poniedziałek, 27 czerwca 2016

Jak ten czas leci ...

Już druga świeczka została zdmuchnięta z tortu urodzinowego:-)
Ponieważ Jaśko jest wielkim fanem wszelkich maszyn budowlanych, a największym uznaniem cieszy się kopara, to i tort został przystrojony koparą ...


Co tam dmuchanie świeczek, co tam kolorowe konfetti, balony czy jakieś ognie, jak tam na torcie stoi jego ukochana kopara, i jak na razie nie pozwalają jej ruszyć:-)


- Kopara! Kopara! - wreszcie wziął ją w ręce ... trochę mu się rozlatywała, małe zdziwienie, że to jednak nie zabawka, i co najgorsze ... można ją zjeść:-)


Mimi jak zwykle przy Jaśku, bo wie, że albo mu coś spadnie do jedzenia, albo sama mu zabierze:-)


Z Jaśka niemowlaka wyrósł chłopczyk, z którym można sobie fajnie pogadać, a mnie woła "babcia Majiś" .... miodek kapie mi na serce:-)

Mamy za sobą kolejny remont naszego domu.
Gdzieś tam cichutko i prawie niezauważenie sączyła się w ścianę woda z nieszczelnej instalacji, a więc znowu kucie, gruz, pył ... i u młodzieży, i u nas ... ekipa "wodkanciarzy" sobie poszła, przyszli inni na naprawianie tego, co poprzednicy zepsuli ... w zeszłym tygodniu został odgwizdany koniec robót.
Trzeba wreszcie oprać dom ...
Pralka coś zaczęła fiksować, jakieś dziwne przerwy w pracy, potem zupełnie odmówiła posługi ...
tiaaaaa!  po wszystkich robotach z gniazdek w łazience zniknął prąd ...
Syn się śmieje, że na to jest tylko jedna rada ... trzeba skuć płytki ... ha, ha! jaki żartowniś!
Już się nawet nie denerwuję, na razie przeciągam przedłużacz z pokoju, a mąż obiecuje, że coś wymyśli:-) ... nienawidzę remontów !!!!!!!


Posiałam sobie w tym roku tytoń narcyzowy, ładnie nasionka wzeszły, potem zaczęły ginąć, ostało się tylko kilka bardzo delikatnych roślinek ... i wreszcie zakwitły ...
Za to maciejki całe łany ...


Zebrałam ostatnie płatki róż, znalazły się w słoju w towarzystwie lipy, będzie nalewka różano-lipowa. oczywiście na miodzie:-)


Za napój służy mi woda z rozcieńczonym miodem, z dodatkiem plasterka cytryny i gałązką dzikiej mięty, której na naszych łąkach jest mnóstwo.
Zresztą zajmuję się teraz różnymi doświadczeniami z miodem ... ostatnio nastawiałam miody pitne, a konkretnie sycone:-) od razu przed oczami staje mi imci pan Zagłoba, wielki smakosz tychże szlachetnych trunków.
A miód pitny to nic innego jak mieszanka wody z miodem w odpowiedniej proporcji poddana fermentacji, podobnie jak wino ... miód sycony różni się tym, że roztwór ten gotuje się dosyć długo, zdejmuje wytworzoną pianę, studzi, a dopiero potem dodaje się drożdże.
Zrobiłam "czwórniak", a mam jeszcze ochotę spróbować "trójniaka", a nawet "dwójniaka" ... tylko te ostatnie bardzo długo dojrzewają:-)
Przy całym procesie sycenia tychże miodów w pomieszczeniu unosi się niesamowity zapach, miodu, wosku, taki, że nawet zwabia pszczoły do wnętrza ... ponieważ ściany naszej chatki są zupełnie surowe, mam nadzieję, że trochę tego niezwykłego aromatu zatrzymają:-)


Mamy lato, nad Wiarem kwitną modro łany dzikiej cykorii podróżnik, na nasłonecznionych, suchych miejscach złoci się obficie jakaś krzewinka w typie szczodrzeńca :-)...


Jak ten czas leci ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, radości z "wakacjowania", pa!






poniedziałek, 13 czerwca 2016

Z drugiej strony Kopystańki ...

Spóźniłam się odrobinę na to spotkanie ze znajomymi po drugiej stronie góry.
Najpierw zagadałam się z mężem, potem musiałam zrobić zdjęcie dzwonkom, bo przecież za chwilę skoszą łąkę i będę żałować ...


... w rowie wypatrzyłam białego storczyka, jak tu nie pstryknąć zdjęcia:-)


... no i jeszcze te dziury w leśnej drodze nie pozwoliły mi szybko jechać:-)
A dlaczego z drugiej strony góry? ... bo tam powstała nowa ścieżka dydaktyczna "Doliną Cisowej". Zaczyna się od punktu widokowego przy drodze Przemyśl-Sanok i prowadzi w dolinę pięknymi łąkami, zboczem wzniesienia Mordownia.


