poniedziałek, 16 listopada 2020

Popielice już śpią ...

 ... nic nie tupie po poddaszu, nie cmoka na drzewach, przyszła pora zimowego snu, jak u niedźwiedzi:-) Liście już prawie opadły wszystkie, zbieram je, rozsypuję na grządkach, opatulam byliny posadzone w płotkach i przykładam iglastym stroiszem, bo kiedy przyjdą solidne wichury, wszystko wywieje. 

Łąki za oknami już poszarzały, lekko zżółkły, zwłaszcza tam po lewej stronie, za sosną i brzozą, gdzie jest spore zabagnienie i rosną trzciny. Mąż nawet pytał, co tak kwitnie na żółto o tej porze roku:-)


Z pergoli przy domu miejskim zrywam winogrona, starej odmiany, granatowe, słodziutkie i aromatyczne. Trzy lata temu cała winorośl była drastycznie przycięta, zostawiłam tylko 3-4 pędy, grube jak moja ręka. Obawiałam się, że roślina będzie długo chorować, odbudowywać odrosty, ale szybko to poszło. W tym roku już stworzył się zielony dach, który trzeba było przerzedzać i mimo majowego przemarznięcia od góry, winorośl wyjątkowo obrodziła. A co byłoby, gdyby wszystkie kiście zachowały się? To chyba nawet nie jest połowa zbioru, jeszcze mnóstwo owoców zostało na pędach, coś tam zerwę, resztą pożywią się ptaki. Teraz czeka mnie pracowite obrywanie owoców z gron, część na sok, część na wino, może uda mi się coś w końcu wyprodukować, nadającego się do degustacji:-)

Mamy połowę listopada, a wszytko jeszcze kwitnie, w mijanych ogrodach pysznią się dalie, kosmosy, chryzantemy ogrodowe, róże. Pod chatka pojedyncze kwiatki tytoniu ozdobnego i lwich paszczy. U nas  sarenki przepędzlowały także grządkę "permakulturalną", jak mawia moja siostra. Sałaty na patelnię, jakieś japońskie odmiany nie smakują im, szpinak i rukola też nie za bardzo, za to listki rzodkwi Lodowy Sopel jak najbardziej, znowu odwiedziły mój warzywnik, choć nic tam już dla nich nie zostało. Na wiosnę muszę porządne strachy postawić:-)

Przepracowaliśmy owocnie cały weekend, zakończyliśmy prace na tarasie, nowe barierki w zeszłym tygodniu, w tym wyrównywaliśmy skosy pod dachem, żeby można było przymocować do czegoś osłony na zimę. 


Namęczyliśmy się setnie, bo przestrzeń trudna do zbudowania ścianki: najpierw rusztowanie z listew, do którego trzeba przybić deski, zachować odpowiedni kąt przycinania, a także pion i poziom. A wiadomo,że trzeba dobrze zacząć robotę, żeby potem szło prawidłowo, tak jak przy układaniu płytek:-) Wydawało się, że pójdzie jak z płatka, ale zapomnieliśmy przy pierwszej desce o poziomie, więc przy końcu okazało się, że wyszło krzywo, trzeba było rozkręcać, poprawić kąt przycięcia i na nowo skręcić deski, a przybijaliśmy z obydwu stron rusztu. Niby niedużo roboty, ale kombinowania, przymierzania  co niemiara, więc zeszło nam dwa dni. Na tarasie wiało przenikliwie, było bardzo zimno, myślałam, że rozchoruję się, bo nawet palców rąk nie czułam w rękawiczkach. Po powrocie wieczorem do chatki twarz paliła mnie od tego przewiania, na szczęście jestem zdrowa, nawet kataru nie mam:-) Dzień krótki, myśleliśmy, że szybko uwiniemy się z robotą i w sobotę pójdziemy do krypty profesora Węgłowskiego w Krzeczkowej, przy okazji na Krzeczkowski Mur, duży i mały, ale wyszło inaczej. Pójdziemy w tym tygodniu:-)

