środa, 28 marca 2012

"Resztkowy" post do niedzieli ...

Pisałam w poprzednim poście, że na górze są jeszcze ogromne łachy śniegu; napotkaliśmy turystów, czyszczących w nim buty po błotnej wędrówce, spod niego wypływają strumienie, jak rzeki z lodowców ...


... w głębi lasu strumienie skute jeszcze lodowymi okowami, nawet te ogromne płyty lodowe na brzegu Wiaru leżą sobie, wcale tak bardzo nie wytopione. Przejechaliśmy w niedzielny poranek trawiastymi pagórami, zupełnie zmienia się perspektywa widokowa, niby tak samo, a inaczej ...


Tą drogą zjeżdżamy z kalwaryjskiego wzgórza w dolinę Wiaru, tak widzimy ją z pagóra ...


... a tak zza szyby "czołgu", jednakowo ładna.


A w drugą stronę zespół klasztorny, tym razem od strony zachodniej; mam wrażenie, że tak bombarduję Was zdjęciami pogórzańskich stron, że być może kiedyś, jak staniecie na tej ziemi, poczujecie się jak u siebie ...
Pod chatką pierwsze przygotowania do wiosny ...


... zdjęłam już siatki ochraniające drzewka owocowe, umocowałam mocniej patyki ochraniające, może jelonkom nie przyjdzie do głowy wycieranie rożków między tą ochroną?
A ten psubrat Maksio przywlókł sobie z krzaków kopytko koziołka, pojęcia nie mam, skąd ono tam, a może raczej to myśliwi zostawili po sobie ślady działalności ?


Nie pozwolił sobie odebrać, uciekał w podskokach na nasze próby ...


Jakby tego było mało, tarzał się w nim z rozkoszą, obawiałam się mocno o jego zapaszek, ale jest jeszcze chłodno, nie woniał padliną; tak lubią psy "inaczej" pachnące rzeczy, nie zawsze przyjemne dla nas ...


Przystrzygłam go ździebko, nożyczkmi, schodki na plecach wyrównują się powoli, zaliczamy kolejne wizyty w lecznicy, odrobaczanie, szczepienia ochronne, czyszczenie uszu ... dziś okazało się, że urosły mu już dawno drugie zęby, a mleczne kły trzymają się całkiem krzepko, i jeśli przy zabawie w szarpanie starą skarpetą nie wypadną, trzeba je będzie wyjąć w znieczuleniu; kiedyś zmiatałam takie ząbki z podłogi, poprzednim psom same wypadały, a tu problem ...
Odwiedziłam klamociarnię, sporo po dostawie, ale jak to mówią, każdy towar ma swojego nabywcę ...


... idą święta, na rezurekcję jak znalazł; nie kołatka, a ... sama nie  wiem, jak to nazwać ... terkoczący całkiem głośno przyrządzik. zawiśnie na ścianie, wśród innych drewnianych rzeczy ...


... kolejne dwa kubaski na herbatę, całkiem pojemne ...


... na dnie mrugają do nas dziwne oczka.
Przy domu, na tarasie zawisł zmyślny wisior ...


... oplecione drutem bursztynowe kulki ładnie prześwietlają słońce; drobiazg, a cieszy ... mnie cieszy ...


Moja ulubiona, wypalona czysta glina; musi to jakiś aniołek z dzwonkami w dłoni, czy to szpiczaste skrzydła czy też może pomocnicy w takich czapkach, a może coś całkiem innego?
Wyczyściłam przy domu oczko wodne, wyjęłam kilka padłych żab, mróz nie był i dla nich obojętny, ale dziś naliczyłam już siedem osobników, w zalotach ...



Pochowało się towarzystwo przede mną pod wodę, ale i tam je wypatrzyłam; czasami podchodzę cichutko, wygrzewają się na kamieniach, albo siedzą pod wodnym parasolem ...


