sobota, 26 września 2020

Na 48 ławce ...

 Słabo wychodziło nam wędrowanie latem. Gorąco nie służyło zdrowiu, zatem prace koło domu wcześniejszą porą, potem odpoczynek. Wreszcie przyszła jesień, a z nią rześkie dni i chęci, aby wreszcie ruszyć gdzieś przed siebie. Przez Pogórze przewaliły się rzesze turystów, pewnie mniejsze, niż przez inne atrakcyjniejsze regiony, ale tylu aut z obcymi rejestracjami jeszcze nie widzieliśmy. Może to tylko przejazdem, autostradą pod Przemyśl, a potem w Bieszczady:-)

Na pierwszy rzut wzięliśmy Połoninki Arłamowskie, dzień powszedni, popołudnie, więc nie powinniśmy spotkać za dużo ludzi, a może wcale. Ruszyliśmy spod szlabanu, szlakiem na Suchy Obycz, a potem w kierunku dawnego Arłamowa. Nie, jednak nie byliśmy sami, z górek zjechała grupa młodych ludzi na rowerach z przytroczonymi kolaskami dla dzieci. Wszystko jednakowe, a więc podejrzewaliśmy, że z wypożyczalni z hotelu arłamowskiego. Nie wiem dlaczego, ale zawsze żal mi tych dzieciaczków, zamkniętych za folią kolaski, przegrzane i osamotnione, a spełniające marzenia rodziców. Niektóre zapłakane, niektóre przysypiające, nie, nie podoba mi się to, może dlatego, że nie znam takiego sposobu spędzania czasu z dziećmi.

Poszliśmy przed siebie w cieniu coraz wyższych świerków, a potem na rozsłonecznione stare trakty dawnej wsi Arłamów.

W oddali, na ostatnim planie bieszczadzkie szczyty, próbowaliśmy je oznaczyć, trochę nam się udało, reszta to po stronie ukraińskiej. Po dawnej wsi pozostał stary, drewniany krzyż ...

Wygodną drogą z betonowych płyt wspięliśmy się na najwyższy szczyt połoninek, marząc po drodze, że przydałoby się tam jakieś siedzisko, podobnie jak na Żytnem pod Kalwarią. Ot, posiedzieć, popatrzeć, a gdyby zastał deszcz, to schować się pod dach. Wyszliśmy na wypłaszczenie, a tam, oczom, nie wierzę, najprawdziwsza ławka:-)


Nie będę się rozpisywać o inicjatywie, przeczytajcie sami wyrzezany w drewnie napis ...


O! jak przyjemnie usiąść, zapatrzeć się w dal ...


Za plecami widoki na Ukrainę, przed oczami  dolina arłamowska, na lewo dalekie Bieszczady, i polskie, i ukraińskie.

 

Delikatny wiaterek wiał, nad górami lekko chmurzyło się, przepowiadając zmianę pogody. Nie chciało się ruszać stąd, aż żal, że nie zabraliśmy herbatki w termosie. Za to nazbierałam sobie wiązankę krwiściągu, wielce pomocnego ziela. Po drodze spotkaliśmy bardzo ładnego, dużego i żywotnego padalca, a także ogromną gąsienicę z ogonkiem:-)



Wracając do ławki, ma ona numer 48, a zamontowanych jest po górach 50 sztuk, Na pewno je spotykaliście, posiadywaliście na nich, napiszcie, w jakich miejscach?
Do domu wróciliśmy, jakżeby inaczej, pętelką przez dolinę Jamninki, u wyjazdu z lasu otwiera się doskonały widok na dolinę ...



Dziś pogoda już zmieniła się, w nocy obudził nas rzęsisty deszcz, walący o blaszany dach. Wstrzeliliśmy się w 2-godzinną przerwę w opadach przed południem i poszliśmy z kolei na Połoninki Kalwaryjskie. Niebo ciemniało coraz bardziej, wiatr niósł znad gór pojedyncze krople, a my zakotwiczyliśmy pod wiatą na Żytnem, mimo takich odstraszających tabliczek.


Droga wiła się przez rozległe pastwiska, cała w zimowitach, krówki leniwie przeżuwały, to co naskubały rankiem. Też ładne miejsce, bardzo widokowe, na paportniańską dolinę, Suchy Obycz, dolinę Wiaru i sanktuarium kalwaryjskie.