Rankiem, przed pracą zdążyłam upiec ciasto jogurtowe z utopionymi połówkami gruszek, szybko się robi, zamieszać składniki, wyłożyć ciasto do blachy, ułożyć na wierzchu, co się ma, albo i nic, w zależności od inwencji:-) ja miałam gruszki, które już bardzo rozmiękły z długiego leżenia:-)



Jak pisałam na początku, liście już prawie opadły, przebarwiają się teraz modrzewie i zaczynają sypać rudymi igiełkami. Ponieważ rosną w bliskim sąsiedztwie, w lesie tuż za drogą, ich igiełki będę znajdować wszędzie, nawiane na taras, w psich miskach, przyniesione na łapach do chatki, ale to zupełnie mi nie przeszkadza. Krajobrazy z modrzewiami i resztkami liści na wierzchołkach brzóz przecudne, zdjęcia z naszej wioseczki i zza szyby auta, mijane po drodze do domu, tym razem z Huty Brzuskiej ...










Dosyć pochmurny niedzielny poranek, nawet z malutkim deszczykiem zamienił się przecudowny dzień, słoneczny i ciepły, a zaczątek dała ta mała, niebieska przerwa w chmurach:-) od niej było już tylko lepiej.


Wyjeżdżając z domu, zostawiłam prawie zielony klon palmowy, a po powrocie zastałam burzę złoto-pomarańczowych listków ...



W rozwidleniu gałęzi ukrył się wiklinowy karmnik, już niedługo trzeba będzie go zawiesić na gałęzi, sikorki już myszkują w poszukiwaniu pożywienia, pamiętają miejsce z zeszłej zimy?


Pozdrawiam Was ciepło, dziękuję za odwiedziny i zdrowia życzę, pa!




19 komentarzy:

grazyna pisze...

Jeszcze pieknie! zbior winogron niesamoity! jak ladnie wygladaja, znam ich smak, moja sasiadka tutaj w Warszawie, Bulgarka, na swoim miniogrodku oplotla plotek ta winorosla i tez daje jej nadspodziewanie duzo owocow, ktore ja zjadam bo ona nie daje rady. Czasem robie z nich sos owocowy coulis do deserow czy ciast.
Klon palmowy? jaki ladny! zolty? moj brat na ale liscie robia sie czerwone. Poza tym jego to malutkie drzewko a Twoj ogromniasty.
Ciasto wyglada bardzo apetycznie, chyba tez zrobie, bo mam takie przejrzale gruszki. Dobrego tygodnia zycze!

Lidka pisze...

U nas tym razem z winogron dżemik powstał. Mamy i jasne-żółte i podobne do Twoich-granatowe. I okazało się, ze z jasnych dżemu nie da rady zrobić ( no chyba, żebym fixa może dodała, ale ja za tym smakiem sztucznym nie przepadam), zatem plan pierwotny został zmieniony i mamy jasne kompoty :)
Uściski dla Was :))

Olga Jawor pisze...

Też zauważam, że jesień nabrała przyśpieszenia i widok za oknem, wygląd ogrodu, łąk i lasu zmienia się co dnia. Jeszcze resztki liści wiszą na drzewach, ale niech tylko mocniej zawieje od razu większosc z nich spadnie. Ładnie wyglądają te opadłe liscie na trawie, ale też zbieramy je z mezem i dajemy na grządki. Przysypałam nimi czosnek zimowy. Na to popiół z piecyka kuchennego i powinno być dobrze.
Takie winogrona jak Twoje ma nasz sąsiad zza płotu. Przelazły od niego do nas i czasem sobie skubiemy, ale głównie zjadają je ptaki. Pyszne są (ale jak zje sie za dużo, to troche człowieka czysci!:-)
Piękna dzisiaj pogoda. Słoneczna i energetyczna. Oby dużo takich jeszcze dni było tej jesieni.
Pozdrowienia serdeczne zasyłam ci Marysiu!:-)

Aleksandra I. pisze...

