poniedziałek, 17 kwietnia 2017

W świątecznej przerwie ...

Dzisiejszy poranek obudził się roziskrzony, że aż z ciekawością zerknęłam na zaokienny termometr.
No tak, -5 wcale nie napawa optymizmem, a kiedy wyszłam po drewno do kominka, zauważyłam smętnie obwisłe kwiaty czereśni. Niedobrze ... potem słońce ogrzało świat, czereśnie jakby odżyły, za to kwiaty magnolii zaczęły zmieniać kolor. Zrudziały, jak sparzone wrzątkiem ... wyglądają teraz jak strzępki brązowego, pakowego papieru na gałązkach ... bywało już tak w poprzednich latach.


Młodzież wróciła po południu z arboretum w Bolestraszycach, tam też wszystkie magnolie zwarzone mrozem. My też ruszyliśmy z domu, ale zupełnie bez celu ... bo ileż można siedzieć za stołem?
Bez presji czasowej włóczyliśmy się po bocznych drogach, zaglądając do różnych wioseczek, zagubionych w lasach sieniawskich ... czasami robiliśmy nawrotkę, bo droga kończyła się, a czasami różnymi łącznikami wyjeżdżaliśmy na główną.
Nawet w Sieniawie nie przejechaliśmy przez rynek, tylko wpuściliśmy się w starą, kasztanową aleję, bo z daleka zobaczyliśmy prześwitujące wśród drzew jakieś ruiny.
Ooo! to całkiem stare ruiny, po jednej stronie pałac Czartoryskich, o którym pisałam wcześniej, a tutaj jakaś budowla, na pewno gospodarczego przeznaczenia.


W domu sprawdziłam, to zabytkowy spichlerz, związany z pobliskim portem na rzece San,
Zbudował go w XVIII wieku Mikołaj Sieniawski, przechowywano tu m.in. saletrę, spławianą potem aż do Gdańska. Przez wieki budynek spełniał swoja rolę, aż nadszedł XX wiek i po II wojnie światowej spichlerz upaństwowiono. Kiedy Igloopol był właścicielem, wybuchł tu pożar, spłonął dach i w takim stanie spichlerz trwa do dziś.


Potem przypomniało mi się, że w drodze do tartaku mijałam tabliczkę informująca, że gdzieś w bocznej uliczce znajduje się cmentarz żydowski. Zazwyczaj jeździłam z przyczepką, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zapuszczać się w wąskie uliczki, bo nie umiem wycofywać.
Dziś można było sobie na to pozwolić.
Wjechaliśmy w plątaninę wąskich uliczek, wypatrujemy, wypatrujemy ... gdzie tu może być kirkut? Wokół jednorodzinne domy, jakaś półkolista brama zamykająca jedna z uliczek ... zapytaliśmy gościa, który wyprowadzał psa ..., tak, to ta brama, ale zamknięta, trzeba dzwonić po kogoś, kto ma klucz ... jakoś odstraszają nas takie sytuacje. Lubimy sami wejść, powłóczyć się porobić zdjęcia, posiedzieć, popatrzeć, bez nadzorującego wzroku i czyjejś obecności.

zdjęcie p. Marcin Wygocki

Zostawiliśmy "czołg" przy drodze, a sami poszliśmy w pola, może uda nam się jakoś wejść od tej strony. Niestety, ogrodzenie było bardzo solidne, ostro zakończone, a na dodatek płynęła przy nim struga w dosyć głębokiej fosie ... więc pozostało nam tylko patrzenie "zza płota".


Macewy stłoczone, jedna przy drugiej, mnóstwo ich, wokół kwitnące tarniny, czeremchy ... trochę dalej bardziej zaniedbane miejsca, ale i wśród traw wyłaniają się kamienne tablice. I znowu w domu sięgnęłam do wiadomości w necie ... kirkut powstał w XVII wieku, na obszarze około niecałego hektara znajduje się ... no właśnie, jedne źródła podają , że 650 macew, inne, że 800, a jeszcze inne, że około 900.  Ile by ich nie było, jest to i tak jeden z najlepiej zachowanych kirkutów na Podkarpaciu.


