poniedziałek, 26 maja 2014

Rogaś, o żądlących i łąkach ...

Zauważyłam ich, kiedy tylko wysiadłam w poniedziałek z "czołgu".
Bo zawsze omiatam wzrokiem okolicę, łąki bliższe i dalsze, drogę, zanim wypuszczę psy, zostało mi to po Maksiu.
Stali na samej górze "zapotocznej" łąki terenowym samochodem, a Rogaś pasł się spokojnie sporo poniżej. Już wiedziałam, co się święci, zaczęli powoli zjeżdżać, zatrzymali,się, potem znowu ... to uśpiło czujność jelonka ... nagle dojrzał ich i zaczął pędzić, ale co z tego? równolegle z autem.
Zajechali mu drogę, zmienił kierunek ... nie mogłam na to patrzeć, weszłam do chatki, ale ciekawość mnie zżerała, może udało mu się? zerknęłam przez okno ... łąka ogromna, uciekał dalej, jakoś tak podskoczył, zmienił kierunek, zbiegł jeszcze niżej ... tam są już korony drzew, nie zobaczyłam więcej.
Ale ci zjechali niżej, właśnie tam, gdzie zniknął jelonek, nie było ich przez jakiś czas, potem odjechali w górę tą samą drogą.
Nie znam zakończenia, mogę się tylko domyślać ... radość z przyjazdu do chatki zwarzona doszczętnie.
Może to nawet ten sam Rogaś dobrał się do mojej czereśni w sadzie, która rosła jakoś tak ledwie, ledwie, nawet jeden owocek miała w tym roku ... myślałam, że może zjem go, ale nie zdążyłam.
Drzewko objedzone z gałązek, połamane ... trzeba je przyciąć ... ale nie mam pretensji do zwierząt, to my wleźliśmy tu na ich terytorium ...


Koszenie sadu dobiegło końca, przy starych śliwach rozkwitły orliki, może to po dawnych mieszkańcach, może są tu od zawsze ... rozsiewam potem ich nasionka pod chatką, ale jakieś gryzonie podcinają wszystko, kiedy tylko zdążą wykiełkować. Malwy są tylko na nie odporne, trwają niezmiennie od kilku lat, reszta wycięta w pień, nie mówiąc już o cebulowych, bo to chyba przysmak.



Wśród jaskrów wyróżniają się kozibrody, o liściach jak goździki, są z rodziny astrowatych ... rozkwitają najładniej rano, bo potem zamykają swoje koszyczki.
Owady żądlące przypuściły atak na chatkę, a zwłaszcza na taras, szukają odpowiednich miejsc na założenie gniazd ... nie jest to dla nas bezpieczne ...


Zwłaszcza buczące szerszenie budzą niepokój, czasami potrafi taki spaść z góry na stół, bo nie wyszło mu lądowanie, albo szczepia się w walce z innym i też spada ... albo wieczorem nie można posiedzieć na tarasie, bo on cały czas fruwa i niepokoi ... nie wyląduje aby w szklance ze złocistym napojem?


W mocarnych szczękach przynosi białe kulki celulozy, zdrapane z jakiegoś drzewa ... to do budowy gniazda ... nie chcieliśmy go za sąsiada. Przycięłam kawałki szmatek, zatkaliśmy wszystkie otwory, kiedy odleciał po nową partię budulca ...


Wściekał się bardzo, szukał nowego wejścia, usiłował wcisnąć się między deski, w końcu upuścił ze szczęk mięciutką kulkę wprost na moje kolana ... zostawiliśmy go tak, ależ był zły ... może odleci, poszuka nowego miejsca na siedlisko, może nawet gdzieś przy chatce, pod dachem, ale nie wprost nad nami, bo trochę straszno przy takim ogromnym szerszeniu.


W sobotę mąż odprawiał przy ulach swoje cotygodniowe rytuały, rozciągały się pachnące dymy, złociście prześwietlały w zachodzącym słońcu plastry wosku ...




