, próbując latać ... lepsza byłaby niższa temperatura, leciutki mrozik ... zobaczcie sami, koniec grudnia, a zdjęcia jak z wczesnej wiosny.




Szopka z naszej chatki nie za bardzo nadaje się do pokazywania, bo owady zaanektowały ją prawie całkowicie do budowy swoich gniazd, i z roku na rok dobudowują nowe ... ale niech tak zostanie  ...



... a ja chciałam złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia świąteczne, niech ten czas będzie dobry, rodzinny, czuły i ciepły, bywajcie w zdrowiu, pa!


niedziela, 14 grudnia 2014

Chwile z Ciszą ...

Wiosna nam się zrobiła.
Bo jeszcze dwa dni temu było biało na Pogórzu.
Troszkę z duszą na ramieniu zjeżdżaliśmy z góry do naszej chatki, ale kamienista droga dawała jako taką przyczepność. Psy z wielką radością rozbiegły się po obejściu, tyle do obwąchania, do zaznaczenia terenu, bo przecież Paździoch przychodzi, jak nas tu nie ma. My zaś rozpaliliśmy w piecu, zakręciliśmy się chwilę, potem zostawiliśmy psy w chatce, z gadającym radiem, a sami ruszyliśmy w drogę powrotną, ale tylko do Przemyśla.
W piwnicy pod Niedźwiadkiem były śpiewanki turystyczne z Jurkiem Krużelem ...


... z muzykami zespołu "Dusza we mgle" albo Port Przemyśl ... bo grają tu i tu ... śpiewaliśmy różne bukowiny, i szanty też były, i można było posłuchać o starym Przemyśłu, a także obejrzeć wystawę malarstwa ...





Kiedy wracaliśmy, już zaczynało wiać, i to mocno, za to odsłoniło się niebo; Jejku, jak dawno nie widziałam tak rozgwieżdżonego nieba, zupełnie jak w sierpniu. Nawet nie otwierałam okiennic na poddaszu, bo tłukłoby nimi przez całą noc, nie dawało spać, i niepokoiłoby psy, a zresztą jak się ma w perspektywie wolny dzień, i że nie trzeba wcześniej wstawać, to nawet zamknięte okiennice nie przeszkadzają ...


Za to ranek niezwykle słoneczny, w ciepłym wietrze topnieją w oczach resztki śniegu ...  na łąkach pokazały się sarny, i dwie łanie przebiegły ... coś się jednak uchowało przed myśliwskimi sztucerami 


... ze starych drzew w sadzie postrącane suche gałęzie, na tarasie co tylko dało się ruszyć - poprzewracane, a mój płotek pleciony z gałęzi, z dzbankami i doniczkami leży złamany ... żerdki zagłębione w ziemi pewnie spróchniały i nie wytrzymały naporu wichury. Więc na wiosnę czeka świeża robota, gałęzi za drogą dostatek.


Hałaśliwe sójki chętnie przylatują na małą przekąskę, to takie hucuł-baby, pakują do dzioba, ile tylko zmieszczą, zazwyczaj za dużo, przeganiają się nawzajem, sikorkom kradną słonecznik z karmnika, a jak dorwą się do smalcu na pniu śliwy, to odrywają wielkimi kawałami ... takie pazerne, nienasycone, ale ładne, i też chcą żyć ... ale zaobserwowałam, jak dzielny dzięcioł zielonosiwy postawił się sójce i przegonił ją z pnia.


Czytałam sobie, patrzyłam za okno, wiatr hulał po sadzie, a mnie nie chciało się nigdzie wychodzić ... czytałam książkę Marty Obuch "Łopatą do serca", nie najwyższych lotów ... gdzieś tak w połowie przeczytałam zdanie ..." wyglądała jak stara baba z Podkarpacia" ... dlaczego akuratnie z Podkarpacia? zjeżyłam się, tak jesteśmy postrzegani? jestem lokalną patriotką, dla mnie to moja mała ojczyzna, mój dom, rodzina, moja wieś ... zjeżyłam się bardzo ...


