wtorek, 7 października 2014

Peregrynacje w masywie Cozia ... Rumunia II

Plan był taki, że pojedziemy sobie na nocleg do cabany Cozia.
Cozia to potężny masyw górski pomiędzy transalpiną a transfogaraską, w okolicy miasta-uzdrowiska Calimanesti, w tej chwili park narodowy. Żeby tam dotrzeć, trzeba objechać cały masyw dookoła, przez wioseczki, potem ze 12 kilometrów wspinać się szutrówką na przełęcz pomiędzy dwoma szczytami.
Pokonaliśmy pewnie połowę drogi, i tutaj, zwłaszcza poza główną trasą widać niszczące działanie ulewnych deszczy, które siłą górskich potoków podmyły drogi, mnóstwo osuwisk, a na dodatek z lasu wywożono drzewo ... ponieważ zaczął padać deszcz, zwątpiliśmy w celowość wyjazdu tak wysoko, i tak nie pójdziemy w góry. Zawróciliśmy, znaleźliśmy całkiem przyjemny pokoik tuż przy drodze, nad dużym zbiornikiem wodnym ...


Ponieważ rankiem znowu siąpił deszcz, widoki były mocno przymglone, a góry w chmurach, ruszyliśmy na zwiedzanie starych monastyrów, których tutaj było całkiem sporo ... kierują do nich kierunkowskazy, zazwyczaj zjeżdża się z głównej drogi w głąb lasów, gór, w miejsca niezwykle urokliwe, ciche ... pewnie kiedyś to były pustelnie, w takim oddaleniu od świata ...
Najpierw nasze kroki skierowaliśmy do monastyru Turnu, po drodze minęliśmy dwóch mnichów, którzy pędzili do miasta na zakupy, pomachali wesoło i poszli dalej ...


Zazwyczaj po pierwszych krokach z lekka zapiera nam dech, kiedy patrzymy na trafność wyboru miejsca, przepiękne otoczenie, zadbane obejście ... mnisi od świtu uwijaja się przy pracy, zamiatają, podlewają, oporządzają zwierzęta, pracują w sadzie i w ogrodach, są samowystarczalni, a przede wszystkim są wręcz chudzi, no może starszeństwo pozwala sobie na niewielki brzuszek, bo może to przydaje im powagi ...
Długie włosy, związane w kucyk, długie brody, w zależności od wieku ... tym najstarszym mnichom brody ścielą się aż po pas, młodsi muszą poczekać ...
Bardzo szanuję te święte miejsca, mąż zawsze przypomina mi, że trzeba nałożyć chustkę przy wejściu do wnętrza ... jeden z braci pracował przy grobach zmarłych mnichów, zaraz uchylił nam drzwi wejściowe, zapytałam tylko, czy można robić foto ... skinął głową przyzwalająco ... więc używałam sobie do woli, wędrując po zakamarkach świątyni ... mniejszej i większej ...




Z boku, na malutkim placyku, piękne pomniki zmarłych ojców tego klasztoru, ich wizerunki, napisy ...




Obok, w skalnej ścianie wykute pustelnie, pewnie to pierwsze ślady, kiedy zaczęli tu przybywać mnisi ...
posadzka skalnej groty zasłana złożonymi karteczkami, widocznie tu wrzucane są prośby czy podziękowania pielgrzymów ...



Niedaleko parkingu krzyż wykuty w skale, obok złapane źródełko-poidełko, dla strudzonych wędrowców ...


Wewnątrz wszystkich monastyrów, które odwiedziliśmy, czuje się ciepło ... pewnie mury oddają letnie nagrzanie do środka, bo na zewnątrz całkiem chłodno ...


Ruszyliśmy dalej, tym razem do monastyru Stanisoara, oddalonego od miasteczka o 8 km, ale jaka to odległość ...


