czwartek, 11 listopada 2021

Jednorożec, łanie i listopadowe dni ...

Przychodzi co ranek, towarzyszą mu jedna albo dwie sarenki. Najchętniej zatrzymują się pod jabłoniami, gdzie zjadają spadłe jabłka, a wielkie uszy jak radary ruchliwie nasłuchują, czy nie zbliża się jakieś niebezpieczeństwo. No, oprócz zjadania jabłek czyni ten rogaś szkody w sadzie, a przede wszystkim "pałuje" jabłonie, ocierając korę z pni. Ma tyle różnych krzaków dookoła, a uparł się na mój sad.



Sarny podchodzą bardzo blisko chatki, czasami patrzę na ich grzbiety tuż pod oknem, a one nie zdają sobie sprawy, że jestem obok, za szybą:-) Trzymają się blisko domostw, bo widuję wilki na łąkach coraz częściej, ostatnio przemierzał je samotnik, wielki basior. Na przejażdżce doliną Jamninki spotkaliśmy stado łań, przystanęły i długo przyglądały się nam, a potem jak na komendę odwrót i ruszyły przed siebie.



Pogoda sprzyja pracom na zewnątrz. Naprawiliśmy płot od drogi, dając nowe okorowane żerdzie, skończyłam przekopywać grządki ...

... wypaliłam zalegające od wiosny gałęzie po przyciętych jabłoniach. W obniżeniu za sadem zapłonęło wielkie ognisko, zapachniało prawdziwym dymem, potem w żarze upiekliśmy kartofle, o! jak dawno takich nie jadłam, trochę zwęglona skórka, to nic, sam smak.  Zaczęliśmy budowę szopy na drewno, blisko tarasu, żeby zimą nie trzeba było daleko chodzić po opał. Najpierw trzeba było wywiercić otwory w ziemi świdrem, ciężko było, bo pełno korzeni, potem zabetonować pecki, a dziś powstała podwalina, Zasmarowałam ją od spodu dla izolacji jakimś czarnym, śmierdzącym  paskudztwem, schnie teraz.

Ilekroć przechodzę przez podwórze, zawsze wzrok leci mi na Kopystańkę, dziś zauważyłam na szczycie wzmożony ruch. Było wielu turystów, jedni wspinali się, inni schodzili, na triangule powiewała biało-czerwona flaga. Bardzo spodobało mi się takie świętowanie, i żal, że mnie tam nie było, bo my jak zwykle przy pracy, której wcale nie ubywa. Dzień był taki ciepły, pogodny, z ula wyfrunęły pszczoły, uwijając się na ostatnich kwiatkach. A wawrzynek wilczełyko już próbuje swoich sił przed wiosną, wypuszczając na świat jeden maleńki kwiatek, podobnie "zapomniał się" pierwiosnek:-)






Wiatr obszarpał już prawie wszystkie kolorowe liście, zostały modrzewie. Wzeszłym tygodniu byliśmy na małym spacerze na Horodżennem za potokiem, łąki, widoki, radość psa, że w końcu gdzieś wybraliśmy się.







Bezlistne głogi całe w czerwonych owockach, mają ptaki uciechę, a jeszcze większą w zimie, bo nie sądzę, żeby zdążyły teraz wszystkie zjeść. Na mojej aronii zostało odrobinę owoców, ale tylko na jednej gałęzi, która prawie leżała na ziemi, wyschły już prawie. Zwiedziały się o nich gile, przyleciało kilka tych piękności z koralowymi brzuszkami, opędzlowały je w try miga. 



W zaduszkowy czas odwiedziliśmy cmentarze, zapaliliśmy znicz pod krzyżem w Radrużu, upamiętniającym m.in. pomordowanych z rodziny przez UPA ... byliśmy też w Borownicy pod pomnikiem.


Jak Radruż, to i cerkiew, bo pomnik znajduje się w jej sąsiedztwie, po drugiej stronie piaszczystej drogi.



Druga cerkiew, ta mniej sławna, pw. św. Mikołaja, teraz w remoncie, przy okazji zajrzeliśmy do wnętrza, panowie pracujący pozwolili:-)

 


Ten miniony czas był dla mnie również pełen radości, bo wreszcie po ponad roku nieobecności przyjechał na krótki urlop syn z dziewczyną ... czas rodzinny, intensywny, z pobytem na Pogórzu, z kociołkiem z ogniska, pieczonymi kiełbaskami.






Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!





47 komentarzy:

wkraj pisze...

Fajne te sarenki, ale koziołek to jakiś taki leśny rozrabiaka. Niczego natomiast nie przebije ognisko i pieczone kartofle. Właśnie, nawet nie kiełbaski ale kartofle pieczone w popiele. Przypomina mi to moją młodość, kiedy palenie ognisk było możliwe w każdym domowym ogródku. Spotkanie rodzinne szczególnie tak wyczekane pewnie było bardzo radosne. Pozdrawiam serdecznie :)

Jaskółka pisze...

jak mnie się podobają te Wasze nazwy miejscowości. I te krajobrazy, i rośliny, wzgórza, lasy...pełna egzotyka. Czytam i coś mnie ciągnie w tamte strony.
Moje wilczełyko śpi już snem zimowym. Zakwitnie w lutym. Sarniaki lubią pałować drzewka owocowe, bo mają gładką korę- delikatniejszą od drzew "dzikich". Trzeba dać siatki wokół pni, albo solidnie całe obejście ogrodzić. Ale i tak za widok saren pod oknami odżałowałbym korę drzewek:):):)To ja, jednak Tobie się nie dziwię, bo pewnie wolisz owoce i niezniszczone drzewa, co jest w pełni zrozumiałe.
U nas powoli przestaje być kolorowo, robi się jaśniej (nie ma liści), widać nieba więcej.
Miłego dnia.

grazyna pisze...

Ale jeszcze kolorowo u Ciebie no i te sarenki , jednorożce, łanie. Jednak myśliwi coś z tych ślicznych zwierząt zostawili, co mnie niezmiernie cieszy, a jabłonkę pewnie będziesz musiała chronic siatką.
Pieczone kartofle!!!!! marzenie ...też jako dziecko zajadałam się tym przysmakiem nad przysmakami.
W Radrużu byłam i wiem, ze jest ta druga cerkiewka ale jej nie widziałam. Cieszę się , ze ja remontują. Radruż to takie piękne miejsce.
Pozdrawiam Cię Marysiu serdecznie

kobieta w pewnym wieku pisze...

Piękne zdjęcia, piękne krajobrazy i wciąż piękna jesień. U mnie też jeszcze kwitnie to i owo, a roboty ciągle pełne ręce. Ja już w ogrodzie dałam sobie spokój. Bardziej się cieszę tym co jeszcze jest, ale już nie pracuję. Do mnie też czasem przychodzą za płot sarenki. Miło je podglądać po cichu.

Zielonapirania pisze...

Mimo, że piszesz, iż dużo pracy, to jednak obraz życia jawi się jako bardzo sielski i spokojny:) Tak sobie myślę, że to od człowieka zależy, czy widzi swoje życie dobrym w konkretnych okolicznościach. Inny widziałby tylko powód do narzekań. Pięknie żyjesz.

Anonimowy pisze...

Chętnie bym wyjaśnił ukryte znaczenie skrótu OUN-UPA, ale przy tej okazji nie wypada się śmiać a śmiechu trochę by przy tym było.
Sarenki szukają pokarmu, dobrze, że psy je nie płoszą.
Pozdrawiam. ;)

ikroopka pisze...

I znowu będę tęsknic, po lekturze twojego postu... Widze, że krzyże w Radruzu pieknie odnowione, jak byłam ostatnio, to dopiero zaczynali. Planowałam we wrzesniu tamte strony, ale jak widac, nie wyszły, za to teraz w Krakowie siedzę już trzeci tydzień, do domu wracać za chwile trzeba, a tu ciagnie człowieka na wschód; tylko w Rzeszowie byłam przez chwilę.
I przypomnialas mi, jak wiele lat temu, ciotka miała fermę na Pomorzu i przychodził do niej młodziutki jelonek (matke ustrzelili) i trykał ja różkami w brzuch, a ona była akurat w ciąży, więc był kłopot.

jotka pisze...

Piękny czas, piękne wizyty pod oknami. Wilki straszne być mogą, ale budujące, że w ogóle są...
Dziękuję za klimatyczne zdjęcia i pozdrawiam listopadowo:-)

Stokrotka pisze...