No tak jesień szybkimi krokami podąża ku zimie. Chociaż dzisiaj przyglądałam się nasze kwietnej łące - ma się bardzo dobrze mnóstwo przeróżnych kwiatów kwitnie. Bardzo obfite plony winogronowe - super. Piękne widoki na okolice. Zaczynamy zwalniać z wszelkimi pracami, dzień coraz krótszy. Może nie będzie nam żal, że nie można swobodnie poruszać się. Częściej posiedzimy z książką i ciepłą herbatą.
Uważaj Marysiu na zdrowie, trzymajcie się ciepło.

cudARTeńka pisze...

Sikorki na pewno pamiętają dokarmianie zeszłoroczne.
Pięknie tam u Ciebie i po drodze też.
A ciasto gruszkowe zachęca do... upieczenia podobnego.
P.S. Dotarłam do fotografii aniołka ukradzionego z cmentarza w Starym Brusnie. Bardzo ładna rzeźba, szkoda, że ktoś ją przywłaszczył.

Bozena pisze...

Taki ciemny, słodki winogron przez wiele lat zrywaliśmy u moich teściów. Rósł przy garażu i oplatał całą pergolę . Wielkie zielone grona zwisały latem nad małym trawnikiem , ogrodowym stolikiem, a jesienią czerniły się wśród liści na tle nieba. Były pyszne. Potem krzaki trochę zmarniały po śmierci teściowej. Gdy zmarł teść, dom został sprzedany. Mąż wprawdzie przeniósł parę szczepek do naszego ogrodu, ale w tym roku dopadała winogrona jakaś choroba i niewiele z niego zostało uratowane. W dodatku będąc w Bieszczadach nie mieliśmy jak o nie zadbać.Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, tak się składa, że jeszcze nie nie było mocnych przymrozków, jest zielono, tylko liście opadły; skoro Bułgarka, to na pewno posadziła rodzime winogrona z kraju, pewnie jeszcze pyszniejsze; moje to popularna winorośl, którą pamiętam od dzieciństwa, może smak mi się zapisał w pamięci i dlatego teraz tak mi smakują; zrobiłam wczoraj kompot, przecudny rubinowy kolor, no i smak ....mmmmm! jak mawiają kucharze:-)klon palmowy właśnie taka żółta odmiana, ma już swoje lata, ponad 20, ale jesienią najładniejszy; ciasto jogurtowe szybciutkie do zrobienia; pozdrawiam.

Agnieszka, dzięki i pozdrawiam.

Lidka, winogrona soczyste, musiałaś chyba dodawać inne owoce dla zagęszczenia; na Pogórzu mam kilka odmian, przywiezionych z winnicy Jasiel, ale one takie niespożywcze, do robienia win, a więc dla mnie niespecjalne do jedzenia, no i strasznie twarde; z kolei te różowe bardzo szybko opadają, więc nie zdążam, pozostają te stare, granatowe, najwierniejsze:-) wczoraj kompot ugotowałam z tych ciemnych, smak przewyborny, może jeszcze winogronówkę nastawię:-) pozdrawiam.

Ola, taka kolej rzeczy, choć co roku chciałoby się zatrzymać czas:-) czosnek lubi pierzynkę, żeby przetrwać do wiosny, a poza tym liście rozłożą się i będzie pożywka z popiołem dla niego; stara, sprawdzona odmiana winogron, jak dla mnie pyszne; nie jesteśmy w stanie wszystkiego wykorzystać, więc ptactwo, a zwłaszcza kosy mają używanie; no cóż, fermentuje w żołądku, nie należy przesadzać z ilością:-) aż żal siedzieć w domu, trzeba korzystać z ostatnich ciepłych dni; pozdrawiam.

Ola, aż chciałoby się zatrzymać, te kolory, ciepło, babie lato ... nie da się:-) Twoja łąka kwitnie, aż żal, że mróz zwarzy kwiatki, to dopiero widok, dla mnie najładniejszy, bez egzotycznych dziwadeł; z naszego Pogórza patrzymy daleko za dolinę Sanu, tam już Pogórze Dynowskie, równie ładne, choć inne; zamknięcie w domu bardzo uciążliwe, moja teściowa trudno to znosi, wychodzi na spacery, gdzie mniej ludzi; pozdrawiam.

