niedziela, 23 maja 2021

Za Tęczowym Mostem ... pierwszy raz Mimy ...

 Nie ma już naszego Amika, odszedł za Tęczowy Most. 


Trudna to była decyzja, z ciężkim sercem ją podjęłam, ale jak się lubi zwierzaka, to nie można patrzeć obojętnie na jego cierpienia. Był z nami prawie 8 lat, szczęśliwych lat, zabrany z bidula, pies po przejściach ... smutno mi bardzo ...


To jego pierwsze zdjęcie, takim go zobaczyliśmy na ogłoszeniu i podjęliśmy decyzję: Weźmiemy go!








Po raz ostatni tej wiosny ptaki umościły sobie gniazda jego miękką sierścią.
Usiedliśmy wczoraj z mężem na tarasie i doszliśmy do wniosku, że przez ten czas, kiedy był u nas Amik, nie zabieraliśmy psów ze sobą na łazęgi. Zostawały w chatce, spały długo, a potem radośnie witały nas po powrocie, najpierw Amik z czarnulką Miśką, po jej odejściu z żywiołową Mimą. 
Wydawać by się mogło, że psy nie odczuwają odejścia kumpla ... obserwowałam Mimę, była zagubiona. Najpierw przybiegła do auta, nie ma koleżki, potem biegała po podwórzu ... zawsze oglądała się na Amika, co on robił, to i ona..
To nie tak, że psy były cały czas w zamknięciu, o, nie! psy były wolne, tylko nie chodziły na smyczy. Przyjeżdżało się do domu, otwierało drzwi auta i psy do ogrodu. Przyjeżdżało się na Pogórze, otwierało drzwi auta i psy goniły po obejściu, na łąkach za sadem same albo z nami, smycz była niepotrzebna.
Przyszedł czas, aby to zmienić, została nam Mima i będzie chodzić z nami na wędrówki. Nieopatrznie wyjęłam rozciąganą smycz, na której prowadzałam ją na kroplówki i zastrzyki, jak chorowała na babeszjozę. Cwaniara, zapamiętała ją, za nic nie chciała wyjść z auta. Schowałam smycz głęboko do szuflady, zabrałam zwykłą linkę z karabinkiem, o! to już lepiej, tej się nie bała:-)


Zebraliśmy się w sobotę na Połoninki Arłamowskie.
Mima była przestraszona, nowy teren, szorowała prawie brzuchem po ziemi, grzbiet zjeżony, ogonek smętnie opuszczony. Z każdym krokiem było coraz lepiej, najpierw położyła się szczotka na grzbiecie, potem wyprostowała się sylwetka, a na koniec ogonek uniósł się radośnie i nawet merdał.
Cały czas kontrolowała nas, czy idziemy, czy aby jej nie zostawiamy, to ona nas pilnowała, a nie my jej.
Tyle nowych zapachów, tu kupka zeschłej trawy, ojoj! to coś groźnego ... podchodziła ostrożnie, wracała, znowu z rezerwą podchodziła, w końcu powąchała, że to nic żywego:-) 



Wspięliśmy się drogą do ławki 48.


Ależ na górze wiało. Zazwyczaj siadamy, aby patrzeć w dolinę, w kierunku zachodnim, ale nie dało się. Trzeba było odwrócić się plecami do wiatru, popatrzyliśmy na Ukrainę i powrót. 




Dolina została uwieczniona na zdjęciach ... w wiosennej szacie, z pasmami górskimi Bieszczadów Wysokich w tle, z drogą wijąca się w oddali.





Na samym dole spotkaliśmy rodzinę na rowerach, rodzice plus dwójka dzieci. Chłopczyk płakał rzewnymi łzami, pewnie nie podobała mu się jazda na rowerze ... teraz mieli z górki, a co będzie na powrocie? 


Zeszłam na łąki, bo przyciągnęła mnie intensywnie biała plama kwiatków. Okazało się, że to rzeżucha, w tym miejscu zaczynała się młaka z wypływami rudej wody, rozlewającej się w bagienko. Dobrze, że Mima mnie nie zwąchała, co zrobić potem z takimi łapami, mogła się jeszcze na dodatek wykąpać:-)
I jeszcze intensywny różowy punkcik, który okazał się kwitnącym ostem.




