Zaraz po świętach, we wtorek wyjechałam na Pogórze.
Domowy dereń posiał sobie nasionka i wyrosło pięć sporych sadzonek, do tego odrosty kłokoczki, leszczyna o purpurowych liściach, a nawet miłorząb i katalpa. Trzeba było zabrać je, ocalone przed koparką i wywieźć na Pogórze, bo miejsca dużo, jest gdzie posadzić, szkoda byłoby zmarnować.
W tej naturalnej scenerii przychatkowej to trochę dziwolągi botaniczne, ale pochowałam je w zakątkach podwórza i kiedy urosną w spore drzewa, mnie już chyba na świecie nie będzie:-)
Z niejakim zdziwieniem patrzyłam dziś na zrzucone do komputera zdjęcia, ale tak było na początku tygodnia ... za zimno, żeby pracować na grządkach.
Zakupiłam więc worek ziemi i wysiałam wszystkie torebeczki z nasionami bylin, które mnie skusiły zimową porą, a także te zebrane z własnych przekwitłych roślin. Nawet uszczknęłam kilka puchatych kwiatostanów z płotu przy chodniku, to powojnik tungucki, mówią, że takie najlepiej się przyjmują:-)
Pogoda powolutku poprawiała się, ale wiał tak porywisty wiatr, że trzeba było wychodzić w czapce, polarze i rękawicach. Grzebałam w ziemi na grządkach, przygotowując je do siewu, chwasty na kompostownik, ziemia kompostowa wymieszana z pozbieraną z kretowisk, do tego zleżały obornik i na grządki. Przygotowałam trzy, a przede mną jeszcze trzy ... należała mi się mała przerwa.
Wyjeżdżałam po męża do Przemyśla, a ponieważ to czas kwitnienia szachownic kostkowatych, zboczyliśmy z lekka z prostej drogi do nas i delikatnie zahaczyliśmy o krównickie łąki.
Szukaliśmy białej, czasami zdarza się spotkać takową, ale były tylko mieszańce, a może szukaliśmy niezbyt dokładnie. Moje szachownice asyryjskie pod chatką też kwitną, w zeszłym roku był jeden kwiatuszek, w tym roku dwa:-)
Wystarczyły dwa dni bez przymrozku w nocy, a świat zazielenił się w oczach. Dziś rozkwitły wszystkie dzikie czereśnie, tarniny, krzak jagody kamczackiej okrył się kwieciem i listowiem, podwórze pokrywa dywan ożanek i miodunek w odcieniach niebieskiego, a wawrzynek wilczełyko zawiązał już owoce ...
Tuż przed świętami Mima nam zachorowała.
Okazało się, że to choroba odkleszczowa, babeszjoza. Całe życie mam kontakt z kleszczami, nasze psy też, aż tu taka niespodzianka. Trzeba było siedzieć z psem na kroplówkach, zastrzyki, teraz już jest dobrze. W czas zareagowaliśmy, nerki i wątroba nieuszkodzone, a kleszczy mnóstwo psy przynoszą z łąki, są zakropione, ale na ile to pomoże.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, zostańcie w zdrowiu, pa!
13 komentarzy:
Marysiu, znów możemy podziwiać te pięknie kwitnące roślinki za sprawą Twoich fotografii. Szkoda, że tylko na fotografiach... A te szachownicę! Jak co roku piękne, choć niepozorne.
Ach, być tam teraz z Wami... ile bym za to dał...
Pozdrawiamy cieplutko - g.i k.
Od poniedziałku już będzie można legalnie i czekam na taką możliwość niecierpliwie, tym bardziej że wiosna już w pełnej krasie. Nie ma to jak oglądać świat na własne oczy. Pozdrawiam serdecznie :)
Mimo zimna pięknie macie w swoich stronach... Ze juz odważyłaś się siać nasionka bylin.az dziwię się tymi szachownicami jak pięknie kwitną dzwoneczki małenkie. Śliczniutkie. .. Ja jeszcze czekam... Chociaż na deszcz. Pozdrawiam i również zdrówka...
Och jak pięknie w Twoich stronach. Ja pomału zarastam mchem. Zapominam jak to wiosną bywa. Dobrze, że mogę tu do Ciebie zajrzeć to wiem jak to prawie normalnie można żyć. Staram się trzymać pion, wiem, że inni może mają gorzej. Cierpliwie czekam na lepsze jutro. Życzę zdrowia i pozdrawiam.
Witaj ! Piękne zdjęcia i tak ciekawie piszesz o ogrodzie, że czuję się jakbym tam była. Pozdrawiam i życzę zdrowia !