Jak zwykle trafił nam się patrol pograniczników, ale my przecież swojacy z sąsiedniej góry, o! tam nawet ją widać na grzbiecie, więc pożyczyli nam miłego dnia i odjechali.


Najwyższy czas wracać do domu, bo zaczęło kropić coraz bardziej, a teraz leje. I dobrze, bo już sucho było bardzo, rzeki mizerne, a może i grzyby pojawią się w lesie. Na szybko zrobiłam rumuńskie placinty ze słonym serem ...


Trochę eksperymentuję w kuchni. Ponieważ obejrzałam na yt filmy z Makłowiczem, z Chorwacji, to zaciekawiła mnie taka potrawa blitva. Buraki liściowe rosną na grządce, nie miałam pomysłu, co z nich zrobić, o! i już mam natchnienie ... nie są to co prawda białe, tylko czerwone, ale to niczemu nie przeszkadza ... są śliczne, naprawdę, zwracają uwagę intensywnym kolorem łodygi i liści ...


Pokrojone ziemniaki z łodygami i liśćmi buraka, cebulka i czosnek z oliwa, razem uduszone, całkiem smaczny dodatek do drugiego dania, albo samodzielnie ... z bułką zjadłam:-)


Na jesiennych grządkach całkiem kolorowo, co prawda zlikwidowane już pomidory i ogórki, ale czerwieni się papryka czereśniowa i wąziutkie strąki chili, kwitną jeszcze słoneczniki, dodają koloru cukinie i pióropusze marchwi, pietruszka wzeszła pojedynczo, mimo dwukrotnego siania, a kapusta nie zawiązuje główek.



Na grządce po pomidorach wysiałam jakieś sałaty na patelnię, rukolę, szpinak, rzodkiew Lodowy sopel, roszponkę, jeśli nie zdążą urosnąć przed zimą, przykryję i będą szybciej na wiosnę, coś tam zawsze przetrwa.

Po drodze z kalwaryjskiego wzgórza wypatrzyłam w bocznym wąwozie coś kwitnącego na żółto w stercie wyrzuconych kiedyś, zmurszałych już odpadów z ogrodu. Ojejku, przecież to dzielżan ... wróciłam z łopatką i przeniosłam roślinę do nas, nawet nie odczuła tych przenosin. Pszczoły od razu zwiedziały się, że to coś dla nich:-)


Chatkę porosła nam rdestówka, kwitnie na całego, a domek wtapia się coraz bardziej w otoczenie. Tutaj też chętnie przylatują pszczoły, a z przekwitłych kwiatostanów sypią się białe płatki ...



Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!





28 komentarzy:

Stanisław Kucharzyk pisze...

Miło Cię znów usłyszeć :-) i pogórzańskie wieści...

grazyna pisze...

Relaksujacy spacer, z przyjemnoscia sobie poczytalam i ogladnelam zdjecia, juz mnie korci gdzies znowu wywedrowac, ladne panoeamy i jeszcze tak zielono.
Chatka przeslicznie wyglada w rdestowce. Buraki lisciowe bardzo poularne sa w Ameryce Poludnioe=wej i w hiszpanii tez, czesto podaje je sie po prostu lekko podgotowane w wodzie i polane oliwa i dosmaczone sola i pierzem jako dodatek do miesa, ja gotuje osobno liscie , i osobno lodygi po wymagaja dluzszego gotowania, kroje na kwadraciki i dodaje do salatki, do salatki dodaje ser feta w kostke, fasolke biala ugotowana na miekko i odcedzona, oliwki zielone, cebulke, i polewam sosem z oliwy, czosnku, octu winnego, soli, pieprzu, troche musztardy i odrobine miodu.Kompletna salatka, pelnowartosciowa, mozna podac z chlebem czy buleczka albo do drugiego dania do miesa. W Wenezueli uzywa sie te zielona, nazywa sie acelga.
Wlosy juz Ci podrosly, niedlugo bedziesz zaplatac warkocz?
Pozdrawiam serdecznie!

elaj pisze...

Piękne te Wasze tereny, których niestety nie znam. Moje Pogórze Kaczawskie jest dokładnie po drugiej stronie Polski, też piękne ale troszeczkę inne widoki. Ta ławeczka na trasie wędrówki to naprawdę świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie :)

Zielonapirania pisze...

