środa, 30 marca 2011

7 KOTÓW....

Ten przewrotny tytuł - to drogowskaz, właśnie do miejscowości Kotów, tuż za Birczą.
Pogórzańskimi drogami polnymi, potem leśnymi, jak zwykle do góry, dzień zaczynał sie upalnie, w każdą stronę, przy byle polance czy śródleśnej łące  na grzbiecie wzgórza roztaczał się widok na okolicę.


A potem, drogą wśród potężnych buków.....



,........ rośliny radzą sobie doskonale, jedno służy drugiemu.....


Maks też miał zajęcie, tyle dziur po drodze do obwąchania, pokopania.....


,..... oho, jakiś grubszy zwierz osiedlił się tu, lis albo borsuk, zawsze boję się, że pies wejdzie do takiej nory i nie potrafi wrócić z powrotem....
Jak zwykle szliśmy na "czuja", trochę za wcześnie wyszliśmy z lasu, wsród drzew cerkiewka grekokatolicka
pw. św. Sawy, przez to, że kościół przejął ją, przetrwała w dobrej kondycji, zadbana, w przeciwieństwie do jej "siostry" w Kotowie, obok niej stary krzyż, być może zdjęty ze starej kopuły cerkiewnej ....




To Rudawka, w XVIII i XIX w. działała tu huta szkła "flaszkowego", w 1945 roku mieszkańców wywieziono do ZSRR, zaraz potem zabudowania spaliła  UPA. Do Kotowa dalej do góry ...


...... w jednym ogródku gospodyni zakwitły piękne lilie, wąchałam przez płot, zapach urzekający, a jak muszą pachnieć wieczorem.



To już Kotów, pustoszejąca wieś, kiedyś był tu PGR, zbudowano bloki mieszkalne, jest tu teraz tylko 5 prywatnych domów, w blokach pustawo. Kiedy przywiózł mnie tu pierwszy raz mąż, za tą kapliczką  stała drewniana chałupa, cała w bzach, na ławeczce siedziała babuleńka, z laską, jak byliśmy potem, chata była na wpółrozwalona. Wszystko mocno niszczeje, kapliczka wewnątrz w nienajlepszym stanie....


,.... kamienie polepione gliną, wszystko sypie się, zmurszałe.

Oto ona, staruszeczka , mimo młodego wieku, z 1923 roku, drewniana cerkiewka grekokatolicka pw. św. Anny, po wojnie użytkowana była przez PGR jako magazyn......





Kopuła podparta grubym konarem, inaczej chyba zawaliłaby się.
W Kotowie były "dwa okna do dobywania surowicy solankowej, na których cały rok, prócz żniw i wielkich świąt robiono sól do flisu, wbijając ją w beczki", potem przyszły zabory, Austriacy kazali pozasypywać pogórzańskie źródła solankowe, dzierżyli w swym ręku Bochnię i Wieliczkę, nie chcieli małych konkurencji.



A świat dyszał upałem, po zejściu w dół, do samochodu pojechaliśmy nad Wiar, ochłodzić się, nawet Maksio zmoczył futro, czego bardzo nie lubi. Potem do chatki, odpoczywać.

niedziela, 27 marca 2011

W marcu jak w garncu...

Nasz wyjazd na Pogórze oczywiście był połączony z zakończeniem robót  przy zagospodarowaniu przestrzeni pod blatem. No i skończyliśmy, tzn. mąż kończył, ja podawałam gwozdki, narzędzia i byłam na wezwania, w międzyczasie dziergałam szalik wzorzysty, /jak skończę, pokażę/ i czytałam nowiuśką Werandę.


Zrobiły się fajne miejsca do schowania butli na gaz, misek, pojemników na wodę /do czasu/, ponieważ drzwi lodówki świecą bielą w tym zestawie, tak sobie pomyślałam, że okleję ją czymś, takim plecionkopodobnym, bo kamieni byłoby za dużo. A za lodówką wykociło się miejsce na jedną półkę, na konarze z drzewa, które leżało przy drodze po wyrębie.....


,...... zostało przezemnie okorowane, oczyszczone papierem ściernym i służy, za podpórkę, a ten kosz na śmieci pod spodem - to wspomniany wcześniej, uczyniony z wikliny papierowej.


Ponieważ lampa w kuchni posiadała taką fajansową gałkę malowaną w kwiaty....


,...... a na ścianie, pod półką wisiały fajansowe formy na baby - większa....


...i mniejsza


.... to blat z drzwiczkami wpisał się w zestaw kuchenny takimi gałkami, ceramicznymi, w kwiatki .




Na tarasie, pod dachem zawieszone zostały plecione budki dla ptaków, made in China, z jakiegoś marketu budowlanego, ale chyba przeniosę je na drzewa, bo tutaj będziemy je niepokoić swoją obecnością, i śpiewami.


