poniedziałek, 15 marca 2021

Roztocze w koronie ...

 Od stycznia klarował nam się wyjazd na roztoczańskie spotkanie dobrych dusz. Ostatecznie padł termin na 12 marca i pełni nadziei oczekiwaliśmy do ostatniej chwili, czy jakieś nowe obostrzenia nie popsują nam imprezy. Jeszcze w przeddzień słuchaliśmy z zapartym tchem komunikatu ministra zdrowia, bo liczba zachorowań  nagle bardzo podskoczyła, ale Roztocza na szczęście zakazy nie objęły. Jechaliśmy trochę na okrągło, bo pszczelarz tradycyjnie musiał wstąpić do sklepu pszczelarskiego po jakieś akcesoria, a po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na małe zakupy. Pogoda nie nastrajała optymistycznie, przed nami czarne niebo i ściana deszczu, akuratnie zbliżył sie front z opadami ... a co tam, najwyżej przesiedzimy spotkanie w chacie, będziemy gadać, śpiewać, potem znowu gadać ... Za jakiś czas chmury odeszły na południowy wschód, a my przyjechaliśmy do Obroczy prawie w słońcu. To nic, że chłodno, w końcu to marzec:-)

Dobra dusza tego spotkania, Justyna, już czekała, a po nas jak po sznureczku zaczęli pojawiać się kolejni znajomi. Zawsze powtarzam, że to swoisty fenomen, ludzie z różnych stron Polski przyjeżdżają, żeby się spotkać, wspólnie posiedzieć, pośpiewać, powędrować, zmęczyć się, a potem wrócić do siebie pokonując wcale niemało kilometrów. W chacie cieplutko, klimatycznie, więc i posiedzenia nocne trwają długo po północy. Trzeba zaliczyć parę godzin snu, bo rano wyruszamy na szlak.

Na Roztoczu jeszcze mnóstwo śniegu, a jeśli nie śniegu, to zalodzone leśne drogi wcale nie ułatwiają wędrówki. Oj, ja głupia, ja głupia, zostawiłam raczki, zostawiłam kijki, bo po co to, tylko potem przeszkadzają, plączą się, po równym nie potrzeba. Okazało się, że przydałyby się jak nic, chociaż kijki, żeby równowagę utrzymać, a tak ... musiałam palcami stóp trzymać się butów:-)

Szliśmy niebieskim szlakiem, to schodząc w dół, to wdrapując się na górki, które wcale takie niskie nie były. Kiedy obejrzałam się do tyłu, widoki całkiem jak z mojego Pogórza, i góreczki w oddali, i połoninki wyżej.




Szlak kluczył po lesie, wyprowadzał na wysoczyzny, zbiegał w dół ... zatrzymaliśmy się na rozstaju dróg, przy zamarzniętym leśnym jeziorku. Każdy wydobył z plecaka jakąś kanapkę, termosy z gorącą herbatą poszły w ruch, bo akuratnie przyszła chmura, zrobiło się nieprzyjemnie chłodno i zaczął kropić deszcz.


Nieopodal widać było jakiś słupek, z początku myślałam, że to leśny, jakieś oznaczenie działów albo co, ale tam był krzyż i tabliczka ... mogiła radzieckiego żołnierza.



Ruszyliśmy dalej, ciemne chmury przewiało i wyszło słońce, a jak świeci słońce, to i świat radośniejszy. Skrajem lasu, nawet pola uprawne pojawiły się, a na drzewach oznaczenia ścieżki przyrodniczej. 

Jedna z tablic opisywała wawrzynka wilczełyko, a ten w naturze już nawet rozkwitł, ale jakiś inny od naszego pogórzańskiego ... delikatny bladoróżowy kolor kwiatów.


Tu też zrobiliśmy sobie przystanek, mały odpoczynek, a wokół przecudownie ukształtowany teren, przepastne debra, łączące się w jeden większy, a wokół buczyna.


Jednym z takich wąwozów zeszliśmy w dół, już do Guciowa. Wszechobecna woda rozrzedziła piaszczyste ściany, spływały rzadkim błotkiem, szłam sama i słyszałam, jak z głuchym plaśnięciem odrywają się i osypują obrywy.