Zaraz się rozpłacze:( bo takie piękne tereny pokazałaś i miałam być w ten weekend w Bieszczadach, ale przez ten paskudny rzęsisty deszcz wyjazd odwołany.
Ja jestem "plackowa" , te placinty mnie zainteresowały, lecę szukać przepisu.
I ta samotna ławka... Coś nieoczekiwanego w dzikim terenie, ale z drugiej strony zaproszenie do odpoczynku. Chyba dobry pomysł:)

BasiaW pisze...

Super pomysł z ławeczkami i czas spędzony pożytecznie.

Anna Kruczkowska pisze...

Wiesz, maluchom w przyczepce nie jest gorąco. Wozimy tak Małą M. i ona uwielbia te wycieczki 😊 W moim ogrodzie też powoli jesień. Gdy wrócę z Gdańska (syn się ożenił) to przerobię buraki, wyrwę fasolkę i przygotuję ziemię na wiosnę. Zostanie tylko marchew i topinambury, bo te wyciągnę q połowie października.

Lidka pisze...

Chyba, Marysiu, trafiałaś tylko na niezadowolone dzieci w rowerowych przyczepkach. U nas to coraz popularniejszy środek lokomocji (choć droższe te przyczepki od roweru😳), i widzę multum zadowolonych i dzieci i psów, a czasem pary mieszane 😊.
A ławeczek rzeszowskich w tym roku spotkałam kilka, m. in. Na P. pod Suliłą, Łopienniku i na szlaku na Dwerniku Kamień. Świetny pomysł 🌞
Pozdrawiam znad kruszonki i gara powideł śliwkowych 😊

Aleksandra I. pisze...

Jakie fajne są te "bezdroża", a te widoki dech zapierają. Fajna inicjatywa z tymi ławeczkami aby przetrwały drugie 50 lat. No i poczułam się już dobrze jak ponownie mogłam przeczytać "egzotyczną" nazwę kwiatów - "DZIELŻAN". Pozdrawiam serdecznie.

Rivulet pisze...

Przepiękne okolice... Tęskni mi się za tamtymi stronami...
Ja za rowerem nie przepadam, więc muszę poczekać, aż moje dzieci podrosną i dadzą radę wyjść na szlak o własnych siłach - na razie sobie chodzimy po niższych partiach Beskidów. Ale takie przyczepki rowerowe to fajne rozwiązanie, dzieci są bezpieczne, a rodzice mogą wreszcie odpocząć choć na chwilę na wycieczce :)
Pozdrawiam ciepło!

Anonimowy pisze...

Wyczułem jakiś smutek w Twoim poprzednim wpisie (Powidoki lata...), ale teraz już nie. Może jakaś nostalgia związana z pożegnaniem lata?...
Moja ulubiona Rolniczko z przypadku, jak miło czytać to, zo napisałaś, patrzeć na obrazy, które utrwaliłaś, oglądać otaczającą Cię naturę Twoimi oczami... Spędziłem kolejne niezapomniane chwile...

Pozdrawiam serdecznie,
Wojtek (Franz)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, dzięki:-) pogórzańskie wieści takie "letnie", czas trochę aktywniejsze życie zacząć, a nie tylko grzebać na grządkach, choć jeszcze przede mną sporo pracy; taki ładny świat, a ja "udomowiona":-) pozdrawiam.

Elaj, no widzisz, jak to jest? nam podobają się krajobrazy Dolnego Śląska, a Tobie nasze Pogórze, przeciwległy kraniec; Kaczawskie poznaję z opisów znajomego blogowego, Krzysztofa Gduli; i nas ta ławeczka bardzo miło zaskoczyła, siedziałoby się tam bez końca:-) pozdrawiam.

Piranio, nie żałuj, weekend był paskudny, zimny i deszczowy, pojedziesz na płonące góry, buki zdążą nabrać kolorów; rumuńskie placinty bardzo nam zasmakowały, jak i również ich słynne ciorby ze strąkiem palącej papryczki; lubię kuchnię prostą, regionalną, nie wydziwianą; ławka super, ciekawe, czy na Kopystańce też postawili, sprawdzę w najbliższym czasie; pozdrawiam.

Basia, ależ nas zaskoczyła ta ławka, podczas podchodzenia do góry nie widać jej, dopiero na wypłaszczeniu; zawzięliśmy się na ruch, wędrówki, bo nigdzie w tym roku nie byliśmy, brakuje nam takiego spędzania czasu, mimo, że przy ziemi też sporo pracy; pozdrawiam.