Na wejściu do chaty powitał nas cudownie kwitnący wawrzynek wilczełyko, trujak, i kwiaty, i owoce, ale ładny .....

,..... i krokusiki w całej krasie, i trawa gdzie-niegdzie zieleniejąca się...


...... a na sąsiedzkiej działce - śledziennica, ni to liście, ni to kwiaty....


.... a potem był pogrom wiosny, najpierw deszcz, potem gruby deszcz, a na końcu śnieg.


Przykrył nieśmiałe krokusiki ....


..... choinka, jak na Święta.....


... i wawrzynek, widzicie, co siedzi na jego czubku? Motyl! Wyniosłam go rano z chaty, żeby napił się nektaru i nie przysmażył się na płycie kuchennej i ........ zapomniałam.


I dziś rano, po mroźnej -4 nocy przypomniałam sobie, żył, przeniosłam go na taras w słoneczne miejsce.




Poranek obudził się piękny, bezchmurny, słońce oświetlało wierzchołki i .... szpaki na czubkach drzew, ogrzewały się do słońca po mroźnej nocy, a kosy, nie bacząc na nic, melodyjnie wygwizdywały. jak zwykle, psy wyprowadziły mnie na wschód słońca.


Pojechaliśmy potem na Kalwarię, po drodze cudne widoki......




.... w dół, w dolinę Wiaru. Te patyki przy drodze - to rosną przy nich młode świerczki, a dalej buduje się następny "osiedleniec", w dolince, poniżej lasu...


.... widok z góry kalwaryjskiej, na wschód, płaska dolina Wiaru ....


.... ta górka w oddali, to św, Magdalenka, kiedyś było tam grodzisko, doskonale zachowane wały ziemne, a teraz Pustelnia Marii Magdaleny, grzeszne kobiety, pogrążone w modlitwie, na kolanach okrążają kaplicę.
Grzeszną zbytnio nie jestem, ale mam uwiecznione na zdjęciu, jak na kolanach też okrążam Pustelnię.



Mur Kaplicy Powolań, nie puszczam tam męża samego, żeby jakiegoś innego powołania nie poczuł.
Z miejscem tym związana jest legenda: Kiedyś pielgrzymowała na Świętą Górę uboga wdowa, z chorą córką i poprosiła o wodę bogatą właścicielkę tych ziem, nie pozwoliła ona napić się wody i wtedy kobieta przeklęła ją: Obyś po śmierci przebywała w wodzie. Kiedyś można było tam wejść, trumna ze zwłokami zanurzona była rzeczywiście w wodzie, na własne oczy widziałam, jak wysoki jest tam poziom wody, na cmentarzu piwniczka niewiadomego przeznaczenia była wypełniona wodą, 20 cm od powierzchni ziemi.



Tam w dali, to już Ukraina, wzrok leci daleko, niczym nie ograniczony....


A w kościele  Matka Boska Słuchająca, bo jedno ucho ma odsłonięte, Obraz pochodzi z Kamieńca Podolskiego, zajętego wówczas przez Turków. Turcy obraz sprofanowali, wyrzucili ku pośmiewisku na śmietnik, a pobożnemu starcowi przyśniła sie Matka Boska i kazała zanieść się do Kalwarii ....


......... namalowane i opisane cuda, za przyczyną Matki Słuchającej .


Chwytają mnie za serce takie oto zapisy: pod obrazem....


.... Szczepana de Ternowa Dwernickiego, który wespół z Andrzejem Maksymilianem Fredro ufundował kościół i klasztor na Kalwarii....


.. i takie: brat dla siostry, ujmujące.


Kapliczka na drodze pątniczej, tuż nad Wiarem.


A tu sam Wiar, wielce kapryśna, górska rzeka, można rano obudzić się i zobaczyć, że nie ma się pół pola lub drogę przy moście zabrało, widzieliśmy to na własne oczy.


Droga w dół, do nas, na łeb, na szyję .....


Jelonki za potokiem.....


na tej łące...

.... roślina na leżącym pniu ....


... poranna kawa w wiosennych kubeczkach w bratki, moja z mlekiem ....

 

 .... grill bębnowy rozpalony - zadymia ....


,..... znajdziemy tu pterodaktyle, kiełbaskę, boczek, kiszka gryczana się trafiła i .... prawie wszystko przyjechało do domu....


,....a my chrupaliśmy ze smakiem grzanki czosnkowo- chili. Śnieg prawie zginął, motyl porusza w słońcu skrzydłami, kwiatki zmarznięte odżyły, w domu czekał stęskniony Gustaw, odwiedziliśmy jedną Babcię, życie jest piękne. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, nie śpicie jeszcze? Dobrych snów!