... lubię obserwować jego pracę, dym z próchna pachnie dodatkiem sumaka octowca ...
jeśli tylko zauważamy gdzieś podczas wyjazdów dzikie chaszcze tego drzewka, to zbieramy jego mięsiste, zamszowo owłosione kwiatostany, właśnie do podkurzania pszczół.
Potem, już prawie o zmroku wkroczyłam ja, ze swoją kosą spalinową, i oczywiście w kapeluszu z siatką ... obkosiłam ule z wysokiej trawy, żeby wlotki były drożne ... trochę kwietnej łąki zostawiłam, bo pszczoły lubią bodziszki żałobne ...


Trawa na łąkach rośnie w tempie kosmicznym, te ślady już są niewidoczne po jednym dniu ... ulewny deszcz i upalna pogoda sprzyjają. Zresztą, na dobrą sprawę, koszenie sadu można zaczynać od nowa, bo już wszystko porosło ...


Szałwia łąkowa już w pełnym rozkwicie, to na łące u sąsiada ...


... Amik ze mną buszuje, bo Miśka zgubiła nam się w wysokiej trawie.


To "kogutki", tak nazywaliśmy w dzieciństwie firletkę, zbieraną na łąkach, razem z kuklikami i wełniankami.
Psie łapki mokre, bo dołem płynie w trawach strumień, to ten, który powinien tam być na wiosnę, ale dopiero obfite opady podniosły poziom wód gruntowych ...


Psie szaleństwo zaczyna się w sadzie, na wykoszonej trawie ...




... podgryzanie, warczenie, szczekanie, wywalanie się na plecy ... lubię psie igraszki.
Zamówiłam sobie u gospodyni z górnej wsi mleko, zrobiłam z całości twaróg ...


... odcisnęłam elegancko w prasie, a jeszcze garnczek swojskiej śmietany zebrałam.
Na następny dzień znowu przywiozłam mleko, tym razem ser podpuszczkowy powstał ... z jednej części bez dodatków, z drugiej czosnek, potem do solanki ... jest co jeść, z dodatkiem zieloności, rosnących na grządce; aha! i jajka od prawdziwej kury też przywiozłam.
Wieczory i poranki już ciepłe, można spędzać czas na tarasie, wypijać poranną kawę, słuchać wieczornych koncertów drozda śpiewaka, pohukiwania puszczyków w lesie za drogą ... za chwilę pojawią się pewnie świetliki ... tak chciałabym zrobić im zdjęcie, tym zjawom nocnym, ale jak?


Jednego dnia z lasu za drogą rozległy się dziwne odgłosy, jakby ktoś rzucał polanem o polano, albo jeleń stukał porożem o pień ... psy pobiegły obszczekiwać z bezpiecznej odległości ... a za chwilę jak nie gruchnie po lesie ... to zwaliło się jakieś drzewo na ziemię, ale odgłos niesamowity ...
I tak mi przeminęły spokojne, pogórzańskie dni ... oprócz tego pierwszego popołudnia w dniu przyjazdu ... ale może jelonek uciekł im?


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego tygodnia, pa!







niedziela, 18 maja 2014

Po wielkiej wodzie ...

Miałam piątkowe spotkanie z turystyczną bracią, pokazywałam im moje zdjęcia z Rumunii, miejsca, gdzie byliśmy ... może ktoś złapie też bakcyla?
A sobotnim rankiem wróciliśmy na Pogórze, ale okrężną drogą, patrzyliśmy na San, który nie zmieścił się w korycie, wezbrany Wiar już opadał, na polach ogromne kałuże.
Na naszej drodze do chatki, u podnóża najbardziej stromego wzniesienia, chyba znowu wybiło źródło, bo koleinami płynie w dół czyściutka woda.


Wyszło słońce, takie przypiekające, a za lasem, od południa, już zaczęło "gadać". Skłębione chmury zaczęły ciemnieć coraz bardziej, a potem jak lunęło ... mąż budował sobie jakieś części ula, a mnie dopadła deszczowa drzemka. Obudził mnie chłód, za oknem znowu słońce ... poszłam na łaki ogrzać się trochę, rozruszać ...


