niedziela, 24 maja 2020

Minęło??? ...

Myślicie, że niebezpieczeństwo mrozowe już minęło?


Jeszcze w sobotni poranek przywitał mnie szron na trawie. Dwa dni wcześniej zaopatrzyłam się w bel agrowłókniny, wkłady do znicza, bo prognozy znowu straszyły. Myślałam, że jak przejdą zimni ogrodnicy i Zośki, to już będzie dobrze, więc posadziłam pomidory pod folią i na grządce, trzeba było je zabezpieczyć. Tak było w tunelu:-) ... nocą kilka razy budziłam się, wyglądając przez okno, oświetlony od środka foliak wyglądał jak zjawa:-) Pomidory jak posadzone, tak siedzą, pociemniały od chłodu, bo to są przecież ciepłoluby ... takie "zaportki", jak mawiała moja mama.


Lubczyk ukryłam pod wiadrem, pojedyncze pomidory pod chatką dostały papierowe czapki, a świeżo wykiełkowane fasole przykrycie z trawy. I to ostatnie nie sprawdziło się, przemarzły. Dopiero jadąc wczoraj do domu zauważyłam, że ludziska przykrywali je plastikowymi doniczkami ... że też mnie nie oświeciło, ale zapamiętam na przyszły rok.



W taki wymrożony dzień znalazłam za drogą jedyną sosenkę z rozłożystymi nisko gałęziami, reszta była wysoko podkrzesana. Ale te gałęzie wystarczyły, żeby zebrać trochę pędów sosny razem z młodziutkimi szyszkami. Od pewnego czasu nie przesypuję ich suchym cukrem, a zalewam mocnym syropem cukrowym, tak, żeby wszystkie były zanurzone, na dodatek obciążając talerzykiem. Zdarzyło się wiele razy, że pozostawiony, zapomniany słój z zawartością poszedł na straty, bo wystające ponad płynną zawartość pędy sosnowe spleśniały.


Poszłam na łąki sprawdzić, jak się mają storczyki, prawie wszystkie rozkwitły.
Przy okazji zobaczyłam w trawie pięknie podrośnięte nasięźrzały z kłosem, a miodowniki melisowate nad potokiem w pełnym rozkwicie..



Czyż nie piękne? A jak dołączyć to tego grona jeszcze kokoryczkę?


Obserwuję rozwój obrazka, od ostatniego razu kolba kwiatowa bardzo urosła, a za dzień otworzyła się, kolejny cud natury.




Obserwowałam pod sklepikiem w Makowej jaskółki, było ich całe mnóstwo, jeden jazgot w powietrzu. Nosiły materiał na budowę gniazd z pobliskiego potoku Turnica, woda plus glina, ależ uwijały się, będzie tych gniazd cały ciąg pod dachem:-)



A w dolinie Jamninki znowu widzieliśmy żbika.
Siedział nieruchomo w trawie, że ciężko było rozpoznać, czy to przypadkiem nie kępa suchego siana.
Potem wyskoczył w górę z czterech łap, z podniesionym ogonem i upolował mysz, jak to kot:-)
Niestety, tego momentu nie udało mi się uchwycić, wielka szkoda. Potem zniknął w trawie, pewnie konsumował zdobycz.


Jeszcze z majowych ogrodowych różności ... wyjątkowo obficie zakwitł mi w tym roku złotokap.
A powojnik alpejski oplótł kalinę, taki delikatny, eteryczny, może nawet ładniejszy od wielkokwiatowych odmian:-)



I tak nam mija zimny maj, w chatce codziennie pali się w piecu, bo zimno.
Po przyjeździe wczoraj do domu pali się w kominku, gdzie to ciepło? dziś od rana leje ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!





20 komentarzy:

Aleksandra I. pisze...

I znowu piękne rośliny pokazujesz. Zastanawiam się kto to wymyślał niektóre nazwy roślinek, przecież to można język połamać, żeby przeczytać nazwę, a co dopiero zapamiętać. Popatrz u Was mrozi, a u nas raczej nie chociaż zimny wiatr daje się we znaki. Wczoraj dość fajnie popadało. Ten tunel musiał super w nocy wyglądać kiedy paliły się te wkłady. Szkoda, że nie dość, że szaleje wirus to jeszcze przestrzegają przed diabelną masą kleszczy. A tak chętnie pobuszowałabym po łąkach z aparatem.
Trzymajcie się cieplutko, niech już nie zmrozi żadnych roślinek u Ciebie w ogrodzie.

