wtorek, 26 maja 2015

Pod słońce ...

Tym razem wyruszyliśmy pod słońce na zachód.
Na Pogórzu Ciężkowicko-Rożnowskim, w urokliwej Jamnej odbywał się festiwal piosenki turystycznej "Pod słońce". W bacówce, dawnej "moskałówce", jak to nazywano, zebrała się brać turystyczna, w przewadze z forum bieszczadzkiego ....o! już mamy tu znajome twarze, poznajemy także nowych ludzi. Grupa sandomierska, rzeszowska, łódzko-włocławska, ludzie z Tarnowa, Warszawy, Wrocławia ... trzeba to lubić, żeby nie przespać nocy, jechać tyle kilometrów. Wspólne, śpiewające wieczory przy ognisku, wspólne wędrowanie pozwalają oderwać się choć na chwilkę od codzienności ... choć pogoda nie sprzyjała, słońca nie było widać ani przez chwilkę, trafiliśmy na dziurę między jednym deszczem a drugim, co pozwoliło w miarę suchym wrócić do schroniska.




Pierwszy wieczór koncertowy odbywał się bez sprzętu nagłośniającego, tylko gitary, fujareczki, bębenki ... "Bez zobowiązań", a potem "Cisza jak ta" ... pomagamy wykonawcom ze wszech sił, wszak znamy ich piosenki. Potem ognisko i znowu śpiewanie prawie do białego rana ...


Trzeba złapać parę godzin snu, bo przed nami wędrówka po nieznanym nam Pogórzu Ciężkowickim. Co prawda rano nie widać nic, taka mgła, ale dobrze, że nie pada ... ruszamy na szlak.




Po lasach porozrzucane skałki, podobne do Prządek, my doszliśmy do Wieprzka, ogromnej pojedynczej wychodni skalnej, z która oczywiście związana jest legenda w typie: ... diabły niosły kamień, by zrzucić na nowy kościół, rozdzwoniły się dzwony i kamień wypadł im w lesie, nie czyniąc szkody ... inna mówi, że wędrowali tędy kupcy ze stadem świń, tak się pokłócili o jednego świniaka, że w złą godzinę wypowiedział jeden z nich: ... niech skamienieje ... i stąd ta nazwa skały ...


Po powrocie z trasy czekała nas jeszcze jedna atrakcja, spory kawałek od Jamnej.  Pojechaliśmy zobaczyć coś, co stworzył jeden człowiek ...


Kiedy powstał zalew rożnowski, człowiek ten nie mógł dojechać do swojego pola, a zły sąsiad nie pozwolił mu jeździć przez swoje włości. Nosił więc kamienie przez kilka lat i budował w głębokim jarze potoku most, głęboki na 13 metrów, a długi na 20 ... ogromny wysiłek dla jednego człowieka ...



Jak przez mgłę pamiętam program w tv o tym człowieku, o jego wysiłku, bezradności urzędników ... teraz stało się to miejsce swoistą atrakcją turystyczną, gmina czerpie z tego korzyści, a kiedyś nie pomógł mu nikt.
Wieczór pełen smaczków muzycznych, zespół "Celtic tree" ...


... potem "Mikroklimat" ... ileż to pokoleń już słucha ich muzyki ... niezwykle ciepli ludzie, Basia Sobolewska i Stanisław Szczyciński ... śpiewali, bisowali, a my z nimi ...


... Leonard Luther, dźwięczny, mocny głos ...


I tutaj zmogło nas zmęczenie, jak przez mgłę słyszeliśmy jeszcze z naszego pokoiku na poddaszu dochodzące śpiewy bardziej wytrwałych ... za to my wstaliśmy o świcie, i ruszyliśmy w powrotną drogę. Deszcz nie odpuszczał, a my przecięliśmy Beskid Niski, na Słowacji zwolniliśmy z lekka, żeby przypadkiem jakiś ranny ptaszek policyjny nie nałożył na nas niemałej "pokuty" ... za Medzilaborcami jechaliśmy pod Bukovske Vrchy ... o dziwo, wyszło słońce, a może właściwie od tego miejsca zaczynała się ładna pogoda ... hostovickie luky, naturalne stanowisko irysa syberyjskiego ...