Spokojnie wracaliśmy do auta, Mima ładnie przy nodze na smyczy, pewnie trochę zmęczona wrażeniami. Zatrzymaliśmy się nad Wiarem, w spokojnym miejscu, niech pozna też wodę, napije się ... już bez stresu wyskoczyła z auta, pobrodziła i wróciliśmy do chatki, po jedzeniu dała koncert spania do wieczora:-)  Pogoda wcale nie poprawiła się, wiało do samej nocy, bociany i orliki nie mogły utrzymać się w powietrzu, walcząc z przeciwnym wiatrem.


Dzisiejszy ranek wstał rozsłoneczniony, z czystym niebem, teraz jednak powtórka z wczoraj, pochłodniało i wieje, a nawet zaczęło kropić. Nie lubimy niedziel, trzeba wracać do miasta:-)
Trochę zdjęć z drogi powrotnej ...





Czosnek niedźwiedzi zakwitł już intensywnie, mnóstwo pszczół na nim ... tak się zastanawiamy z mężem, czy przyniosą czosnkowy miód do ula:-) W końcu wszystko w nim pachnie czosnkowo, i liście, i kwiaty, to czemuż nie miałby pachnieć pyłek czy nektar:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowa, wszystkiego dobrego, pa!








24 komentarze:

Pat:) pisze...

Niech mu dobrze będzie za tęczowa chmurką....

mania pisze...

Pies to członek rodziny, ciężko podjąć taką decyzję.
Zabieram czasem Flo na niedalekie wycieczki ale on kiepsko znosi jazdę samochodem. Za to jak już wysiądzie z radością wędruje z nami.
Pozdrawiam serdecznie

wkraj pisze...

Ciężko rozstać się z psem, wszak przez wiele lat staje się naszym towarzyszem. Sama piszesz, że nawet drugi z psiaków czuł się nieswojo. Nie wyobrażam sobie miodu o smaku i zapachu czosnku choć taką miksturę czasem stosuje się na przeziębienie. Na szczęście wiosna dodaje otuchy, kolorów i zapachów i można zapomnieć o troskach. Pozdrawiam serdecznie :)

Olga Jawor pisze...

Biedny Amik, biedni Wy oboje, któzy musieliście podjąc tę decyzję. I biedna Mima w pustce po Amiku...Czas leczy rany, ale na razie smutno, żałko...A świat dookoła taki piękny, jak gdyby nigdy nic.
Moja Zuzia znowu choruje...Ech! Tak to jest.
Przytulam Cię Marysiu

Aleksandra I. pisze...

Smutny to moment, Amik przeżył piękny czas w Waszym otoczeniu. Mima pokocha wspólne wycieczki z czasem przyzwyczai się do długiej smyczy będzie jej lepiej biegało się. Otoczenie piękne ta zieleń w tylu odcieniach. Chciałoby się wykrzyczeć wszystkim - tu jest pięknie. Trzymajcie się ciepło.

jotka pisze...

Rozstanie z psem, chomikiem nawet to ciężka sprawa... ale życie to nie bajka, jest słodycz i jest cierpienie.
Krajobrazy niezmiennie pokazujesz cudowne, kojące, ale masz racje, ostatnio tak wszędzie wieje, że radość ze spacerów mniejsza.
Samych pięknych dni Wam życzę!

grazyna pisze...

Wiele z nas ma pewnie takie doswiadczenie zwiazane z ukróceniem cierpień swemu ukochanemu pieskowi, Ja też mam. A teraz mima bedzie mimada, po hiszpansku mimada oznacza rozpieszczana. Ładna jest ta Twoja Mima mimada. pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Co za powietrze i jakie widoki! Cudowności! Dech zapiera i brak mi słów. Ale oczy i dusza się radują. Dzięki Ci Mario. I ja nareszcie w tym roku mam w ogrodzie czosnek niedźwiedzi, nawet nornice go nie ruszyły, mimo, że ryły w najlepsze. Oczywiście nie w takich ilościach, bo całe 4 szt. po 2-3 cebulki. Niech mi się też rozsieje. Pozdrawiam, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Loyal Pat, mam taką nadzieję:-) najważniejsze, że przestał cierpieć; pozdrawiam.