Byłam niedawno w Radrużu - w tej cerkiewce, która jest na liście Unesco. Przepiękna cerkiewka.
I tereny piękne :-)

Pani Ogrodowa pisze...

Jak spojrzałam na pierwsze zdjęcie, to pomyślałam, że to moje gospodarstwo, bo mamy identyczny płot. Więc już czuję w Tobie pokrewną duszę. A Twoje rejony kocham, to miejsca, gdzie jako piękna, młoda dziewoja spędzałam wakacje u rodziny mojego taty. Pozdrawiam. Będę wracać.

Lidka pisze...

Te wiszące w kuchni papryki takie rumuńsko-węgierskie klimaty mi przypominają :) Ja swoje ostatnie sztuki pokroiłam na ćwiartki i leżą na parapecie, do gulaszu będą idealne ;)
Ruch na Kopystańce?? toż to szok :))

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, nierzadko udaje Ci się sztuka stworzenia atmosfery paroma zwykłymi zdaniami. Jesień u Ciebie czułem siedząc przy biurku :-)
Suszone papryczki wyglądają bardzo apetycznie. Powiększyłem zdjęcie z wawrzynkiem żeby zobaczyć jego jesienno-wiosenny kwiat. Faktycznie, pomylił się.

mania pisze...

Ech, chyba ze dwadzieścia lat nie jadłam ziemniaków z ogniska! Listopad rozpieszcza nas piękną pogodą, trzeba korzystać.
Pozdrawia serdecznie

Pellegrina pisze...

Piękny ten listopad, słoneczny i ciepły, nawet i ja z laską chodzę na spacery i na rehabilitację bo narazie do pracy się nie nadaję. Więc i narazie nie tęsknię za chattą. Szopa na drewno potrzebna bardzo by drewno schło i nie musiało się brodzić w śniegu po opał. Też widzę te maleńkie, kolorowe, cieszące oka zapominajki.
Dziecka w domu to radość niezmierna, zwłaszcza gdy dzieli nas duża odległość, dobrze to znam i rozumiem.

Anonimowy pisze...

Twoje zdjęcia i opisy niezmiennie wzbudzają we mnie jakieś nieokreślone tęsknoty, smutek. Potwierdzają nieuchronność przemijania, ale i powtarzalność. Przemijanie i powtarzalność pór roku ale i kolejnych pokoleń. Zwłaszcza w listopadowe święta i dni powszednie łatwo o takie nostalgiczne myśli. A te ostatnie kwiatuszki, to też zapowiedź, że wkrótce po szarych i burych dniach nastąpi eksplozja zieleni. U mnie kwitną jeszcze ostatnie zabłąkane (a może pierwsze) fiołki wonne. Twój jednorożec wspaniały, oglądać takie zjawisko na żywo to jest COŚ. Oby tylko nie stał się czyimś daniem głównym. Widać, że latem nie próżnowałaś i masz teraz zapasy, a więc też wpasowałaś się w te przemijanie i powtarzalność. Brawo Ty. I te papryczkowe cudne warkocze! Pozdrawiam serdecznie, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wkraju, podejrzewam, że koziołek musiał utracić rożek przez przypadek, może gdzieś się zaplątał; są smaki dzieciństwa niezapomniane, właśnie te kartofle, a teraz nic nie wolno; a cóż ładniejszego i pachnącego nad dymy snujące się jesienią czy wiosną, łęty z ziemniaków, palone owocowe gałązki czy suche liście; spotkanie wyczekane, bardzo; pozdrawiam.

Jaskółko, niektóre nazwy brzmiące z rusińska, takie Horodżenne np. to znaczy Ogrodzone; Pogórze nasze jest bardzo widokowe, tym bardziej, że miejscowości z rzadka rozrzucone po górach; w tym roku więcej odwiedzających czy to z powodu ograniczeń, czy też najbardziej spopularyzował je tour de pologne; jest ciepło, to i rośliny powtarzają kwitnienie; wiem, że trzeba osiatkować, "ale jakoś tak mi schodzi":-) właściwie to najbardziej zależy mi na złotej renecie, ze starych jabłoni nie jestem w stanie spożytkować owoców, więc jedzą je zwierzęta, i na zdrowie! pozdrawiam.

