Ubiegły tydzień z mroźnymi nocami i wyjątkowo słonecznymi dniami. Pogoda marzenie na choćby najmniejszą wędrówkę i tak po śniadaniu w środę wpadliśmy na pomysł:- Pojedźmy do Górecka Kościelnego i nad Szum, do rezerwatu. Spakowaliśmy plecaczek z termosem, po kanapce, a Mimie puszkę z jedzeniem. Psina bardzo lubi z nami jeździć, choć już staruszka, pysk posiwiały, ale dzielnie maszeruje. To już kolejny raz, kiedy będziemy nad Szumem, ale droga do celu ładna, samo miejsce również, a szlak akuratny dla nas. Zimą wyczytałam komunikat, że szlak będzie zamknięty ze względu na niebezpieczeństwo ze strony starych, spróchniałych drzew stojących przy ścieżce. Niektóre już zwaliły się podczas wichury, inne trzeba usunąć. Ale o tym przypomniałam sobie na parkingu u wejścia na szlak. Tymczasem zaparkowaliśmy w Górecku Kościelnym przy kościele i poszliśmy w dół, wśród starych dębów, kapliczek drogi krzyżowej, do kaplicy na wodzie. Zdjęcia są niepiękne, prześwietlone, bo kto robi zdjęcia w południe przy ostrym świetle:-)
poniedziałek, 24 marca 2025
Nad Szumem ... Roztocze Środkowe ...
Zawróciliśmy ścieżką koło karczmy nad Szumem ... w mnogości domków letniskowych wre robota. Właściciele, korzystając ze słońca robią porządki w obejściu, usuwają gałęzie, rąbią drewno na ognisko, a dymy pachnące snują się wokół, jak zawsze od lat, za nic mając przepisy unijne. Ognisko, dym od zawsze towarzyszył człowiekowi, a kiełbaska upieczona nad ogniem nie ma sobie równych:-)
Kilka lat temu takiego cudaka jeszcze tu nie było:-) chyba nastała moda na odwrócone domy, takie "do góry nogami". Poczekałam z Mimą na parkingu, mąż poszedł po auto, bo bliziutko, tylko przez plac kościelny i pojechaliśmy na początek ścieżki, do rezerwatu Szum.
Z niepokojem patrzyłam, czy drogi nie zagrodzi nam gdzieś tablica, że wstęp wzbroniony ze względu na te prace, związane z wycinką drzew, ale na razie spokój. Pięknie się idzie szeroką ścieżką, po bokach zielono od mchów, między sosnami dalekie prześwity, aż tu nagle coś zwróciło naszą uwagę. Nie do wiary, stoi sobie w lesie ubrana choinka, błyszczące kolorowe bańki, srebrne łańcuchy, zaskoczenie zupełne.
Jeszcze ciągnie wśród drzew mroźnym wiatrem, trzeba ubierać czapki na spocone głowy, ale w słonecznych plamach czuje się ciepło. W cieniu płatki przylaszczek stulone z zimna, na słonecznych zboczach zachwycają niebieskością.
Na płaskich przestrzeniach, z rzadka porośniętych sosenkami bieleje chrobotek leśny, specyficzny mech ...
... nieco dalej płożą się pędy widłaka, ale nie mam pojęcia jaka jego nazwa gatunkowa... niektóre łodygi już z kłosami zarodnikowymi ...
Na pierwszy rzut poszła trasa szlakiem czerwonym po lewej stronie Szumu, raczej nieciekawa. Mijaliśmy kopce mrowisk, mrówki już obudziły się, mrowiąc na wierzchu, jeszcze nie ruszyły w teren. Ale mrowiska rozkopane do głębi, widziałam kiedyś w akcji dzięcioła zielonosiwego, jego długi cienki język i dziób jest przystosowany do wyjmowania jaj mrówczych czy nierozwiniętych jeszcze w pełni owadów.
Między drzewami zaczęła prześwitywać woda ze zbiornika, znaczy że zbliżamy się do tamy, a to połowa naszej trasy. Po mroźnej nocy zacieniona część zbiornika jeszcze pod lodem ...
W dole tamy szumi woda, przepływająca przez turbiny, działa mała elektrownia. Z drugiej strony wchodzimy na ścieżkę przyrodniczą z niebieskimi znakami, są tu tablice z opisami, ławki do odpoczynku, ta strona jest bardziej oświetlona przez słońce, a więc cieplejsza. Przysiadamy na chwilę, Mima zadowolona brodzi w wodzie, chłepcze, bo była już spragniona. Ścieżka prowadzi bardziej urozmaiconym terenem, raz górą, raz dołem, schodzi nad wodę, to oddala się od niej.