Mania, o, tak, tak właśnie traktujemy zwierzęta, to przede wszystkim przyjaciele; ciężko podjąć taką decyzję, kiedy patrzą na ciebie wierne oczy, ale widać w nich cierpienie, a nadzieja ciągle tkwi w człowieku; Mima doskonale znosi podróże, jeździ z nami teraz nawet do sklepu, tak boi się, żeby jej nie zostawić:-) musimy tylko zaopatrzyć się jeszcze w szelki, w sklepach tylko takie na mikre pieski, musimy poszukać; pozdrawiam.

Wkraju, ciężko, i ciągle ma się nadzieję, że będzie lepiej; jednak przychodzi taki moment, że człowiek wie, że już czas; obserwuję psy po odejściu towarzysza, najpierw kiedy Miśka zginęła, teraz na odwrót, kiedy Amik odszedł, one tęsknią, są zagubione, czegoś im brakuje; ciekawy miód z czosnku niedźwiedziego, tak sobie tylko pomyślałam, że może być "wonny" inaczej:-) bo całe łany białych kwiatuszków; pozdrawiam.

Ola, spłakałam się jak bóbr, jeszcze teraz ściska mi gardło, ale cóż zrobić; opłakałam odejście każdego psa, bo taka "miętka" jestem, nie twarda; Mima nie opuszcza mnie na krok, wszędzie za mną; życzę, żeby Zuzia jak najdłużej Wam towarzyszyła, bo choć są inne psy, to odejście jednego z nich bardzo boli, zwłaszcza kiedy człowiek kocha te swoje futrzaki; pozdrawiam.

Ola, i ja wychodzę z tego założenia, że Amik miał z nami dobre życie i zasłużył na to, aby ulżyć mu w tych ostatnich chwilach; przychodzi taki moment, że człowiek wie; szukamy szelek dla Mimy, bo ona ma szeroką pierś, nie pasują na nią każde, mimo regulacji:-) na Połoninkach jest wyjątkowo, czuje się przestrzeń, lubimy tam chodzić, a już o tej porze to bajka; właśnie jestem po wczorajszej II dawce astry, na razie trzymam się, może będzie bez dolegliwości, bo I dawkę przechorowałam; pozdrawiam.

Jotka, masz rację, nawet śmierć ryby akwariowej sprawia przykrość; mieliśmy taką niezniszczalną bocję szarą, urosła spora, a towarzyszyła nam od lat, dwie przeprowadzki, i kiedy odeszła, było smutno, tyle lat z nami; tak sobie to tłumaczę, życie to nie bajka, tyle nieszczęścia, tyle ludzi umiera, a ja rozczulam się nad psem, ale to przyjaciel był, jak domownik; pogodowa huśtawka, właśnie idzie burza, dudni po górach, tak lubię; pozdrawiam.

Grażyna, wszyscy psiarze tak mają, kto lubi zwierzę, nie skazuje go na cierpienie do końca, choć podjęcie takiej decyzji wiele kosztuje; Mima mimada, ładnie, ale ona od początku jest mimada:-) wszystkie psy rozpuszczamy do granic, żadnej tresury, no i wolność; Mima jest tłuściutka, gładziutka, spacery tylko dobrze jej zrobią:-) pozdrawiam.