Ponieważ było to dosyć późne popołudnie, a także po rzęsistym deszczu, prawie wszystkie motyle ukryły się przed nami, za to przez cały czas trwania wędrówki towarzyszyły nam derkacze,a także strumieniówki, 'świerszczące" jak najprawdziwsze cykady nieprzerywanym głosem.
Sama Cisowa to w tej chwili tylko kilka domów, a teren popegierowski z zabudowaniami przejęty przez arboretum w Bolestraszycach.
Wieś stara, zmieniający się właściciele, pod koniec XIX stulecia ostatni z nich, Paweł Tyszkowski, przekazał Cisową z częścią dóbr rybotyckich Polskiej Akademii Umiejętności z Krakowa, a po wojnie ... wiadomo, jak było po wojnie z takimi majątkami.


Stare dęby, lipy znaczą miejsce po dawnej wsi, z dawnej zabudowy ostał się bezstylowy dworek i stara kapliczka ... a także dwa cmentarze ...


Kryciński w swoim przewodniku po Pogórzu Przemyskim tak m.in. dokumentuje burzliwe dzieje wsi  z czasów nie tak dawnych...
W Cisowej urodził się Grzegorz Jankowski, ps. "Łastiwka", w latach 
1946-1947 dowódca oddziału UPA „Uderzeniowiec-7" w składzie Kurenia 
Przemyskiego, który w 1946 r. stanowił ochronę Szkoły Podoficerskiej 
im płk. "Konyka". Jankowski w czasie okupacji był komendantem 
policji ukraińskiej w Olszanach. Większość partyzantów w jego sotni 
pochodziła z Cisowej, dwaj bracia byli dowódcami plutonów. Zginął w 
czerwcu 1947 r. w walce z WP pod Leszczawą Dolną koło Birczy. W 
Cisowej urodził się także Włodzimierz Sus, ps. "Oreł", w latach 1945-
1947 dowódca bojówki Służby Bezpieczeństwa OUN II rejonu w 
nadrejonie "Chłodny Jar", który w marcu 1947 r. przeszedł na stronę 
WP. Dostarczone przez niego informacje przyniosły ukraińskim 
powstańcom wiele strat.

I tu mi się przypomniało, jak w zeszłym roku zszedł do nas jeden z mieszkańców wioseczki, staruszek i opowiadał nam trochę o tych czasach, a zwłaszcza jak został wysadzony jeden z bunkrów upowskich wraz z załogą pod Chybem, gdzieś tam za grodziskiem nad Huwnikami. Był wtedy małym chłopcem, i w jego opowieści kilkakrotnie przewinęło się "Oreł".
Odnalezione po kilkudziesięciu latach szczątki  poległych pod Birczą zostały przewiezione na ukraiński cmentarz wojenny w podprzemyskich Pikulicach, założony w 1920 roku ...

Pochowanych zostało na nim ok. 2 tys. żołnierzy Armii Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej dowodzonych przez Semena Petlurę. Byli oni internowani od listopada 1918r. obozie jenieckim w Przemyślu-Pikulicach. Zmarli oni w wyniku epidemii i pochowano ich w 4 mogiłach zbiorowych na terenie wcześniejszego wojennego cmentarza austriackiego. 
Po dewastacji w czasach PRL, odnowiono go ok. 1990r. W 2000r. pochowano tu 47 żołnierzy UPA, co wzbudziło wiele kontrowersji. 
......
 plany pochówku poległych pod Birczą wywołały masowe protesty. Mieszkańcy miasteczka nie godzili się nawet na ekshumację zwłok leżących pod klepiskiem na podwórku jednego z domów


A wracając do naszej wędrówki po bezkresnych łąkach nad Cisową ... cisza, spokój, świeże powietrze, zapach ziół i kwitnącego czarnego bzu i ... ani jednego człowieka po drodze.
Jedną z osobliwości w samej dolinie jest prawie 2-metrowy wodospad na potoku Cisowa z ładnie uwidocznioną ścianą fliszu karpackiego ...


Zajrzeliśmy jeszcze "Na Górkę', na stanowisko murawy kserotermicznej, jedne rośliny przekwitły, inne mają dopiero zamiar, różowy krwawnik  wyróżniał się wśród białych ...


