Ostatni wpis zakończyłam tym, że w sobotę wybraliśmy się na "Noc muzeów".
Tak dosłownie, to było późne popołudnie, a my zawitaliśmy do skansenu w Sanoku.
Oglądaliście już na pewno tysiące zdjęć z tego Parku Etnograficznego, śledziliście różne opracowania, przedeptaliście wszystkie ścieżki prowadzące do zabudowań poszczególnych grup ludności zamieszkującej Pogórze ... a nam zawsze jest mało ... Pasiemy oczy grubymi belami, z których zbudowano domy, patrzymy na pozieleniałe strzechy, zaglądamy do studni z cembrowiną ułożoną z kamieni, oddychamy specyficznym zapachem impregnowanego drewna, które tylko tutaj można wywąchać ...
Tuż za bramą skansenu powitało nas miasteczko galicyjskie ...
Cudny, brukowany "kocimi łbami" ryneczek, a wokół budynki zupełnie jak z naszego Pruchnika ... podcienie, urzędy, sklepiki, zakładziki usługowe ...
Pamiętam, jak babcia męża mego opowiadała z dumą o swoim ojcu: On był urzędnikiem na posadzie państwowej, na poczcie ... może wyglądał tak?
... w służbowym mundurze, z powagą załatwiał urzedowe sprawy. Klimat niesamowity, mimo, że budynki pachną jeszcze nowością, a już lekko łapią patynę czasu ... stare wyposażenie, urządzenia różne, kwity, wagi ... czasu mało, aby to wszystko obejrzeć, dotknąć, a czasami nawet powąchać ...
Miśka również była z nami, to bardzo kulturalne stworzenie, lubi koncerty, wernisaże, wita się uprzejmie z wszystkimi czworonogami, czasami jakaś pani na ławeczce pogładzi ją po czuprynce ...
Zaglądaliśmy do okien, drzwi, nawet stragan z rękodziełem stał na środku rynku, ikony pisane można było kupić ...
... i nie tylko ...
Patrzyłam na te belki ogromne, polepione dla szczelności gliną ...
... a potem pobielone wapnem.
Pamiętam taki płot z mojego domu, darte dranice plecione przez trzy belki ... potem modniejsze stały się sztachety, nie tylko ten płot schwycił moje spojrzenie ...
A ten z patyków?
Ze dwa lata temu czyścili naszą drogę w dolinę właśnie z takich gałęzi, dziś dopiero zdaję sobie sprawę, ile to mogło być materiału na pleciony płot, a wszystko leży na poboczu drogi, suche, kruche i gnije ... jeszcze nie wszystko stracone, bo już wyrastają nowe gałęzie ...
Albo taki?
... i taki ...
... najpiękniejsze na świecie ... i Miśka nie pokonałaby go, ani z drogi nie przyszedłby obcy zwierz.
Oczy błądzą po tych strzechach...
... ścianach bielonych, belkach wystających, a budzących podziw ...
I były również atrakcje ...
... można było przejechać się bryczką ... uśmialiśmy się z mężem do łez, kiedy pan furman tłumaczył, że "dolinianie" to tak rozleźli się ... i w tę stronę ... i w tę stronę ... po całym Podkarpaciu ...i bojkowie, i łemkowie ... a dziewczyna pyta: Tu byli wywiezieni w akcji "Wisła" ... A tak, tak ... wio! Klarka ... pewnie czekali następni w kolejce do przewiezienia ... trzeba czas wykorzystać ...
Obeszliśmy cały skansen, jeszcze kilka zdjęć ...
I jeszcze jedna interesująca rzecz ... ten dzwon ...
Odnalazł go mieszkaniec Radoszyc, Marek Gosztyła, pasjonuje się od lat zbieraniem złomu różnego kalibru przy pomocy wykrywacza metalu. Właśnie w okolicach Woli Michowej zapiszczało mu to urządzenie, informując o dość dużej obręczy metalowej ... to nie była obręcz, tylko odwrócony dzwon, zakopany dosyć płytko w ziemi ...Pan Marek powiadomił Kraków, a ów dopiero sanocki skansen ... w kwietniu 2006 roku pracownicy skansenu wydobyli go z ziemi. Nie było to łatwe, bo waży 625 kg, ma ponad 1 metr średnicy, a 3, 30m obwodu ... lina na jabłoń, bloczek i kilku mocnych mężczyzn, potem załadowali go na Żuka i przywieźli do muzeum ... to była zgadka... skąd on, czyj?
Okazało się, że pochodzi z odlewni dzwonów Felczyńskich z Przemyśla, jest z 1920 roku, pojechał z innymi na wystawę do Paryża. Powrócił z wystawy i został kupiony w 1927 roku, przebył długą drogę, zanim zabrzmiał w górach ...
Prawdopodobnie pochodzi z nieistniejącej cerkwi greko-katolickiej we wsi Balnica ... kiedy wysiedlano mieszkańców, to zazwyczaj w wielkim pośpiechu ukrywano cenniejsze wyposażenie cerkwi, tak było z dzwonem ... zakopano go po prostu w łemkowskiej chałupie, gdzie klepisko było podłogą.
