środa, 9 września 2015

O tym, jak Maryśka psa ratowała ...

W któryś dzień zaczęło mocno wiać, gdzieś tam w górze mieszały się ze sobą warstwy powietrza ciepłe i zimne, wentylując mocno Pogórze i wieszcząc jakąś zmianę pogody.
Właśnie zamieszałam sobie w taczkach zaprawę, zaczęłam nawet składać kamienie w murek, który pokazywałam w poprzednim wpisie, dopasowując je niekształtnymi bokami. Psy co i raz wybiegały do bramy, słysząc jakieś głosy ... ale one tak mają, czasami helikopter nadlatuje, albo wiatr niesie warkot traktorów zza potoku, a one już naszczekują.
Ale tym razem i ja też usłyszałam coś poprzez szum wiatru w drzewach, raz, drugi ... głos nie do rozpoznania ... potem znowu, jakiś rozpaczliwy krzyk, zdaje mi się, po chwili znowu ...
To pewnie z głębi lasu, z rydzowych górek, aż za "sosną wisielców"...


Od razu wyobraźnia podsuwa różne obrazy ... zwierzę złapało się we wnyki, może dziki osaczyły , a najpewniej ktoś psa przywiązał do drzewa, albo sam zaplątał się ze sznurkiem w krzakach ... trzeba ratować. Swoje czworonogi zamknęłam w chatce, bo licho wie, co mnie tam czeka, w tym lesie.
Wzięłam ze sobą nóż, a także małą siekierkę ... po jakiego diabła mi ta siekierka? ale z nią czułam się raźniej.
Zeszłam drogą niżej, potem trochę w las ... kurczę, słychać coś, raz bliżej, raz dalej ... wróciłam z powrotem, obeszłam wielką łąkę i znowu poszłam w dół, tym razem starą drogą zrywkową, zakrzaczoną po pas ... nie czułam się komfortowo, oglądałam się dookoła, coś trzaskało, czasami spadła gałąź, bo wiatr dalej szumiał jak wściekły. Doszłam do dziczych kąpielisk w bagnie, zauważyłam, że mimo długotrwałej suszy jeszcze nie wyschły, wszędzie tropy raciczek, kopytek ... i ten zapach ... Szłam dalej z duszą na ramieniu, przy okazji obstalowując sobie drzewa, na które ewentualnie mogłabym wleźć, gdyby coś na mnie wyskoczyło, a tu nic, żadnej bocznej gałęzi, wszystkie pnie gładkie wysoko .... Znowu rozpaczliwy głos, zdaje się całkiem niedaleko ... zaczęłam gwizdać, nawoływać ... piesku, piesku, gdzie ty jesteś, odezwij się! ... nic, cisza znowu.
I znowu głos, jakby z miejsca, gdzie mają wypływy jakieś dziwne źródełka, z białawym błotem, grząsko, zakrzaczone, trochę straszno ...  Nie dałam rady iść dalej, za bardzo bałam się, więc zawróciłam, obiecując sobie, że przyjdę tu po południu, kiedy przyjedzie mąż, weźmiemy Amika na smycz, już on wywęszy swojego pobratymca. Po plecach lały się siódme poty, z emocji i ze zmęczenia.
A po południu wiatr jakby uspokoił sie, ten rozpaczliwy krzyk niósł się wyraźniej. Słyszysz to? tam gdzieś jest pies, pewnie zaplatał się, albo ktoś przywiązał do drzewa! pójdziemy zobaczyć?
Mąż wsłuchał się w te odgłosy, raz, drugi, uśmiechnął się tylko i zapytał, czy ja naprawdę nie rozpoznaję, co tak krzyczy? - No słuchaj, słuchaj, to pierwsze to sowy, a to dalej to orlik gdzieś siedzi i nawołuje. - Jak to sowy, od rana i w środku dnia? przecież one tylko w nocy. - Słuchałam do wieczora, słuchałam i nocą, i nad ranem, bo nie dawałam wiary ... tak, to były ptaki, ich głosy, razem z szumem wiatru, tak mnie zwiodły.


A tymczasem na Pogórzu snują się już jesienne mgły, zwłaszcza po deszczu, znad Wiaru niesie biały tuman, wciska w kolejne odgałęzienia potoków, aż zupełnie przysłania widoki.


Pachną zioła, które mają w tym roku moc wyjątkowo skoncentrowaną.


Jeszcze zbieram po łąkach dzikie mięty, wrotycze, dziurawiec czy dziewanny, a z grządki ziołowej suszę pachnące pęczki ... to wszystko dla pszczół. Zamiast pakować w nie chemiczne środki, podajemy do dokarmiania jesiennego napary z leczniczych ziół, a także mąż odymia je dymem z ziół, jak kadzidłem.


To są tzw, zioła Hunca, całkiem spory zestaw, w tym kora dębu, a także piołun, resztę znajduję na łąkach. Może troszkę za późno na zbieranie ziół, ale lepsze chociaż takie przystarawe, niż wcale.


Przy okazji poszukiwań i zbierania różnych kamieni, znalazłam i taki. Ależ mi przypomina formacje błotne z naszych ulubionych błotnych wulkanów z Rumunii, ale to jest skała, twarda aż dzwoni, coś uformowało ja tak dziwnie, z naciekami, a u nas tylko flisz karpacki ...


Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobrego dla wszystkich, pa!


14 komentarzy:

AgataZinkiewicz pisze...

Do lasu na spacer to tylko z psami!zwlaszcza o tej porze...jelene zaczynają schadzki,zimą i latem dużo dzików spaceruje:)
u nas też z dobry tydzien jak sowy za dnia sie odzywają i nawet w dzien wystawiają swoje głowy z komina:) sa takie śliczniutkie.A las potrafi sprawic że serce mocniej bije:) pozdrawiam
Bardzo ladny kamień- niech bedzie na szczescie:)

BasiaW pisze...

