Ostatnio pogoda bardzo dynamiczna.
Pod koniec tygodnia jeszcze bardzo wiało, niebo zmieniało się jak w kalejdoskopie, ale przyznam, wtedy wychodzą najładniejsze zdjęcia.
Wichura złamała znowu jedną śliwę w sadzie, poprzewracała ule, ale te stare, na szczęście nie zasiedlone przez pszczoły, a na tarasie zwaliła do środka ściankę z ułożonych polan. Ależ to siła, a zdawać by się mogło, że nie stanowią jakiejś solidnej przeszkody, a prześwity między polanami pozwolą wiatrom wiuchnąć i polecieć dalej.
Ogaciłam się na wiatry w solidną odzież, żeby mnie nie przewiało i poszłam na grządki, bo już daje znać o sobie "zew ziemi". Posiałam zielony groszek, a także szczypiorek, ten drobniutki, bo siedmiolatkę mam. Pogrzebałam w ziemi, zmarzłam i już byłam szczęśliwsza:-)
Posadziłam w trawie trochę cebulek krokusów, tak bliżej chatki i przy ścieżce i cały czas mam wrażenie, że są tu obce, zwłaszcza kiedy pojawią się łany zawilców i pierwiosnków. Ale to przez tęsknotę do czegoś kolorowego po zimie, do tych pierwszych kwiatków, zanim pojawią się dywany roślin rodzimych.
Po zimnych dniach niedziela była błoga, cieplutka, a pszczoły już od rana rozpoczęły pracowicie poszukiwać wiosennych pożytków. Leszczyna już przekwitła, a właściwie obmarzły jej pyłkodajne "robaczki", na szczęście kwitną wierzby, podbiały. Ruch przy ulach wielki, wielkie brzęczenie, lepiej wtedy nie zbliżać się za bardzo. "Ciasto" na zakarmienie pszczół już przygotowane, teraz czekamy na następny ciepły dzień, żeby zrobić przegląd uli i podać im jedzenie, z pyłkiem, miodem, z dodatkiem octu jabłkowego i leku na problemy jelitowe. Pszczoły ładnie przezimowały, rodziny są zdrowe, liczne, co nas niezmiernie cieszy, bo mąż wkłada w pasiekę wiele serca i pracy.
W niedziele po południu udało nam się jeszcze pojechać na Roztocze, do Hamerni na Czartowe Pole.
Niezwykły to rezerwat, z kolejnymi skalnymi kaskadami na rzece Sopot. Ścieżka przyrodnicza prowadzi drewnianymi pomostami, schodami, poręcze z okorowanych żerdzi bardzo tu pasują, nie rażąc obcością w krajobrazie. Ściemniały, wtopiły się w naturę ... nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wpadł na diabelski pomysł i zamontował tu metalowe, błyszczące elementy:-)
Ależ ta woda szoruje korytem, jaki tam szum, trzeba mówić do siebie głośno, bo hałas naprawdę solidny. Wichura i tutaj poczyniła szkody, przez koryto przewalone pnie świeżo wyłamanych drzew, inne stare już porośnięte mchem, wrośnięta w krajobraz.
Przez jeden pień ludzie zrobili sobie przejście na drugą stronę Sopotu, ale myślę, że to w czasie zimy, teraz nie odważyłabym się przejść tędy nad wodą:-)
Wilgotny teren porastają mchy i paprocie, niektóre rosną na ziemi, niektóre wyszły aż na pień drzew. Próbowaliśmy z mężem podejrzeć, jak trzymają się siewki paproci na pniu, może tylko leciutko razem z mchem, ale nie, są mocno zakorzenione w korze ...
Dodatkowej tajemniczości dodają Czartowemu Polu ruiny papierni Zamoyskich, którą zniszczyły w XIX wieku dwie powodzie i pożar, a sama nazwa pochodzi od legendy, mówiącej o tej niezwykłej dolinie Sopotu, że "jeno czarci tu hasali".