A jak Guciów, to i słynna zagroda ... niestety, zamknięta, więc obejrzeliśmy sobie z zewnątrz. Stare zabudowania, strzechy na domach, kapliczki, sprzęty, koła młyńskie, kamienny krzyż, a w oddali brama z białego wapienia z pobliskiego kamieniołomu.




Zebraliśmy się przy parkingu, bo tu zostało zrobione pamiątkowe historyczne zdjęcie, w maseczkach. Zdjęcie pożyczone od Wiesia.

                              

Potem grupa rozdzieliła się, jedni poszli do bazy, a jedni w dalszą trasę. Ja byłam w tej drugiej grupie, właściwie to chciałam przekonać się, jak tam z moją formą po leniwej zimie i trochę nieruchawym lecie:-) a właściwie to udowodnić sobie, że wcale nie jest taka zła:-)
Przekroczyliśmy Wieprz ... co za przecudna rzeka, mimo wysokiej wody widać było piaszczyste, jasne dno, liczne zakola, wartki nurt, rozlewiska, cudo ...



Zanurzyliśmy się w las, ciężko było, rozmokły śnieg, zalodzona droga, wielkie kałuże, weszliśmy do Bliżowa. Tak, to ten Bliżów, gdzie mieszkała Kora i gdzie zakończyła swoje życie, ale nie szukaliśmy jej domu, bo i po co? Za to na skraju, za opłotkami przyciągała oko taka oto chatynka, malowidła z motywami ludowymi na płótnie w ramie na ścianie, niebieskie okna, darty gont na dachu, kapliczka z Frasobliwym ... bardzo sympatyczne wrażenie.



Znowu wspięliśmy się na wzgórza, za którymi była miejscowość Wojda, a w niej pomnik upamiętniający miejsce bitwy partyzantów BCh i radzieckich z żandarmerią niemiecką, stoczoną 30 grudnia 1942 roku.

Maleńka miejscowość na skraju Roztoczańskiego Parku, z domu wyszli ludzie na spacer, rodzina pokoleniowa i wesołe psisko, oszargane po pachy,  które niosło w pysku kilka patyków, bo jakże tu zostawić chociaż jeden z zabawy ... a który ważniejszy:-)


Potem długo szliśmy baśniowym lasem, a może nawet jeszcze dłużej:-) zachodzące słońce prześwitywało przez pnie drzew, byłam zmęczona, ale i szczęśliwa, że tyle udało mi się przejść, a do końca drogi jeszcze daleko, no i trzeba gdzieś przekroczyć Wieprz.


W końcu jedna z dziewczyn, z wysokiego brzegu wypatrzyła prowizoryczną kładkę przerzuconą przez wodę. Jest przejście przez rzekę na drugą stronę, ale za nią trzęsawiska, podmokłe łąki. Na szczęście kępy były zamarznięte, dawało się przejść w miarę suchym butem. Z kępy na kępę, skok przez strugę, jeszcze trochę i już suchy las, pewnie jeszcze z kilometr do drogi, a tam już niedaleko Obrocz, nasza baza. Zdjęcie ze mną na kładce też pożyczone od Wiesia, bo przecież fotograf prawie nigdy nie ma swojego zdjęcia:-)



Przyszliśmy na sam koniec dnia, przynajmniej ja byłam nielicho zmęczona, a przede wszystkim bolały mnie stopy, czułam każdą kosteczkę:-) Wędrowcy mają teraz różne urządzenia pomiarowe, w telefonach, zegarkach ... okazało się, że pokonaliśmy około 24 kilometrów, a teren nie był łatwy. Zjadłam pyszną zupę gulaszową, którą kolega Jacek przygotował dla wszystkich, wypiłam piwo i zaczął morzyć mnie sen ... a tak tylko na 5 minut, odpocznę sobie ... zeszło mi do rana:-) A jak było mi żal, bo działy się fajne rzeczy, śpiewanki, takie tam różne,  jak to na takim spotkaniu. W nocy obudziłam się, o matko! jaka jestem głodna, ssie mnie w żołądku, ale przecież po nocy nie będę szukać jedzenia ... dotrwałam do rana, a świtem dorwałam się do kanapki, którą przyniosłam w plecaku, z wczoraj:-)
Niedziela lajtowa, odwiedzimy kapliczki "na wodzie" w okolicach Krasnobrodu.


Bardzo ładne miejsce, spod kaplicy zwanej Kaplicą Objawień wypływa źródło o krystalicznej wodzie i magicznej mocy, odbywa się odpust na Matki Bożej Jagodnej z początkiem lipca.