Grażyna, najbardziej kolorowe modrzewie, ale kiedy wiatr zawieje, w powietrzu unoszą się tysiące rudych igiełek; ostatnio była świetna akcja z myśliwymi, jak wyczytałam na fb protestujących w sprawie powstania Turnickiego Parku; myśliwi nie byli w terminie, jeśli chodzi o zgłoszenie polowania, dzielne dziewczyny przebrały się za grzybiarki i chodziły im przed nosem z koszykami:-) któż nie zna smaku pieczonych w ognisku kartofli:-) i my lubimy jeździć do Radruża, mamy groby w pobliskim Horyńcu, a na tutejszym cmentarzu krzyż, pomnik pomordowanych z rodziny męża; ta druga cerkiewka to uboga krewna tej pierwszej, ale równie urokliwa, położona w pięknym miejscu; pozdrawiam.

Ela, choć ranki ze szronem i mgłą, dni bardzo słoneczne, do słońca można jeszcze twarz ogrzać:-) ostatnio usiedliśmy sobie z mężem w zaciszu tarasu, zmęczeni jak konie pociągowe i doszliśmy do wniosku, że trzeba spasować, ale jak? ciągle więcej przed nami niż za nami, 5 metrów drewna czeka na złożenie pod dachem:-) u nas sarenki codziennie i to powtarzają odwiedziny, jabłka im smakują; pozdrawiam.

Piranio, mieliśmy szczery zamiar pójść w tym tygodniu na Połoninki Arłamowskie, żeby jeszcze pogodę wykorzystać; przyjeżdżamy z zakupów rankiem, a tu za płotem 5 metrów drewna opałowego, zdążyliśmy tylko suche spod dachu przenieść na taras, przerzucić przez płot te 5m i dziś dogorywamy z bólem mięśni, jak to dziadkowie:-) ale nie narzekamy, lubimy nasze zajęcia, byle tylko na spokojnie:-) ale wydobrzejemy i pójdziemy w świat:-) pozdrawiam.

Żaberd, nawet nie chcę poznać, jakie wg Ciebie jest ukryte znaczenie OUN UPA i wcale mi nie do śmiechu, choć się domyślam; nie, Mima nie płoszy sarenek, wręcz obserwują się nawzajem z odległości; pozdrawiam.

Ikroopka, coraz więcej bruśnieńskich krzyży odnowionych bieleje po cmentarzach, i dobrze, że zostanie coś dla potomnych; bardzo lubimy włóczyć się po tych cmentarzach, niektóre zapomniane, zarośnięte, ale coraz więcej oczyszczonych z krzaków; Roztocze Południowo-Wschodnie ma szczególny urok, tym większy sentyment, że urodziłam się na jego krańcach:-) czyli jelonek oswoił się, a jeśli jeszcze dostawał jedzenie; potem to kłopot, kiedy urośnie duże zwierzę' w Ustrzykach Górnych chodziła wśród turystów dorosła łania, wielka jak koń; pozdrawiam.

Jotka, ostatnie ładne dni przed szarugami, trzeba korzystać ze słońca i jak najwięcej przebywać na powietrzu; sarenki codziennie w obejściu, to bliżej, to dalej, na tle wszechobecnej szarzyzny tylko białe tyłki odznaczają się:-) są, są, ale i myśliwi krążą po okolicy, nie lubię ich; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Stokrotko, a to cieszy, że odwiedziłaś Radruż; jak byliśmy my z babcią, to z budynku wyszedł przewodnik z propozycją oprowadzenia, ale my swojacy, znamy tam wszystko, poza tym byliśmy z babcią, ona urodziła się w niedalekim przysiółku; pozdrawiam.

Pani Ogrodowo, troszkę zniszczyliśmy sobie płot, jak ogławialiśmy stare jabłonie, jednak ciężar gałęzi spory, wyłamał kilka desek, naprawimy:-) no popatrz, jaki świat mały, ciągle znajdują się osoby, które mają wiele wspólnego z Pogórzem:-) pozdrawiam.