Nie trafiliśmy w dobry czas, większość kwiatów jeszcze w pąkach, za tydzień będzie tu niebiesko, całe łany ... może kiedyś trafimy tutaj w pełnym rozkwicie irysów.
Znowu wróciliśmy w chmury, siąpiący deszcz ... o, w Bieszczadach to dopiero barowa pogoda, pewnie cały deszczowy front oparł się o góry i ani chce ustąpić. Mało turystów, mało aut na parkingach u wejść na szlaki ... tylko pstrąg w Przysłupiu ma ten sam smak, i bez kolejki.
Ponieważ leje bez przerwy, nasza rozkopana droga do chatki zmieniła się w gliniastą breję, sąsiadka jest uziemiona zupełnie, swoim autem nie wydrapie się pod górę, może ten tydzień coś zmieni ... słońca, słońca nam trzeba!
Patrzę za okno, majowa czereśnia cała w czerwonych owocach, a szpaków jeszcze więcej ... goszczą się rozkosznie na gałęziach, kłócą między sobą, a w przerwie suszą i czyszczą piórka pod czereśnią ... jeśli tak będzie dalej mokro, owoce popękają i zgniją na gałęziach, niech chociaż szpaki się pożywią.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, słońca życzę, i Wam, i sobie, pa!


piątek, 22 maja 2015

Dla koniarzy i lubiących inne zwierzęta ...


Ludzie mnie zadziwiają, i to mile ... pewnie jeszcze nie raz w życiu ...
Byłam w gminie, jakieś ważne pismo zanieść, a potem wstąpiłam do sklepiku. Właśnie po wkłady do zniczy, bo akuratnie zrobiło się Zimnych Ogrodników, Zośki, prognozy przymrozkowe ... pomna porad Gorzkiej Jagody, zaopatrzyłam się w nie, żeby znów mróz mnie nie zaskoczył.
Przede mną robiła zakupy staruszeczka, bezzębna, ubogo ubrana, w grubą kurtkę, bo było chłodno ... jakieś drobnostki dla siebie, bułka, mleko ...
- A puszki dla kota ma?
- Tak, - odpowiada sklepowa.
- A z tuńczykiem? Bo moje koty tylko z tuńczykiem jedzą. -
Pani za ladą poszperała, poszukała, niestety, były tylko z kurczakiem.
- To nie, idę szukać gdzie indziej, bo nie zjedzą.
Za dużego wyboru to tu nie ma ze sklepami, jest jeszcze jeden ... może tam znalazła te puszki z tuńczykiem. Dla swoich wybrednych kotów, z delikatnymi podniebieniami.
Ja wzięłam te z kurczakiem, z kolei dla swoich kotów, tych pod dębem ... im smakowały bardzo.
A teraz coś dla koniarzy ... z Kopystańką w tle ...
To sąsiedzkie konie, pasły się kilka dni za płotem ... zdjęć całkiem sporo, jak to zwykle zresztą u mnie, umiaru nie mam ...









Pozdrawiam serdecznie, słońca życzę, pa!


wtorek, 19 maja 2015

Nie będzie już takich dróg ...

Wiem, że są potrzebne dobre drogi ... wszędzie mieszkają ludzie, dzieci chodzą do szkoły, w najgorszą pluchę czy zamieć chciałoby się pod domem wsiąść do auta, a nie drałować w błocie czy śniegu na samą górę ...


A jednak mi żal.



Nie będzie już dzikiego zjazdu z góry kalwaryjskiej, kamienistą drogą, z wymytymi poboczami po solidnych ulewach, nie będzie już naszej drogi ... malowniczej, chroboczącej kamieniami pod kołami "czołgu" ... już drogowcy wykopali rowy, uklepali nawierzchnię, za chwilę będą nawozić kamienie i wszystko zaleje asfalt.


