niedziela, 27 października 2013

Jesienny spacer po pogórzańskich łąkach ...

Ależ ciepło dziś, temperatura sięgała 23 stopni.
Wybraliśmy się z psami na łąki, ależ było radości ...


Miśka dzielnie towarzyszyła Amikowi w gonitwie, a my z mężem snuliśmy się za nimi powoli ... na miedzach dorodne tarniny ...


... jeszcze ładniejsze głogi, czerwone, całe drzewa obsypane nimi ...


... a na środku łąki, już prawie nad potokiem, nasze najbardziej osobiste drzewko, również okryte czerwonymi paciorkami ...


Psy zziajane, Miśka padła w pożółkłej trawie ...


... a Amik przedzierał się przez gąszcz ...


Trzeba mu było potem wydzierać z sierści mnóstwo rzepów, kulek, gałązek i innych czepnych ...


Jest cierpliwy, jakby uspokoił się bardzo, nawet na Janka wczoraj nie szczekał, bardziej Miska jazgotała.
Na łąkach królują barwy ziemi, drzewa nagie, modrzewie jeszcze odrobinę wnoszą koloru ...




W trawie mnóstwo dzikiego oregano ...


... ależ cieszyłby się pan Okrasa, ostatnio podsypywał nim jakieś danie ...
I uwolniliśmy ptaka z tunelu foliowego, nie mam pojęcia, jak się tam dostał, dobrze, że przyszliśmy zobaczyć, czy woda przybrała w studni ... nie przybrała ...
To taki szybciutki post dzisiaj, bo zaraz wracam na Pogórze, tylko męża odwiozłam do domu, na komentarze odpowiem wkrótce, jak wrócę ...


To chyba ostatni kwitnący kozibród, jeszcze owady do niego zlatują się ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!




piątek, 25 października 2013

Caryna, carynka ... w górach nie ma już nikogo?

Caryna to łąka górska, położona wysoko, prawie pod połoniną ...
To także nazwa zespołu z "krainy łagodności", który poznaliśmy na koncercie "Pod Kopcem", a potem w jednej z audycji Jurka Krużela "Mikroklimat".
I tak przeglądając forum bieszczadzkie natknęłam się na imprezę w środku tygodnia w bacówce "Pod Honem" w Cisnej pod nazwą ZMIANA CZASU LETNIEGO NA ZIMOWY, a wieczorem klimatyczny koncert własnie "Caryny", no jak tu nie skorzystać?

https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=TzKBvyE2eOE

Zaklepałam wcześniej nocleg w bacówce, a przed imprezą chcieliśmy jeszcze polecieć w góry, bo jakoś tak dawno nas tutaj nie było ...i "by dojrzeć w buczyny pniach Madonn twarze złote" ... wybraliśmy trasę z Mucznego na Bukowe Berdo i Krzemień ...


Ponury budynek ośrodka rządowego w remoncie, spokój, błogie spowolnienie czasu ... a wiecie, że byłam w starożytnych czasach "kaperowana" do pracy tutaj?
Jeszcze kasa parku czynna, po uiszczeniu opłaty pomaszerowaliśmy szlakiem do góry ... poty występowały na czoło, łapała zadyszka, otwierały się wszystkie pęcherzyki płucne ... ale po chwili rozeszliśmy się spokojnie ...


W lesie w miarę cicho, ale huczący ponad głowami wiatr przypominał, że na górze czeka na nas niezła jazda ...


Dwójka młodych, która szła przed nami, skryła się za folią termiczną, która łopotała na wietrze, jak wściekła, my ubraliśmy kurtki, czapy i dalej do góry ... otwierały się przed nami kolejne widoki ...


... obie połoniny z najdalej wysuniętym Smerkiem ... góry posiwiały, wiatr chłostał trawy niemiłosiernie, a karłowate krzaczki jarzębin i buków  były już zupełnie bezlistne ...


Parliśmy do przodu dalej, wiatr wyciskał z oczu łzy, które nie zdążyły stoczyć się na policzek, porywał je ze sobą ... przesuwał nami po szlaku, przyczajał się i uderzał ze zdwojoną siłą ...


Chmury, które rano zdawały się nie wróżyć nic dobrego, ba! wiatr niósł nawet drobinki wody, jakoś rozeszły się i nawet czasami błysnęło słońce ...


Sporo musiałam się zapierać, żeby nie zepchało mnie z tego skalnego grzebienia, a potem schowaliśmy się przed wiatrem z drugiej strony i patrzyliśmy ... i patrzyliśmy ... czasami przechodzili ludzie, to w jedną, to w drugą stronę ... patrzyliśmy ...


Tam pod szczytem carynka, Obnoga się nazywa, kiedyś prowadził tam szlak z Krzemienia do Mucznego, teraz go już nie ma, choć jeszcze w borówczyskach i trawach rysuje się stara, wydeptana ścieżka ... schodziliśmy nią kiedyś, już nielegalnie ... był tam schron, który spłonął kilka lat temu ... może był komuś niewygodny, a może to przypadek ... przy małej ilości schronisk każdy dach nad głową pożądany, zwłaszcza przy załamaniu pogody ...


Czas wracać, teraz dzień krótki, a my tradycyjnie do Przysłupia, na pstrąga...


... jeszcze rzut oka  na masyw Tarnicy z drogi do Wołosatego ...


...  jeszcze Caryńska, dumnie prezentująca swe wdzięki przy drodze.
Trzeba się śpieszyć, bo w drugi weekend listopada zamyka się smażalnia już na zimę ...


W górach są jeszcze turyści, nieliczni co prawda, bo to środek tygodnia, ale na każdym mijanym parkingu stoją auta, schodzą powoli z gór ... miły czas, nie to, co w lecie.
Z pełnymi brzuchami meldujemy się w bacówce, a tam już przygotowania do muzykowania, schodzą się ludzie, teraz będzie coś dla ducha ... i ucha ...