Nurt rzeczny rozdziela się na kilka strumyków, bystro przeciskających się przez skalne przeszkody, zawalone kamienne ściany.
Po drugiej stronie doliny widok jak z pierwotnej puszczy, a kiedy wszystko zazieleni się, porośnie pnączami, powstanie wilgotna dżungla nie do przebycia. I dobrze, bo tutaj chodzimy tylko wyznaczonymi ścieżkami ... ale można i dalej, prowadzą szlaki turystyczne dla wędrowców, spragnionych dalszych wrażeń i wielu kilometrów w nogach.
Jak pisałam wcześniej, hałas, dosłownie huk spadającej wody ze skalnych "porohów" jest tak wielki, że wędrujący ludzie wcale nie przeszkadzają odpoczywającym na kamiennej płycie kaczkom, one po prostu ich nie słyszą:-)
Ciepła niedziela wyciągnęła ludzi z domów,
Jedni przyjechali na rowery, inni wędrowali z kijkami, jeszcze inni odpoczywali przy ogniskach czy grillu, przygotowanych dla turystów przy parkingu. Ławy i stoły pozwoliły przysiąść, rozłożyć wiktuały, mijaliśmy wiele przydrożnych miejsc doskonale zorganizowanych, przygotowanych na potrzeby turystów. Zawsze to miło zatrzymać się w czystym miejscu, jest gdzie usiąść, nawet poleżeć ... my pędziliśmy prosto do domu, bo słońce już zachodziło.
Za to na roztoczańskich polach zobaczyliśmy pierwsze bociany, a jednego w gnieździe:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!
15 komentarzy:
Witam.Mieszkam 20 km.od Czartowego Pola i bywam tam często,ele za każdym razem czuję się w tym miejscu jakbym przbywał w zaświatach. Pozdrawiam Piotr z Roztocza.
Och jak przyjemnie patrzeć na tą budzącą się przyrodę, tak u Was jak i u mnie. A szum wody w potokach jest kojący chociaż głośny. Fajnie i u mnie jest górski potok "Sopot" zwany. I do nas na dziki zachód wracają bociany, to już wiosna za progiem. Pozdrawiam
Bajeczne miejsca, tu widać wiosnę!
Marysiu, to tak jak ja, "pogrzebię w ziemi, zmarznę i już jestem szczęśliwa". Posadziłam krokusy w trawniku już dwa razy i po roku giną, chyba wciągnięte w głąb. Dam im jeszcze kiedyś trzecią szansę a narazie hołubię przylaszczki, z których jedna krzewinka z pięciu przywiezionych z Nałęczowa odbiła wreszcie. Dla pszczół zaczęła się już praca, czy one latają tylko w dzień? To znaczy te co latają bo wiadomo, że w ulu praca wre 24 na dobę.
Myślałam kiedyś o tym, by moje tyki na fasolę, płotki, stelaże na siatkę nad borówkami i inne tyki pionowe i poziome były z takich okorowanych żerdzi ale wokół mnie nie ma takich żywych, za to jest mnóstwo suchych tyk najczęściej z iglastych i takie wykorzystuję.
Och, mieć domeczek przy takim potoku z kaskadami !!! Może kiedyś.
Marysiu!
Pokazaliście nam ten rezerwat zimą 2017 r.
Oj, chciałoby się zobaczyć go wiosną...
A tyle jeszcze do zwiedzenia,... a tak mało czasu 'kruca bomba'....
Pozdrawiamy gorąco - g. i k.
Rzeczka robi wrażenie. Tam jest pięknie.
„Pogrzebałam w ziemi, zmarzłam, i już byłam szczęśliwsza” :-) Fajnie Ci, Mario.
Jak czytam, nie tylko ja zwróciłem uwagę na te słowa budzące ciepły uśmiech.
Mario, zapytałem googli o Sopot, obejrzałem mapę i kazałem wyznaczyć trasę ode mnie z domu do Majdanu. Droga ma niespełna 150 km, czyli tyle, ile mam z Leszna w moje góry.