Tak, tak: kradzione sadzonki lepiej się przyjmują! Nie próbowałem, ale wszyscy tak mówią, więc coś w tym jest. :-)
Te zwykłe polne i łąkowe kwiatki są ujmujące. A Ty, Mario, nieodmiennie zadziwiasz mnie ich znajomością.
Krzyś, przypomniałam sobie o szachownicach w czas, bo wiesz, realia trudne:-) pamiętasz, jak siedzieliśmy pod chatką, po powrocie z włóczęgi? w słoneczku, spokoju, a jak piwo smakowało:-) jestem na Pogórzu, odwiedziliśmy tylko babcię i chwila w domu; muszę być tu z psami, podwórze rozgrzebane i robotnicy pracują; grządki urządzam w tym czasie:-) pamiętasz, jak zakładaliśmy folię na tunelu? już się przedziurawiła; pozdrawiam.
Wkraju, kusił nas las w sobotę, ale mąż roztropniejszy: nie kuśmy losu:-) w ciągu kilku dni świat zazielenił się, kwitnie, jakie piękne widoki; tak, to trudne doświadczenie być uziemionym w czterech ścianach, my mamy kawałek ziemi:-) pozdrawiam.
Agata, na początku sypnęło śniegiem, ale i wiatr urywał głowę, taki zimny, północny; wysiewam wszystko, co nawinie mi się pod rękę, niech leży w ziemi, a mnie nie przypomina, ile roboty przede mną; deszczu u nas też brak, robię deszczownię ze studni; dzięki i pozdrawiam.
Agnieszka, dziękuję i pozdrawiam.
Ola, jak poluzują od poniedziałku zakazy, to może powolutku uskutecznisz spacery; rozumiem Cię doskonale, w takim zamknięciu można zwariować, nudzi wszystko, i tv, i internet, i książki; jesteś osobą aktywną, więc trudno Ci po wielokroć, bądź dobrej myśli, pozdrawiam.
Ula, dziękuję za odwiedziny; Pogórze jest piękne, ja tylko je pokazuję:-) lubię pracę w ogrodzie, to doskonała odskocznia; wczoraj ledwie powłóczyłam nogami, ale efekty pracy są; jeszcze trochę, a usiądę i będę patrzeć, jak rośnie zasiane; dzięki i pozdrawiam.
Krzysztof, a gdzież tam kradzione:-) tak sobie przechodziłam i jeden puszek przyczepił mi się do rękawa:-) nasiona powojników trzeba stratyfikować, a te były gotowe, same przemarzły:-) łaziłam wczoraj po naszej łące, mało jeszcze kwiatków, za zimno, w zaciszu podwórza więcej; pozdrawiam.
A, to jeśli nie kradzione, tylko same się przyczepiły, to nie wiem, czy się przyjmą :-)
Krzysztof:-) przyjmą się na pewno, bo one troszkę zdezorientowane, nie wiadomo jak zakwalifikować ich pozyskanie:-)
Niegdy nie zapominasz o szachownicy, chyba co roku jedziesz je podziwiac, tez bym tak robila, sa niezwykle. Mozesz teraz juz nie uprawiac nielegalki, chyba juz mozna sobie pofolgowac, ja niestety w Warszawie nie mam wiele mozliwosci. Brakuje mi bardzo wiosny. Moja towarzyszka podrozy wczoraj wyrwala sie z domu, i pojechala sprawdzic jak wyglada cmentarz w Brusnie, bylysmy ciekawe jego wygladu kiedy kwitna tam barwinki, wyslala mi zdjecia, pieknie tam , niebiesko...a ja musze siedziec w stolicy..eh...pozdrawoam
Grażyna, co roku je podziwiamy, tym bardziej, że mamy je prawie po drodze, wystarczy lekko odbić z głównej; może dla kogoś to żaden rarytas, lubię naturę i powłóczyć się wśród trzcinisk; coś mi się wydaje, że męża troszkę zaraziłam tym upodobaniem:-) na szczęście lasy uwolnione, bez strachu będzie można wędrować; o! takich ludzi podziwiam, pojechać do Brusna, zobaczyć, jak kwitną barwinki; narobiłaś mi smaku, chyba sami tam pojedziemy:-) choć barwinku mam pod dostatkiem u siebie, na skraju drogi całe łany kwitną na niebiesko, ślicznota! ale pooddychać roztoczańskim klimatem, dawno nie byliśmy:-) pozdrawiam.
Co to się porobiło... dawniej człowiek krył się jak chciał wypić piwo przed 18-nastką, a teraz musi się chować żeby popatrzeć na kwiaty... O Tempora !!!!!
;)
Maciej, to wszystko wina tego małego, niewidzialnego "skurczybyczka":-) pozdrawiam.
Prześlij komentarz