... ten z prawej strony, to Serb, Darko, to dzięki niemu z utworami poetyckimi mieszała się muzyka bałkańska ... miodzio ... zaśpiewali mi nawet piosenkę "Ajde, Jano", o którą poprosiłam ...a  gospodarze postarali się bardzo, zrobiła się uczta nad ucztami, bo pojawił się pieczony baran ...


... niestety, nie przełknęliśmy ani kęsa, pstrąg zajął trawieniem nasze żołądki na długo ...
Wszyscy bawili się świetnie, poznaliśmy sympatycznych ludzi z forum bieszczadzkiego i siedzieliśmy długo w noc, gadając i śpiewając na przemian ...





 Ranki po takich wieczorach nie są już fajne, trzeba wracać do domu ... no cóż, wycięliśmy w drogę na Terkę, zahaczyliśmy jeszcze o Łopienkę ... pokłonić się Pani Łopieńskiej ...




... nikogo, tylko my sami ...


... i jeszcze lipa spod cerkwi, chyba każdy ma ją na zdjęciu, jeśli tu był ... czasami z zawartością dla fotografującego, czasami pustą, jak dla nas ...
Mijamy zalew soliński, o matko, jak mało wody ...


... niektóre zatoczki wyschłe zupełnie ... zresztą we wszystkich górskich ciekach, smętnie ciurkają mizerne wody między kamieniami ... odkryliśmy w Uhercach Mineralnych lokalny browar UrsaMajor Bieszczadzka Wytwórnia Piwa, kupiliśmy do degustacji  różne ichnie piwa, trzeba wspierać lokalny biznes ... potem przecięliśmy pasmo Chwaniowa ...


... i już znaleźliśmy się po naszej stronie Pogórza ... przez Grąziową, nad wąskim tutaj Wiarem jechaliśmy do chatki, bodaj na chwilkę ...


Droga do nas ... tu leży poskładany w metry nasz las zza drogi ... posiedzieliśmy w jesiennym słoneczku na tarasie, posililiśmy się, wypiliśmy kawę ... trzeba wracać ... po drodze spotkaliśmy Janka, jechał dalej wywozić drzewo z lasu po przerwie obiadowej ... z wodą coraz gorzej, nawet u tych, którzy wykopali nowe studnie, już brakuje wody ... sąsiad dla zwierząt wozi wodę z potoku, gdzie wygrzebał jakiś dołek i tam się zbiera ona w większych ilościach ... nie jest dobrze ...
Przywiozłam dla Magdy nasiona bukwi w ilościach niewyobrażalnych, zalegających bieszczadzkie, bukowe lasy ...


... dla Piotra z Chaty nad Wisłokiem gąskę szarą ...


... dla Megi torfowisko w Wołosatem, już nabiera kolorów ...


... a dla wszystkich jeszcze ciepłe, i niezapomniane widoki z gór ... i klimat bacówki "Pod Honem", pachnącą drewnem i skrzypiącą ze starości ...





... a my "ujrzeliśmy w bukowych pniach madonn twarze złote"...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za ciepłe słowa, bywajcie w zdrowiu, pa!



niedziela, 20 października 2013

Koniec spektaklu ...

Długo nie było mnie na Pogórzu, ponad tydzień prawie.
To, że wiatr zdarł listowie z drzew w ogrodzie, wydawało mi się naturalne, ale miałam jeszcze nadzieję, że koło chatki dalej kolorowo ... nie, nie było kolorowo ...


... ale jakoś przejrzyście, jasno, bezlistnie ... wiatr hulał po sadzie, zwiewając liście z miejsca na miejsce, huczał w lesie, a liście niósł daleko nad łąką.
Usiadłam w zaciszu, za chatką, słońce przygrzewało w twarz i, niskie, mocno raziło w oczy ... błogo ...


Kwitną marcinki na tarasie, zioła maja się bardzo dobrze ... przyszedł sąsiad z Olą, będą robić kozi ser i potrzebne są zioła ... poradziłam, żeby użył cząbru i odrobiny czosnku ... urwałam mu pachnący bukiecik, i jeszcze porozmawialiśmy trochę o pogórzańskich realiach ... był w lesie zobaczyć, bo tuż za drogą idzie wycinka drzew, zapytałam, czy bardzo las spohaniony ... tak, jak to przy wycince ... nawet tam nie zaglądam, pójdę wiosną, jak zieleń troszkę przykryje rany ...


Powykręcane drzewa u sąsiada, które tak chętnie pozowały w złociutkiej, młodej zieleni, albo w jesiennych kolorach, stoją smutne, gołe ... i ten smutek fruwa w powietrzu, czepia się oczu, serca ...
Zapaliłam w bębnowym grillu wiązkę suchych ziół, jaki zapach rozsnuł się po okolicy...


... jak kadzidło w kościele ...


... zawiesiłam na tarasie wietrzne dzwoneczki, które od razu rozdzwoniły sie delikatnie i kojąco ...


... a chatka czeka na mnie cierpliwie, wpatrując sie z uporem w daleką Kopystańkę ...


Rano słuchaliśmy starych, turystycznych "perełek" u Jurka Krużela, śpiewaliśmy razem z nim w drodze na Pogórze, a teraz towarzyszy nam Jaromir Nohavica w trójkowym spotkaniu z Andrusem ... Minulost ... Sarajevo ...
To Kurka skierowała moją uwagę na Jarka, byłyśmy na jego koncercie w Głuchołazach ... wracam do jej bloga ze smutkiem w sercu ...


Pozdrawiam Was serdecznie,  dziękuję nieustająco za Waszą uwagę, dobrych dni życzę, pa!