Ubiegły tydzień z mroźnymi nocami i wyjątkowo słonecznymi dniami. Pogoda marzenie na choćby najmniejszą wędrówkę i tak po śniadaniu w środę wpadliśmy na pomysł:- Pojedźmy do Górecka Kościelnego i nad Szum, do rezerwatu. Spakowaliśmy plecaczek z termosem, po kanapce, a Mimie puszkę z jedzeniem. Psina bardzo lubi z nami jeździć, choć już staruszka, pysk posiwiały, ale dzielnie maszeruje. To już kolejny raz, kiedy będziemy nad Szumem, ale droga do celu ładna, samo miejsce również, a szlak akuratny dla nas. Zimą wyczytałam komunikat, że szlak będzie zamknięty ze względu na niebezpieczeństwo ze strony starych, spróchniałych drzew stojących przy ścieżce. Niektóre już zwaliły się podczas wichury, inne trzeba usunąć. Ale o tym przypomniałam sobie na parkingu u wejścia na szlak. Tymczasem zaparkowaliśmy w Górecku Kościelnym przy kościele i poszliśmy w dół, wśród starych dębów, kapliczek drogi krzyżowej, do kaplicy na wodzie. Zdjęcia są niepiękne, prześwietlone, bo kto robi zdjęcia w południe przy ostrym świetle:-)


Zdjęcie zrobione z pomostu w jedną stronę pokazuje żółty piasek na dnie, w drugą stronę pod słońce rzeka już jest całkiem inna, choć wody jednakowo torfowe, z lekka brunatne, ale niebieskie niebo odbija się w toni.
Zawróciliśmy ścieżką koło karczmy nad Szumem ... w mnogości domków letniskowych wre robota. Właściciele, korzystając ze słońca robią porządki w obejściu, usuwają gałęzie, rąbią drewno na ognisko, a dymy pachnące snują się wokół, jak zawsze od lat, za nic mając przepisy unijne. Ognisko, dym od zawsze towarzyszył człowiekowi, a kiełbaska upieczona nad ogniem nie ma sobie równych:-)
Kilka lat temu takiego cudaka jeszcze tu nie było:-) chyba nastała moda na odwrócone domy, takie "do góry nogami". Poczekałam z Mimą na parkingu, mąż poszedł po auto, bo bliziutko, tylko przez plac kościelny i pojechaliśmy na początek ścieżki, do rezerwatu Szum.
Z niepokojem patrzyłam, czy drogi nie zagrodzi nam gdzieś tablica, że wstęp wzbroniony ze względu na te prace, związane z wycinką drzew, ale na razie spokój. Pięknie się idzie szeroką ścieżką, po bokach zielono od mchów, między sosnami dalekie prześwity, aż tu nagle coś zwróciło naszą uwagę. Nie do wiary, stoi sobie w lesie ubrana choinka, błyszczące kolorowe bańki, srebrne łańcuchy, zaskoczenie zupełne.



Jeszcze ciągnie wśród drzew mroźnym wiatrem, trzeba ubierać czapki na spocone głowy, ale w słonecznych plamach czuje się ciepło. W cieniu płatki przylaszczek stulone z zimna, na słonecznych zboczach zachwycają niebieskością.
Na płaskich przestrzeniach, z rzadka porośniętych sosenkami bieleje chrobotek leśny, specyficzny mech ...
... nieco dalej płożą się pędy widłaka, ale nie mam pojęcia jaka jego nazwa gatunkowa... niektóre łodygi już z kłosami zarodnikowymi ...
Na pierwszy rzut poszła trasa szlakiem czerwonym po lewej stronie Szumu, raczej nieciekawa. Mijaliśmy kopce mrowisk, mrówki już obudziły się, mrowiąc na wierzchu, jeszcze nie ruszyły w teren. Ale mrowiska rozkopane do głębi, widziałam kiedyś w akcji dzięcioła zielonosiwego, jego długi cienki język i dziób jest przystosowany do wyjmowania jaj mrówczych czy nierozwiniętych jeszcze w pełni owadów.
Między drzewami zaczęła prześwitywać woda ze zbiornika, znaczy że zbliżamy się do tamy, a to połowa naszej trasy. Po mroźnej nocy zacieniona część zbiornika jeszcze pod lodem ...
W dole tamy szumi woda, przepływająca przez turbiny, działa mała elektrownia. Z drugiej strony wchodzimy na ścieżkę przyrodniczą z niebieskimi znakami, są tu tablice z opisami, ławki do odpoczynku, ta strona jest bardziej oświetlona przez słońce, a więc cieplejsza. Przysiadamy na chwilę, Mima zadowolona brodzi w wodzie, chłepcze, bo była już spragniona. Ścieżka prowadzi bardziej urozmaiconym terenem, raz górą, raz dołem, schodzi nad wodę, to oddala się od niej.
Mijamy powalone, ogromne pnie, próchniejące, porośnięte hubami, na niektóre dłużej leżące wspięły się długie pędy widłaków.
Pewnie widok tego pnia nieszczególnie Wam się kojarzy:-) ale to tylko powierzchnia porośnięta mchem, a w środku huba, która urosła już po ścięciu drzewa.
Obok ścieżki przewija się cały czas Szum, widać żółciutkie dno, bo te roztoczańskie wody są niezwykłe. Przewalone w poprzek pnie, których nikt nie rusza, skaczą po nich pliszki, to tworzy krajobraz nietknięty ludzką ręką, pierwotny, towarzyszy nam śpiew ptaków, gdzieś urzędują dzięcioły.
Woda szumi głośno spiętrzona na naturalnych przeszkodach, jakimi są pnie, ale i zaczynają się skalne stopnie zwane tutaj "szumami". Nie są tak efektowne jak "szumy na Tanwi", są niziutkie, ale w tym anturażu robią wrażenie.
Już po drodze do auta, w ciepłej plamie słońca zauważyliśmy dziwne owady, takich jeszcze nie widziałam, czarne pokrywy skrzydeł, a tarczka przy głowie brązowa. Ale w domu od czego jest internet?

To chrząszcz nekrofilny, co za nazwa ... ścierwiec, który sprząta szczątki organiczne, padlinę, wszelkie odchody, a więc czyściciel naszych lasów, zwłaszcza w pobliżu obleganych szlaków turystycznych:-)
Widać go teraz, bo to czas godów tych owadów.
Potrzebowaliśmy odosobnionego miejsca, daleko od drogi, żeby puścić luźno psa, a my w spokoju zjeść kanapki i herbatę. Odjechaliśmy spory kawałek, zatrzymaliśmy się nad Tanwią, przy przystani kajakowej o tej porze pustej i cichej. Mima pojadła, wyczyściła pudełko do czysta, potem zeszła na brzeg, popiła wody i krążyła z nosem przy ziemi blisko nas, bo to taki pies wiecznie węszący:-) Była trochę zmęczona, wieczorem lekko utykała na nogę, ale rankiem już była w formie, radzi sobie seniorka.
Na koniec powiem, że mieliśmy szczęście!
Nie spotkaliśmy tablicy zakazującej wejścia na szlak! Również w domu, już po powrocie przeczytałam, że roboty wycinkowe i porządkowe nad Szumem poszły sprawnie, więc szlak udostępniono wcześniej, 19 marca. Pierwotnie miał być zamknięty do 31 marca, my właśnie pojechaliśmy tam 19 marca zupełnie bez wiedzy, w pierwszy dzień po otwarciu i byliśmy jedynymi ludźmi na trasie:-)
Byliśmy zadowoleni, że ruszyliśmy się z domu, pogoda dopisała i psisko szczęśliwe.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!