Lidka, a tak, południowcy suszą tak papryczki, moje też pójdą na płatki, jak doschną, na razie zdobią:-) właśnie w kierunku tych gulaszy, zup zawiesistych się skłaniam, z dodatkiem tych papryczek, jak to w zimie człowiek będzie potrzebował coś konkretnego; a, tak, ruch na Kopystańce, był tam też syn, jak urlopował, i też było mnóstwo ludzi, palili ognisko, siedzieli na 50-tej ławeczce, góra coraz bardziej popularna; a ja tylko raz z Mimą byłam; pozdrawiam.

Krzysztof, trochę zaniedbałam wpisy, zdjęć mnóstwo, ale ich czas już minął, zajęć cały czas mnóstwo, przez to i mam sporo zaległości w odwiedzinach zaprzyjaźnionych blogów, m.in. Twojego, nadrobię:-) dym, dym pachnący snujący się po polach, z tym kojarzy mi się jesień; papryczki ostre bardzo, jedna wystarczy na garnek, a i to czasami za dużo i ma się piekło w gębie:-) jeden kwiatuszek wawrzynka, jak będzie dalej ciepło, pewnie będzie ich więcej; pozdrawiam.

Mania, w mieście nie wolno palić ognisk, ewentualnie grill na podwórzu, ale grill to nie ognisko z gałęzi:-) jest bardzo przyjemnie, tylko wody coraz mniej w rzekach, niektóre potoki prawie wyschły; pozdrawiam.

Krystynko, tak, trzeba wyleczyć nogę, a dopiero potem zabierać się za różne zajęcia; myślę, że zima przejdzie i będziesz jak nowa:-) szopa blisko tarasu, żeby daleko nie chodzić, ale zimą trzeba będzie odśnieżać ścieżki, tam zawsze zawiewa najbardziej, a raczej wynosić dalej łopatą; ale ruch potrzebny, nawet w zimie:-) dzieci, choć dorosłe, ciągną do domu, a to była długa nieobecność, jeszcze zaprzeszła:-) pozdrawiam.

Alik, już 10 lat czaruję Pogórzem, cóż można pisać nowego? cykliczność, powtarzalność, przemijanie, z tym związane nasze życie; już dawno mamy z górki, chcemy jak najlepiej wykorzystać czas, szkoda każdego dnia, póki zdrowie pozwala; już myślę o wiośnie, w wolnej chwili będę szukać ciekawych nasion:-) fiołki kwitną na rowie przydrożnym w mieście, rozłażą się, jak same chcą, pamiętam ich zapach wiosną, kiedy przyświeciło słońce; sarenki trzymają się blisko obejścia, ale i myśliwi jak wilki krążą w okolicy, zawsze serce mi zamiera, kiedy nocą słyszę strzał, może to mojego zabili? lubię prace w ziemi, chłopska dusza:-) pozdrawiam.

Aleksandra I. pisze...

Przede wszystkim pięknie, że Mogłaś spotkać się z synem i Jego Dziewczyną. Tak ten czas jest inny niż do tej pory. Sarny rozczulające, chociaż to, że podchodzą pod domostwa wiąże się ze szkodami. to się nie zmieni. Lasy przecież są tak poszatkowane, pozagradzane Trudno nauczyć dziką zwierzynę. że gdzieś tam jest tunel czy mostek do przejścia. idzie tam gdzie blisko, gdzie jest jedzonko. Prace wokół domku zawsze jakieś będą, które mogą męczyć, ale i dają satysfakcję jak potem można z tego korzystać. Trzymajcie się ciepło, pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Słyszałam kiedyś, że takie jednorożce jelenie są bardzo niebezpieczne dla członków ich gatunku. Nie wiem, czy to był taki pretekst, aby myśliwi traktowali je jako wybrakowane zwierzęta i usuwali ze stada, czy rzeczywiście potrafią niebezpiecznie zranić albo nawet zabić inne jelenie.
Papryczki wyglądają bardzo folklorystyczne, Twoje Maryś bardzo ładnie obrodziły, odkryciem tegorocznym były słodkie papryki z nasion papryki z Biedronki, rosną bardzo bujnie, świetnie przekorzeniają, wysokie i bardzo duży urodzaj. Jeśli chodzi o pomidory to w tym roku wygrał czarny carbon, silne krzaki, mocno ukorzenione, w szklarni dalej chciały rosnąć ;) wypuszczały nowe pędy, a już szczytem było, że kiedy usuwałam ziemię z donic ze szklarni, te czarne z opadłych pomidorów zaczęły kiełkować. Popatrz, jaka siła życia, pozdrawiam hel