Alik, Połoninki Arłamowskie to bardzo ładne miejsce, dobrze wiedzieli, w jakiej okolicy ulokować ośrodek rządowy w latach 70-tych; siedząc tam wysoko ma się ochotę spłynąć na skrzydłach jak ptak w dolinę, ale tylko na zachód, bo na wschodzie już Ukraina:-) lubię takie widoki, kiedy kolejne pasma nakładają się na siebie, coraz wyższe, coraz jaśniejsze, aż wreszcie nikną w dali; nornice chyba nie lubią czosnku , za bardzo im wonieje, sadzi się chyba szachownicę koronę cesarską o czosnkowym zapachu bulw właśnie dla odstraszenia; pozwól czosnkowi niedźwiedziemu dokwitnąć, wydać nasiona, zobaczysz, szybko plantacja powiększy się; pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Odkąd opuścił nas Ruduś, Browar jest smutny, nie kopie dołków na ogrodzie, większość doby przesypia i długo go szukał w ulubionych dla obu miejscach...
Serdecznie pozdrawiam Marysiu.

kobieta w pewnym wieku pisze...

Piękne te Wasze dolinki w majowej zieleni. Przykro mi , że musieliście pożegnać Waszego Amika. Pamiętam jak musiałam podjąć taką decyzję odnośnie naszego kota. To było straszne, ale jemu ulżyło. Teraz mam Amisia, też kota.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, i mówią, że zwierzęta nie mają uczuć; dziś byłam na łące za sadem, zawsze były wydeptane ścieżki, bo psy chodziły, a teraz Mima trzyma się mnie jak rzep, z oka nie spuści; teraz Ola zmaga się z chorobą Zuzi, to takie przykre; pozdrawiam.

Ela, jest przecudnie na świecie, zieleń taka bujna, właśnie wróciłam z łąk, spociłam się jak mysz, bo duża wilgotność w powietrzu; to są trudne decyzje, ale konieczne, aby skrócić cierpienia zwierzaka, nasi przyjaciele futrzaści zasługują na to; Amiś to jak Amik:-) mój wnuczek nazywał pieska Abi; pozdrawiam.

Mo. pisze...

Bardzo mi przykro z powodu Waszej straty, wiem jaki to ból...Niestety nieważne ile psy by żyły to zawsze żyją za krótko. Amik miał z Wami szczęśliwe życie bo widać, że kochacie zwierzęta.
"...A kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy tobie jest psie niebo
Z tobą zostaje jego dusza"
( B. Borzymowska ).
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mo, dzięki za pocieszające słowa wiersza; bardzo przywiązuję się do zwierząt, a potem bardzo przeżywam każde odejście, to jakbym żegnała domownika, bo takimi są przecież; została nam Mima, na pociechę, jest trochę zagubiona, ale myślę, że powoli przyzwyczai się do takiego stanu rzeczy; pozdrawiam.

Bozena pisze...

Kocham zwierzaki ale rozstania z nimi są dla mnie zbyt trudne. Wychowałam się że zwierzętami. Zawsze w domu był kot i pies, czasem białe myszki, chomik... Teraz nie mam zwierzaków. Zbyt często i zbyt daleko się przeumieszczamy, by skazywać je na takie niewygody, stresy. Po bieszczadzkiej Kizi przyrzekłam sobie, że nigdy więcej. Wystarczają mi odświętnie zwierzaki moich dzieci. Kot u córki i kot, pies oraz królik u syna. Jednak potrafię zrozumiec Twój smutek z powodu utraty psiego przyjaciela. A spacer Wasz piękny, choć wietrzny. Pozdrawiam:)

Krzysztof Gdula pisze...

Psy odczuwają, przeżywają i pamiętają podobnie jak ludzie, więc Mima na pewno przeżyła zniknięcie swojego kumpla. Mario, wspomniałem naszego Argosa. Był z nami 12 lat, też musiałem go uśpić żeby nie cierpiał. Żona się popłakała, mnie jakoś podejrzanie oczy piekły, i postanowiliśmy nie brać już więcej psa. Teraz po mieszkaniu plącze się sierściuch o imieniu Kotek.

Ula H. pisze...

To bardzo przykre, gdy zwierzę odchodzi. Na pewno piesek miał u Was dobrze. To widać, że oddaliście mu całe serce. Człowiek odpowiedzialny również liczy się z tym, że nic nie trwa wiecznie i zwierzaki odchodzą. My mamy jednego młodziutkiego psiaka - Samba ma 1,5 roku, a drugiego starszego - Timi ma 11 lat. Młody bryka i figluje, a ten starszy dużo śpi i nie nadaje się na długie spacery. Pozdrawiam serdecznie Mario :)

Pellegrina pisze...