Następna kapliczka to św. Rocha, troszkę za Krasnobrodem w kierunku na Długi Kąt. Prowadzi tam trasa przez bukowy las, teren bardzo urozmaicony, już sobie wyobrażam, jak tu jest wiosną ... albo latem, jak pachną rozgrzane słońcem macierzanki:-) My docieramy tam najpierw zaśnieżoną drogą, potem znaczoną ścieżką, bo tam jest rezerwa Rocha.




Ponad kapliczką, która jest miejscem pielgrzymek,  prowadzi trasa, schodami wysoko na grzbiet i powrót. Ponoć pokonanie tej trasy ma zapewnić zdrowie, co niektórzy pokonują ją na kolanach. Źródła historyczne podają, że królowa Marysieńka w czasach dżumy kazała zbudować tu kaplicę przy źródłach leczniczych, a za patrona obrała św. Rocha, patrona ludzi chorych zakaźnie. Historia zahacza też o powstanie styczniowe, krwawa bitwa i śmierć 43 powstańców.
Obeszłam i ja tę trasę, robiąc pod górkę dwa przystanki na złapanie oddechu, stromizna spora:-)




Przyszedł czas na pożegnanie, rozjechaliśmy się wszyscy "na świata cztery strony". 
Do następnego razu, mili moi, oby czas był bardziej sprzyjający!


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!











22 komentarze:

AgataZinkiewicz pisze...

Po prostu. Wow. To pomosty, te podejścia. Lubię takie wycieczki po naturalnych miejscach. W towarzystwie najlepiej. Z rodziną w ciszy i spokoju. Super. Zdjęcia mnie zachwyciły. Pozdrawiam.

elaj pisze...

Piękną wycieczkę mieliście z tyloma ciekawymi miejscami. Aż chciałoby się dołączyć :)) Ja wraz z wiosną muszę popracować nad kondycją po chorobie, bo ciągnie mnie na wędrówki po moich okolicach już bardzo. Pozdrawiam :)

don't blink pisze...

Ja zawitałam na Roztoczu dwa dni później. Moja wędrówka zaczęła się od Guciowa:) W Zagrodzie kupuję czasem pyszny chleb.
Pozdrawiam serdecznie:)

grazyna pisze...

Az musialam zajrzec na mape, by zorientowac sie gdzie sie wloczylas. Ciekawe tereny, Zwierzyniec znam, do Guciow nie dotarlam, a zawsze mialam na to ochote. Krasnobrod tez mnie zainteresowal.
Gratuluje pokonania ponad 20 km..masz kondycje!!
A na nocleg zatrzymaliscie sie w jakiejs agroturystyce? Zagroda Guciow zamknieta jest na calego? nawet wlasciciele tam nie mieszkaja?
pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agata, oj tak, zaskoczyło nas Roztocze swoją urodą, no i pora, kiedy nie ma turystów. bo tam spływy kajakowe Wieprzem na każdym kroku:-) to nasze doroczne spotkanie, a wędrówki takimi terenami gwoździem programu; pozdrawiam.

Elaj, bardzo nam się podobało, choć przyznam, mieliśmy pewne obawy przed wyjazdem, jakoś brakowało entuzjazmu z powodu pogody; w tej części Roztocza jeszcze nie byliśmy, bardzo urokliwie; wielu naszych znajomych również przechorowało, skarżą się na słabszą kondycję, kłopoty z oddechem, kołatanie serca; pozdrawiam.

Don,tblink, zastaliście otwartą zagrodę? te małe wioseczki są przeurocze, tyle jeszcze drewnianej zabudowy, mieszkańcy radzą sobie agroturystyką, spływami, regionalnymi potrawami, bo tereny biedne; ... "kupuję czasem" ... to znaczy, że jesteś częstym gościem na Roztoczu:-) pozdrawiam.