Stare trakty, szlaki pątnicze, wydeptane przez wieki setkami stóp pielgrzymów ... wiejska droga, przy której kiedyś rozłożyła się wieś, po wojnie częściowo wysiedlona ... pozostali mieszkańcy przenieśli się wyżej, na górę ...  a jednak żal.
W taki jeden dzień majowy, kiedy niebo było bezchmurne zupełnie, a widoki dalekie, wybrałam się z przyjazną duszą na Górę Filipa. Bywałam tu nie jeden raz, a celem było przede wszystkim spojrzenie na zawilce olbrzymie, które tu rosną w stanie dzikim, potem na lilie złotogłowy, i właściwie na tym kończyła się moja znajomość niespotykanych okazów botanicznych, które tu występują.




Tak, trzeba wiedzieć, na co się patrzy, bo oprócz wyżej wymienionych roślin, zobaczyłam wiele innych ...


... coś plamistego, to prosienicznik plamisty, w życiu nie zwróciłabym na niego uwagi ...


... krzyżownica czubata ... tak, tak, wymądrzam się, kiedy ktoś inny rozpoznał te rośliny ...



... różne storczyki ... listera jajowata ... o! takiej to w życiu nie widziałam ...
A wszędzie łany omanu wąskolistnego w fazie pąka, co też tu będzie za jakiś czas, kiedy to wszystko zakwitnie ...


... bo lilia złotogłów też zbiera siły ...


A jak już z przyjazną duszą ruszyłam w teren, to i  kirkut rybotycki też został nawiedzony, cały w białych kulach przekwitłego mniszka ... jeszcze parę dni temu było tu pewnie złoto ...


... i pozostałości cmentarza ewangelickiego w Makowej ...



A wracając do storczyków ... koło naszej chatki też kwitną ... pewnie to są najzwyklejsze, pospolite, ale nasze ...




Jeszcze nie koszę trawy, tylko w miejscach komunikacji, obkosiłam także borówki, żeby nie marniały w trawie, a reszta niech kwitnie, przekwita, wysiewa nasiona ... a pszczoły jeszcze oblatują kwiatki ... teraz pysznią się łany bodziszka żałobnego ...


Kolejne dni upływają mi na ciągłych robotach ziemnych, budowanie od nowa tarasu, skarpowanie, nawet udało nam się wciągnąć pod górę betonowy słup, jako podstawę do murowania kamiennej ściany ... sposobem, jak przy budowie piramidy, przesuwaliśmy ciężar na drewnianych palach ... udało się. Nocami paliły się pod tunelem foliowym tajemnicze ognie, bo zapowiadali przymrozki ... nocą wyglądało to trochę straszno ... duchi, panie, duchi ... a to tylko wkłady do znicza:-)
Już na łąkach słychać derkacze, słodkomdląco pachną rozkwitłe głogi ... znowu wpadłam na chwilkę do domu papiery ważne wypełnić, słupki porachować i wracam z powrotem.


Jeszcze pochwalę się wypatrzonym w klamociarni oryginalnym grillem ... kojarzy mi się z ogromnym baniorem z filmu "Kopalnie króla Salomona", z przystojnym Richardem Chamberlainem i młodziutką Sharone Stone w rolach głównych... gotowali z nich tubylcy zupę jarzynową na ogromnym ogniu, a oni rozkołysali ten gliniany gar i toczyli się, i toczyli po zboczu ...


Kotek został jeden, dokarmiam go w dalszym ciągu, może ktoś weźmie i tego ... szkoda, że nie poszły razem, do jednego domu ... trudno zmuszać kogoś ...


Nad Turnicę wywiózł ktoś obcięte gałęzie wierzbowe, zobaczcie, jak dokładnie okorowały je pewnie sarny, bo kto sięgnął by wyżej.


Pozdrowienia ślę do Was, dziękuję za odwiedziny, dobrych dni życzę, pa!