Najstarszy nagrobek pochodzi z 1686 roku. W 1970 roku teren cmentarza został uporządkowany, wystawiono nowy ohel dla cadyka Ezechiela Szragi Halberstama, a to solidne ogrodzenie, które widać na każdym moim zdjęciu, powstało w latach 90-tych



Zastanawia mnie ten drewniany dom przy bramie wejściowej, zwykły wiejski dom ... mam nadzieję, że uda nam się kiedyś wejść tutaj przez bramę, ktoś dokładnie opowie historię tego miejsca, obejrzymy nagrobki, niektóre doskonale zachowane, jak zdołaliśmy wypatrzeć z daleka.


A potem ruszyliśmy dalej w drogę, we wsiach odbywały się wesela, młodzież stawiała "bramy", inni zawzięcie polewali się wodą, a cały świat w zieleni, młodziutkich listkach, słoneczny wiosenny.
Aż zajechaliśmy w lasy roztoczańskie  ... stop! czas wracać do domu, wrócimy tu już w sobotę. troszkę bardziej na wschód.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuje za świąteczne życzenia, pa!

16 komentarzy:

Anna Kruczkowska pisze...

No patrz, Mario, jaka się u Was zima zrobiła! W Izerach mimo sypiącego śniegu jest ciągle na plusie (na szczęście, bo czereśnie i jagody w rozkwicie) . Mamy za to mgły, deszcze i wszystkie pory roku jednocześnie, jak u Grechuty.
Niesamowity ten żydowski cmentarz, taki stłoczony!

Ania pisze...

U nas śnieg pada od czasu do czasu ale ( na szczęście) zaraz topnieje. Przymrozki ( a właściwie mróz) czekają za płotem. Magnolia przekwitła, więc jej nie zaszkodzą ale kwitną czereśnie, zaraz zakwitnie czeremcha, pnące hortensje mają pąki. Nie chce mi się myśleć, co się stanie.
Dużo wiosennych radości, Marysiu !

Aleksandra I. pisze...

No u mnie z rana sypnęło śniegiem, ale już przejaśnia się, jest zimno. I tak wczoraj zrobiłam spacer.
Ciekawie wygląda ten cmentarz, widać większość macew zebrano i ustawiono obok siebie. Dobrze, że teren ogrodzony. Jednak przykre jest to, że trzeba zamykać bramy, ogradzać. Dlaczego jest tak wiele ludzi posiadających rządzę niszczenia.
Mimo śniegu wiosennie pozdrawiam

ankaskakanka pisze...

U nas zimno, ale magnolie kwitną. Fajnie jest tak się poruszać po okolicach, zwłaszcza u Was. Pozdrawiam

Beata Bartoszewicz pisze...

Mario Miła, jaki smutny widok zamrożonych magnolii :* I mam nadzieję, że kwiateczki owocowe może jakoś jednak odżyją.

I wciąż wyszukujecie nowości zabytkowe :)

A cóż to za roślina, która wygląda jak kolba starej kukurydzy wetknięta w ziemię ? :)

Uścisków moc ślę,
Beata

BasiaW pisze...

Moja magnolia też padła, śniegu pełno, dawno już tak nie było.

Krzysztof Gdula pisze...

Gdy wrócę na Lubelszczyznę, pojadę na południe, zobaczyć to wszystko, co opisujesz i co widzę na Twoich fotografiach, Mario.

Grażyna-M. pisze...