Grażyna, kolejne spotkanie w okolicach Zwierzyńca, a każde inne; inne atrakcje terenowe, ciekawostki, wioski; spodobałaby Ci się zagroda, stare domy, sprzęty na podwórzu, ponoć pan ciekawie opowiada, ale my nie zastaliśmy nikogo; właściciele mieszkają w domu obok; ech, ta kondycja troszkę kulała, padłam jak mucha po powrocie na bazę; nocleg był w agro, w Obroczy, bardzo sympatyczne miejsce, cieplutko, z wygodami; pewnie w sezonie ruch tu jak w ulu, bo wszędzie spływy kajakowe; teraz było bardzo przyjaźnie, znaczy bezludnie jak lubimy; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Łał, jakie szalone "włóczęgostwo" zafundowaliście sobie. Tylko pozazdrościć. Niezmiennie podziwiam hartu i zdecydowanego wcielania planów w życie. Przeurocze chatki tam macie, takie klimatyczne, dziś już jak z innego świata. Największym bogactwem takich marszów to przepiękne wrażenia i wspomnienia. No i oczywiście poszerzają się horyzonty, wszak podróże uczą; te dalekie i te bliskie również. No i ja też trochę wiedzy liznę przy okazji. Już czekam na opisy kolejnych wędrówek. Pozdrawiam, Alik

Bozena pisze...

Wspaniała wycieczka. W moich dalekosiężnych planach jest zwiedzenie Roztocza, Podlasia, bo to tereny dla mnie nieznane. Mało poznałam ścianę wschodnią, więc z prawdziwym zainteresowaniem przeczytałam o Twojej wyprawie. Podziwiam kondycję. I z żalem pomyślałam sobie, że takie odległość I już nie dla moich kolan. Lubię wędrówki, ale niestety licznik bije! Korzystaj, póki możesz. Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Alik, tak, bo i Roztocze warte tego, za każdym razem inne; trochę mieliśmy obawy, bo i pandemia zaostrzyła się, i pogoda kaprawa, ale mówią, że jak ma się na początku obiekcje, to potem jest super, i tak było:-) na Roztoczu jeszcze tyle dawnej zabudowy, drewniane całe gospodarstwa, a ile domów opuszczonych, gdyby ktoś szukał; pogórzańskie miejsca już czekają na odwiedziny, ostatnio traktowane trochę po macoszemu; pozdrawiam.

Bożena, cóż mogę powiedzieć: jedźcie, bo to bardzo ciekawa kraina, a Podlasie i w naszych planach, bo pewnie znowu nie uda się nigdzie pojechać, chyba że zdążymy się zaszczepić; ech, ta kondycja to nie tak bardzo, zmęczyłam się, jak to babcia:-) ale gdyby tak regularnie kontynuować wędrówki, byłoby coraz lepiej; pozdrawiam.

don't blink pisze...


Chleb jest dostępny najczęściej z samego rana. Trzeba zadzwonić dzwonkiem i wtedy zjawia się gospodarz. W niedzielę chlebek jest tylko sprzedawany po uprzednim uzgodnieniu. Dla większej liczby osób zawsze najlepiej jest zamówić telefonicznie. W pandemii trochę im się to wszystko pokomplikowało:). Ja kupuję zazwyczaj dwa chleby i jeden sobie mrożę. Chleby są dosyć duże:). Synowa kupowała w Zagrodzie różniste smalce i też była bardzo zadowolona z jakości.

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, śledziłem Waszą trasę na swojej mapie Roztocza. Zauważyłem bardzo duże urozmaicenie rzeźby terenu, nie tylko na Waszym szlaku, ale w ogóle na Roztoczu. Wypatrzyłem wiele miejsc obiecujących ładne widoki.
Przeszliście kawał drogi, faktycznie. A Ty nie marudź na swoją kondycję, bo skoro doszłaś do końca tej długiej trasy, nie jest z nią źle.
Zapytałem Googli: ode mnie z domu do Zwierzyńca jest 120 kilometrów, więc trochę bliżej niż z Leszna w Kaczawskie.
Palcami stóp trzymać się butów… Hmm, muszę spróbować. Mówisz, że to dobry sposób na utrzymanie pionu? :-)

Izydor z Sewilli pisze...

Ależ Ty masz kondycję! Piękne spotkanie i wycieczka. Ja cos zgnuśniałam. Nie mam chęci na wypady. A jest tu tyle miejsc, które zobaczyłabym znów albo pierwszy raz.
Na roztoczu bywałam w czasach licealnych. Dawno bardzo...
Trzymajcie sie zdrowo!

Anonimowy pisze...

