poniedziałek, 22 marca 2021

Nie wierz przylaszczkom ...

 Przyleciały do Was bociany? U nas można je zobaczyć, ale tylko w okolicach lecznicy ADA, mają gniazda na słupach, przysiadają na dachu marketu, a czasami spacerują tuż przy drodze. To ptaki, które znalazły tu przytulisko, z jakiegoś powodu nie mogły odlecieć do ciepłych krajów, ranne, połamane, potłuczone, po przejściach, cała bociania zagroda.



U nas jak to w marcu, raz słońce, raz śnieg, ale mróz nocami trzyma . Na polach mnóstwo drapoli, nawołując krążą po niebie, albo wręcz zaczepiają się, przysiadając rzepaczysku.


Kusiły mnie kaskady na potoku płynącym spod Kopyśna, o których pisał Piotrek. Znałam to miejsce w pobliżu, bo na początku chodziliśmy tamtędy na Kopystańkę, łąkami w dół do zabagnionej dolinki potoku, na drogę i do góry. Potem poznaliśmy drogę grzbietami wzgórz i tak już zostało. Wyposażyłam się w kijki, nauczona ostatnim doświadczeniem roztoczańskim, a na nogi włożyłam najzwyklejsze gumiaki w kwiatki, bo błoto sakramenckie w dolince naszego potoku. Tak wyposażona nie musiałam szukać dogodnych miejsc do wędrówki, omijać wysięki wody, błotne rozlewiska. Zanim zeszłam zupełnie w dół, na stałym miejscu, na wzniesionym brzegu potoku ujrzałam coś malutkiego, nieśmiałego, niebieskiego ... przylaszczki:-)



Gliniasta maź pod nogami doskonale pokazywała tropy wilków, nakładały się jeden na drugim, dosłownie zadeptane wokół wilczymi śladami. I jeden inny, okrągła poduszka i malutkie paciorki palców, sprawdziłam potem w necie, to prawdopodobnie borsuk . Po małej śnieżycy wyjrzało słońce, a ja ruszyłam na łąki "zapotoczne", obejrzałam się w tył, a tam nasza wioseczka na grzbiecie, pojedyncze domy rozrzucone na stoku, rozległe widoki w kierunku na wzgórze kalwaryjskie, widać połoninki z wiatą na samym szczycie.





Wyjrzałam zza grzbietu jednego przewyższenia, a tam pasły się łanie. Nie chciałam ich straszyć, więc zakaszlałam, pośpiewałam głośniej, podniosły czujnie głowy, ale nie uciekały. Podeszłam bliżej, uderzyłam w kijki, dopiero wtedy umknęły w tarninowe zarośla.


Przecinką na trasie gazociągu zeszłam w dół, mając świadomość, że mogą obserwować mnie oczy wilków:-) Stok nachylony na zachód, ciepło po tej mroźnej, wichrowatej górze. Rozpięłam polar, zdjęłam czapkę, a czoło zrosił pot. Jest i potok, słyszałam gdzieś w dali szum spadającej wody, więc poszłam za tym odgłosem po zakrzaczonym brzegu. Jest pierwsza malutka kaskadka, ale to nie to, co pokazywał Piotrek na zdjęciach.


Kolczaste zarośla prawie przygięte do ziemi, pod spodem tunele, którymi chodzi zwierzyna, przeciskałam się tamtędy i ja, nie chcąc iść korytem potoku. Za to pod nogami znalazłam pierwsze oznaki wiosny ... śledziennica, czarka szkarłatna, nieśmiały żywiec gruczołowaty, a nawet żółciutki podbiał w nasłonecznionych miejscach





Szum wody stawał się coraz głośniejszy, a z wysokiego brzegu spojrzałam w głąb. Rzeczywiście jest tak, jak pisał Piotrek, spływająca po skalnej ścianie woda, wydrążony w skale uroczy basenik ze szmaragdową wodą, ciekawie wymyte skałki.





Ze stromego brzegu, po drugiej stronie, skalnym wciosem płynie inny maleńki strumyczek, myślę, że tylko w czasie roztopów lub dużych opadów, a może bije tam źródełko?