Arteńka, na Pogórzu zauważyłam pod chatką maleńkie ptaszęta, całe stadko, nie znałam ich; potem poszukałam w necie, to mysikróliki z żółtym czółkiem, przelotem jak wyczytałam, ale śliczne; mam w zasięgu dwa pogórza, Przemyskie i Dynowskie; ukradziony aniołek pewnie zdobi czyjś ogród ... dla mnie nie do przyjęcia, żeby zabierać coś z cmentarza, a wiele chodzimy po takich starych, opuszczonych, różne rzeczy widujemy; pozdrawiam.

Bożena, stara odmiana, odporna i jak dla mnie wyjątkowo smaczna; nasza winorośl też uratowana, została wykopana od znajomego i przeniesiona do nas, bo tam przeszkadzała; jest trochę pracy z takim krzewem, trzeba przycinać, i zimą, i latem, żeby płonne pędy nie przeszkadzały, ale potem odwdzięcza się smacznymi owocami; trochę problemu jesienią, bo owoce spadają na auto, ptasie odchody też, ale to pestka:-) przenieś sobie sadzonkę w Bieszczady, winorośl rośnie szybko, będą owocki do poskubania:-) pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Jesień jest piękna, nawet późna, a zwłaszcza jeśli do zdjęć dodam wrażenia z lektury Twoich opisów.
Mario, przypomniało mi się opowiadanie kolegi przybijającego deski do ściany wiaty ustawionej na zboczu. Zaczął od dołu, ładnie, równolegle do ziemi, a na koniec, przy poziomym dachu, wyszło… krzywo. Też demontował deski.
Winogrona wyglądają bardzo apetycznie.
Na pewno sikorki pamiętają i dlatego zaglądają do Ciebie.
Ciasto tak smakowicie wygląda!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, dziś mgła jak mleko przesłania widoczność na kilka metrów; ha! zwyczajne rozterki majsterkowicza, trzymać się poziomicy albo robić tak, żeby po drodze gubić różnice, niech oko widzi pozorny ład:-) po drodze mijamy chatkę, która jest obita deskami nieobrzynanymi, wygiętymi jak rogal, sprawia wrażenie, jakby się przełamywała na pół:-) winogrona ze zdjęcia już zgniecione, doprawione drożdżami winnymi, cukrem i wodą buzują ostro:-) sikorki to takie ciekawskie stworzenia, że czasami nawet do domu wlatują przez otwarte drzwi i trzeba je delikatnie zbierać z okna i wynosić na zewnątrz; z ciastem jogurtowym i Ty byś sobie poradził:-) pozdrawiam.

wkraj pisze...

Jesienne zbiory imponujące, pewnie wyjdzie dobre winko. Mimo iż jeszcze dość ciepło to czuje się już, że jesień powoli odchodzi. Ciasto wygląda smakowicie do tego pyszna herbatka i można witać chłodniejsze dni. Pozdrawiam serdecznie :)

Dorota Narwojsz-Szal pisze...

Marysiu, hm... Dobry wieczór i dobranoc 😊

Ile razy tamtędy przejeżdżam, myślę o Tobie. Ostatnio tam często bywam. Teraz szukałam krzeczkowskiego muru i znalazłam Ciebie.

Pozdrawiam Cię serdeczne.

kobieta w pewnym wieku pisze...

Piękne krajobrazy uchwyciłaś.

Pellegrina pisze...