Ania, tak, wiem że Twoja wnuczka jeździ z Wami w przyczepce; jakoś mam wyobrażenie, że dzieciom jest gorąco, źle, samotnie, może tylko takie dzieciaczki widziałam, a sama nigdy nie próbowałam takiego sposobu wypoczywania; u nas sporo warzyw w ziemi, czekam jeszcze, bo niektóre niedojrzałe, lato było za mokre, za zimne; w połowie października zasadzę jeszcze zimowy czosnek:-) pozdrawiam.

Lidka, bardzo możliwe, że mam złe wrażenia z pogórzańskich dróg, zwłaszcza z jednej, bardzo wyboistej, te telepiące się maluchy w przyczepkach, jedno zasypiające; ha! nawet pieski jeżdżą w przyczepkach? niebywałe:-) ciekawe, czy mają gdzieś mapkę rozmieszczenia tych ławeczek, można by uskutecznić wędrówkę takim szlakiem:-) podoba mi się bardzo ten pomysł; no tak, pieczemy, smażymy, a ubrania jakby zbiegają się w praniu:-) pozdrawiam.

Ola, to przygraniczne tereny, wysiedlone, zaanektowane przed laty przez rządowych kacyków; nie spodziewałam się takiej niespodzianki na szczycie połoninki, bardzo to miłe, zwłaszcza, że nikt nie czekał, aby również tam posiedzieć, byliśmy sami; dzielżan uroczy, pożyteczny dla pszczół, pozbieram nasiona i spróbuję rozmnożyć; pozdrawiam.

Rivulet, skoro tęsknisz za naszymi stronami, to znaczy, że już tu bywałaś, a może nawet stąd pochodzisz:-) ja też nie przepadam za rowerem, wolę na własnych nogach; widzę sporo pozytywnych zdań na temat przyczepek rowerowych, więc pewnie tylko ja mam niezbyt miłe wrażenie, może z powodu, że nie znam takiego sposobu spędzania czasu z dziećmi; bezpieczne tak, ale wydają się takie samotne:-) pozdrawiam.

Wojtek, to nie był dobry rok, dobrze wyczułeś ten smuteczek, choć wcale nie dotyczył on zmiany pory roku; ech, jak to w życiu, raz lepiej, raz gorzej; dziękuję za dobre słowo, pewnie trzeba mi zmienić mój profil, bo za chwilę zmienię status bytowy:-) ... i nie będzie kóz, chlebowy piec ostygł od kilku lat, oscypków dawno nie robiłam, foremki z Nowego Targu leżą bezczynnie ... pszczółki się ino ostały:-) tak, natura jest zawsze niezawodna, łagodzi wszystko, leczy duszę i ciało; pozdrawiam.

Ania pisze...

Wszyscy jesteśmy jakoś przygaszeni i wirusem i ogólną sytuacją w kraju, a Ty pewnie masz dodatkowo jakieś swoje kłopoty, ktore chyba już minęły ? Mam nadzieję. Jak pięknie jest na Pogórzu, jaka w ogóle jest piękna i zielona nasza Polska. I jak wspaniale, że wędrujecie niestrudzenie po tych nieznanych nam szlakach i dzięki Tobie możemy też je poznać i wędrować z Wami.
Marysiu, życzę zdrowia i dalszych ciekawych wypraw, a wirusowi mówimy stanowcze NIE i czekamy niecierpliwie na koniec jego panowania !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, przepraszam, obudziłam się dziś bladym świtem, aby zajrzeć do komputera i zauważyłam, że jakimś cudem ominęłam Cię w odpowiedziach, a chciałam zajrzeć do Twego przepisu na sałatkę z burakiem liściowym, bo trzeba go konsumować przed zimą:-) włosy podrosły, dają się związać, pewnie znowu będę hodować na warkocz dla fundacji, niezależnie od tego, jak będę wyglądać:-) może też potrzebują posrebrzonych włosów:-) troszkę obudziliśmy się z letniego letargu, pogoda sprzyja wędrówkom, w środku tygodnia mamy w planie Słowację, Bardejow i okolice, ale ma lać tęgo, zobaczymy, co z tego wyjdzie; pozdrawiam.

Ania, jak to życie, raz lepiej, raz gorzej, a na wirusa najlepsza jest pogórzańska chatka:-) lada dzień przebarwią się buki, a przecież ciągle przed nami babie lato, i złota polska, szarugi przejdą i jeszcze będzie ładnie; mamy wiele możliwości wędrowania, ale na czas upałów chęci zanikły zupełnie, teraz odżywamy:-) dzięki, i wzajemnie zdrowia; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Czyżbyś znalazła gąsienicę Postojaka Wiesiołkowca? rzadki, objęty u nas ochroną - w każdym razie coś z zawisaków.