A te zapytania nabrały po raz pierwszy cech przygotowywania się do wyjazdu. Pojadę tam!
Piotr, tylko pozazdrościć, że mieszkasz w tej pięknej krainie i masz tak blisko do tych cudów natury; mój dom rodzinny to też niedaleko, bo trochę ponad 20 km na południe:-) ale chętnie wracam na te tereny, właściwie to niektóre ciekawostki dopiero odkrywam i masz rację, za każdym razem to jak odwiedziny miejsc "nie z tej ziemi"; pozdrawiam.
Ola, dobrze, że przyroda troszkę przystopowała, bo to nic dobrego, kiedy w marcu zaczynają kwitnąć kwiaty a potem nocny mróz je warzy, niech się budzi powoli; powiem pompatycznie - uwielbiam taką wodę, spadającą ze skał, kamieni, jej szum; o! też masz Sopot u siebie? bociany to wyraźna oznaka wiosny, zawsze na nie czekamy; pozdrawiam.
Basia, Czartowe Pole to osobliwość natury, a właściwie jej potęga, dzikość roztoczańskich puszcz, obalone pnie, mchy, paprocie, naprawdę jak w bajce; pozdrawiam.
Krystynko, nie wiem, czy oglądałaś "Alaskę", tam gość, który prowadził knajpę, też miał taki "zew natury", płacił farmerowi, żeby mógł pracować u niego na polu, wpinał się do pługa, orał, a potem młoda żona musiała mu prasować plecy żelazkiem, bo tak się nadwyrężył:-) może jakieś gryzonie pomagają Twoim krokusom znikać? one raczej tak szybko nie giną; tak pszczoły zaczynają pracować rano, na wieczór wracają do ula; jakże mi się podobają grządki w plecionych płotkach, fasole na żerdkach, ogrodowe budowle z tyk, po których wspinają się pnące, najlepsza do tego celu jest leszczyna, młode gałęzie są prościutkie, bez odrostów, u Ciebie chyba jej mało, za to u nas rośnie w każdym zakątku; to moje marzenie, woda płynąca przez lub obok podwórka, do potoku mam trochę za daleko, żeby cieszyć oko w każdej chwili, to osobna wyprawa:-) pozdrawiam.
Krzyś, tak, to ten rezerwat, zimą on jest inny, bardziej spokojny, wody uśpione pod lodową skorupą, teraz to ogólne rozpasanie strumieni:-) dlatego tak latamy z miejsca w miejsce, żeby zobaczyć te "szumy", kiedy jest mnóstwo wody; i mnie żal, że mało czasu zostało, żeby jeszcze trochę pozwiedzać, wiele przed nami, nie wszystko zobaczymy, ale choć trochę:-) pozdrawiam.
Krzysztof, tak, robi wrażenie, a najprzyjemniej jest, kiedy nie ma za dużo ludzi, jest się samemu w tym obcowaniu z naturą, ma się czas, aby przysiąść, czasami pochlapać w wodzie, popatrzeć na rośliny, kamienie; wiem, że Ty także preferujesz spokój na szlaku:-) no widzisz, to wcale niedaleko, mamy podobnie z Pogórza, z domu "stacjonarnego" trochę bliżej:-) ale to są żadne odległości dla chcącego; pozdrawiam.
Lasy i lasy na Roztoczu, dróżki wyasfaltowane dla trekkingu nie bardzo , za to na rower wyskoczyc można.
Jak to ogrodniczka, pewnie po długiej zimie tęsknisz za wiosna i pracami przy roślinach :)
Ciekawe miejsce, Roztocze jest mi zupełnie nieznane, od nas to kawał drogi.