... jednak to nie koniec majowych burz. Znowu nazbierało się za lasem, mruczy ... obeszło gdzieś bokiem, pewnie do Grey Wolfa poszło. Jakaś ta sobota dziwna była, dla mnie taka bezzajęciowa, najlepiej budzić się tutaj, zaczynać dzień z ptakami, a nie wpadać tak w połowie ... ledwie zdążyliśmy przed deszczem upiec coś do jedzenia ...


... namiastka rumuńskich "mici" ... i kurzęcze piersi, mocno naczosnkowane, i pikantną papryką potraktowane. Grządki powoli zaczynają kolorowieć różnymi rodzajami sałat, i dobrze, że są trochę wzniesione, bo zalałoby je wodą na amen ...


... koper wyrasta gęsto, rozsiał się sam z zeszłorocznych baldachów, a zmarznięte łęty ziemniaków już odbijają ...


Pomidory pod dachem mają się dobrze, przetykane krzaczkami papryki, żeby kolorowo było.
Dziś patrzyliśmy ze wzgórza kalwaryjskiego na równinę poniżej, po której płynie Wiar ...


... rzeka wróciła już w stare koryto, narobiwszy po drodze szkód ... w jednym ze stawów z rybami przerwało groblę ... spłynęły razem z falą powodziową ...


... płyty z przejazdu uniosła jakaś nieziemska siła i poskładała je sporo dalej, a jedna to przeniosła się zupełnie daleko ...


Do wykładania placów tymi płytami używa się dźwigów, bo ciężkie bardzo, a tu woda dała sobie radę ... co za żywioł. Dla odmiany pojechalismy jeszcze na malutką wycieczkę, nad Makową, bo tam kwitną o tej porze zawilce wielkokwiatowe, na naturalnych stanowiskach ...




... pomiędzy nimi niebieskie cudności, jakieś ożankowate, z wzniesionymi, niebieskimi kłosami ...


... a i szałwia łąkowa zaczyna kwitnienie, na fioletowo ...


Niestety, znowu nie trafiłam na ślad lilii złotogłowych, które tu powinny kwitnąć w wielkiej obfitości, trzeba tu przyjść na dłużej, obejść bez pośpiechu wszystkie zakątki. Jeszcze u podnóża góry zajrzałam na pozostałości cmentarza ewangelickiego ... to po dawnych mieszkańcach Makowej Kolonia, Niemcach ... ktoś zadbał o niego, teren wykoszony, odkrzaczony, a nagrobki jakby odświeżone ...






Odmienny widok na znane nam tereny, inaczej wygląda to z drogi, a zupełnie inaczej z wierzchołka Góry Filipa ... jest tu pięknie ... jak dawno nie byliśmy na pogórzańskiej włóczędze ... jakoś czasu mało, zajęć przeróżnych od grzmota, ale to przecież od nas zależy, czy sobie zorganizujemy i wygospodarujemy wolne ...


Wszędzie kwitną głogi, pachną słodko, wręcz dusznie i mdląco, a zwłaszcza po deszczu ... pod nogami mokro, ciapie woda, spływa z każdej pochyłości, a skoszona trawa wcale nie pachnie schnącym sianem ... raczej zaciąga jakimś zbutwiałym, mokrym ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!




piątek, 16 maja 2014

Wzburzony Wiar ...

Zaczęłam powolutku kosić pogórzańskie obejście, bo trawa wysoka już, a jak zagniecie się kołami "czołgu", to potem ciężko wykosić.
Wyjęłam po zimie kosę spalinową, no jasne, kiedy jestem sama, to ciężko mi ją uruchomić ... pompka do podciągania paliwa do gaźnika nie działała, na pierwszy rozruch ... telefon do domu, co robić? niech mi szukają jakiegoś serwisu w okolicy.
Było późne popołudnie, myślę, pojadę na górę, do Janka, może tam mi coś chłopaki poradzą ... wykolebało kosę po kamieniach, i jak ją wyjęłam z bagażnika, pompeczka zaczęła działać, widocznie paliwo rozpuściło jakieś zastoinowe korki w przewodzie ... pierwszy rozruch na górze i z powrotem na dół, bo koszenie czeka.
A kobiety szły akuratnie majówki śpiewać pod kapliczkę, jak co roku.