Dla pana z gitarą. :)

https://www.youtube.com/watch?v=nQuzkGA3LBs

pozd.A.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Don,tblink, myślisz, że pieką przez noc, jak w piekarni? nie dziwię się, że trzeba chleb zamawiać, w sezonie jak jest tylu turystów, to siłą rzeczy nie są w stanie nastarczyć; mam u siebie piec chlebowy, sama go stawiałam przy instruowaniu mężowskim, ale już ze 3 lata nieodpalany, a piekłam w nim wszystko, i chleb, i pieroga biłgorajskiego, i słodkie, i pizze; lenistwo człowieka ogarnia; pozdrawiam.

Krzysztof, sama byłam zaskoczona, że sporo trzeba było wspinać się, bardzo urozmaicony teren; myślę, że nie zmęczyłabym się tak bardzo, gdyby nie ten rozmokły śnieg i lód, trzeba było ratować życie i kości; 120 km to nie jest daleko, z naszego miasta do Obroczy było ok. 100, traktujemy to jak "w pobliżu"; och, nie, to zły pomysł z tymi palcami, potem bolą wszystkie kosteczki:-) już Ci zazdroszczę Roztocza; pozdrawiam.

Owieczko, to nie kondycja, tylko konieczność, bo co zrobiliby ze mną w środku przepastnych lasów:-) nie mogłam spuchnąć:-) zgnuśniałaś? a te zdjęcia w przywracaniu starego domostwa do życia to co? ogrom pracy, nie dziwię się, że kiedyś musisz odpocząć; bardziej znam Roztocze Wschodnie, bo bliżej nas, Środkowe mnie zaskakuje ciągle; pozdrawiam.

A, o! dziękuję, już zerknęłam, a za chwilkę pokażę mężowi, bo jeszcze pochrapuje:-) niech się podszkoli na następny raz:-) pozdrawiam.

Lidka pisze...

Oj, jak mi takiego spotkania brakowało. Jeden wielki luz, przyjazne mordki wokół i zmęczenie :) Czy my jesteśmy całkiem normalni? ;)))) Strasznie żałuję, że nie doszliśmy do kapliczki Rocha, ale te kilometry... Oby do następnego razu :)

Pellegrina pisze...

Jakie cudne rozpoczęcie sezonu, dawno, dawno temu w odległej, właśnie w Brzózie Królewskiej takie zloty gwiaździste robiliśmy.
Wam się udało, ze jeszcze przed ograniczeniami, luz, blues i bąbelki!!!
Cudne te stare chaty, kapliczki, zagrody, krzyże - co po naszym pokoleniu zostanie? Byle nie blokowiska, pałace kultury czy nowobogackie potwory.

don't blink pisze...

Nie sądzę, że pieką nocą, bo wcale nie ma tam tak dużo turystów, jak myślisz. Ja jestem w tamtych stronach dosyć często, a ludzi spotykam bardzo rzadko. Najwięcej przyjeżdża wędkarzy. Przed epidemią było znacznie więcej osób, bo specjalnie wycieczki tutaj zajeżdżały. Mam nadzieję, że roztocze nie zostanie zadeptane, jak to się stało z Bieszczadami.

Aleksandra I. pisze...

Jak to dziwnie czyta się - spotkanie grupy jak zwykle. A przecież to normalne powinno być. Nie wiem, czy ja dojdę do normalności. Dosyć tych rozważań skupię się na samym wpisie. Aż nogi mnie rozbolały kiedy poczytałam o tej wędrówce. Mimo, że przyroda jeszcze w uśpieniu to fajnie tak wędrować. Ciekawe miejsca Mogliście spotkać, każde posiada jakąś historię. Świetnie, Mogłaś oderwać myśli od codzienności. Pozdrawiam serdecznie.

wkraj pisze...

Dopiero teraz biorę się za komentarz. Opisujesz tereny , z którymi mamy wspaniałe wspomnienia. Jestem pod wrażeniem ile przeszliście. My wychodzimy z Covida, i sił nie ma na nic. Szczególnie ciężko przeszła to żona. Dzisiaj wybraliśmy się na spacer, który trwał 15 minut dalej brakło sił. Czekam na wiosnę i pozytywne zmiany. Pozdrawiam serdecznie :)

ikroopka pisze...