Szkoda tylko, że wokół tyle śmieci. Pewnie kiedyś wieś poniżej wywoziła tu odpady, bo widać, że przyrośnięte zeschłym zielskiem, metalowe części żre rdza, plastik i syntetyczne szmaty zostają, aż dusza boli.
Na piaszczystej łasze znalazłam podkowę:-) ... oczywiście zabrałam ją ze sobą.


Przede mną spora górka, dobrze się schodziło, ale teraz trzeba wdrapać się z powrotem.


Przyjemnie się szło, w suche drzewa stukały dzięcioły, ptactwo nawoływało, gdzieś w oddali słychać było żurawie, a na pniach drzew przemykały pełzacze leśne. 
Odetchnęłam na samej górze i widokowymi łąkami ruszyłam do domu.


W naszym potoku też utworzyła się mała kaskadka, wielka woda wypłukała dokładnie kamienie, a ze stromego brzegu przeciska się po skale malutki wodospadzik. Lubię takie płynące wody, górskie strumienie, potoki, bijące źródełka ... w dolince już głęboki cień.



W chatce zerknęłam na telefon, pokazał się meldunek, zrobiłam 10 tysięcy kroków:-) czyli  około 6 km, ale to były kilometry okupione mokrymi plecami i czołem, bo spore stromizny po drodze. I jak mawia nasz kolega Adam, ostatnie podejście do chatki najbardziej daje ... w kość:-)


Sobotni poranek obudził się taki. Spadło sporo śniegu, a kiedy pojechaliśmy na zakupy, po drodze minęliśmy auto zapikowane dziobem w dół, w rów i ogrodzenie Jankowe. Tam droga robi S, a ślisko było jak licho. Po południu dowiedzieliśmy się od Ani i Stefana, że inne auto ściągnęło w dół z drogi za Aksmanicami, w przepastną dolinkę potoku, na szczęście obyło się bez ofiar.
A my pojechaliśmy zobaczyć, co w Górach Sanocko-Turczańskich. 
Od Trójcy w kierunku na Grąziową droga-dziewica, nietknięta żadnym śladem, ponieważ śniegu było sporo, od czasu do czasu robiliśmy puff! w nawianym, gdzie było go więcej, klasyczna zima.



Potem na Wojtkową, nasze ulubione Nowosielce Kozickie i na pasmo Chwaniowa z kapliczką myśliwych., Ropienka, Brelików, Stańkowa, nawrotka i do domu.



Przed Nowosielcami intrygują mnie zawsze te trzy drzewa, wiszące prawie nad drogą, dziwnie powyginane, z guzowatymi naroślami, ciekawe.



Niedzielny poranek ze wschodzącym słońcem był dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Po nocnym solidnym mrozie dzień wstawał przepiękny, a ja w kuchni szykowałam miski dla psów. Podniosłam głowę i spojrzałam w kierunku grządek za sadem ... wilk, przystanął, potem podbiegł do góry łąką, zatrzymał się na samej górze, znowu popatrzył i schował się za grzbietem. Nie zdążyłam zrobić mu zdjęcia z wrażenia, to tylko zdjęcie poglądowe, jak był blisko chatki.


Pozbierałam szczękę z podłogi, no! tak blisko jeszcze nie widziałam go, a może i nocami chodzi po naszym podwórzu? to chyba ciągle ten samotnik, którego widuję od czasu do czasu.


Skąd ten tytuł posta? 
To odpowiedź kolegi Adama, któremu wysłałam zimowe zdjęcia z Pogórza, bardzo mi się spodobało:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!

P.s. Wysiałam rzeżuchę, troszkę eksperymentalnie, śmierdzi w domu jak licho:-)















25 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Czyli i Ty i my mamy "swojego" wilka samotnika!:-)
U nas sporo śniegu. Jak zaczęło padać w sobotę do nie dość, że lezy do dzisiaj, to dotatkowo jeszcze od nocy dopadało. No istna zima. Trudno dostrzec teraz wiosnę. Ale można ją usłyszeć w śpiewie ptaków. One śpiewają juz całkiem inaczej niż dotąd, radośniej, dźwięczniej, o czymś nowym opowiadają.Ufam ich śpiewowi - on sie nigdy nie myli i nigdy nie oszukuje!:-)
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)

Lidka pisze...