Woda w ten sposób napowietrza się i nie śmierdzi, bez tego trzeba by było często wymieniać ją, bo to małe oczko, ciężko zachować równowagę biologiczną, spełnia raczej rolę większego poidła dla ptaków; w upały przylatują tu z najbliższej okolicy, napić się i pochlapać.
Na oknie grzeją się w słońcu świeżo wzeszłe rozsady warzyw ...


... inne dopiero wychodzą z ziemi ...


... i jeszcze świąteczna rzeżucha ...


O! rety? co za zapach przy kiełkowaniu! przykryłam folią, bo ciężko było wytrzymać w kuchni, teraz już tak nie cuchnie ...
Dziś pachnie u mnie w domu czosnkiem i innymi przyprawami, marynuje się wsad do wędzarni, a  w wolnej chwili walczę w ogrodzie, palec obity siekierką,  u drugiej ręki przecięty, kolce z berberysu w dłoniach, jakie licho mnie podkusiło tyle tego zasadzić? ... a sadziło się, co było pod ręką ...


Tulipanki już zakwitły. jakaś wczesna odmiana ...


... i dereń jadalny na nalewkę pyszną, i wiele innych szykuje się z kwiatami na świat, a tu od zachodu ciemne chmury idą, i co przyniosą na rano?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za dobre słowa, pa.





poniedziałek, 26 marca 2012

Szukaliśmy fortalicium w Jamnej Dolnej ...

Wiosnę zazwyczaj wita się topieniem Marzanny, a my zrobiliśmy uroczyste palenie jemioły, zioło to tajemnej mocy, dziwne, ni to liście, nie ma korzeni, poszło na stos ...


Nie zlikwidowaliśmy jej zupełnie, jedna odnoga wysoka, bez bocznych gałęzi została, nikt nie mógł się tam wdrapać, a i z piłą motorową niebezpiecznie, bo opadający konar może zakleszczyć piłę.
A po robocie na zakupy w dolinę, a potem na wycieczkę ...
W zeszłym roku zajechali do naszej chatki pogranicznicy, na swoich wspaniałych motorach, posiedzieli chwilę, pogadali ... zeszło nam na nieistniejące wsie, stare studnie, fundamenty, przysiółki, po których została tylko nazwa ... i padło pytanie: A byliście w Trójcy na ruinach dworu? są tam jeszcze piwnice ...zasiali w nas iskierkę poszukiwaczy ...
Zanim dotarliśmy do Trójcy, przejechaliśmy się nad ukraińską granicę, mówili mi miejscowi, że jest tam kapliczka postrzelana przez sowieckich pograniczników, zrobili sobie z niej cel ćwiczebny ... zatrzymaliśmy się na przecudnym, widokowym wzgórzu tuż za Pacławiem; ciężko dojechać, bo jeszcze leżą tam wysoko  spore łachy śniegu na drodze ... nie znaleźliśmy, to pewnie nie tu ...


.... ale za to widoki dalekie, choć nieco przymglone. To nasze marzenie, na wschodzie góra Herburt nad Dobromilem z malowniczymi  ruinami ...


... malowniczy widok na kościół i klasztor na kalwaryjskim wzgórzu ...



... w kierunku zachodnim, bardziej na północ daleka Kopystańka, płoną dalej łąki, straż pożarna nie ma chwili wytchnienia. Ruszyliśmy dalej, może to w pobliżu Wysokiej Góry nad Paportnem? widać było z daleka takie łysiutkie połoninki, dotrzemy tam jakoś ...


Droga w miarę sucha, podjechaliśmy pod sam las, a dalej na piechotę, jakaś budka dla myśliwych z jelenim czerepem ...


... idziemy dalej. Zatrzymała nas ta tabliczka ...


... a za nią słupy graniczne ...