Przy okazji wędrówki po zakamarkach skansenu zauważyłam, że już wykłosiło się żyto ...
No jak to - już?
Dopiero zaczęła się prawdziwa wiosna, a tu już żniwa za pasem, rzepaki też przekwitły, leci ten czas niemiłosiernie.
Na zakończenie zjedliśmy nad Sanem po ogromnej porcji lodów ...
... zmęczona Miśka zwisła mi z ramienia, zasypiając od razu.
Wracaliśmy do naszej chatki zmęczeni, pełni wrażeń, i bardzo zadowoleni ... udała nam się wyprawa.
Jeszcze chciałam pokazać zdjęcie sikorki, jak mocuje się z pierzem z mojego jaśka ...
...porwała kępkę piór ...
... a potem rozrywała dzióbkiem, aby były bardziej puszyste ... gniazdko trzeba wymościć!
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dużo słońca życzę, pa!
27 komentarzy:
Dziekuje , ze dzieki Tobie moglam znalezc sie w tak cudownym miejscu,przepiekne , urokliwe miejsce, pozdrawiam serdecznie:)
piękna relacja!-gdy znów będę w Lublinie na pewno tam zajrzę:)
Witaj Mario.
Też zachwycają mnie takie skanseny.Chaty z bel drewnianych ,a ploty plecione z wikliny.Zadziwiło mnie na ile sposobów można zrobić ogrodzenie mając słupki i gałęzie.
Pozdrawiam serdecznie:))
Kami, co jakiś czas pasiemy tam nasze oczy, szukamy natchnienia, pomysłów, najprostsze rzeczy są najlepsze; pozdrawiam Cię serdecznie.
Olqo, było bardzo klimatycznie, słońce chyliło się ku zachodowi, naładowaliśmy akumulatory na długi czas; serdeczności.
Teniu, to płoty to mnie zauroczyły na amen, a po głowie chodzą już różne pomysły, może wyjdzie coś z tego? cieplutko pozdrawiam.
piękne te twoje posty, płynące jak woda, jak życie (bo przeczytałam naraz ostatnie trzy;-)) I te słówka o zmyślnych kwiatuszkach (tak, to męskie kwiaty), o Gutku, co kokietuje Misię, o surowości dawnego budownictwa, o mgłach jak mleko... masz dar przekazywania nastroju.
Taaaak, ja też mogłabym w tym skansenie zamieszkac :) Piękna wycieczka
Latem ryneczek był jeszcze w budowie, więc nie miałam okazji go zobaczyć, ale w chacie takiego np księdza można by było mieszkać choćby i w dzisiejszych czasach. Cudna wycieczka. Mnie po skansenie bolały troszkę nogi. Nie wiem, kiedy tam wrócę. Pozdrawiam
To wspaniałe, że w naszym zagonionym świecie są TAKIE miejsca. Nie byłam tam nigdy. Chciałabym Weronice pokazać.
Serdeczne pozdrowienia!
ps. u nas niestety susza i komp mi padł, dlatego nie pisałam.
Piękna wycieczka to była. Żałuję bardzo, że od nas do jakiegokolwiek skansenu ładny kawał drogi...Bo uwielbiam takie klimaty.
Ściski
A.
Byliście może w sanockim zamku? W sobotę miało być otwarcie nowego skrzydła z kolekcja Beksińskiego.
Skansen jest wspaniały i ogromny;)
Trochę czasu trzeba spędzić tam by zobaczyć wszystko.
Byliśmy tam w zeszłym roku kiedy otwierano pierwszy raz Rynek Galicyjski.
Super.
Pozdrawiam.
Marysiu - Megi trafnie ujęła - umiesz przekazać klimaty.
Byłam w sanockim skansenie lat temu chyba ze 20 ... Mam przyjaciół w Sanoku, ale jakoś czasu na skansen brakowało, a oni teraz więcej w Polańczyku urzędują, w nowej chałupie ...
Będę wracać do tego posta, delektować się, dzięki.
Pozdrowienia ślę naprawdę gorące
jolanda
Mario, swoim wpisem o sanockim skansenie. Przypomniałaś mi jak pięknie tam było.
Skanseny dziwną magię mają w sobie, zatrzymują (dla mnie) albo nawet cofają czas (dla młodych). I są inspiracją - ja taki mam blisko, w Kolbuszowej i zawsze jakiś szczegół, jakiś drobiazg mnie zachwyci i już rozwija się lista marzeń...
Z wielką przyjemnością obejrzałem zdjęcia ze skansenu. Wizyta tam chodzi za mną już od ...dziestu lat. Ale w końcu tam zawitam.