Rzeżucha nie śmierdzi, pachnie Wielkanocą :)))
A kalosze w kwiatki to na którym zdjęciu? ;)

Ismar pisze...

Po takich bezdrożach chętnie bym błądziła. U nas okolica gęsto zabudowana, trochę pól. Tylko w las można powędrować, no i wzdłuż rzeki.Masz super przygody. Wilka nie boisz się? U nas marzec nie najgorszy ale dzisiaj w poniedziałek rano za oknem było biało. W dzień słońce stopiło tę odrobinę śniegu.

Zielonapirania pisze...

W naszym lesie jeszcze zima. Mimo, że śnieg stopniał (a potem spadł znowu), żadnych przylaszczek nie ma ani innych śladów wiosny, oprócz kwiatów leszczyny. Bocianów także niet, ale przyleciały żurawie!

wkraj pisze...

Ależ się wszystko zmienia jak w kalejdoskopie, wiosna przeplata się z prawdziwą zimą i to w przeciągu dwóch dni. U nas też pogoda typowa dla marca, chociaż dzisiaj wyjrzało słoneczko i od razu raźniej. Na szczęście wilki do nas nie podchodzą a sarenki chyba już wróciły do lasu. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, tak, i coraz bliżej mu do nas:-) chyba to dobrze, że wiosna nie nadchodzi za szybko, bo potem majowe przymrozki niszczą kwiaty w sadach, pąki innych drzew, a tak, może wymrozi się dłużej i potem da nam spokój; ptaszyska wręcz hałasują, u nas stara grusza oblegana jest przez czyże, ależ one robią rejwach co rano, ale stamtąd blisko im do karmnika; pozdrawiam.

Lidka, ha! teraz uspokoiło się, ale w fazie kiełkowania cały dom ... no, niech Ci będzie, że pachnie:-) kaloszom nie robiłam zdjęcia, całe ubabrane w glinie, poczekam, aż obeschnie i wystukam ją z gumiaczków; kwiatki ładne, pastelowe; w niedzielę, jak wracaliśmy do domu, mijaliśmy kolorowy rajd turystów, nieśli Marzannę do topienia, aż im pozazdrościłam:-) pozdrawiam.

Ismar, mamy do wyboru przemnóstwo terenów do wędrowania, tylko czasu i chęci; nie boję się wilków, one uciekają na widok człowieka, może z daleka zatrzymają się i popatrzą, a te atakujące wilki to między bajki włożyć; że atakują psy? a gdzie gospodarz, że nie dba o zwierzaki; nawet ta afera z wilkami z Brzozowa, zabili im matkę, to były niespełna roczniaki, żywiły się marchewkami z nęcisk myśliwskich; gdzie człowiek łapy włoży, tam napsuje; pozdrawiam.

Piranio, moje przylaszczki tylko na nasłonecznionych skarpach, zwłaszcza dużo przy drodze; mam takie miejsce nad potokiem, wyniesione, nasłonecznione, tam niebiesko w ciepłe dni; u nas leszczyna przemarzła, robaczki zbrązowiały, nie będzie pyłku dla pszczół, ale może bazie wierzbowe ruszą; żurawie na Pogórzu tylko przelotem; pozdrawiam.

Wkraju, nasypało w ostatnim tygodniu białego, że sama byłam zaskoczona, ale wytapia się powoli; słonce czyni cuda, żyć się chce:-) przyzwyczaiłam się do widoku wilków, kiedy zobaczyłam je pierwszy raz, myślałam, że z emocji serce mi wyskoczy; pozdrawiam.

Bozena pisze...

Dziękuję za świetną wędrówkę. Siedzę w mieście, patrzę przez okno na pobliskie miejskie ogródki, na parkujące wzdłuż ulicy samochody i tęsknię za spacerami grzbietami wzgórz, przylaszczkami, stokami... Tu teren płaski, tylko Góra św. Anny wystawia ku słońcu grzbiet, na którym króluje bazylika i klasztor Franciszkanów. Bardzo sugestywnie opisałaś swoją wędrówkę, prawie się spociłam i rozbolały mnie nogi. Lubię tak chodzić bezdrożami , odczytywać ślady zwierząt na ziemi i dziwić się , jak blisko podchodzą pod chatę dzikie zwierzęta. Ale jeszcze nie czas na nasz powrót do chaty. Musimy jeszcze trochę pobyć w Koźlu. Pozdrawiam serdecznie :)

Aleksandra I. pisze...

