... że tak sobie pozwoliłam zaczerpnąć od "Powrotu do tradycji" ...
Tutaj zatrzymał się czas, pewnie jak w każdym skansenie ... zapach drewna, glinianej polepy, osmędzonych kominów, a pod nogami mnóstwo kozich bobków.
Stare, wiejskie zabudowania górują nad miastem, między strzechami widać miejskie bloki ...
A już myśleliśmy, że nie zwiedzimy skansenu ... brama otwarta, ale w kasie pusto, nikogo wokół.
Nagle dzyń, dzyń ... stadko kóz i owiec, a z nimi pasterz, i to on właśnie miał przy sobie bilety wstępu, trzeba opłacić również fotografowanie ... aha, jeszcze Miśka ma z nami chodzić.
Pasterz mówi, że tylko na smyczy, bo mu pozjada zwierzęta ... i co on potem zrobi?
Ale gdy zobaczył jejmość Miśkę, uśmiechnął się tylko na jej posturę.
Otworzył nam wszystkie zagrody i hulaj dusza ... byliśmy jedynymi zwiedzającymi, może zimny, porywisty wiatr odstraszył ludzi.
I jeszcze poprosił, żeby potem zamykać za sobą zagrody, bo mu zwierzęta wejdą do domów i szkód narobią.
My do pierwszej zagrody, a tu kozy za nami, szczególnie ta jedna z bródką ...
... a za nią dzyń, dzyń ... całe stadko, i owieczki też ...
Weszliśmy do chaty, pozwiedzaliśmy wnętrze ...
... a kozy na nas czekają. Czują się jak u siebie ... no pewnie, że są u siebie, mieszkają w skansenowych obórkach, pasą się na tejże trawie, zostawiają po sobie bużo bobków i stanowią lokalny koloryt ...
Dla Miśki każde zwierzę to przyjaciel, musi go obwąchać z ciekawością i już jest gotowa do zabawy ...
Oglądaliśmy różne skrzynie, kuferki, warsztaty tkackie, naczynia, odzież, kolebusie dla dzieci ...
Patrzyliśmy na pomysłowość wiejskich zdunów ...
Z pieca kuchennego i z mniejszego alkierzyka spotykają się przewody kominowe w sieni i już wspólny dym uchodzi do jednego komina ...
... albo taki piec chlebowy, znajduje się w sieni ...
... z drugiej strony głównego trzonu kuchennego.
Przemieszczamy się coraz dalej i dalej, a te ciekawskie stworzenia za nami ...
... głowy skierowane do wejścia chaty i czekają aż wyjdziemy ... i rzeczywiście, gdybyśmy nie zamykali drzwi, weszłyby do domu ...
Dały nam spokój gdzieś tak w okolicy młyna wodnego, ale tam to już było terytorium Mućki, spokojnie przeżuwała śniadanie i patrzyła na nas, a potem ryczała ... i dzwonek u szyi też podzwaniał ...
Zajrzeliśmy do wnętrza młyna ...
... jakie pojemniki na zboże czy też mąkę ... a obok chata młynarza, ozdobiona wapiennym malunkiem ...
Pod gospodarskim zadaszeniem ule z pni ...
... mąż od razu poszedł pozaglądać, czy były używane, czy to tylko na potrzeby muzeum ... były ... w środku węza na ramkach ... aj! parę takich pod chatą, właśnie z pni ...
I jeszcze urokliwa cerkiewka na wzgórzu ...
... z kompletnym ikonostasem wewnątrz ...
Może nie jest to bardzo duży skansen, jeżeli chodzi o ilość obiektów czy powierzchnię, ale to bardzo sympatyczne miejsce.
Po drugiej stronie drogi maszyneria wojskowa ...
... to eksponaty muzeum militarnego z czasów bitwy o Przełęcz Dukielską, a budynek siedziby muzeum kształtem przypomina minę przeciwpiechotną, istny dziwoloąg.
I pędzimy dalej przed siebie, na Medzilaborce ...
W środku miasteczka pomnik najsłynniejszego Łemki z wioski Mikova, Andy Warhola ...
... a właściwie to jego rodzice pochodzili z tej wioski, nosili nazwisko Warchoła i wyemigrowali za chlebem do USA, Andy urodził się już tam, w Pittsburgu, w Pensylwanii ...
Obok muzem, na które z góry patrzy prawosławna cerkiew p.w. św. Ducha ...