Pozdrawiam serdecznie
Jak ja lubie skanseny! cale szczescie,ze istnieja. W Opolskim jest w Bierkowicach, bardzo lubilam tak chodzic. A taki pleciony plot to dzisiaj tez widzialam, i smieszne ale w stolicy, w Warszawie, przy nowoursynowskiej, jego wlasciciel robil poprawki i przeplatal galazki,wyobraz sobie w Warszawie!Pozdrawiam serdecznie!
super skansen...u nas najbliżej jest w Pstrążnej za Kudową, z chatami sudeckimi, czyli głównie poniemieckie...pozdrawiam was Marysiu baaardzo serdecznie
Byłam, widziałam, ale miło jeszcze raz powędrować wśród tych strzech i płotków - pięknie :)
Piękny skanksen. Cudowne zdjcia i wspaniale przekazana atmosfera i czar tego miejsca. My często odwiedzamy mały skanksen w Wygiełzowie a potem obowiązkowo zamek Lipowiec. W ubiegłym roku zwiedziliśmy ogromny skanksen w Rożnowie pod Radhostem. Nasze skanseny są piękne, ale ten oszałamia wielkością i tym, że stare młyn, wiatrak, tartak i inne użytkowe budynki wciąż działają.
Dziękuję, Twój wpis pobudza piękne wspomnienia.
Może warto wygrodzić choćby mały kawałek. Tak miała moja babcia, najbliżej domu ze strzechą...
Ech, Sanok! :D Ileż nocy nieprzespanych, iluż wspaniałych ludzi poznanych, ile przygód niezwykłych! :D Niesamowite Miasto! Ryneczku skansenowskiego jeszcze nie widzieliśmy. WYbierzemy się, jak opadnie pierwsze zainteresowanie! Choć korci jak fix! :D
Pozdrowienia serdeczne za San ślemy!
Megi, dzięki wielkie! pozdrawiam.
Węszynosko, i ja też; było bardzo klimatycznie, serdeczności.
AnkoSkakanko, widzisz, za czym tęsknimy? za prostotą życia; skansen rozległy, ominęliśmy urządzenia kopalniane, pozdrawiam cieplutko.
Magdo, takie miejsca leczą duszę, wywołują jakąś tęsknotę w sercu, a może chcesz upiec ze mną chleb? polepić pierogi? potem powłóczymy Weronikę po Pogórzu, daj znak; serdeczności posyłam nad Drawę.
Asiu i Wojtku, chętnie odwiedzamy takie miejsca, z tym mamy dużo wspomnień, wyprawy z dziećmi jeszcze małymi; i to także nasze klimaty; pozdrawiam.
Maniu, nie byliśmy, już zabrakło czasu; czasami przeraża mnie to malarstwo Beksińskiego, jakieś takie straszne; serdeczności.
Dakola, o! to pewnie były tłumy na otwarciu; odwiedzamy skansen różnie, czasami nie ma nas tam kilka lat, ale zawsze chętnie wracamy; i ja pozdrawiam.
Jolando, dzięki! a bo spotkania z przyjaciółmi płyną na rozmowach, nikt wtedy nie myśli o skansenie, na pewno kiedyś tu wrócisz; serdeczności wielkie posyłam.
Moniko, a ja cieszę się, że wróciły piękne wspomnienia, pozdrawiam Cię.
Krystyno, bywałam w Kolbuszowej, tam widziałam pieczenie chleba w piecu, kupiłam sobie zgrabny koszyczek, a jakże! i stągiew drewnianą do noszenia wody, u prawdziwego bednarza; a pomysłów do wykorzystania ci tam bez liku; cieplutko pozdrawiam.
Wkraju, trzeba spakować plecak i ruszać, i zawitać w końcu na ten skrawek przygranicznej ziemi; a ja cieszę się, że mogłam zaszczepić kresowego bakcyla, malutkiego! pozdrawiam serdecznie.
Grażyno, to i w Warszawie podobają się takie płotki? i ja lubię skanseny, zawsze coś nowego dopatrzę się, a natchnień różnych ile! serdeczności.
Kurko, a te chaty sudeckie to też drewniane? nie mam pojęcia zielonego o tamtejszym budownictwie, przydałoby się odwiedzić takie miejsce; i ja pozdrawiam cieplutko.
Jolu, prawda, że pięknie? nasze wyjazdy tu niezliczone, a za każdym razem powrót pod urokiem tego miejsca; serdeczności niech lecą na Jaworzyny.
Marku, Doroto, Alicjo, Elu, a czy Wy przypadkiem nie byliście tutaj? czytałam Wasze posty z bieszczadzkich wypraw; to musi być ciekawe, zobaczyć w pracy te ogromne koła młyńskie, drewniane zębatki, chciałabym zobaczyć, jak tłoczą olej; pozdrawiam Was serdecznie.
Mażeno, często wspominasz swoją babcię, jej dom, ogródek, musiałaś ją bardzo kochać, i te wszystkie miejsca ... zachowaj te wspomnienia w sercu; serdeczności.
Go i Rado, a ma klimacik Sanok rzeczywiście, i wspomnienia są; te domy z podcieniami, ryneczek, od razu skojarzyłam z Pruchnikiem, tam też podobnie, i ta atmosfera; wybierzcie się koniecznie; serdeczności.
No pewnie, że chcę!!!
Ale przyjadę z kozami :)
Kozy wypuścimy na łąki, jest dużo miejsca!
cudownie piszesz o naszym Sanockim skansenie :) rzeczywiście jak nie ma ludzi i zwiedza się samemu to czas zatrzymuje się w miejscu pozdrawiam serdecznie a blog super :)
Prześlij komentarz