Znam troche okolice, ale nieco innymi ścieżkami chodziłam. A w Gospodzie Guciów pamietam był jaki zwariowany wc, ale nie mam zdjęcia;) ostatnio byłam latem 2019 z noclegiem w Sochach, niestety krótko, więc Roztocze wciąż jest w planach.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, tylko żal, że tak szybko się skończyło; a do siebie mam pretensje, że tak szybko mnie zmogło i uciekł mi jeden wieczór:-) oj, tak, jak się ma przed sobą pół Polski albo i więcej, to trzeba myśleć o powrocie; a Roch poczeka na sposobną chwilę, bo to ładne miejsce, i rezerwat, jest gdzie pochodzić; do następnego, było bardzo sympatycznie; pozdrawiam.

Krystynko, z wielką radością przywitaliśmy znajomych, a bałam się, że warunki nie pozwolą na takie spotkanie; zloty gwiaździste to super sprawa, wędrowcy ściągają z różnych stron, aby spotkać się w tym jednym miejscu; jestem bardzo wdzięczna Justynie, że chce się jej organizować, załatwiać, zwoływać; właśnie na Roztoczu mnóstwo drewnianej zabudowy, murowanych willi niewiele, a drewniane domy zawsze u mnie na pierwszym miejscu; wioseczki zagubione wśród lasów, dużo opuszczonych domów, jestem zauroczona; pozdrawiam.

Don,tblink, jak zobaczyliśmy te oferty spływów, to mnóstwo agro, to mam wrażenie, że latem kajaki ciągną wężem po Wieprzu:-) chleb na zakwasie potrzebuje dużo czasu, mnie zajmowało to prawie dwa dni, w jeden dzień przygotowanie zakwasu do rozmnożenia przez noc, na drugi dzień rośnięcie ciasta i pieczenie chleba, cały rytuał, ale bardzo przyjemny; właśnie dlatego nie jeździmy w Bieszczady od lat, wystarcza nam dzikość Pogórza, choć w tym roku było tłoczno, zwłaszcza na drogach; ośrodek w Arłamowie zrobił robotę; pozdrawiam.

Ola, tak, tak powinno być normalnie, a nie jest; rozmawialiśmy ze znajomymi, prawie wszyscy przechorowali covid, skarżą się na pozostałości po chorobie; wszystko byłoby w porządku, gdybym zabrał kijki, jednak w lesie rozmiękły śnieg i lód bardzo męczył, ale byłam dumna z siebie, że dałam radę; teraz tylko kontynuować choćby najkrótsze spacery; odżyłam, rzeczywiście oderwałam się od codzienności, pośmiałam się, to podbudowuje:-) pozdrawiam.

Wkraju, właściwie to lepiej poznałam Roztocze Południowe, ale i Środkowe ma wiele do zaoferowania, bardzo mi się podoba, i na pewno powtórzymy wypady we dwoje, bo cos nie widzę na razie dalszych wyjazdów; nie mam jakiś specjalnych aplikacji do liczenia odległości, wysokości, tylko mój telefon pokazał grubo ponad 35 tys. kroków, a potem w bazie podliczono kilometry:-) czułam to w nogach; współczuję choróbska, słyszy się o groźnych następstwach, znajomi prawie wszyscy przechorowali; na razie mróz, ale przylaszczki już wychylają kwiatki, to optymistyczne; pozdrawiam.

Ikroopka, no i zobacz, ja mam całkiem niedaleko, a dopiero poznaję okolice Zwierzyńca, sam Park Roztoczański; bliżej mi do Roztocza Południowego, to poznałam bardziej; może dotrzemy do Guciów, kiedy będzie czynne, wejdziemy do chat, posłuchamy opowieści, ale myślę, że niczym mnie nie zaskoczą, wychowałam się w podobnej wsi:-) w Sochach mieliśmy pierwsze spotkanie roztoczańskie, bardzo mile wspominam; pozdrawiam.

Wiesio pisze...

Dokładnie tak było :)
I nie da się ukryć, że kondycja Marii jest doskonała i pędziła przez roztoczańskie wzgórza jak zając przez kapustę ;)

Pozdrawiam :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wiesio, pędziła, a gdzieżby! sunęłam jak żółw na samym końcu:-) chętnie wróciłabym tam, bo tak mi się spodobało, może jak zakwitnie runo leśne, co już sobie obiecywałam po pobycie w Sochach, że na Górę Bukową pójdziemy i Floriankę:-) najczęściej udaje nam się do Górecka Kościelnego i nas Szum; pozdrawiam.