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, to było wyczekane spotkanie:-) zabieramy zwierzętom przestrzeń, przegradzamy odwieczne trakty wędrówkowe drogami, zasiekami, gdzieś musi się podziać ta zwierzyna, a u nas długo było mnóstwo swobody, tereny opuszczone, niektóre wysiedlone; teraz jest podobnie, właściwie to my przyszliśmy do ich, ale sobie nie przeszkadzamy, co najwyżej trochę szkód w sadzie:-) drewno opałowe czeka na złożenie pod dachem, kręgosłup trochę odpoczął i trzeba mi się zabierać za robotę, pewnie w sobotę; tylko że grypa szaleje w rodzinie; pozdrawiam.

Heleno, masz rację, ostrym rożkiem potrafią przebić zwierzę, zwłaszcza w czasie zalotów; też mnie zastanowiły pojedyncze krople krwi na tarasie i zapach dzikiego zwierzęcia, coś podobnego wydarzyło się pod chatką pod naszą nieobecność, nie mam pojęcia, jaki był scenariusz tego wydarzenia; ha! masz łagodniejszy i cieplejszy klimat, papryczki to lubią, u nas trudno dojrzewają, z kolei moje "dzwoneczki" paprykowe malownicze, ale miąższu mało, raczej do dekoracji, no i miały być piekielnie ostre, a były łagodne zupełnie:-) mąż mój mówi co roku: żadnych kolorowych, pomidor ma być czerwony:-) ale i tak przemyciłam żółte:-) pozdrawiam.

Tomasz Gołkowski pisze...

Fajna ta jesień w tym roku, bardzo pogodna, choć wędrówek zdecydowanie mniej. Zamarzyło mi się ognisko i takie ziemniaki pieczone. Może wyskoczymy z rodziną, jeśli pogoda się utrzyma, choćby na Chomińskie - tam jest miejsce na ognisko. Miło że turyści się pojawiają, jednak niech zgłaszają swoje marszruty w SG. Teraz przy granicy zielonej różnie bywa.
Pozdrawiam serdecznie
Tomasz

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tomasz, zeszły tydzień był wyjątkowy, udało nam się pobyć na Pogórzu od środy; mnóstwo pracy, odpoczynku na tarasie w słońcu, a kiedy w sobotę mieliśmy zamiar gdzieś przejść się, przywieźli nam opał na zimę:-) na Chomińskiem jest bardzo ładnie, widokowo, docieramy tam znad Łodzinki polną drogą. Też mi się tak wydaje, że problemy z granicą przesuną się bardziej na południe, a może już są; pozdrawiam.

Stokrotka pisze...

Przyszłam raz jeszcze żeby Ci serdecznie podziękować za sprostowanie ... To faktycznie jest modliszka :-))
Mam prośbę - czy mogłabyś napisać do mnie na rusinowa@op.pl ?
Chciałam Cię tylko o coś zapytać.
Pozdrawiam serdecznie

don't blink pisze...

I do mnie sarenki zaglądają codziennie. Mój mąż uważa, że są to najpiękniejsze polskie zwierzęta:):)
Aby ochronić drzewa przed niszczeniem przez zwierza można je pobielić, tak jak to robią leśnicy. Niezłym preparatem jest Silvakol

Krystyna Milewska pisze...

W pięknych okolicznościach przyrody żyjesz. Co za widoki i przestrzenie na spacery. W moich okolicach nad Świdrem sarenki też są, ale nie podchodzą blisko, obok jest ambona myśliwych :-(
Miłego tygodnia życzę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Stokrotko, pozdrawiam.

Don,tblink, przedwczoraj to z całkiem bliska spojrzał na mnie jednorożec z lekkim wyrzutem, że im przeszkadzam, sarenki poszły dalej, on został; właśnie, zauważyłam młode nasadzenia w lesie z białymi czubkami, idzie zima, koniecznie muszę je zabezpieczyć, bo i zająca mam zaprzyjaźnionego; pozdrawiam.