Mijamy powalone, ogromne pnie, próchniejące, porośnięte hubami, na niektóre dłużej leżące wspięły się długie pędy widłaków.
Pewnie widok tego pnia nieszczególnie Wam się kojarzy:-) ale to tylko powierzchnia porośnięta mchem, a w środku huba, która urosła już po ścięciu drzewa.
Obok ścieżki przewija się cały czas Szum, widać żółciutkie dno, bo te roztoczańskie wody są niezwykłe. Przewalone w poprzek pnie, których nikt nie rusza, skaczą po nich pliszki, to tworzy krajobraz nietknięty ludzką ręką, pierwotny, towarzyszy nam śpiew ptaków, gdzieś urzędują dzięcioły.
Woda szumi głośno spiętrzona na naturalnych przeszkodach, jakimi są pnie, ale i zaczynają się skalne stopnie zwane tutaj "szumami". Nie są tak efektowne jak "szumy na Tanwi", są niziutkie, ale w tym anturażu robią wrażenie.
To chrząszcz nekrofilny, co za nazwa ... ścierwiec, który sprząta szczątki organiczne, padlinę, wszelkie odchody, a więc czyściciel naszych lasów, zwłaszcza w pobliżu obleganych szlaków turystycznych:-)
Widać go teraz, bo to czas godów tych owadów.
Potrzebowaliśmy odosobnionego miejsca, daleko od drogi, żeby puścić luźno psa, a my w spokoju zjeść kanapki i herbatę. Odjechaliśmy spory kawałek, zatrzymaliśmy się nad Tanwią, przy przystani kajakowej o tej porze pustej i cichej. Mima pojadła, wyczyściła pudełko do czysta, potem zeszła na brzeg, popiła wody i krążyła z nosem przy ziemi blisko nas, bo to taki pies wiecznie węszący:-) Była trochę zmęczona, wieczorem lekko utykała na nogę, ale rankiem już była w formie, radzi sobie seniorka.
Na koniec powiem, że mieliśmy szczęście!
Nie spotkaliśmy tablicy zakazującej wejścia na szlak! Również w domu, już po powrocie przeczytałam, że roboty wycinkowe i porządkowe nad Szumem poszły sprawnie, więc szlak udostępniono wcześniej, 19 marca. Pierwotnie miał być zamknięty do 31 marca, my właśnie pojechaliśmy tam 19 marca zupełnie bez wiedzy, w pierwszy dzień po otwarciu i byliśmy jedynymi ludźmi na trasie:-)
Byliśmy zadowoleni, że ruszyliśmy się z domu, pogoda dopisała i psisko szczęśliwe.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
10 komentarzy:
Wyprawa wzdłuż rzeki to piękne wędrowanie, kiedyś udało się nam powędrować brzegiem Noteci, ale szlak krótki był i czuliśmy niedosyt. Ustrojona choinka w lesie? To pewnie sprawka leśnych elfów, pozazdrościły ludziom...
Pogoda teraz bardzo zmienna, więc trzeba wykradać pogodne dni.
Udanych wiosennych wypraw!
Mario, jak miło ruszyć w plener zwłaszcza przy tak pięknej pogodzie. Cóż tam zdjęcia, skoro wycieczka udana ;-)) A Roztocze to pełna dzikiej natury kraina. Właśnie mam w planach post z tego regionu, ale z wyjazdu letnią porą, gdy zieleń dominowała w krajobrazie... tak bardzo mi jej brakuje ;-))
Pozdrawiam ciepło i pięknych, wiosennych dni życzę!
Anita
Jotko, uwielbiam roztoczańskie rzeki, płytkie, widać dno, żółty piasek. Czasami przejeżdżamy przez Wisłok, dla mnie to straszna, ponura rzeka, głęboka, w dzikiej dolinie, sam widok przyprawia mnie o dreszcze. Tak bywa, że czuje się czasami niedosyt wędrowania, a nas rozpiera energia. I dobrze, bo ma się chęci na więcej. No właśnie, choinka ... na śniegu musiało to wyglądać, ale ta zima jakaś taka w tym roku, ozdoby zostaną na niej do następnej:-) i wzajemnie, pozdrawiam.
Anita, żal nam każdego dnia, korzystamy póki sił i zdrowia. Wczoraj byliśmy w storczykarni w Łańcucie, co za kolory, zapachy, jestem pod wrażeniem. Na Roztocze zawsze wracamy chętnie, niedaleko jest moja rodzinna wieś, ale dopiero teraz mam czas na poznawanie niedalekiego. Wędrując nad Szumem wspominaliśmy lato, kiedy żarły nas tu komary i gzy:-) pozdrawiam.