A tereny piękne...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, to raczej zmrocznik przytuliak, jak popatrzyłam na zdjęcia, całkiem spora gąsienica, z groźnymi szczękami, no i ten ogonek:-) o, tak, widoki z ławeczki przednie; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Jak to miło, że znów jesteś i prezentujesz te cudne widoki na zapierające dech w piersi okolice i równie cudne kwiatuszki. Mogę z dotychczasowej formy Pani przejść na Ty? Z góry zakładam, że mogę. Twoją przedłużającą się nieobecność tutaj odbierałam z jakimś nieuzasadnionym smutkiem. Ale już jesteś to i dobrze; pisz nawet gdy nie wędrujesz, a tylko rozmyślaniu się oddajesz czy innym zajęciom. A te goździki i błękitny podróżniczek to jeszcze teraz u was gdzieś kwitną? Takie zdobyczne kwiaty (dzielżan) z historią z odzysku bardzo lubię w swoim ogrodzie. Pozdrawiam i już czekam na kolejne wpisy, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Alik, oczywiście, taka forma funkcjonuje w blogowym świecie, niezależnie od wieku piszących; czy przypadkiem nie proponowałam tego już dawniej? czasami zastanawiam się, jaki sens ma to pisanie, powtarzalność od tylu lat, bo to już 11 rok:-) wędrowanie w tym roku przystopowało bardzo, może teraz, po deszczach, pojawią się grzyby, więc będą częstsze wypady do lasu; goździki wysiałam w tym roku na rozsadniku i kwitną do tej pory, z kolei cykorię spotkałam na pastwisku, uchowała się przed krowami; już mam na oku następne rośliny "z odzysku" do wykopania z nieużytków, przeróżne marcinki, astry jesienne, póki widać, gdzie kwitną; dzięki i pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Wspaniała inicjatywa z tymi ławeczkami a jeszcze jak wszystkie w takich cudnych miejscach do dumania to tylko przyklasnąć. Wasza chatka cudnie zarasta, ja zadrzewiam swoją maleńką działkę bo lubię cień. Są minusy bo w rynnach sporo liści i igieł.
U nas na takie ekspansywne pnącza mówią'bandyta' ale wygląda to zjawiskowo. Oj, dach z jednej strony spadzisty aż do ziemi, nie zauważyłam dotąd. No a okno narożne to moja miłość niespełniona.

Lidka pisze...

Marysiu, spacer planuj :)
https://www.google.com/maps/d/viewer?mid=1CAioue4h0pzvm1d5Uh2yFboOLlqq4TET&ll=49.452883286560876%2C21.806034599999993&z=9
a tutaj więcej informacji :)
http://www.skpb.rzeszow.pl/news/50-lawek-z-okazji-50-lat-skpb-rzeszow/

Pellegrina pisze...

Marysiu, mam dla Ciebie dobrą radę od Agness -
Klimaty Agness1 października 2020 10:43
Marysiu, jeśli mogę podpowiedzieć, to jeśli chcesz poprawić tekst, to po prostu klikasz na konkretny post na bloggerze, zmieniasz co potrzebujesz i tam jest na górze, z prawej strony, takie oczko z napisem ,,podgląd,, na to klikasz i tam jest ,,zapisz,, klikasz i gotowe :)
Mnie też ta rada się przyda i dobrze wiedzieć, do kogo się zwrócić w razie wątpliwości czy niewiedzy.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, skorzystałam z linka podanego przez Lidkę poniżej, tego drugiego, a tam gotowa mapka wszystkich zamontowanych ławek; jest, jest i na naszej Kopystańce:-) na wiosnę muszę trochę ujarzmić rdestówkę, włazi pod deski, omotała glinianego kogucika, na dachu zostawię; walczyłam w domu z dzikim winem, dla nas to była "plaga egipska"; te spadziste dachy mamy w trzech miejscach, to tzw. przydach, dodatkowa komórka na różne szpeje, których przecież w obejściu mnóstwo, cała narzędziownia i sprzęt koszący, ogrodniczy, skład doniczek, pił, i co tylko zamarzysz:-) okno narożne na świat, nic się nie uchowa przed lornetką, i droga, i łąki; pozdrawiam.