Maks pisze...

Ileż darów Matki Natury wokół Was! Storczyki, obrazki, żbiki... nic tylko się zachwycać. Pozdrawiam niedzielnie! :)

mania pisze...

W Tatrach sypał wczoraj śnieg to i do nas ziąb dotarł. Może choć lato okaże się łaskawsze. Pozdrawiam serdecznie

wkraj pisze...

Faktycznie coś zimny ten maj, może się coś zmieni niedługo przecież czerwiec. Widoki u Ciebie obłędne widzieć żbika w naturze, a nie w zoo coś niesamowitego. Miłej niedzieli :)

Zielonapirania pisze...

Myślałam, że mrozu nie było... do czasu, jak zobaczyłam kilka pożółkłych sadzonej ogórków. Trzeba będzie dosadzać. Natomiast dzika przyroda wcale się przymrozkami nie przejmuje.

AgataZinkiewicz pisze...

U nas już dawno nie było przymrozku... Oj niefajnie. Szkoda warzywek naprawdę... Chyba też trzeba się wziąć za pędy sosny i szczaw. Bo już gotowy. Piękny ten złotokap... Aż się zastanawiam czy to dobry pomysł że posadzilam go przy oczku... Pozdrawiam. Dużo ciepła życzę... Bo i u nas zimno trza palić w piecu. Pa

Ania pisze...

U mnie też szkody mrozowe. Co prawda fasolki i dalie nakryłam włókniną i nic im się nie stało ale winorośle sparzyło, rdest Auberta ( młodziutki) drugi raz podmarzł, no i akacje...chyba kwiaty będą tylko na czubkach, bo listki niższych gałązek zmarzły. Z tych dziwnych kwiatów mam tylko kokoryczkę, reszta rośnie tylko u Was. Do okrywania innych roślin używam też plastikowych wiader, donic i nawet małych kocyków :-). Chyba już koniec tych niespodzianek ??? Wysadzam pomidory, selery naciowe, dynie i cukinie. Na litość, to koniec maja !
Życzę samych ciepłych nocy i pogodnych dni z przyzwoitymi opadami deszczu, by nie trzeba by było podlewać ogrodowych grządek.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, botanicy to specjaliści od dziwnych nazw, zwłaszcza nasięźrzał, prawda? te przymrozki spędzały mi sen z oczu, trwałam na posterunku, chroniąc rozsady przed nimi; tunel w sadzie, wśród starych drzew, wyglądał jak balon, który ma za chwilę wzlecieć:-) kleszczy zwłaszcza na łąkach mnóstwo, zima ich nie przetrzebiła; ja je przynoszę na odzieży, psy na sierści, a w sadzie może spadają na mnie z drzew:-) dzięki, Olu, i pozdrawiam.

Maks, właśnie dlatego bardzo często wychodzę na łąki, robimy przejażdżki po okolicy, cieszymy się wiosną, majem, bo to ulotne chwile; pozdrawiam.

Mania, nieciekawa pogoda, a i prognozy na ten tydzień też nieciekawe; liczę na czerwiec, bo na razie pali się w kominku, ogień daje ciepło:-) pozdrawiam.

Wkraju, maj zimny, mroźny, co wcale nie przeszkadza zbożom ładnie rosnąc, już żyto wykłosiło się, rzepaki przekwitły; też liczę na czerwiec, może polar w końcu spadnie z grzbietu:-) pozdrawiam.

Piranio, może i u Ciebie przymrozków nie było, a ogórki zżółkły z chłodu, bo to też ciepłolubne; jeśli nie zwarzył ich mróz, to odbiją sobie spokojnie w cieple; moje jeszcze w doniczkach, chronione:-) o, tak, dzikusy mają się dobrze, naturalna selekcja zrobiła swoje, chociaż ... u nas bardzo zniszczone młodziutkie listowie buków; pozdrawiam.

Agata, przewiduję ciężki i drogi rok, sadzę, gdzie tylko mam miejsce, coś zawsze urośnie:-) pędy sosny już trochę podrosły, ale warto skorzystać z młodziutkich szyszek, w nich magazyn dobroci; robię syropy naturalne także pod kątem wnuków, słodkie, na miodzie lepiej im wchodzą:-) pozdrawiam.