Przyjemnie popatrzeć na Twoje słoneczne zdjęcia. U nas od rana pada śnieg, przed chwilą wyjrzałam przez okno - bez zmian. Jest już -2, podobno ma być więcej. Na wiśniach i bzie są pąki kwiatowe, czy przeżyją? U nas to nieco spóźnione, ale na przykład na wierzbie są już listki, krzaki leżą pod śniegiem. Niezbyt to optymistycznie wygląda...
Za to pozachwycam się jeszcze tymi szachownicami z poprzedniego wpisu - są fantastyczne.:)))
Pozdrawiam serdecznie:)

makroman pisze...

U nas wprzedwczoraj paskudnie za to w Rzeszowie cud aura (pewnie wymodlona przez Babcię, bo jej kolejny prawnuk miał chrzest), wczoraj waliło deszcz ze śniegiem, dziś biało i przymrozek. Cekawe jak tam nasza rajska jabłonka?

Na kikucie byłem w zeszłym tygodniu, w Rzepenniku, jeszcze nie ogrodzony mogłem wejść i dotknąć.

Bozena pisze...

Witaj Marysiu! To prawda, że świąteczne stoły, to tortura. Całe szczęście, że już od wielu lat ludzie uczą się innego spędzania świąt. U nas , przy dzieciakach nie ma mowy, aby "gnić" przy stole, czy telewizorze. Wyznaję zasadę, że powinno się spotkać na chwilę, wspólnie zjeść śniadanie, czy obiad itp., a później na spacer. Co roku odwiedzamy bliskich na cmentarzu, a mamy do niego parę kilometrów. Jeździmy też na Górę św. Anny, czy też bawimy z dzieciakami na ogródku. Jest konserwacja więzi rodzinnych , ale i ruch na świeżym powietrzu. Pozdrawiam serdecznie :))

Bylinowy Pan pisze...

Nie trzeba robić dalekich wypraw, wystarczy poznawać bliski nam świat. W każdym kątku tyle się dzieje i tyle ciekawego.
My odpoczywaliśmy po nocy pełnej zabezpieczania roślin przed znacznym mrozem. Ot taki nasz najbliższy świat, świat ogrodniczej wędrówki..
Pogoda kształtuje nam rzeczywistość od lat. Nawet się już nie buntuje..., choć kiedyś zbuntowana byłam.
Zaintrygował mnie kirkut. W tamtych stronach sporo ich tam jest..

Pellegrina pisze...

Ja w Sieniawie tylko pałac naszłam a Wy takie ciekawostki wyszukaliście, że aż zazdrośc, ale dzielicie sie tym i już po zazdrości. Lany poniedziałek u nas spokojny bo też temperatury około zera. Ale zieleń mimo to coraz bardziej rozbuchana

Dorota pisze...

U mnie umroziło młode listki aktinidy :( Nie spodziewałam się, że jest taka wrażliwa. Zaskoczyłaś mnie ruinami i kirkutem w Sieniawie. Muszę je odnaleźć, w końcu to niedaleko ode mnie. Pozdrawiam serdecznie

wkraj pisze...

Ciekawy przerywnik i ucieczka od świątecznych wypieków. U nas pogoda niestety nie była tak łaskawa.
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, eh, ta zima, nie chce jeszcze się poddać:-) czereśnie, wiśnie obmarzły, nie będzie owoców w tym roku; podejrzewam, że te macewy stoją w takim porządku, bo tak je pozostawiono, na szczęście nie zdewastowane, chyba tyle było tu pochówków, a najstarszy nagrobek chyba na rok 1686 się datuje.

Ania, na Pogórzu podsypywało nas do niedzieli całkiem na zimowo, jak patrzyliśmy za okno, to szły fale śniegowe na tle lasu i łąk jak purga syberyjska:-) wszystkie magnolie zniszczone mrozem, smutny widok, przetrwają te późniejsze; wczoraj w polach widziałam przemarznięte zboże; rozsady mizerne, wyciągnięte, nawet nie ma jak przesadzać, eh! bida; pozdrawiam.