W każdej prawie wsi cerkiew grecko-katolicka, i prawosławna, i jeszcze jakiegoś innego wyznania ...
istnieje tu ciągłość pokoleń, Słowacji nie dotknęły wysiedlenia.
Przez Przełęcz Radoszycką przejechaliśmy do Polski, a tu już po sezonie ... prawie wszystko pozamykane ... dopiero w Bieszczadach Wysokich znaleźliśmy otwartą oberżę ... i zjedliśmy "złotego" pstrąga ... niechrześcijańskie ceny.
Mgła przykryła całe góry, nic nie widać, ale pojedynczy turyści chodzą, na parkingach u wyjścia na szlak pojedyncze samochody.
Kiedy w Lutowiskach, przy punkcie widokowym obejrzałam się za siebie, góry wyglądały jak kraina Mordoru, a tu jaśniało niebo.
Kiedy przyjechaliśmy do chatki, niebo było rozgwieżdżone, jasne ... niby niedaleko, a zupełnie inna pogoda.
I to już wszystkie wrażenia z tego wyjazdu ... objechaliśmy kawałek Słowacji, Beskidu Niskiego i Bieszczadów, i wykręciło na liczniku około 600 km, a miało być blisko.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za ciepłe słowa, pachnie u mnie chlebem i racuchami z jabłkami, wszystkiego dobrego, pa!
30 komentarzy:
Kocham takie klimaty. W skansenach mogłabym przebywać godzinami. Ba - myślę, że mogłabym nawet pomieszkać w takim skansenie. Pod warunkiem jednakowoż, że byłaby ciepła woda i do wygódki nie trzeba by latać:-))) U nas też dzisiaj chlebem pachnie. I zupą ogórkową. Na własnych warzywach i ogórkach. I śmietanie od sąsiadki:-))) Nie ma to jak dobre wiejskie życie, nieprawdaż? Uściski serdeczne!
Asia
Wycieczka jak zawsze udana , jak koleżanka wyżej lubię skanseny , kojarzą mi się z wiejskim życiem , a z nim same dobre wspomnienia....pozdrawiam
Ale swojsko....samo mi się uśmiecha..a do tych kózek to już zwłaszcza. Pozdrowienia...u nas dziś pachnie frytkami hihi..ale ze swojskich ziemniaków.
Takie stadko kóz to moje marzenie .
Pozdrowienia
tęsknię za takim zwiedzaniem- dzięki za piękną relację:)
Marysiu, zamiast na złotego pstrąga trzeba było przyjechać do mnie na obiad, byliście tak blisko :)
Ja tez nastawiłam chleb, tym razem orkiszowy, bo w sklepie zabraklo mąki żytniej.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja też lubię takie miejsca. W lecie byłam z moją wnuczką Mają w skansenie w Olsztynku, który jest jednym z najstarszych a także duży i bogato wyposażony. Również są tam kozy i inne zwierzęta. Kozy darzę szczególną sympatią za ich energię i cyrkowe skoki. We Włoszech często je spotykałam w okolicy górskich wiosek raz nawet widziałam całe stado stojące na dachu niewysokiej szopy.
Kozy , kozy , nie powtarzalne zwiedzanie w takim doborowym towarzystwie ale widać ładnie czekały przy drzwiach , oczywiście skansen jak najbardziej urokliwy i zadbany dobrze się trzyma :)
Pozdrowienia :)Ilona
Marysiu chciałoby się w takiej chacie przy ciepłej kuchni herbaty napić, a może i coś mocniejszego, w Waszym towarzystwie i jeszcze kilku wirtualnych przyjaciół.
Wspaniała podróż, jak zwykle.
Pozdrawiam wieczornie
Marysiu chciałoby się w takiej chacie przy ciepłej kuchni herbaty napić, a może i coś mocniejszego, w Waszym towarzystwie i jeszcze kilku wirtualnych przyjaciół.
Wspaniała podróż, jak zwykle.
Pozdrawiam wieczornie
Oj podsumowałaś tymi racuchami! Sympatyczna obsługa skansenu, zarówno ludzka jak i zwierzęca!