To też nie tu, musimy się dokładniej wywiedzieć, gdzie ta kapliczka ... a te łysinki, cośmy je widzieli, to już nie po naszej stronie ...
Minęliśmy po drodze wędrowców, deptali szlakiem na południe, coś jakby manewry jakiejś formacji, odzienie moro, kapelusze także ...


Podziwialiśmy z góry całą paportniańską dolinę, po wsiach ani śladu, stary cmentarz tylko, rzut beretem przez granicę i już Kropiwnik, a ile trzeba objeżdżać, żeby dostać się na jakieś przejscie graniczne, w miarę przyjazne ...
Zabraliśmy się stamtąd, wspięliśmy się wysoko pod Arłamów, na górze w lesie jeszcze sporo śniegu, a w młodniku to bieleje całe poszycie, tam słońce jeszcze nie dotarło; pętla i dolina Jamninki ... gdzie ten dwór mógł stać? ... tuż pod Trójcą zwróciły naszą uwagę stare dęby i lipy, w grupie, być może, że to tu ...


Na drzewach przybite plakietki, że to pomniki przyrody, w korzeniach rumowiska kamienne, ślady ścian piwnicznych ...


... nieco dalej na kamiennym kurhanie ogromna lipa ...


... tak, trafiliśmy w to miejsce ...


Poszukiwacze skarbów i przygód może byliby zachwyceni, a my nawet nie weszliśmy do prawie zasypanych piwnic, bo ściemniało się powoli, a tam nieprzyjemnie ...


Ruiny tego fortalicium znajdują się tuż przy drodze, część skarpy zwanej Zamczyskiem runęła do Jamninki, część zniszczono budując drogę do ośrodka arłamowskiego. Chlapaliśmy się w tym miejscu w potoku nie raz, bo tu bystry nurt wyrobił sobie malutką "głębię", można było zanurzyć się po pas, do głowy nam nie przyszło, że powyżej są jakieś ruiny ...
Miejscowości w tej dolinie należały do klucza rybotyckiego, wzmianka w dokumentach o tym obronnym dworze pochodzi z XVII wieku, kiedy przebywał tu słynny rozpustnik, gwałtownik i okrutnik, Mikołaj Ossoliński, więził tu swoją drugą żonę przez 14 lat, mówiono również o haremie w posiadłościach rybotyckich.
Dopiero podczas wyjazdu do Lublina na zjazd trybunalski szanowna małżonka jakoś porozumiała się z krewnymi, zawiązano spisek i Mikołaj wpadł w zastawioną pułapkę. Próżno błagał o litość i próbował wykupić się szkatułą pieniędzy, rozsiekano go bez litości.
Pani Ossolińska nie pocieszyła się wolnością, pasierb doniósł na nią i skazano ją na śmierć za mężobójstwo, jednak potem karę zamieniono na dożywotnie zamknięcie w klasztorze w Zamościu.


Jak wróciliśmy do siebie, słońce już zaszło, rozpaliliśmy grilla, upiekliśmy jakieś specyjały, a przyświecał nam księżyc, klamociarniany, z drewna ... w jego dolnym rogu jest miejsce na świeczkę, zawisł na tarasie ...


Bardzo szybko zmorzył nas sen, dzień przy pracy fizycznej na powietrzu, potem wycieczka bardzo dobrze robią na spanko. Świt był bardzo wczesny, koncerty ptasie pod oknem chatki budzą mnie nieodmiennie, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do nich.
Zobaczcie, jak nad Wiarem, gdzie wpływa do niego Sopotnik pysznią się puchate topole, taki widok jest tylko późnym popołudniem, kiedy słońce oświetla je pod odpowiednim kątem, rankiem niedzielnym wcale nie było tego efektu ...


Wyglądają, jak kwitnące czereśnie ... ciepełko wypędziło już na zewnątrz prawie wszystkich mieszkańców ...


... brązowa piękność z malowniczym zygzakiem też wypełzła na świat, już zaczynają się ich gody.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie, z bukiecikiem modrych przylaszczek, dziękuję za Wasze dobre i ciepłe słowa, że zaglądacie do nas, pa.