Wygonił mnie z chatki zachód słońca ... zachodzi teraz nad Kanasinem, by za chwilę rozpocząć powrotną drogę i w czasie letniego przesilenia znaleźć się aż za Kopystańką ..



I w tych różowościach zachodniego nieba znowu ruszyliśmy do Przemyśla, bo w klubie Niedźwiadek koncertował zespół "Cisza jak Ta" ... aż znad morza przyjechali tutaj ...


Tym razem w repertuarze było dużo utworów do słów poetki Wiesławy Kwinto-Koczan "Wuki", tak też nazwali ostatnią swoją płytą, śpiewali również piosenki starsze ...


Kraina łagodności, poezja Leśmiana, Bellona, Kofty, listy Osieckiej do Jeremiego Przybory, powyższy Szemkel powstał w natchnieniu słowami Herberta ... przejmujący "Skowyt", i "Chleba naszego poprzedniego", i tyle słów o miłości ...


Są gitary, dobra robotę robią skrzypeczki, i flet poprzeczny, elektryczna perkusja nie wdziera się gwałtem do uszu, a delikatnie wystukuje rytm ... śpiewają wszyscy oprócz basisty, główny prym wodzi Michał Łangowski ...


Dwie godziny minęły jak z bicza trzasł, jeszcze tylko zakup płyty, bo artystów trzeba wspierać, a my zabierzemy ze sobą te czarodziejskie nutki ... do domu, na zimowe wieczory.
A z tej radości, że tak ciepło się zrobiło, i tak wiosennie, i widoczność aż na Ukrainę, zrobiłam kilka zdjęć dookólnych o wschodzie słonca... na pewno znacie te okolice, bo nie raz je pokazywałam, i niniejszym uczynię to również ...



Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!


W Ustrzykach Dolnych ponoć stok na Gromadzyniu już gotowy dla narciarzy, i szusujących nie ma dużo, a tu taka wiosna!

czwartek, 11 grudnia 2014

W birczańskich lasach ...

... schowana jest miejscowość Kotów. Kiedyś przy drodze stał znak " Kotów 7", w tej chwili drogowskaz wskazuje tylko Rudawkę. Co kilka lat robimy sobie wycieczki do miejsc już nam znanych, patrzymy na zmiany ... mąż odbiera to jeszcze inaczej, Pod koniec lat 80-tych bywał tu często, bo doglądał remontów bloków mieszkalnych w byłym już pegieerze.
Kiedy byliśmy tu kilka lat wstecz, wiele mieszkań stało pustych, gospodarstwo rolne jakby opustoszało ... ale teraz następuje odwrót, powstała stadnina koni, na polach i łąkach ruch ciągników, jeszcze ostatnie prace gospodarskie ... Zajechaliśmy na widokowe wzgórze za Kotowem, gdzie niedaleko przechodzi niebieski szlak do Dynowa ... opar nad górami nie pozwolił popatrzeć na odległe pasma.
Szczególnie interesowała nas cerkiew św. Anny, od lat w wielkiej ruinie ... zapamiętaliśmy drewniany sufit kopuły, podparty ogromnym konarem, pewnie gdyby nie on, runęłoby wszystko już dawno ...


To stan sprzed kilku dobrych lat.
Stała bidulka coraz bardziej pochylona, bez widoków na przyszłość, bo nikt nie chciał się nią zająć ... i nagle cud ... roboty ruszyły, odbudowane zmurszałe ściany, nowa podmurówka, błyszczą nowością wymienione belki, jeszcze niebieskie plandeki wyglądają brzydko, ale chronią przed niszczącym działaniem opadów ...





Niewiele uratowano "substancji historycznej", ale dobre i to ... niech zostanie główna bryła jako świadek przeszłej historii, może kiedyś będzie tu jakaś wystawa, prelekcja, spotkanie ... tuż obok zielony barwinek znaczy miejsce po dawnym cmentarzu, ze dwa krzyże ...