Cudne to Wasze Pogórze, cudne!

ankaskakanka pisze...

Po ułożeniu ścieżki, nie mogę patrzeć na kamienie. Też mam jeden fajny okaz na werandzie. A na odgłosach zwierząt też się nie znam, więc pewnie ratowałabym coś co nie istnieje, podobnie, jak Ty.

Beata Bartoszewicz pisze...

Ależ dreszczowiec z happy endem :) Dobrze, że to nie pies sponiewierany, lecz sowy
Pięknie U Ciebie,
Ściskam serdecznie.

* Podróżniczka *** pisze...

Tak tam u was cudnie.
To miałaś nie złe przeżycia.
Serdecznie pozdrawiam:)*

mania pisze...

Maryniu, powinnaś książki pisać :)

Anna Kruczkowska pisze...

Dźwięki+ wyobraźnia... niesamowite, jak nasz umysł potrafi nas oszukać. Kiedyś mój Ślubny prawie w duchy uwierzył, gdy o 12 w nocy na cmentarzu się koty marcowały!

Inkwizycja pisze...

Ależ piękny kamień!
A z tym "ratowaniem" miałam podobną przygodę, ale myślałam, że to kociak mały albo co? Poleciałam z latarką, w piżamie... a to zięć sąsiada takie dźwięki płaczliwe wydawał, bardzo z siebie zadowolony, dopóki go nie ofuknęłam.
Czasami wyobraźnia niezłe scenariusze podsuwa...
Ściskam czule, Marysiu, wreszcie znalazłam troszkę czasu dla blogowego świata ;-))

Zofijanna pisze...

Opowiadanie niczym z powieści grozy, fantastyczne wprowadzenie, zgrabnie poukładana porywająca akcja, stopniująca napięcie i w końcu niespodziewany epilog !!!!
Gratulacje Maryniu za wspaniały opis.
Na odgłosy psa niejeden przepadłby w kniei.
Ściskam Cię serdecznie

Tomasz pisze...

No i dobrze że to nie piesek - najważniejsze że sprawdzone, a na Pogórzu jest pięknie, jechałem dzisiaj od Trzciańca przez Birczę do Przemyśla, korciło mnie aby podreptać, niestety brak czasu nie pozwala. Może jutro z samego rana się wybiorę.
Pozdrawiam

Stanisław Kucharzyk pisze...

Mario świetna przygoda. Piszesz "I znowu głos, jakby z miejsca, gdzie mają wypływy jakieś dziwne źródełka, z białawym błotem, grząsko, zakrzaczone, trochę straszno ..." czyżby to był mój ulubiony "Bawełniany zamek"? klik i klik

Bozena pisze...

Nie ma to jak wyobraźnia! Czasem nam wytnie niezłego psikusa. Chociaż bywa przydatna. Mnie czasem też zwodzi. pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agata, nie za chętnie zabieram psy do lasu, bo zbierają w sierść wszystkie czepliwe nasionka, a poza tym Amik jak złapie trop, to goni nie wiadomo gdzie;
u nas chyba tak nawołuje puszczyk uralski, bo widziałam go kiedyś, ogromny, a może tylko zwykłe sowy?pozdrawiam.

Basia, to nasze ukochane miejsce; pozdrawiam.

Ania, bardzo lubię kamienie, nawet nie przeszkadza mi, że sporo się przy nich nadźwigałam, bo niektóre ogromne; ja niby głosy zwierząt rozróżniam, a tez mnie zmyliły; pozdrawiam.

Beata, właściwie to cieszyłam się, że to nie pies:-) a strachu najadłam się w tym lesie, a napociłam, że hej! pozdrawiam.

Podróżniczko, kraina pogórzańska przepiękna; dobrze, że historia tak się zakończyła; pozdrawiam.

Maniu, no coś Ty!

Ania, tak, wyjątkowo mnie zmyliły te odgłosy, a ponieważ w każdym psie widzę porzuconego, wyobraźnia dała upust; ooo! koty to dają niezłe koncerty, jakby płacz dziecka; pozdrawiam.

Inkwi, a to Ci sąsiad niespodziankę wyszykował:-) pozdrawiam.

Zofijanko, jejku! to brzmi jak wypracowanie z polskiego:-) tak, mam słabość do psów, do Paździocha też; pozdrawiam.

Tomasz, bo co zrobiłabym z trzecim psem? przecież nie wyrzuciłabym; takie uczucia nas dziś opanowały, kiedy zjeżdżaliśmy w dolinę z Kalwarii, widoki miodzio, mgły ... my też narzekamy na ogromny niedoczas, na własne życzenie zresztą, a odgrażamy się, że jak skończymy z tą budową, to pójdziemy, że ho!ho! przecież tak miało być, baza do wypadów po okolicy, a zadudraliśmy się w grządki, sadki, piwniczki, ech, szkoda słów; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, to miejsce bagienne jest trochę głębiej w lesie, ale także nad Makówką. takie podmokłe zaklęśnięcie w terenie, myślę, że podobnej natury co "Bawełniany zamek":-) no, przygoda, ale ile strachu najadłam się, ani jednego drzewa, gdzie mogłabym wdrapać się w razie niebezpieczeństwa, i kto by mnie usłyszał, kiedy wołałabym pomocy? pozdrawiam.

Bożena, to tak trochę "strach ma wielkie oczy", nabałam się za wszystkie czasy, i ten odór dzikich zwierząt; pozdrawiam.