Ania, że też mnie nie oświeciło na te fasolki:-) omarzły listki, może stożki wzrostu ostały się; moje akacje różowe od łąki też obmarzły, te przy chatce nie, z kolei rdest ma się dobrze, bo pnie się po ścianie od zachodniej strony; zmęczyła mnie ta pogoda, stałe dyżurowanie, śledzenie prognoz, oby nie na darmo; będę sadzić jutro paprykę i resztę pomidorów, no i ogórki; wzajemnie, Aniu, i pozdrawiam.

Ataner pisze...

I u nas zimno i bardzo deszczowo bylo do tej pory, dawno nie bylo takiego Maja. U Was juz wiosna w pelnym rozkwicie i mam nadzieje, ze roslinki ktore juz rozsadzilas przetrwaja, bo wiem ile pracy w to wkladasz.
Serdecznosci Marysiu i dbajcie o siebie, pozdrawiam:)

Nina S. pisze...

Maj jest w tym roku bardzo kapryśny i zimny, ja cały czas ogrzewam mieszkanie, a tu koniec maja. U mnie też mróz wyrządził szkody na pomidorach i winorośli, nie wspominając jego wcześniejszych szkód na drzewkach owocowych.
Pozdrawiam serdecznie u życzę ciepłych dni i nocy

Bozena pisze...

U nas też do ostatniej sobotniej nocy mroziło i gdy rano wstawałam, łąka sąsiadująca z Wyluzowaną była biała i skrzyła się od mrozu. Szczególnie w cieniu, gdzie nie liznęły jej jęzory porannego słońca. Tutaj na targu ciężko kupić rozsady pomidorów i polowaliśmy na nie przez całe dwa tygodnie. W sobotę wczesnym rankiem Jędrek z synem pojechali na targ i gdy przyjechali z rozsadami, syn śmiał się, że było jak trzydzieści lat temu. Kolejka trzydziestu osób wiła się wśród stoisk. Wszyscy przyszli po rozsady. A rozsady były niziutkie, malutkie. Ale co tam, mamy i my! Teraz rosną w przygotowanych pojemnikach. Przymrozki odeszły więc i ogórki trafiły na ogród.Do towarzystwa. Myślę, że w tym roku wiosna nas nie rozpieszcza,trzeba przykrywać roślinki, ale wysiłek się opłaci. Co swoje jarzynki, to swoje. A tak z ciekawości, gdzie kupiłaś agrowłókninę ? Szukaliśmy, niestety wykupiono nawet taką, która leżała juz parę lat. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

Krzysztof Gdula pisze...

Piękny pokaz kwiatów, Mario. Tutaj wyraźnie widzę, jak niewiele wiem, jednak kokoryczkę znam, kiedyś Janek mi pokazał. Roślinka zmyślnie chowa swoje kwiatki.
Ryś upolował mysz? Chyba jako przekąskę przed daniem głównym. Ciekawe, jakim.
W Wielkopolsce wyraźnie cieplej niż u Ciebie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ataner, maj zimny jak nigdy, a i początek czerwca w prognozach nie najcieplejszy:-) wszystko już posadziłam na grządkach, na szczęście chyba po przymrozkach, choć noce dosyć chłodne, ale pada deszcz, przebłyskuje słońce, przechodzą burze z grzmotami; tak, kokoszę się ze swoimi rozsadami od lutego:-) dzięki i pozdrawiam.

Nina, codziennie rano rozpalam pod kuchnią, dla złamania porannego chłodu, w ciągu dnia jest lepiej, czasami w słońcu wręcz gorąco i duszno, zwłaszcza przed burzą; i tak zastanawiam się, chodząc w polarze po ogrodzie ... maj to, nie maj, a czerwiec już za opłotkami:-) nie mamy wpływu na aurę; pozdrawiam.