Fajna wycieczka. W niektórych skansenach można by żyć i dzisiaj. Wszystko tam jest takie nieskomplikowane, jak w dzisiejszych czasach, każdy miał swój rytm, kazdy wiedział co robić, dobę wyznaczały zachody i wschody słońca a nie obrzydliwie grająca komórka nad uchem... i tak można by długo wymieniać. Pozdrawiam
A ja bym sobie zamieszkała w takim skansenie nawet bez ciepłej wody i z wygódką.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za piękną wycieczkę
Mario, piękna opowieść, ale czy ja taka niekumata, że nie doczytałam gdzie to dokładnie jest? chętnie bym się wybrała, bo okolice piękne i ciekawe.
pozdrwiam
Asiu, szybko przyzwyczajamy się do wygód, jak też i do niewygód, a w gruncie rzeczy mało potrzeba nam do życia; i w tych chatach ogarnia mnie znowu pragnienie posiadania takich rzeczy, jak te koronki, garnki, drewniane różności, kuferki, napatrzeć się nie mogę; cenię proste życie, proste potrawy, w tym jest smak; pozdrawiam serdecznie.
Ciche marzenia, to była powtórka z przeszłości, trzeba czasami odświeżyć znane; i ja pozdrawiam.
Węszynosko, czy Twoja kózka też taka ciekawska? często robię frytki swojskie, nawet maszynkę do krojenia zakupiłam w jakiejś klamociarni; pozdrowienia ślę.
Max73, i ja marzę, tylko na razie odpuszczam, bo myślę, że ugrzęznę i nigdzie nie ruszę się, bo zwierzęta zostaną bez opieki; i łąki są, obórkę by się wybudowało, to plan na później; pozdrawiam.
Olqo, zwiedzanie bez depczących po piętach to jest to, a jeszcze jak się lubi te klimaty; pozdrowienia ślę.
Maniu, byliśmy ogromnie zaskoczeni przy płaceniu rachunku, dosłownie wydłużyły nam się miny, i już nas tam więcej nie zobaczą, a może to jakaś zwyżka cen z powodu braku turytów? chleba z orkiszowej mąki jeszcze nie piekłam, a czytałam, że dobry; dzięki za zaproszenie na obiad; i ja pozdrawiam.
Sukienko, czytałam o tym skansenie w którymś Country, i jeszcze byli ludzie w odpowiednich strojach, jako mieszkańcy, zajmowali się codziennymi czynnościami, lubię tak nieśpiesznie chodzić i patrzeć; kozy to cyrkówki; serdeczności ślę.
Mario,piękne zdjęcia.Ja tez uwielbiam wszelkiej "maści" skanseny.Mam prośbę ponieważ dużo jeździsz i sporo oglądasz - Czy mogłabyś robić zdjęcia skrzyń posagowych z bliska,od frontu i z góry?Zbieram wszelkie info o skrzyniach (sposoby ozdabiania).
Serdecznie Was pozdrawiam Danka
Ilono, grzeczne były bardzo, ale wyskakiwały wszędzie, gdzie tylko jakieś podwyższenie było, owieczki spokojniejsze; serdeczności.
Jolando, w takiej albo w mojej, choć może moja chatka nie taka leciwa, ale ma piec, stół, bambetle do posiedzenia, a i w szafce znajdzie się jakaś lecznicza mikstura na rozgrzewkę; pozdrowienia serdeczne ślę.
Mażeno, u nas też dawno nie było racuchów z jabłkami, znikały w kosmicznym tempie; pastuszek pootwierał obejścia i już go potem nie widzieliśmy, ale kamery patrzyły za nami chłodnym okiem; pozdrawiam.
Aniu, zanim skojarzyłam, że to Ty, Skakanko, upłynęła spora chwila; tak było u nas w domu, pory dnia, słońce na niebie wyznaczały rytm, bez pośpiechu; pozdrawiam.
Owieczko, no jasne, w takiej chacie jest wszystko potrzebne do życia, długo mieszkałam bez wody w domu na wsi, nie mówiąc o ciepłej, i dzieci były małe, i nosiło się wiadrami, miło wspominam te czasy, a i człowiek młodszy był; pozdrawiam serdecznie.
Czy nawał rozmaitych obowiązków już się przewalił?
Lusiu, moja wina, na koniec poprzedniego postu napisałam, że jedziemy do słowackiego Svidnika, a tu już nie powtórzyłam; a wybrać się trzeba, choćby dla tego skansenu; serdeczności.
Danusiu, z wielką przyjemnością, szkoda, że nie zrobiłam takich zdjęć w tym skansenie, ale będzie jeszcze okazja; pozdrawiam serdecznie.