Droga prowadzi w głąb masywu Cozia, na początku łagodnie, a potem coraz bardziej stromo wspina się wśród potężnych ścian skalnych ... wzdłuż drogi ustawione ławki, stoliki, z boku szumi bystry, krystaliczny potok w kłębokim kanionie ... las, las, kolejne zakręty ... myślałam, że będzie to jakaś mała wioseczka, zagubiona pośród gór ... nagle przejaśniło się, łąki, jakieś zabudowania, zakaz wjazdu ... wysiedliśmy, a tam poniżej rozsiadł się on, monastyr Stanisoara ...


Schodzi się do niego z góry, i żadna tam wioseczka ... wśród surowych skał, istnieje tylko on ... zagospodarowane tereny wokół, zabudowania gospodarcze, gdaczą kury, pies nas przywitał ... i nikogo wokół ...



... w maleńkim ogródku, tuż przy kwaterach mnichów, pojedyncze krzyże, to tu znajdują miejsce wiecznego spoczynku zmarli mieszkańcy klasztoru ...


Weszliśmy do środka świątyni, nigdzie zakazu fotografowania, ale ... gdzieś z boku słychać śpiewne modlitwy, zza kolumny wyjrzał jeden z brodatych braci, schował się z powrotem ... co to była za modlitwa, jeden pięknym głosem śpiewał, drugi odpowiadał, najznakomitsze chóry przyjęłyby ich z otwartymi rękami ... zasłuchaliśmy się długą chwilę ...


Tym urządzeniem przywołują się mnisi na modły, może na posiłki, bo przecież trzeba ich wszystkich pozbierać z rozległego terenu o wyznaczonej porze ... przez teren wiedzie też szlak turystyczny na szczyty Cozia, zacna odległość, sporo ponad 3 godziny drałowania pod górę ...
Czas wracać, jeszcze tylko nakarmić psy, których dwie ciekawe głowy wychyliły się na drogę z siana stodoły, tak, bułki to najlepszy przysmak ... w połowie drogi spotkaliśmy jeszcze jednego mnicha, który wędrował do góry z dwoma objuczonymi osiołkami, z zakupami pewnie ...
Jak tu jest zimą? pewnie zasypuje ich w tej dolince dokładnie, muszą mieć wszystko potrzebne do przeżycia, kiedy Stanisoara jest odcięta od świata przez śniegi, są tu tylko sami ...
Został jeszcze monastyr Cozia, najstarszy, ale i najbardziej oblegany przez zwiedzających ...


Wszędzie ludzie, mnisi sprzątający całe obejście, weseli braciszkowie z miotłami i nowoczesnym sprzętem ...


Monastyr Cozia to achitektoniczne cacko, przepiękne mury, rozetki a każda z innym wzorem, obramowania misternie wykute w piaskowcu ...





Drzwi wejściowe ozdobne, wygładzone rękami wchodzacych, misterne rzeźbienia, cudo samo w sobie ...



... i "przywoływacz", w każdym monastyrze inny ...


Jeszcze zwiedziliśmy sobie muzeum w przyległym budynku, ze starymi ikonami, naczyniami liturgicznymi, sprzętami, tkaninami ...



Dobrze tak czasami odetchnąć w miejscach świętych od zgiełku tego świata, bo tutaj życie toczy się zupełnie innym rytmem ... modlitewne śpiewy, zapach palących się, cieniutkich świeczek woskowych, ofiarowanych w jakiejś intencji ... zawsze ten sam Bóg, a tyle odłamów religijnych ... często zastanawiam się, czy moja religia, w której się urodziłam, i tak mnie wychowali rodzice, to ta najlepsza?


Jeszcze przy drodze maleńka cerkiewka, widać obronna, bo takie wąziutkie okna, jak otwory strzelnicze, można robić zdjęcia, nikt nie zabrania ...



Bardzo mile zaskoczyło nas to, że nikt nie żądał opłaty za wejście, jak w bukowińskich, malowanych klasztorach ... można złożyć dobrowolną ofiarę do skarbony, kupić jakąś pamiątkę, co zresztą uczyniliśmy ... nie, to nie była "pisana" ikona, te mają prawo być drogie, tylko imitacja, ale równie ładna ...