Maksymalnie zauroczyło mnie zdjęcie trzech drzew. A pokazane tereny są ciekawe. Lubię oglądać takie górskie potoki. Nie mogę się już doczekać kiedy odwiedzę te w moich stronach. A początki wiosny są kapryśne jak co roku. Czekamy na tą prawdziwą ciepłą i słoneczną. Pozdrawiam serdecznie.

AgataZinkiewicz pisze...

Ojej ale u Was się dziaje. Uważajcie proszę na tego wilka. Pewno to zwiadowca. Widoki piękne o każdej porze, czy deszczu, czy śniegu.A podkowa to na szczęście. To wielkie szczęście. Ona czekała na Ciebie. I to był znak. Pozdrawiam cieplutko.

grazyna pisze...

Polazujesz wiosne taka jak jest, przylaszczki i zasniezenie bardzo zimowe, nawet w Warszawie wczoraj sypnelo rano platkami jak watki do demakijazu. nawet bylo ladnie, ale ja juz tez chce zeby wiosna bardziej sie rozpanoszyla. NA razie jeszcze nic nie widac. Smiecie widac...dzisiaj jechalam do dentysty i w rowie z woda bylo tyle smieci,ze przypomniala mi sie Wenezuela. JAk tak mozna! Rzeżucha tez mi rosnie, ale nie pachnie..tez bede musiala ją zjesc przed swiętami.
Pozdrawiam ....

Anonimowy pisze...

Ależ tam cudnie. No i wilka zazdroszczę. Pozdrawiam, Tymotka

Krzysztof Gdula pisze...

Tyle dobrego przeczytałem o wilkach w książce Kostrzyńskiego, a później, po pewnej rozmowie, wyłonił się zupełnie inny obraz tych zwierząt. Nie wiem, co myśleć, Mario.
Więc tak blisko domu odkryłaś nowe, ładne miejsca! Pozazdrościć.
Wierzę przylaszczkom – mimo wszystko :-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, cieszę się, że przypomniałam Ci o dzikości naszych terenów, pewnie tęsknisz do swoich ulubionych miejsc w Bóbrce; wielokrotnie pokonywałam tę trasę, ale z wiekiem coraz więcej potu wylewam i łapię zadyszkę; jednak trud tego wart, oczy cieszą rozległe widoki, no i najważniejsze, nie ma ludzi, a jak już kogoś zobaczymy choćby przez okno, to lornetka w rękę, kto zacz? czego tu szuka? czas minie szybko, wrócicie w ulubione kąty; pozdrawiam.

Ola, od dłuższego czasu obserwuję te drzewa, i nawet nie wiem, co to jest, bo nie potrafię do niczego przyrównać; poczekam, aż dostaną liści, może wtedy uda się rozpoznać; u was wiosna szybciej przychodzi, to i Ty wyjdziesz szybciej na wiosenne trasy, pewnie już w ten weekend; pozdrawiam.

Agata, ha! boję się tylko o psy, ale one raczej przy domu, a w nocy w domu, co najwyżej na małe siku i powrót; wilka widzę od czasu do czasu, a przyciąga go może beczenie koźląt dwa podwórza wyżej u sąsiada; ucieszyłam się podkową, lubię takie rzeczy, będzie przymocowana na belce obok innych, oczywiście ramionami do góry:-) pozdrawiam.

Grażyna, jak tylko zrobi się cieplej, całe zbocza będą niebieskie, bo przylaszczki tylko na to czekają, już wyglądając pączkami na świat; tak, sprzątają niebo, dobrze, że ten śnieg długo nie leży; problem śmieciowy, podejrzewam, jeszcze się powiększy, dociskają ludzi wysokimi opłatami, w lesie zobaczymy hałdy śmieci; punkty pszok nie przyjmują wszystkich odpadów, np. styropianu, szyb, płyt gipsowych, przynajmniej u nas, nie wiem, dlaczego i co ludzie mają z tym zrobić; i tak uważam, że całym śmieciowym interesem jesteśmy obarczeni my, nie dość, że płacimy w sklepie za towar z opakowaniem, to potem musimy zapłacić za jego wywóz i utylizację, a koncerny zacierają rączki; z łezką w oku wspominam butelki na mleko, papierowe torby do pakowania towarów:-) rzeżucha śmierdzi najbardziej w fazie kiełkowania; pod koniec tego tygodnia wysiej nową, urośnie Ci na święta:-) pozdrawiam.