Słońce chyliło się już za góry, ściemniało się lekko, a my jeszcze w dolinie ... czas na powrót. Ja mam blisko, bo tylko kilkanaście kilometrów objechać półkolem Kopystańkę, a moi znajomi o wiele dalej ... pożegnanie, uściski i ruszamy każdy w swoją stronę.
Nie zobaczyliśmy tajemniczego mieszkańca potoku - minoga, schował się przed nami urodziwy chrząszcz-tygrys, za to świerszcze dały koncert:-)


A po drodze małe odkrycie ... w rowie jakieś delikatne rośliny, tworzące pajęczynowate, białokwitnące kępy ... dotknęłam łodygi ... lepka jak smółka, zbliżyłam nos ... pachnie upajająco ... zresztą chyba wszystkie kwiaty pachną najintensywniej wieczorem:-)


Już cieszyłam się, że może dokonałam botanicznego odkrycia na naszym Pogórzu, że to rzadkość na skalę krajową ... lepnica karpacka, ale kiedy wczoraj zajrzałam do internetu i zoczyłam mnogość tych lepnic różnistych ... eh! to chyba nie będzie odkrycie:-) ... tylko botanik odróżni je od siebie:-)
Jeszcze zdążyłam spod kapliczki uchwycić panoramę Kopystańki, tym razem z naszej strony ...


Ciemność zapadła, gdy wjeżdżałam w bramę podwórza, a tam z kolei pod chatką zapach wręcz narkotyczny ... maciejka rozkwitła:-)
Przestałam lubić sójki ... byłam świadkiem, jak jedna rozbójniczka wpadła do gniazda drozdów na pobliskiej śliwce ...


Pobiegłam tam na krzyk zaniepokojonej ptasiej matki ... sójka rozdawała ciosy mocnym dziobem, zabiła i wyrzuciła dwa pisklęta z gniazda, uciekła dopiero na moje krzyki i klaskanie ... myślałam, że mi serce pęknie na widok tych skrwawionych podrostków, brakło im kilku dni, żeby sfrunąć z gniazda ... cisza tam wysoko zdawała się mówić, że nic nie zostało w gnieździe ...
Po jakimś czasie cichutkie świergotanie zwróciło moją uwagę ... został jeden pisklak ... odkarmiony sfrunął z gniazda chyba przedwczoraj:-)
Ostatni tydzień był dosyć chłodny, zwłaszcza nocą, obawiałam się wręcz przymrozków ... jakoś dziwnie się dzieje w tej wiosennej aurze ... na Boże Ciało u mojego brata spadł taki grad, że najstarsi tego nie pamiętają ... straty ogromne, zbiło wszytko ... trzeba wysiewać, sadzić na nowo, może zdąży urosnąć.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, wszystkiego dobrego, pa!




niedziela, 5 czerwca 2016

Co w trawie piszczy ...

Ostatni kawałek trasy na nasze Pogórze pokonujemy z Bryliniec drogą lesistą, pełną dziur i wybojów, i która na dodatek prowadzi ciągle do góry, ale to chyba najładniejszy jej kawałek. Kiedy jest mglisto, ciemno, albo pada deszcz, to droga prawie jak z horroru, ale teraz ... zresztą taka wiosna dodaje uroku każdemu miejscu. W gęstych zaroślach, tuż przy drodze młodziutkie liski baraszkują czekając na matkę, która przyniesie im jedzenie ... ciekawe świata, ufne bawią się, umykając w krzaki, kiedy nadjedzie auto ... Ale ciekawość nie pozwala im odchodzić daleko, zerkają i wcale nie uciekają ... widzimy je któryś raz z rzędu ...


Na poboczu, w rowach i trochę dalej kwitną znowu storczyki, inne niż te na naszym podwórzu, jaśniejsze i z wyraźnym wzorem ...




Wczoraj wbiliśmy ostatni gwóźdź w ostatnią deskę na naszej budowie, i niniejszym ogłaszam, że sezon budowlany zakończony. Dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie, bo trzeba było obkosić ule z wysokiej trawy, a potem do późnego popołudnia kończyliśmy pomieszczenie gospodarcze ... przybok, jak tu nazywają takie coś:-) Mąż jeszcze poszedł zajrzeć do uli, a ja szykowałam jedzenie ... zostaw wszystko, będziemy miód kręcić, bo ule pełne - usłyszałam pod oknem. To i zeszło nam przy tej kolejnej, ale jakże przyjemnej robocie prawie do ciemnej nocy ... odsklepiałam plastry, miód spływał słodziutkimi łzami, a potem do wirówki ... aromatyczny, złocisty, kwintesencja pogórzańskiej wiosny, bo tutaj są wszystkie kwiaty, jakie kwitły od przedwiośnia do tej pory ... a trzeba robić miejsce, bo pomnikowa lipa powyżej nas zakwitnie lada dzień.
Nasze pszczoły bazują tylko na naturze, nie ma u nas rzepakowych pól, nie ma oprysków, tylko łąki, runo leśne, a także pobliskie krzewy czy drzewa ...