Nad górami dalej diabeł mieszał w kotle, dymiło, wirowało, nie widać jakiejś konkretnej poprawy pogody... zjechaliśmy niżej ... Sybin, gdzie gotował Makłowicz, potem Sebes ... tu już słonecznie, ale z gór spadał tak mocny wiatr, że głowy urywało ...



Zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze, żeby coś zjeść ... ja, jak zwykle, ciorba, mąż - mici ... ciorba tylko jedna, de burta się nazywała ... za bardzo nie orientowałam się, z czego ona ... kobieta gładzi się po brzuchu, o, to pewnie dobra ... no cóż!
Okazało się, że to zupa w typie naszych flaków, zabielana, zakwaszana ... pomna opisów na różnych forach podróżniczych wystrzegałam się jej, ale i mnie dopadło, a nie przepadam za tego typu potrawami ... zjadłam tylko z wierzchu, to co rzadkie, z pysznym, białym chlebkiem, gęstą śmietaną i ostrą papryczką, resztę jednak zostawiłam, nie byłam tak odważna ... może, gdybym była bardziej głodna ...


Z obwodnicy Sebesu widać dokładnie Rapa Rosia, naturalny rezerwat ściany odsłoniętych, czerwonych i wypłukanych piaskowców ... ciężko się tam dostać, bo drogę przecięła autostrada, trzeba sporo czasu, żeby wyjechać z tych węzłów drogowych, więc popatrzyliśmy sobie z daleka ... CDN
Dotrwaliście jakoś do końca wpisu? to spora dawka pielgrzymowania po rumuńskich monastyrach ... może swoimi opisami wędrówek po Rumunii obalę jakieś mity, przełamię uprzedzenia, które wielu z nas nosi w sobie ... nie kryję, że za pierwszym razem też je miałam ...
A październikowe słońce zagląda już w okna chatki, oświetla letnie pajęczyny, zapomniane kurze ... jakieś małe sprzątanie by się przydało ...




Pozdrawiam Was ciepło i serdecznie, nieustannie dziękuję za odwiedziny, pa!


 A dziś kupiłam sobie zrywak do jabłek, na teleskopowym kijku, więc sięgnę wysoko, i jadę zrywać jabłka, bo latoś obrodziły, i grządki szykować na zimę, i jeszcze pewnie trawę pokosić ... i książki wezmę ze sobą ...






15 komentarzy:

grazyna pisze...

Swiat monastyrow, daleki, piekny, dostojny, zloty w kolorach, bardzo ciekawy,fascynujacy...inny , bardzo interesujacy Twoj opis..czekam na wiecej rumunskich autentykow. Pozdrawiam serdecznie

Beata Bartoszewicz pisze...

Cuda, rzeczywiście cuda nam pokazujesz. Tak sobie myślałam czytając Twój wpis o tych polskich lotnikach (i ie tylko), którzy przez Rumunię na zachód we wrześniu 39 szli Czytałam kilka książek o ich internowaniu i o tym jak łatwo było uciec z obozu i jak ich Rumuni właściwie wspierali w tych poczynaniach. Ale trudna to historia i ludzie chyba surowi, specyficzni. Dzięki za dalszy ciąg wycieczki :)))

Stanisław Kucharzyk pisze...

Mario! Weź ty się nie leń tylko pozbieraj trochę swoich wpisów i książkę napisz. Albo jeszcze lepiej dwie: jedną o Pogórzu, drugą o dalszych stronach. Zamawiam pierwszy egzemplarz.

Inkwizycja pisze...

Wy już jesteście w Rumunii stałymi gośćmi... wiecie, jak się zachować, co jeść, czego się wystrzegać. ;)
Niesamowity kontrast między spokojnym, urokliwym i nieco surowym światem monastyrów a zdjęciami Sibin czy Sibiu. Jakby z wnętrza wyszło się na pełne światło... aż się wzdrygnęłam ;)

Pellegrina pisze...