Dlaczego zwierzęta odchodzą za teczowy most a ludzie do Nieba lub Piekła? Ja też chcę za tęczowy most gdzie motyle, aż tyle i tylko tyle.

don't blink pisze...

Współczuję. Też kiedyś musieliśmy podjąć taką decyzję, pomimo iż nasz piesek był jeszcze młody. Niestety nie wszystkie choroby da się wyleczyć.

Ewelina pisze...

Bardzo współczuję. Podjęcie decyzji nie jest łatwe, a potem smutek po odejściu czteronogiego towarzysza...Nasz kot Heniek jest z nami 19 lat. Dokuczają mu wszystkie możliwe przypadłości starości, do tego rak. Wiemy, że to kwestia czasu, kiedy i nam przyjdzie podjąć tę decyzję. Póki co je, pije, nawet zdarza mu się wyjść do ogrodu.

Anonimowy pisze...

Pieknie tam u Was- chcialabym zwiedzic te okolice ; czy sie uda to nie wiadomo.

Pozdrawiam

Aga T

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, opłakuję i przeżywam odejście każdego futrzaka, ale nie zamykam się na przyjęcie następnego, po prostu lubimy psy. Do tej pory dwa psy plątały się po domu, ale odszedł Amik, została nam Mima i na razie wystarczy, jakoś sił już mniej. Niech sobie dożyje przy nas, a sporo lat mam nadzieję przed nami, bo to młoda suczka, bardzo przywiązana zwłaszcza do mnie. Jeździ teraz z nami wszędzie, nawet do sklepu, a żal za Amikiem chowam głęboko w sercu, tak jak za każdym psem. Wiało siarczyście na Połoninkach, włosy wyciągało z frotki:-) pozdrawiam.

Krzysztof, to naprawdę mądre stworzenia, oczami mówią wszystko, że cierpią, że są radosne. Bardzo lubię psy, moja mama mówiła do mnie: ty psia mamo:-) Mima bardzo wyciszyła się, pilnuje nas, a przedtem wędrowała po łąkach, po obejściu ... płaczę po wszystkich psach, taka płaczka jestem, cóż zrobić. Nie, kiedyś znowu weźmiemy psa, na razie jest Mima i tyle wystarczy, dwóch psów już nie będzie. Kotek o imieniu Kotek, no super, wybierzcie mu jakieś imię:-) pozdrawiam.

Ula, Amik po przejściach znalazł wreszcie dom, bardzo pilnował obejścia i uznawał tylko nas, dzieci go denerwowały, zwłaszcza jak biegały i tupały:-) I tak mam wyrzuty sumienia, że może za późno zdecydowałam się na ten krok, ale człowiek ma zawsze nadzieję, a kiedy przychodzi ta chwila, wie, że to już. Została nam Mima i na razie tak zostanie, chyba już nie zdecydujemy się na drugiego psa, sił jakoś mniej. pozdrawiam.

Krystynko, pójdę do moich psów, za tęczowy most z motylkami; na niebo za grzeszna jestem, na piekło za grzeczna:-) pozdrawiam.

Ela, dzięki, przychodzi taki moment, że się wie; trudna to decyzja, ale tak trzeba, niech zwierzę nie cierpi; to tak jak z ludźmi, i medycyna bywa bezradna; pozdrawiam.

Ewelina, to prawda, nie jest łatwe, ma się nadzieję, że może będzie poprawa; smutek i łzy towarzysza mi zawsze przy odejściu psa czy kota, taka już jestem i nie wstydzę się; 19-letni kot, to piękny wiek, widać dobrze mu z Wami, a kiedy przyjdzie ten moment, będziesz wiedziała, że to już; pozdrawiam.

Aga, trzeba przyjechać, to pewnie ostatnia z krain, gdzie jeszcze nie ma natłoku ludzi; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Piękne miejsce

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, to nasze małe połoninki, swoista namiastka bieszczadzkich; pozdrawiam.