Krystyna, Pogórze jest urokliwe, przed laty szukaliśmy ziemi nawet w Bieszczadach, nad Soliną, udało się tutaj:-) korzystamy z przestrzeni, wędrujemy, ostatnio trochę mniej, bo mąż zachorzał, przewiało go przy robocie. Myśliwi są i u nas, ale ostatnio całe polowanie zostało rozpędzone, dzielne dziewczyny z grupy, która protestuje pod Arłamowem w sprawie powstania Turnickiego Parku, przeszkodziły w spędzie jako grzybiarki; podziwiam je; pozdrawiam.

AgataZinkiewicz pisze...

Piękne kadry, widoki i ta dzikość... Niesamowite. Sciskam cieplutko.

Bozena pisze...

Widzę, że u Ciebie też jakieś zawirowania, patrząc na to, że niedługo będzie 11 grudnia, a post napisałaś 11 listopada. Samo życie! Wracam w Bieszczady, przynajmniej taką mam nadzieję. Może nic się nie wydarzy, co zatrzyma nas tutaj na dłużej. Martwię się o chatkę, bo nie spuściliśmy wody. Tęsknię za tym , o czym piszesz, czyli cudnymi widokami, zwierzętami podchodzącymi pod chatę.... Zdrowia Ci życzę. Pozdrawiam serdecznie. :)

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, jesteś? Wszystko u Ciebie w porządku?

Pellegrina pisze...

Marysiu, puk, puk
Byle zdrowie dopisywało.
Pozdrawiam i przytulam

Ania pisze...

Witam po długim urlopie :-). Widzę, że i Ty rzadko pisujesz, pewnie nie widać Cię zza roboty. Ta świetnie szykujecie chatkę do wygodnego tam życia. Już jest wspaniale, a będzie jeszcze lepiej.
U mnie już teraz OK. Jestem i byłam zdrowa, już po trzeciej dawce ale moja rodzina miała mniej szczęścia, nie tylko przez Covid. Na szczęście też już jest nieźle. Uściski !
Ania

grazyna pisze...

Gdzieżeś Marysiu? No przecież nie w Rumunii. Mam nadzieję, że wszystko dobrze...

wkraj pisze...

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku,przede wszystkim zdrowia, nadal optymistycznego spojrzenia na świat i ludzi. Niech się Wam darzy!
Mam nadzieję, że tak długie milczenie to tylko chwilowa niechęć do komputera. Pozdrawiam serdecznie :)

Antoni Relski pisze...

Wszystkiego najlepszego w Nowym 2022 roku

Grażyna-M. pisze...

Pomyślnego nowego roku.
Pozdrawiam serdecznie:)

cudARTeńka pisze...

Wszystkiego najlepszego w nowym 2022 roku.

don't blink pisze...

Nie ma Ciebie i nie ma:(

Bogusława Ka pisze...

Mario, czy wszystko OK?

Anonimowy pisze...

to niepokojące

Krzysztof Gdula pisze...

Jeśli ktoś wie, co się dzieje z Marią, niech tutaj napisze. Nie mam telefonu do niej, a na maile nie odpowiada.

cudARTeńka pisze...

Przeczytałam Twój komentarz u Grażyny i ucieszyłam się bardzo, że się odezwałaś. Ufff, jak dobrze, że napisałaś ten komentarz:) Pozdrawiam serdecznie.

wkraj pisze...

Też się ucieszyłem czytając tych kilka słów u Grażyny. Chyba wszystkim ulżyło. Trzymaj się. Pozdrawiam serdecznie :)

Bozena pisze...

Zaglądam i zaglądam i dobrze, że inni informują, że odetchnęli, bo też się trochę niepokoiłam. W dodatku teraz nikt nie wie, na czym stoi, bo może właśnie leży... Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę wszystkiego dobrego.

Beata Bartoszewicz pisze...

Marysiu, zajrzałam co u Was, w tym strasznym czasie...

jotka pisze...

Pozdrawiam marcowo, bo długo nie piszesz, ale zajrzałam w komentarze i troche się uspokoiłam...

Dublin pisze...

Zagladam tu co tydzien z nadzieja na nowy wpis. Czy ktos wie co sie dzieje z Maria?

poradzimy24 pisze...

Nostalgia....