Czy są żeńskie klasztory z takim czarem, klimatem, spokojem. Takie rozmodlone, rozśpiewane, zaopiekowane spokojną, rytmiczną pracą? Bo opisujesz tylko męskie, a ja bym chciała wiedzieć, że gdybym chciała to bym mogła. Zachwyca mnie ta samowystarczalność.
U mnie też słońce coraz niżej i zaczyna zaglądać do chatty i rozświetlać zakurzone klamotki

Rick Forrestal pisze...

Beautiful series.
Love these scenes.
Is that a cave house?

mania pisze...

Pamiętam jak podczas podróży do Rumunii przewodnik nam opowiadał o tym kraju, starając się przełamać stereotypy, że tam bród, nędza i żebracy. A to piękny kraj, pełen sympatycznych ludzi.
Pozdrawiam serdecznie

wkraj pisze...

Brakuje słów, by oddać piękno pokazanych miejsc. Fascynujące tereny, przepiękne klasztory, spokój i cisza. Tak przypadkowo tam trafiliście, czy wiedzieliście , co zobaczycie?
Pozdrawiam.

Mażena pisze...

Cóż mogę dodać do wpisu Wkraja, to cudowne miejsca, takie rozmodlone, nie zadeptane. Takie mam wrażenie. Chciałabym tam trafić i napawać się atmosferą tych miejsc. To niesamowite móc tam być.
Dziękuję.
Zdjęcia z chatki uroczo jesienne..

amelia10 pisze...

Pięknie opisałaś Marysiu ten cichy, zapomniany świat monastyrów, Rumunia jest wciaż tak niepoppularna i tak piękna. Nieucywilizowane, odludne miejsca, dzika, przepiekna przyroda.Swiat monastyrów, skalnych pustelni, to zupełnie inny swiat, jakze daleki od zgiełku i chaosu, świata w którym przyszło nam żyć. Jakże chętnie podjęłabym taką podróż, dzięki Tobie nabrałam ochoty.
Teraz odpoczywaj pracowicie w chatce, korzystając z ostatnich promieni słonca. Uściski.

Zofijanna pisze...

Do Rumunii już jestem przekonana- to fascynujący kraj, mniej znany, a bliski- to tylko 400 km, aż dziwne, ze tak rzadko tam bywamy. Popieram pomysł Krzysztofa - zacznij pisać książki !!!!!
Spacer po rumuńskich monastyrach był bardzo udany!

Tomasz pisze...

Te monastyry to czysta mistyka.
Wschód jest piękny ...
Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Grażyno, to bardzo ciekawy świat; kiedy mówię znajomym, że znowu jedziemy do Rumunii, widzę ten uśmieszek "A po co oni tam znowu jadą?"; a jeszcze wiele do zobaczenia, i nas ciągle przyciąga; serdeczności ślę.

Beata, każdy region rumuński jest inny, na północy doskonale można porozumieć się po ukraińsku, a na południu Ukrainy po rumuńsku, wzajemne przenikanie, co kilkanaście lat inny kraj, i ci ludzie z pogranicza musieli uczyć się języków, by porozumieć się w urzędzie; i po wegiersku, i po niemiecku, i po polsku czy czesku; zwiedziliśmy kiedyś wąwóz Bicaz, dopiero potem doczytałam w książce "Kobiety II Rzeczypospolitej", że w mieście Bicaz, w jednej z willi przebywał prezydent Mościcki po ucieczce z kraju; bardzo interesują mnie potrawy z pogranicza, zwłaszcza Bunia, babcia Męża, celowała w ich gotowaniu, kresowa gospodyni; pozdrawiam serdecznie.

Krzysiek, zawstydziłeś mnie zupełnie; a gdzież mnie do tych elit piszących? pewnie zażartowałeś sobie; serdecznie pozdrawiam.

Inkwi, troszkę poznaliśmy kraj, kuchnię, a jednak dałam złapać się na ciorbę de burta; może to i przysmak, ale ja jestem trochę jedzeniowe "divadlo"; monastyrami jesteśmy zachwyceni, bo zazwyczaj góry i dzikość nas przyciąga; czasami i deszcz dobry w górach; a ludzie żyją wszędzie, bardzo dużo młodzieży w miastach, w niedostępnych osadach zostali starsi; serdeczności ślę.