Belki do odbudowy nie są obrabiane maszynowo, widać zacięcia po siekierze, a poza tym to chyba wymóg konserwatorski ...


Obok leży spróchniała kupa belek, mąż zwraca moją uwagę na mistrzostwo starych cieśli ...


... Zobacz, tu nie ma jednego gwoździa, wszystko czopowane ...


... a zobacz tu, ile tu jest płaszczyzn ... to nie jest połączenie na zwykły "jaskółczy ogon" ... jakie to jest przestrzenne ... a zamykało się jak najprawdziwszy zamek, belka po belce ... ile lat stoją takie budynki, opierają się wszelkim burzom ...
Dla mnie, zupełnego laika, to kawałek powycinanej belki, a dla męża sztuka, wiekowa praktyka prawdziwych cieśli ... ponoć są jeszcze tacy, którzy to potrafią, dziadkowie przekazali tajemną wiedzę, ale nielicznym, bo pewnie niewielu chciało się nauczyć ...


Zapamiętałam kaplicę z kamienia w jakimś ogrodzie ... i jest, bardziej na zachód


... kiedy byliśmy tu pierwszym razem, za nią stał dom, stara babuleńka siedziała na ławeczce pod nim ... dziś po domu nie ma śladu, tylko nieużywana studnia mówi, że ktoś tu mieszkał ...


... z kamiennych ścian kaplicy wyrastają paprocie ...


No i właśnie ... dopiero przed chwilą doczytałam, że naprzeciwko cerkwi stał dwór, i jeszcze jedna kapliczka ... zostały tylko ruiny, ale można było pozaglądać, zielska położyły się, liści nie ma, dobrze widać ...


Wracaliśmy nieśpiesznie zupełnie inną drogą, w kierunku na Łomną, słońce świeciło nam prosto w oczy, więc nie zauważyliśmy żadnych znaków zakazu ... za to nad drogą przeleciał ogromny puszczyk, i tylko tak udało się go sfotografować ...


... lisek był tak zaaferowany polowaniem na myszy, że w pewnym momencie pomyślałam, że może wściekły? ... wreszcie doszło do niego, że jest obserwowany i zwiał ...


Słońce chyliło się ku zachodowi, przejechaliśmy dolinę Jamninki stoczyliśmy się gładko nowiuśką drogą arłamowską i ze słońca znowu wjechaliśmy w chmury ... bo one nie opuszczały naszej góry ani na moment ...


A w niedzielę rano, jak zwykle, wybraliśmy się na kalwaryjskie wzgórze ... to ci dopiero była jazda, bo w nocy spadł deszcz i zamarzł w gładką powierzchnię ... po kamienistej drodze, pod górkę, jeszcze jakoś szło, ale z górki po asfalcie horror ... jedno koło na poboczu i po centymetrze zjeżdżaliśmy w dół. Tuż przed najstromszym odcinkiem po prostu zrezygnowaliśmy, nie pomagał napęd 4x4, zawróciliśmy na łące i z powrotem do chatki ... dopiero koło południa troszkę poluzowało.


A najgorsze jest to, że chcą nam położyć asfalt w dół, jak oblodzi, to nikt nie wydrapie się na górkę, do wioseczki ... sąsiad "powyższy" już zostawia auto na górze i piechotą idzie do domu, a droga jeszcze kamienista.


Wracaliśmy przez Brylińce, a tam takie widoczki, i cerkiew na wzgórzu ...


... i kościółek w Rokszycach z kapliczką pątniczą ...


,,, a to wszystko widać na rozstaju dróg, ładnie, prawda?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego życzę, pa!


HOUSTON, HOUSTON, MAMY PROBLEM ...
Od wczoraj coś mi się napsuło i mam włączoną weryfikcję, nawet jak odpowiadam na Wasze komentarze, i Wy pewnie też, jak do mnie piszecie ... sprawdzałam w ustawieniach, weryfikacja wyłączona, zaznaczone "nie", czyżby jakiś złośliwy chochlik?
Może ktoś mi doradzi, jak to-to usunąć?
Dziękuję z góry!