Lidka, no i jest mapka wszystkich ławek, i na Kopystańce też zamontowali:-) można mnożyć trasy, jak się komuś zachce tak wędrować; u nas drugi dzień leje obficie, może jakieś grzyby wreszcie wyrosną bez robaków; pozdrawiam.

Krystynko, właśnie byłam przed chwilą u Ciebie i przeczytałam radę od Agness; dobrze mieć takich znajomych, zawsze poratują; pozdrawiam.

Maria Łuczaj pisze...

Piękne miejsca i wspaniała okolica. Ukraina, raz byłam, zakochana jestem ale tak inaczej, tak ... ja się tam gdzieś szlajałam we wcześniejszych wcieleniach, tam i gdzieś na szeroko rozumianej Rusi. W Bieszczady bym chciała ale się nie składa, daleko, drugi koniec kraju. Ale obiecuję sobie, że kiedyś pojadę, wiosną albo jesienią. Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maryś, my też jesteśmy zauroczeni Ukrainą, szkoda, że w rym roku takie obostrzenia, bo już jechalibyśmy, tereny rozległe, jakie góry; Bieszczady polecam jesienią, na płonące buki, wiosną jeszcze leży śnieg, a i posypać lubi nieźle, jak to w górach; zresztą, zależy co kto lubi; zdradziliśmy Bieszczady na rzecz Pogórza:-) pozdrawiam.

mania pisze...

Piękne, rozległe widoki, aż by się chciało wędrować po horyzont. Mnie lato upłynęło na badaniach terenowych, teraz wypatruję złotej jesieni aby wreszcie pojechać w Bieszczady.
Pozdrawiam serdecznie

Bozena pisze...

Po raz kolejny w tym roku próbowaliśmy urządzić sobie parę grządek w Wyluzowanej. Nawet przywieżliśmy sadzonki pomidorów i ogórków. Niestety wszystko okazało się porażką. Ogórkom było zimno, pomidory stały jak zaczarowane, tylko kwiaty dały sobie radę i moje ziółka. Ale się nie zrażamy. Może za rok będzie lepiej. Za to śliwy rodzą coraz lepiej i jabłonie też wzięły się do roboty. Pozdrawiam serdecznie. Spokojnego serca Ci życzę:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mania, znasz to uczucie, kiedy na takiej przestrzeni oddycha się pełną piersią:-) ha! badania terenowe ... brzmi wręcz tajemniczo, podejrzewam, że chodzi o ziółka; złota jesień tuż, tuż, a Bieszczady przywitają na pewno mniejszymi tłumami niż latem; pozdrawiam.

Bożena, nie rezygnuj z grządek, bo ten rok był wyjątkowo niekorzystny, zwłaszcza dla delikatnych pomidorów i ogórków, które potrzebują ciepła i słońca; przyjdzie taki czas, że zadziwią Cię plony:-) wiem, dyniowate w górach udają się słabiej, ale w końcu jeśli urośnie 1-2 dynie, albo 3 cukinie to wystarczy; owocowe mimo wiosennego przemarznięcia też u nas trochę rzuciły owocem, będę zbierać jabłka pod jabłoniami, ścierać i do słoików, na zimowe jabłeczniki; piękne życzenia, spokojnego serca, dzięki i pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, miło mi było posmakować uroku Waszych pogórzańskich stron. Miło przeczytać słowa człowieka, który tylko czeka okazji, by pójść tam, gdzie zielono i nie ma betonu.
Ładną macie chatkę.
Tej jesieni ususzyłem ledwie parę grzybów. Jedną garść. A przecież noce ciepłe i wilgoci nie brakuje w Sudetach!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, nie wiem jak to się dzieje, ale coraz mniej tych okazji, żeby pójść przed siebie; ciągle jakaś robota czeka w kolejce do wykonania, albo my coraz wolniejsi; popatrz na datę komentarza, to dzień moich urodzin, złożone w ZUS-e papiery poczekają pewnie z miesiąc, abym przeszła na emeryturę:-) a to wcale nie znaczy, że będę miała więcej czasu:-) jestem związana emocjonalnie z chatką, każda deska przeszła przez moje i mężowskie ręce, tyle prac wykonaliśmy sami; ta część na zdjęciu to tylko pokoik nad piwniczką, zbudowaną kilka lat temu, reszta powstała o wiele wcześniej; jutro idziemy do lasu, rydzów poszukać, bo dziś będą kanie panierowane, świeżutko zebrane z łąki; pozdrawiam.