Mam zamiar zamienić mój przyszły dom w taki skansen (tylko z wygodami, hi hi), wyposażyć go w proste a piękne przedmioty i sprzęty, rozpalić ogień pod kuchnią i gotować wedle starych receptur... no i kozy, koniecznie kózki - moje marzenie ;-))
Dziękuję Ci za piękne słowa na blogu, ściskam czule ;)
Skansen wspaniały. To koło młyńskie świetne. Zawsze miałem sentyment do starych młynów. Dzieciństwo spędziłem łowiąc pstrągi wielkie jak paluch i strzeble przy takim własnie młynie wodnym, co prawda o trochej innej konstrukcji ale zawsze. Dzisiaj ruina tzw. zastawa dawno już nie istnieje, nawet betonowe progi się posypały -szkoda.
A ja się ciesze że chwyciłaś część mojej nazwy bloga bo powiem ci szczerze że z chęcią bym kupiła taki skansen i zamieszkała w nim ciesząc się każdym kawałkiem podłogi :) Więc pasuje jak ulał :)
Inkwizycjo, w takiej chacie można zamieszkać od razu, proste życie, to jest to; od kiedy Cię poznałam, kózki ciągle przewijają się w tle, myślę, że w końcu zrealizujesz swoje marzenie, kiedy osiądziesz w Rudawach; serdeczności.
Krzyśku, kiedy byliśmy tu pierwszy raz, strumykiem płynęła woda i spadała na koło, tylko nie pamiętam, czy koło się obracało; ten rok wyjątkowo suchy; piękne wspomnienia z dzieciństwa; prawdopodobnie kiedyś w naszym potoku też były pstrągi w głębszych miejscach, a może teraz też są? pozdrawiam.
Moniko, a kiedy Ty śpisz, o tej porze ja to już na piąty bok się obracam; skansen jak skansen, wystarczyłaby cała jedna zagroda, w otoczeniu bezkresnych pastwisk; pozdrawiam serdecznie.
Piękne izby :) zawsze w nich pachnie takim starym drewnem...szczególnie o tej porze roku, Andy W. z tych stron ? nawet nie wiedziałam..U nas tez zawsze na liczniku trochę wychodzi za dużo..ale inaczej się nie da..Fajna wyprawa, pozdrawiam .
I znów przepadłam, w moim domu nie pachnie obiadem, a powinno, za to ja nadrobiłam wszystkie zaległości i poczytałam do woli.
Pozdrawiam.
Dorota
Witaj Mario.
Kolejna wyprawa.Niby wszystko takie zwyczajne,przyziemne,a jakie urokliwe.
No i ta przestrzeń Mario.Gdziekolwiek jedziesz.
Małe domki,piękne cerkwie a wokół ,wokół mnóstwo powietrza. Można poczuć się naprawdę wolnym.
Pozdrawiam serdecznie:))
Świetnie pokazane i opisane miejsce. Bardzo spodobała mi się ta cerkiew murowana. Zrobiliście wiele kilometrów, ale warto było.
Pozdrawiam
Mam szczęście że trafiłam do Twojego bloga Mario, jeździsz i opisujesz, fotografujesz i opowiadasz - a ja jakbym tam była, widziała i słyszała. Dziekuję
Mona, tak, on z Łemków pochodzi; uwielbiam łazić po skansenach, oglądać, dotykać; a dojechać trzeba, choć daleko; pozdrawiam.
Doroto, dzięki, Twoje słowa tchną ciepłem; serdeczności ślę.
Teniu, przyciągają nas takie miejsca nieodparcie; serdecznie pozdrawiam.
Wkraju, było już za późno na wejście do cerkwi, ale nic straconego, często tamtędy przejeżdżamy; pozdrawiam.
Krystyno, a mnie miło na taką towarzyszkę podróży, serdeczności.
Te kozy w skansenie to świetny pomysł - od razu to miejsce zyje, nie straszy martwotą. Mam wielki podziw dla wiejskich zdunów - tez widziałam ich dzieła ( na suwalszczyźnie) - pomysłowe, sprawnie wykonane. Serdecznie pozdrawiam !
Aniu, nie tylko kozy, jest tam też krowa, i konie w zagrodzie, no i ten pastuch, samo życie; Im prostsze wykonanie, tym lepiej funkcjonuje; oglądaliśmy kiedyś w rozwalonej chałupie stary piec, mnóstwo sklejonych gliną kamieni, wygładzona powierzchnia ręką, i na to bielenie wapnem, no czego chcieć więcej, i działało, skoro piec przetrwał tak długo; pozdrawiam.
Prześlij komentarz