Ola, zimno okrutne przez cały czas, trawy wysrebrzone szronem, za długo to trwa; myślę, że kirkuty zaopiekowane przez gminę żydowską są zamykane, żeby nikt postronny tam nie chodził, ale to takie fascynujące miejsca, napisy niezrozumiałe, ale symbolika ciekawa; wiele kirkutów zrównano z ziemią przez Niemców, macewy służyły jako podbudowa dróg, wykładano nimi koryta potoków, nawet można je znaleźć w podbudowach gospodarczych; pozdrawiam.

Ania, odkrywamy co i raz coś ciekawego w okolicy, ot! takie niespokojne dusze z nas; pozdrawiam.

Beata, nie jest dobrze, okwiat czereśniowy, tarninowy, wiśniowy przemrożony, człowiek jest bezsilny wobec takich anomalii pogodowych; włóczymy się po najbliższej okolicy, miasteczka kryją czasami ciekawą historię; ta kolba to pęd skrzypu, rosną u nas takie ogromne, potem sięgają prawie do pasa:-) pozdrawiam.

Basia, trzeba przeboleć te mrozowe straty, bo jakie wyjście; przyroda szybko je nadrobi:-) pozdrawiam.

Krzysztof, właśnie miałam przyjemność spędzić z ludźmi z Lublina bardzo przyjemny weekend; odkrywają nasze tereny, zauroczeni bardzo:-)

Grażyna-M, czekam ciepła jak kania dżdżu:-) straty w sadach ogromne, dobrze, że jakieś zapasy ubiegłoroczne w spiżarniach zostały; może inne owoce nadrobią, jak choćby maliny czy porzeczki; no tak, obok szachownic chyba nikt nie przejdzie obojętnie; i ja pozdrawiam.

Maciej, pogoda w kratkę, ale ciągle zimno; wczoraj zbierałam w młodniku pędy sosny na syrop, jejku, jak zmarzłam, posypana również białą krupą; mijamy czasami kirkuty na Słowacji, Węgrzech, niektóre też zamknięte na głucho, zatem korzystajmy jeszcze z tych nieogrodzonych; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, pierwszy dzień spędzamy z rodziną, ale w drugi już nas nosi; kiedyś zaniosło nas z dziećmi na Rawki, u nas upał, a w górach jeszcze śniegu mnóstwo, to i zapadaliśmy się w krótkich spodniach prawie po kolana; i ja pozdrawiam.

Ania Bylinowa, myślałam o Tobie i Twoich roślinkach w te mrozy, że na pewno pracujesz przy ich zabezpieczaniu, bo tyle pracy poszłoby na marne; tak, pogoda budzi niepokój, jeśli od niej zależymy, od dzieciństwa to obserwuję, od domu rodzinnego, ten niepokój w oczach rodziców, bo zalało, bo zmroziło, bo wypaliło, i tak na okrągło; kirkut bardzo dobrze zachowany, a kiedy weszłam na stronę o nich, zobaczyłam, że prawie w każdej większej miejscowości są, w różnym stopniu zachowania; w niektórych nie pozostało nic, tylko ogrodzenie, tablica znaczy ślad; pozdrawiam.

Krystynko, Sieniawa przed nami odsłania kolejne ciekawostki, takie niepozorne, małe sąsiedzkie miasteczko; w tej chwili za oknem piękne słońce, ale co, zimno jak licho; pozdrawiam.

Dorota, smugi mrozu sparzyły młode listki, ale roślinka odbije:-) ha! sami byliśmy zaskoczeni, że kirkut tak ładnie zachowany, i tyle macew niezniszczonych, naprawdę rzadkość; no właśnie, może dlatego, że tak niedaleko nas, to nie zapuszczamy się w te ciekawe historycznie miejsca:-) tym ciekawsze i fascynujące będą odkrycia:-) pozdrawiam.

Wkraju, tradycją stała się nasza ucieczka w drugi dzień świąt, włóczenie się po lasach, małych osadach, ciekawostkach historycznych, a czasami zwyczajnie uciekamy na Pogórze:-) pozdrawiam.