Tymotka, to wszystko prawda, dlatego właśnie Pogórze wybraliśmy na nasze miejsce:-) wilków jest dużo, czasem widzimy tego samotnika, a czasem stadko wędruje łąkami, przyzwyczailiśmy się już do nich; bardziej obawiam się niedźwiedzi, bo i te są kilka kilometrów od nas; pozdrawiam.

Krzysztof, tak, też słyszę różne opinie, czyli pewnie "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", inaczej patrzy na problem hodowca zwierząt, któremu wilk wybił kozy, inaczej ekolog czy przyrodnik; poszłam na te kaskady sama, bo teren znam, ale powiem Ci, że w towarzystwie człowiekowi pewniej; zabrałam telefon i mówię do męża, gdyby coś się działo, przyjdź z pomocą:-) też wierzę, bo już nie ma odwrotu, weekend ma być ciepły, a przed nami znowu tyle pracy i jak zwykle myśl, kiedy my ze wszystkim zdążymy:-) pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Kilka lat temu, w połowie marca, w Nałęczowie zaskoczyły mnie łany przylaszczek.
Fajnie tak zobaczyć swoją siedzibę z oddali.
Szmaragdowe, małe baseniki to skrawki nieba.
Podkowa zawsze na szczęście, jaka by nie była.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, wystarczy ciepły, słoneczny dzień, a zbocza będą niebieskie, już przy drodze widziałam drobniutkie ślady. Zawsze fascynuje mnie ten widok, z drugiej strony na stok, gdzie nasze zabudowania, a jeszcze inaczej wygląda chatka jadąc z góry, widać tylko dach zza drzew. Woda w rzekach teraz taka czyściutka, nawet w Sanie dziwnie zielona jak szmaragd. Wzięłam podkowę, właśnie na to szczęście:-)pozdrawiam.

kobieta w pewnym wieku pisze...

Ja też sieję rzeżuchę, ale już mi ten zapach nie przeszkadza. Pięknie tak odnajdywać wiosnę w przyrodzie. Bocianów jeszcze nie widziałam w tym roku, ale na bagnisku obok mamy co roku żurawie. Niektórym przeszkadza ich klangor, a ja lubię jak się meldują codziennie. Na tak długie spacery niestety nie chodzę, bo u mnie to obrzeże miasta, ale mam duży ogród i zamiast kroków "liczę" :-) skłony przy jego obrabianiu. Teraz zachwycają mnie pierwsze kwiatki, które zakwitły, biało, fioletowo, żółto, niebiesko. Ech, ta wiosna.

Ula H. pisze...

Pięknie tam u Was !!! Cudna, dziewicza natura !!!
Rozwaliłaś mnie ta rzeżuchą :))) Śmierdzi w całym domu - też tak mam. U nas inaczej , ale ciągle zimno. Pozdrawiam z północy !!!

don't blink pisze...

Moim przylaszczkom można wierzyć:). Jeszcze nie zakwitły. Bociany już od dawna są, ale najgorsze przesiedziały w lasach. Nad rozlewiskami pokrzykują moje ukochane czajki:) Po ciepłej sobocie mamy zimną i wietrzną niedzielę.
Masz piękne tereny do szwendania się:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kobieto wpw, teraz rzeżucha jest w porządku, najbardziej daje po nosie, kiedy zaczyna kiełkować:-) kilka dni temu widzieliśmy jednego boćka na gnieździe, a żurawie u nas przelotem, do Was lecą; właśnie zaczyna się praca w ogrodzie, mnóstwo pracy, sobota była w miarę ciepłym dniem, pracowaliśmy w sadzie przy starych jabłoniach i śliwkach, jeszcze nie koniec; najbardziej lubię wiosnę w naturze, ogrodowe piękności i owszem, ale przylaszczkowe czy śnieżyczkowe zbocza to sam urok; pozdrawiam.