Dobrego tygodnia :)
Pani Mario, pięknie tam u Was. I tak trochę jakby więcej tajemniczości dokoła. Skąd Pani czerpie energię i tę chęć wędrowania. Ma Pani w sobie mnóstwo talentów, niewyczerpanych, jak sądzę. No i pokazuje Pani pięknie to nasze bogactwo przyrody. Dzięki Pani, dowiedziałam się , że paprocie mogą rosnąć na pniach drzew. Jeszcze nie widziałam takiego zjawiska. U nas to można jedynie zobaczyć na pniach różnorakie grzyby, porosty, bluszcz i huby, ale żeby paprocie .... Ciekawa jestem, czy to był pień martwego drzewa? Dziękuję już kolejny raz za te wycieczki, na które, dzięki Pani, mogę się udawać. Pozdrawiam, Alik - z drugiego krańca Polski, z serca Warmii.
Piękne obserwacje, naprawdę piękne. Umiesz patrzeć na świat.
Ania, nie wszystkie trakty wyasfaltowane, pięknie wędruje się po lasach, pachnących, bo tam lasy pachną inaczej; roweru za bardzo nie lubię, a zwłaszcza podjazdów pod górkę, na Pogórzu odpadają, co najwyżej w domu do sklepiku; pozdrawiam.
Mania, już grzebie po troszeczkę w ziemi, w sobotę troszkę przesadziłam, bo napociłam się w tunelu foliowym, a potem wiuchnęło zimnym wiatrem, no i dziś lekko zachorzała jestem; Roztocze bardzo nas przyciąga, ale wcale od Was nie tak daleko, niecałe 200 km, na weekend można przyjechać:-) ale mając wybór, pewnie pojechałabym na południe:-) pozdrawiam.
Alik, o, tak, może jest ładnie, bo mniej cywilizacji, dużo lasów, ale tam na Warmii chyba podobnie; co prawda nigdy nie byłam, ale oglądam zdjęcia; paprocie zakorzenione w pniu drzewa, a mech zabezpiecza wilgoć, drzewo rośnie, co wcale nie przeszkadza innym roślinom korzystać z niego; czy ja wiem, czy mam jakąś energię? raczej chęć poznawania, wędrowania, obserwacji, wreszcie mam czas; pozdrawiam.
Maciej, trudno być obojętnym na takie bogactwo natury, i różnych pamiątek historycznych, mocno działała tu partyzantka, jest wiele pomników, mogił zagubionych w lesie; trochę interesuję się tym tematem, wiele czytałam w dzieciństwie, bo ojciec przynosił takie książki do domu; pozdrawiam.
witam. oj jak ja lubię takie strumyki. krokusy są jak wisienki na torcie trzeba karmić nimi oczy :) wiosna przyszła przychodzi zawsze gdy przyjdzie jej czas... asia
Az poszukalam na mapie gdzie ta Hamernia! urokliwe bardzo miejsce, przypomina rzeczywiscie dzungle. Chce sie tam pojechac. Moze w tym roku wybiore sie na Roztocze z bratem kanadyjskim, co to spedza duzo czasu w Polsce bedac juz emerytem. Urodzil sie w Zwierzyncu, w czasie wojny, i ostanio ciagnie go w tamte strony. A ja chetnie mu potowarzysze!
Wiosna MArio...juz jest a Ty nawet bociany dojrzalas, ja ciagle sprawdzam na Mazowszu, ale jakos nie dolecialy jeszcze. Pozdrawiam
Asia, strumienie roztoczańskie ciekawe, żółty piasek na dnie, skalne stopnie, huk spadającej wody, zwłaszcza teraz, na wiosnę; kolejno kwitną różne kwiaty, najbardziej lubię te w naturze:-) pozdrawiam.
Grażyna, to tylko ciut ponad 20 km i zobowiązuję Cię do pojechania na Czartowe Pole:-) na pewno Wam się spodoba, zresztą wiele ciekawostek do zobaczenia, i natury, i historycznych; jednego bociana widziałam troszkę wcześniej na wysepce na Sanie, coś tam sobie przewracał dziobem, pewnie szukał jedzenia:-) pozdrawiam.
Prześlij komentarz