Całe zbocza niebieszczą się nimi, a ja siedzę, patrzę, i nadziwić się nie mogę.




piątek, 23 marca 2012

Taki sobie pościk o chlebie ...

Jest 3 rano, dzyń! dzyń! to Gucio, wyskok na łóżko, zeskok, wyskok, zeskok ... przecież on jest głodny.
Wstałam, napełniłam michę, czekam, aż ją pochłonie, a potem hajda! na podwórze, przyjdzie za jakieś 3 godziny i będzie odsypiał zarwaną noc ...
A ja? ja już po śnie, to może napiszę Wam, jak wyrabiam swój chlebek, pewnie nic nowego nie wniosę w tej dziedzinie, ale jest pyszny, coraz lepszy, sprężysty, a ten ze sklepu przy nim to ... pikuś!


Cała procedura zaczyna się od wyjęcia zakwasu z lodówki ...


W tym słoiku zakwas sobie mieszka już prawie od 3 lat, dosypuję tylko 4 łyżki mąki i dodaję wody, mieszam do konsystencji gęstej śmietany i zostawiam w cieple, aby się rozmnożył ...


Po tym odstaniu jest cały spieniony, aktywny do dalszej pracy, mówią, że im starszy zakwas, tym mocniejszy, potem wsypuję do miski 25-30 dag mąki żytniej, garść otrębów, wlewam zakwas, zostawiając w słoiku 2-3 łyżki na następne wypieki, dodaję na czubek łyżeczki cukru i odrobinę drożdży, jak malutki paznokietek;
dolewam trochę więcej niż pół litra ciepłej wody i mieszam łyżką do uzyskania niezbyt gęstego ciasta ...


Odstawiam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, a właściwie dobrego rozmnożenia drożdży i zakwasu; dodatek drożdży nie jest konieczny, proces wyrastania trwa wtedy trochę dłużej, może chlebek jest nawet lepszy, ale ja jakoś nigdy nie mam czasu na oczekiwanie a tak mały dodatek drożdży nie zmienia smaku pieczywa. Zazwyczaj wygląda to tak: Ojej, chleb się kończy! i na gwałt trzeba szybciutko robić następny ...
Na zdjęciu powyżej widać dziury w cieście, cała masa jest puszysta, nabąblowana i można przystąpić do właściwego wyrabiania, już z dodatkiem mąki pszennej.


Dodaję 2 łyżeczki soli i dosypuję mąkę pszenną w ilości ok. 20 dag, to tak na oko, bo nigdy nie trzymam się receptur i też nie od razu, tylko stopniowo ... i gniotę, wtłaczam powietrze, rozciągam,  a wszystko to służy do wydobycia jak najwięcej glutenu z mąki pszennej, bo on będzie stanowić jakby ruszcik dla rosnącego ciasta; chlebka z samej żytniej mąki nie wyrabia się tak długo ...
Po sporej chwili czujemy, że ciasto staje się elastyczne, sprężyste, to właśnie zasługa glutenu, wtedy oskrobujemy sobie łyżką rękę z ciasta, dodajemy chlust oleju i dalej dokładnie wyrabiamy, ciasto właściwie już nie klei się do ścianek miski, formujemy ręką z niego kulę ...można podsypać odrobiną mąki ...


Zawsze robię w takiej kuli ciasta dwa ślady palcami, potem doskonale widać, czy ciasto rośnie ...przykrywam michę ściereczką i w ciepłe miejsce, teraz szybciutko powiększa swoją objętość ...


To już wyrośnięte ciasto, ślady wgłębień prawie zniknęły, jest puszyste jak gąbka; wykładam je na stolnicę ...


Ciastu trzeba pomóc przy wychodzeniu z miski, delikatnie palcami odrywając je od ścianek ...