Najlepszy napitek przy takiej pracy, to woda mineralna z cytryną i melisą, bo parowanie organizmu potężne, podkoszulek można wykręcać. Pokosiłam wtorek po południu, całą środę, dopóki nie przepędził mnie deszcz pod wieczór ... to dopiero połowa sadu.


Ocaliłam przed kosą nasze storczyki, jakby ich mniej w tym roku ... koszenie nie wymaga skupienia, myśli swobodnie krążą człowiekowi po głowie ...o, tu kamień, pod którym leży Maksio, brat Miśki ... tu dołek, który wykopał lis, by dobrać się do gniazda os ... wspomnienia, wspomnienia ...


Ten deszcz to dopiero zapowiedź tego, co miało nastąpić.
Psy od rana nawet nie chciały wyściubić nosa za próg ...


Tym razem dawało od północy, a nie od zachodu, jak zwykle ... oprócz nieprzerwanego deszczu rozpętała się diabelska wichura ... zerknęłam za okno, a mój foliaczek o mało nie odlatuje ... otworzyły się drzwi na przestrzał, wyszarpało folię, dwa wiadra pokrzywowej gnojówki przewrócone ... pobiegłam powiązać drzwi do ramy, przymocować folię ... wróciłam mokrusieńka do nitki ... patrzyłam tylko, czy nawałnica nie poprzewraca uli w sadzie.
Siekło deszczem falami, jak śniegiem w zimie ... już nie wiem, czy to chmury zeszły tak nisko, czy gęsty deszcz tak zaciemnił świat ...


Dach walił o blaszany dach, grzechotał, ciężko swoje myśli usłyszeć ... zasnęłam ... nagle budzę się w środku nocy, o matko! cisza zupełna, przestało padać ... otworzyłam okno ... tylko wiatr jeszcze szumiał w drzewach ...
Dziś rano potok grzmiał potężnie, dając znać do nas, ile wody teraz toczy się po kamieniach ... w każdym zagłębieniu terenu stawik ... miałam pakować drzewo do przyczepki, ale lunęło znowu ...
Ciekawe, jaki Wiar po tych opadach?


Pojechałam na płyty, gdzie jest przejazd ... woda nie mieści się w korycie, groźna, wzburzona, mętna, niesie powydzierane konary i krzaki ... pewnie zniosłoby "czołg" aż na Ukrainę ...




Pojechałam na huwnicką plażę, widać, że w nocy wody wystąpiły z brzegów ... ugrzęzłam po kostki w naniesionym mule w moich zamszowych kamaszkach ...


... potem woda wróciła do koryta.
Huczące masy podmywają brzeg z fliszu karpackiego, co chwilę obrywa się nawis z ziemi, obluzowane kamienie z pluskiem wpadają do wody ... i będzie, jak od wieków, woda opadnie, a plaże pokryją się świeżo wypłukanymi kamykami ... ludzie z czasem je zbiorą, zbudują z nich murki, grile, kominy ... nie wolno, bo spółki wodne zakazują, teraz nic nie wolno ...





Zatrzymałam się na chwilę przy moście, co i raz zaniepokojeni ludzie przychodzą popatrzeć, czy woda im nie zagraża ...


Tuż za mostem Wiar podchodzi aż pod drogę, niby były robione wzmocnienia, ale czy ja wiem, czy wytrzymają?


Pamiętam, parę lat wstecz Wiar zabrał przyczółek mostu, sporo pól ludziom, zupełnie zmienił bieg ... zawsze kiedyś nadchodzi czas, kiedy natura upomina się o swoje prawa, odbiera ludziom, co zabrali ...
Jest to żywioł straszny, co zatrzyma te masy wody? ... czytałam kiedyś wspomnienia mieszkańców pobliskich Rybotycz, kiedy na poczatku lat 80-tych zalała ich potężna i nagła fala powodziowa tak niepozornego, wydawałoby się, Wiaru ...


Zdjęcia są świeżutkie, z dzisiejszego, wczesnego rana, kiedy wracałam do domu ... niby przestało padać, ale co chwilę grzmi i przewalają się burze z ulewami ... na przemian ze słońcem, które jednak dodaje człowiekowi optymizmu ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione słowa, bywajcie w zdrowiu, pa!