Fajne miejsca. Tyle teraz dzieje się wśród przyrody, Zwierzęta i rośliny starają się jak mogą aby wychować nowe pokolenie, wydać nasiona, owoce. Ptaki pięknie ćwierkają chociaż wiatrem czasami jeszcze powieje. Gratulacje dla dzielnej psiny. Pozdrawiam
Ile pięknych wspomnień (i zdjęć) mamy z Roztocza. Gdy dzieci były małe, był to nasz ulubiony kierunek wakacyjnych wyjazdów. Zwykle wyruszaliśmy na szklak szumów Tanwi czy Sopotu. Też kilka razy odwiedziliśmy Górecko Kościelne, gdzie dzieci lubiły brodzić w pokazanej rzeczce. Roztocze naszej młodości nie było jeszcze tak popularne jak teraz. Wspominamy pobyty nad stawami Echo w Zwierzyńcu, gdy na dzikiej wtedy plaży bywało co najwyżej kilka osób. Dziękuję Ci za te zdjęcia, które przywołały miłe wspomnienia.
Pozdrawiam serdecznie :)
Rozminęłyśmy się o kilka dni w Górecku :)
Piękna relacja z pięknych miejsc. Ten widłak to widłak jałowcowaty (wg nowomowy botanicznej kolcowidłak jałowcowaty Spinulum annotinum)
Ola, lubimy te przestrzenne, sosnowe lasy, a jakże pachną latem igliwiem i grzybami jesienią; muszę rozrzucić trochę pierza ze starej poduszki, robię tak co roku, przedtem była sierść z Amika, ptaki zanoszą je do gniazd; Mima chętnie chodzi na niezbyt wyczerpujące spacery:-) pozdrawiam.
Wkraju, kiedy nasi synowie byli mali, też wyjeżdżaliśmy na Roztocze, przeważnie nad Tanew, szczękali zębami z zimnej wody, a komary były dla nas bezlitosne:-) niestety, wszystko się zmienia, jest zagospodarowywane, traci tę naturalną dzikość, a i ludzie stali się bardziej mobilni, zmienił się styl spędzania wolnego czasu; pozdrawiam.
T, bo to bardzo przyjemne miejsce jest, ciekawe, nawet cmentarz z zabytkowymi nagrobkami pisze swoją historię; pozdrawiam.
Staszek, jakże inny las od naszego:-) wczoraj wracaliśmy do domu leśną drogą z Koniuszy na Brylińce, żal patrzeć, kolejny raz tną, to co pozostało, nic nie zostanie; zastanawialiśmy się, jakie jest zapotrzebowanie na drewno, że tak bezlitośnie rabuje się lasy; kolcowidłak mówisz ... jednak widłak jałowcowaty brzmi o wiele lepiej:-) pozdrawiam.
Mario, rzadko się zdarza rozpoznawanie miejsc na trasach Waszych wędrówek, ale dzisiaj owszem, rozpoznawałem. Zauważyłem też, że zwracamy uwagę na podobne cechy otoczenia.
Wspomniałem naszego wielkiego owczarka podhalańskiego, Argosa; musieliśmy go uśpić, bo weterynarz powiedział, że jego choroba jest bolesna i właściwie bez szans na wyleczenie.
Zakaz wejścia na szlak z powodu możliwości przewrócenia się drzewa? Dziwne. Taki zakaz jest już blisko następnego: zakazu wejścia po deszczu, bo przecież na mokrej ziemi można się poślizgnąć…
Krzysztof, bo to ładne miejsce jest:-) mieliśmy wilczura Reksa, kochane psisko, niestety wcześnie zachorował na tzw. zespół końskiego zadu, potem niedowład tylnych kończyn ..... w ostatniej fazie nosiłam za nim jego zad w ręczniku, żeby mógł na podwórku załatwić swoje potrzeby, pospacerować, bo przednie łapy były sprawne i on sam także; trwalibyśmy tak dalej, ale niestety, przyplątała się krwawa biegunka, psa trzeba było uśpić ... spłakałam się za nim przeokrutnie. A wiesz, przy wejściu na szlak, po lewej stronie jest wiata, za nią oparta była tablica, odwrócona napisem do dachu i faktycznie zamknięcie szlaku było do 31 marca, udało nam się trafić na ten pierwszy dzień otwarcia. Widzieliśmy te uporządkowane ścieżki, suche drzewa powalone, ale i nowe ławki, tablice, pewnie na tym polegały prace ... e, tam, już tak chyba nie będzie, żeby po deszczu nie można, najwyżej turyści obiją sobie tyłek na ziemi:-) pozdrawiam.
Prześlij komentarz