... rozciągam w prostokąt, podsypuję mąką, żeby nie przywarło do stolnicy ...


... składam boki jak do makownika ...


... zwijam w śliczny rulonik i siup! do blaszki, wysmarowanej smalcem i posypanej mąką, tak robiła moja mama. Próbowałam posypywać otrębami, sezamem, oczywiście, można, ale potem to wszystko odpada, brudzi, a mąka nie ... ten rulonik tak wypracowuję, bo chodzi o to, żeby ciasto na powierzchni było jednolite, napięte, wtedy podczas pieczenia nie pęka, nie obrywa mu boków, wygląda po prostu ładnie ...


Powierzchnię ciasta smaruję olejem, podczas wyrastania nie wysycha i nie przykrywam już foremki żadną folią ani ściereczką ...


Ciasto szybciutko wyrosło, grzeję piekarnik na maksa w momencie, gdy wyrastanie zaczyna mijać brzeg foremki, patyczkiem od szaszłyka nakłuwam dziurki, żeby gazy zbierające wewnątrz miały ujście, to takie kominy w cieście i chronią przed nieestetycznymi spękaniami, ale jeśli ktoś lubi ...
Wkładam blaszkę do tak gorącego piekarnika na 15 minut, potem zmniejszam gaz o połowę, na powierzchni jest już rumień i skórka, po półgodzinie jeszcze zmniejszam odrobinę i dopiekam ...całość trwa ok. godziny ...


Upieczony chlebek sam wyskakuje z blaszki, przy popukaniu wydaje głuchy odgłos, daję go na siatkę, żeby sobie ostygł spokojnie z każdej strony, powierzchnię smaruję wodą i przykrywam ściereczką ...


Jeśli ktoś lubi bardzo chrupiącą skórkę, to zostawia do ostygnięcia bez przykrywania ...
W domu unosi się zapach, nikt nie przejdzie koło niego obojętnie, smaku tego chleba nie przebije nic, czasami zdarzy się, że zabraknie swojego i trzeba dokupić w sklepie, nie ma porównania ...
Chlebek przechowuje się doskonale, po tygodniu nie zmienia zupełnie smaku, nie czerstwieje, nie pleśnieje, nie kruszy się, jest sprężysty jak gąbka ... do ciasta można dorzucać wszelkie dodatki, suszone zioła, oprócz wymienionych wyżej otrębów dodałam ostatnio dla siebie ziarna słonecznika i dyni, dla siebie, bo mąż nie lubi, no to upiekłam dwa ... jest pyyyyszny ... mąkę używam żytnią typ 720 i pszenną 750, im wyższy wskaźnik, tym mniej mąka oczyszczona, a tym samym zdrowsza ...
A następne chlebki upiekę już w piecu chlebowym, tam, na Pogórzu ...
Nie podaję dokładnych proporcji, bo one zależą od mąki, przy wyrabianiu czuje się, czy dosypać mąkę czy już nie, z tych ilości wychodzi ciasto na sporą keksówkę ...
Nie jest to nic strasznego, sama kiedyś zaczynałam eksperymenty z zakwasem, nie zawsze udane, a teraz jakoś wychodzi mi chlebek raz za razem, tfu! tfu! na psa urok! żeby nie zapeszyć ...
Zakwas można wyhodować sobie samemu, dostać od przyjaciółki, cioci, a najprostszy sposób to dać do słoika mąkę żytnią z wodą, w równej ilości, zamieszać, odstawić w cieple do następnego dnia, i tak powtarzać przez 5 dni, w którymś momencie ciasto zaczyna pracować, zakwas namnaża się i już mamy swój ...też tak zaczynałam ...


Może chociaż jednej osobie przydadzą się moje wskazówki, jakby coś niejasnego, pytajcie, chętnie pomogę.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i ciepło, uśmiechu na twarzy życzę i ciepła w sercu, wszystkiego dobrego, pa.