Ula, wczoraj jechaliśmy późnym popołudniem, słońce złoto oświetlało góry, jeden dzień ciepła i świat pozieleniał; widoczność była dobra, a widać aż na Ukrainę; mam ceramicznego jeżyka do wysiewania rzeżuchy, ładnie to wygląda, dla synowej gliniana miseczka, lubię naturalne materiały; rankiem posypał jeszcze śnieg, ale to już chyba ostatki; pozdrawiam.

Don,tblink, na przydrożnych skarpach już niebiesko od przylaszczek, w lesie jeszcze nie; bardzo lubię te pierwsze niebieskości, lada dzień cebulica da o sobie znać, już wychodzi z ziemi; dziwne zjawisko, bociany w lasach, ale co mają biedaki zrobić, jak wiosna oporna; czajki lubię i ja, nie za dużo ich u nas, raczej na równinnych polach, śmiesznie latają, wywijając koziołki w powietrzu; a tak było miło w sobotnim słońcu i cieple; pozdrawiam.

Tomasz Gołkowski pisze...

Zwierzyny jest bardzo dużo na Pogórzu Przemyskim oraz w Górach Sanocko - Turczańskich. Praktycznie za każdym razem widzimy tropy wilków, a raz nawet zbiegał po stokach Żytnego - wzgórza z wiatą o którym wspominałaś. Biegł w dół do Leszczyn około 60 m od nas. Zainteresowały mnie małe kaskady na potoku, może i ja się wybiorę wkrótce w rejon Kopyśna.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Tomasz

BasiaW pisze...

Martwię się Marysiu, bo 29 marca i jeszcze nie ma bocianów w okolicznych gniazdach! Podkowa, oczywiście, na szczęście będzie. A ja kilka dni temu zbiłam dwa szklane naczynia- też na szczęście, ale orła wywinęłam chyba nie na szczęście. Błogosławionych Świąt Wam życzę Marysiu.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tomasz, wilków dosyć, natomiast jeleniowatych widzę bardzo mało, najwięcej w okolicach zamieszkałych, pasą się dosłownie między domami, może uciekają przed drapieżnikami; biegł do Leszczyn na owieczki, o ile jeszcze tam są; kaskadki ciekawe, a jak Ty tam będziesz, to już pewnie zakwitnie runo; ludzie z plecakami chodzą do Kopyśna, widujemy w niedzielę całe gromady, ostatnio szli topić Marzannę:-) pozdrawiam.

Basia, u nas już są, nie we wszystkich gniazdach, ale po polach chodzą, naprawiają, zbierają trawy, gałązki; niech się szczęści z tą podkową, taki ten świat zwariowany teraz; uważaj na to wywijanie orła, to bolesne; spokojnych Świąt; pozdrawiam.

ikroopka pisze...

Miałam ostatnio przyjemnośc z koziołkami, smigającymi nam przed maską samochodu, na szczęście zdążylismy sie w pore zatrzymac, ale z wilkiem oko w oko, to może byc przezycie ekstremalne:)
U nas wiosennie, czyli jeszcze przedwczoraj 20 stopni, dzis już bliżej dziesięciu, a na weekend zapowiadaja w górach snieg. Pozdrawiwm i życzę zdrowia i spokojnych Świąt:)

mania pisze...

Pierwszego bociana widziałam w zeszła sobotę w Iwli, siedział sobie na gnieździe. Zapach rzeżuchy przypomina płyn do trwałej ondulacji, używany przez moja mamę baaardzo dawno temu.
Pięknych, radosnych Świąt Maryniu!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ikroopka, stada saren wyległy na pola blisko domów, wylegują się w ciepłe dni, pasą się; mało zwierzyny u nas na łąkach; przyzwyczailiśmy się do wilków, pierwsze spotkanie wywołało niemałe kołatanie serca; podsypuje śniegiem, jest wietrznie, zimno, ani nie chce się wyjrzeć na świat; dzięki i pozdrawiam.

Mania, bociany już przybyły, brodzą w rozlewiskach, naprawiają gniazda, a nad stawami rybnymi widziałam stada dzikich gęsi na łąkach; no, taki specyficzny zapach, rzeczywiście podobny do tego od trwałej w starym zakładzie fryzjerskim:-) dzięki i pozdrawiam.