Bożena, wkurzał mnie ten szron, bo ileż można:-) i tak rano w strachu biegłam pod folię, patrzeć, czy wszystko w porządku; kolejka za rozsadami ... może ludziska mądrzeją i chcą mieć swoje warzywa, zdrowe, bez chemii, a może po trosze przerażają ceny na półce sklepowej; włókninę kupiłam w sklepiku z artykułami ogrodniczymi w gminie, nie taką pakowaną, ale z bela, pan odwinął pożądaną długość i znowu będzie służyć kilka lat; przymrozki wyczyściły zapasy sklepowe, w biedrze kiedyś były; pozdrawiam.

Krzysztof, o, widzisz, masz świetnego towarzysza do wędrówek i kwiaty pokaże, i motylki nazwie; własnie tak uczymy się o tym, co wokół, znajomości blogowe dają dużo dobrego:-) to nie ryś, a żbik, bardzo podobny do domowego dachowca, ale większy; no przecież musi jakoś zdobywać jedzenie, dobra i mysz; rysie skaczą sarnom na plecy z drzewa i zabijają; widziałam takiego w naturze, podszedł pod chatkę, spore zwierzę; może i u nas będzie cieplej; pozdrawiam.

Tomasz Gołkowski pisze...

Posadziłem pomidory i paprykę, także truskawki i poziomki, oraz trochę warzyw. Mam nadzieję że uratowały się choć papryka wygląda brzydko. Zapytam Cię : do kiedy można zbierać pędy sosny na nalewkę?
Pozdrawiam Cię serdecznie
Tomasz

Ania pisze...

Marysia na pewno wie, ale ja z różnych źródeł wyczytałam, że zrywać trzeba ok. 10-centymetrowe przyrosty. I to nie te główne ale boczne, by drzewo jak najmniej ucierpiało.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tomasz, jest bardzo zimno, do tego leje, mam nadzieję że te warunki pogodowe nie zniszczą do reszty rozsad; pędy sosnowe już są chyba za stare, ale u nasady pędów rosną już malutkie, zielone szyszeczki, z nich też robi się doskonały syrop na kaszel; poszukaj starszych, niewysokich, a rozłożystych sosen, żebyś dosięgnął; pozdrawiam.

Ania, właśnie tak, bo najlepsze, najwartościowsze są te pędy jeszcze w brązowej łusce-osłonce, z kroplami żywicy, lepiące się do palców; też w tym roku za bardzo nie zdążyłam, zrywałam nawet te sypiące już pyłkiem, cos tam zawsze oddadzą; pozdrawiam.

Ula H. pisze...

Syrop z sosny w zeszłym roku robiłam i był pyszny ! W tym roku chyba przegapiłam ten moment.
Pięknie kwitną kwiaty w ogrodzie i na łąkach. W tym roku- podobnie jak rok temu - znów był wyjątkowo zimny maj. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ula, możesz jeszcze pozbierać młodziutkie szyszki, znawcy mówią, że ponoć z nich syrop nawet skuteczniejszy:-) ja to właściwie dla wnuków robię te syropy, są na miodzie, troszkę smaczniejsze niż te apteczne, no i tańsze; właśnie zerknęłam na termometr, u nas poniżej 5 na plusie, rześko; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Marysiu a ja mam sosenkę, którą prowadzę od kilku lat na drzewko, młode końcówki zawsze obrywałam, żeby nie rosła i się ładnie formowała. W tym roku wpadłam na to, żeby końcówki w miarę jak rosną nowe i nowe, zrywać i zasypywać cukrem, teraz może można je zalać czymś mocniejszym, żeby nie spleśniały a się zakonserwowały? Jak myślisz? Polecam taki sposób prowadzenia drzewka. Robię to z powodzeniem od wielu lat np. ze splecionymi ze sobą leszczynami zieloną i czerwoną, efekt niezwykły. Nie potrafię jeszcze szczepić drzew, a w ten sposób mam namiastkę szczepionych. I niezbyt wielkich, pozdrawiam hel.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Hel, widziałam tak prowadzone sosenki w ogrodach, niziutkie i puszyste, bardzo ładne zresztą; pewnie, trzeba dodać alkoholu dla konserwacji, bo nawet po zlaniu może spleśnieć po wierzchu, albo i zafermentować, a szkoda byłoby, bo to dobra rzecz; o! splecione dwa kolory, ciekawe, a właśnie przywiozłam z domowego ogrodu czerwoną leszczynę, uratowaną przed koparką; próbowałam szczepić lipy, ale coś nie wyszło, może było za późno; pozdrawiam.