Krystynko, żeński monastyr był w poprzednim wpisie, ten w Ramet; o, Ty jak mój mąż, mówi, że też by został w takim monastyrze, pracowałby, i miał spokojną głowę; co niektórym naszym przewodnikom duchowym przydałoby się takie odosobnienie, nabraliby pokory do świata; a co tam zakurzone klamotki, na wiosnę posprzątamy ... trochę; serdeczności ślę.


Rick, dziękuję; te jaskinie to pustelnie, tu modlili się i mieszkali pierwsi mnisi; teraz mają wygodne pokoiki, a każdy ozdobiony wizerunkiem mieszkańca; pozdrawiam serdecznie.

Maniu, sama wiesz, że to nieprawda, Romowie przyczynili się do takiego patrzenia na ten kraj; i to ci, których wynajmują do żebrania bogatsi; zobaczyłabyś ich domy, jak pałace, a potrafią wynająć kawał wsi i rozpuścić po różnych krajach; nie spotkaliśmy się nigdy z wrogim nastawieniem, ludzie starają się pomóc, kiedy języka zabraknie, i jakoś dogadujemy się; pozdrawiam cieplutko.

Wkraju, przede wszystkim czytamy dużo relacji, a każda wnosi coś nowego; potem szukam tych miejsc na mapie, oglądam zdjęcia i tak powstaje trasa wyjazdu; same zdjęcia nie oddają tego klimatu, najlepiej samemu zobaczyć; został nam jeszcze jeden monastyr, pozostawiony na sam koniec, Corbi de Piatra, ale nie jechaliśmy w tamtą stronę; przyjdzie czas i na niego; pozdrawiam serdecznie.

Mażeno, do miejsc położonych w łatwym terenie dojeżdżają autokary, czy też pojedynczy zwiedzający, ale są i takie, gdzie nie uświadczysz obcego, tylko mnisi; dla nas to świat tajemniczy, piękny i jesteśmy bardzo zachwyceni; można stracić dzień na studiowaniu fresków na scianach, a zwłaszcza sceny mąk piekielnych są fascynujące, niektóre śmieszne; już spotkaliśmy długobrode postaci ni to w piórach, ni to w sierści; ktoś musiałby objaśnić; serdeczności ślę.

Amelio, myślę, że kilka osób uda mi się przekonać; pewnie w przyszłym roku Wkraj pojedzie, i Mania już była, i może Ty podejmiesz trudy wyprawy; kto zakosztuje, to na jednym razie się nie skończy; dziś bardzo mgliście, ale ciepło; serdecznie pozdrawiam.

Zofijanno, gdyby tak mieć trochę więcej czasu na zwiedzanie tego kraju; jak czytam, to inni jadą np. na dwa tygodnie, o! to już można wiele zobaczyć, a my wiecznie w pośpiechu; teraz wszyscy piszą książki, ja mam tę przyjemność, że chociaż na blogu coś naskrobię, to wystarczy; serdeczności ślę.

Tomasz, wiemy, o czym mówimy, prawda?
cieszę się, że mamy tu grupę sympatyków Rumunii, może rozwiejemy czyjeś wątpliwości, obawy; pozdrowienia ślę.

Ania z Siedliska pisze...

Marysiu, jak ciekawie opowiadasz i jak pieknie to wszystko fotografujesz ! Myślę, że rzeczywiście czas juz pozbyc sie uprzedzeń i poznać ten fascynujący kraj pieknej przyrody i tych prześlicznych i bardzo zadbanych monastyrów. Serdeczne uściski !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, zdjęć robię stanowczo za dużo, potem ciężko wybrać, no i wklejam na blogu bez opamietania; kiedyś zastanawiałam się, czego by mi było najbardziej żal, gdyby zdarzyła się jakaś zguba na wyjeździe? oczywiście, aparatu, zwłaszcza ze zdjęciami; Rumuni sami przestrzegają, żeby uważać na Romów, bo to oni pracują na zły wizerunek tego kraju, i mają z nimi problem; nie zgłębiałam tego tematu; pozdrawiam serdecznie.