Każda kropla miodu budzi we mnie myśl, ile tu trudu pszczelego, ile oblotów, a ta obfita, słodziutka struga ... ileż one musiały się napracować ... Nie wszystkie ule zostały odciążone ze słodkiej zawartości, reszta czeka na przyszły tydzień.
Czas upływa mi bardzo pracowicie, najpierw koszenie, potem trzeba było grządki wyplewić z zielska, a także pomidory zapalikować, podwiązać ... dogadzam im opryskami z drożdży, tak samo jak ogórkom ... dobrosąsiedzkie kapusty, selery rosną pod folią jak  jakieś mutanty, czekam, kiedy kapusta zacznie zwijać liście, bo rozkłada je na razie jak kapelusze:-)


Na grządkach pomieszanie z poplątaniem, ale chyba to służy warzywom, z sałatami zdecydowanie przesadziłam, bo mnogość ich wielka już zaczyna nas przerastać ... mimo, że jemy ją prawie do wszystkiego ...




... pod okryciami papryka i ogórki. Sadzonki papryki i pomidorów własnego chowu od najmniejszego ziarenka, które również pozyskałam z najdorodniejszych owoców ... resztę rozsad kupiłam na zielonym rynku. Koper rozsiewa się sam, jest nawet dorodniejszy, niż ten z torebki, no i kolendra nie zawodzi, mimo, że służy raczej ozdobie, bo nici z jej oswajania:-)
Zaczęły się również różane żniwa ... małe krzaczki, podarowane przez koleżankę, rozrosły się bujnie przy płocie, prawie codziennie zbieram ich pachnące płatki ...




Zobaczcie, że łaciata pomocnica cały czas przy mnie, bo ona nie odpuszcza ani na chwilkę ... róża rozmnaża się przez podziemne rozłogi, wypuszcza co i raz nowe odrosty, teraz i ja mogę dzielić się z innymi sadzonkami, nawet panowie, którzy budowali drogę, chętnie zabierali je dla swoich żon:-)
Kiedy poranki wstają skąpane w obfitej rosie, to znaczy, że będzie pogodny dzień ...



Poszłam na łąki, zobaczyć, co w trawie piszczy, zanim kosiarka położy ją w pachnące pokosy ... u nas kwitną podkolany ... a jeszcze niedawno było to pole orne:-)



... ale sąsiedzka łąka, która zawsze była łąką, to już prawie kwietny step:-)





A ten biało zakończony ogonek widzicie?  ... i tu też ...


Pozostając pod urokiem wszelkiego rodzaju szałwii pokażę jeszcze swoją grządkę z szałwią lekarską, którą sobie sama wyhodowałam ... raj dla trzmieli i pszczół ...


Na swojej drodze spotkaliśmy również młodych ludzi, którzy "eksplorowali" Pogórze ... z mapą w ręce poszukiwali alei lipowej w Berendowicach, fundamentów po dworze ... byliśmy tam kiedyś skierowani opowieściami mieszkańców naszej wioseczki, więc i im wytłumaczyliśmy, gdzie szukać ...  bo Berendowice w tej chwili to przysiółek Aksmanic, a te pozostałości po folwarku są na południe od wsi, czyli na stoku góry Chyb, a bardzo łatwo tam trafić, bo przy drodze do Huwnik, za kapliczką św.Franciszka, na składzie drewna w prawo... chwila rozmowy, i ten zachwyt w oczach chłopaka ... bo Pogórze "jeszcze takie nieodkryte turystycznie"  ... czy trafili tam? nie wiem:-)


Przy tarasie zakwitł nasz jaśmin złotolistny, a więc wieczory w jego zapachu, zresztą nie tylko wieczory, pachnie przez cały czas:-) ...  ptasie dzieci uczą się latać, czasami niezdarnie i śmiesznie, przestrzeń rozszczebiotana, rozćwierkana od nawoływań, niedaleko poszczekują jelonki, gdzieś wysoko kwilą orliki ... ale to już nie w trawie, podniosłam wzrok wyżej:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!


czwartek, 2 czerwca 2016

Niebo na hostovickich łąkach i krypta w Osadnem ...

Nareszcie udało nam się trafić prawie w sam środek kwitnienia irysów syberyjskich, a to wszystko na łące, w pobliżu wsi Hostovice na Słowacji.








... i storczyki też się trafiają:-)



Jeszcze odwiedziliśmy Osadne, z prawosławną cerkwią, a w niej krypta żołnierzy z I wojny światowej ...






Tutaj można poczytać o historii tego miejsca http://www.krypta.sk/polski/osadne-krypta-krypta.html
Wiem, niemiłe to zestawienie, kwitnąca łąka, wiosna i te kości poległych ... obie wojny przetoczyły się tutaj, zostawiając tyle ofiar.

Na naszych pogórzańskich łąkach też niebiesko, u nas kwitnie szałwia łąkowa ...




Pozdrawiam serdecznie wszystkich, westchnijcie za mną, kiedy będziecie czytać te słowa, bo dużo koszenia przede mną, trawą zarosłam ... pa!