Ja też wszystkie liści wsypuję na grządki a byliny przykrywam gałązkami iglaków które podcinam od dołu. Ależ masz tych winogron, mnie w tym roku przemarzły wiosną i miałam tyle akurat by się nie kłopotać winem, octem czy sokami. Ja winogrona podcięłam dwa lata temu bo już sie łamała wiata ale chyba za mało bo nadal gęsto i wszystko gnije pod wiatą. Fajne barierki, mam takie same i jestem zadowolona. Taras nie mam cały osłonięty, tylko taki kącik w rogu, gdzie siedzę okryta kocykiem. Lubię to ciasto, zamieszam w garnku składniki, jakieś owoce na wierzch, do piekarnika i gotowe. Robię je w małej, okrągłej formie, wycinam trójkąciki jak w torcie, na wierzch sok lub śmietana i deser jak marzenia. Mam jeszcze miejsce na jedno drzewko, to będzie modrzew właśnie. Pozdrowienia jesienne i słoneczne.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wkraju, winogrona już pracują w balonie, a jeszcze tyle zostało na pergoli; pyszny jest kompot, więc pewnie zrobię jeszcze trochę słoików na zimę; oho, chłodek już sobie poczyna całkiem śmiało, jak zajdzie słońce; dziś wiatr zrywał liście z klonu palmowego, był złoty deszcz, a na tarasie całkiem gruby z nich dywan; my jechaliśmy na Pogórze, a wnuki miały bawić się w tych liściach:-) palimy w piecu i kominku, jest cieplutko i zastanawiamy się, co będziemy jutro robić:-) pozdrawiam.

Dorota, jak miło Cię tu widzieć, to już lata, jak przestałaś blogować, a ja pamiętam tytuł Twego bloga Interior of soul, chyba nie pomyliłam się:-) piszę wytrwale, choć czasami mam małe przerwy i zastanawiam się, czy nie czas przestać:-) my stali w uczuciach, wierni Pogórzu, coraz rzadziej je opuszczamy, chcemy tu osiąść na stałe na emeryturze; też wybieramy się na Krzeczkowski, przy okazji odwiedzin u prof. Węgłowskiego w "szyldówce"; i ja pozdrawiam.

Kobieto wpw; to krajobrazy Pogórza Przemyskiego i Dynowskiego, jeszcze jesiennie; pozdrawiam.

Krystynko, robię to samo, a liście rozłożą się na grządkach, troszkę wzbogacą glebę; u Ciebie piaski, więc jak najbardziej wskazane, moją gliniasta ziemię rozluźnią; winogrona lubią przewiew, zresztą jak wszystkie rośliny, i cięcie też, bo owocują na nowych rocznych odrostach; zależy nam, żeby zimą taras był osłonięty, bo czasami nawiewa wielkie zaspy, a chatkę użytkujemy całą zimę; miło pogrzać pyska do słońca w lutym, ale żeby nie było przeciągu; modrzew posadzisz? czy to dobre drzewko na działkę? pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Jeszcze u mnie trochę winogron na krzewach wisi... Staram się porozdawać ale to nie takie proste.
A jesień już na całego.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, ja zrobię jeszcze kompot w słoikach, bo pyszny:-) dziś przejechaliśmy kawałek Pogórza, po kolorach prawie śladu nie ma, czekamy na zimę, bo w pewnym momencie zaczęło lecieć coś białego z nieba:-) i ma być mróz w nocy; pozdrawiam.

mania pisze...


Bardzo wybredne macie sarny, u Nuny na podleśnej działce za nic miały dwumetrowe ogrodzenie, wyskubały wszystko, ze szpinakiem włącznie.
Pozdrawiam serdecznie

Ania pisze...

Te granatowe winogrona są pyszne. Też miałam ale wino jakoś mi się nie udawało. Ptaki w końcu wszystko zjadały. A Twój klon palmowy imponujący ! Wspaniały ! A zima już w powietrzu...
Pozdrowienia !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mania, zawsze dziwię się, że mają sarny taki wybór na łąkach i w lesie, to jeszcze łakomią się na działkowe warzywa:-) coś naszym sarnom nie smakują zamorskie rośliny, japońskie sałaty, burak najlepszy, no i szczaw; "pałują" też młode szczepy w sadzie, a tyle krzaków wokół; pozdrawiam.

Ania, też podzielam opinie o tych winogronach; mam kilka sadzonek winorośli z winnicy Jasiel, ale to odmiany typowo na wina i raczej niesmaczne do jedzenia, nazywam je krokodyle, bo mają taką skórzastą łupinę; wino buzuje w balonie, wczoraj zabrałam miazgę, dosłodziłam, może wreszcie uda mi się przypilnować terminów; klon już golusieńki, krótki to spektakl w kolorach; pozdrawiam.