niedziela, 10 kwietnia 2011

Raz z jednej, raz z drugiej strony Sanu ....

Pogoda w sobotę nie zachęcała do wędrówki, ale jak człowiek się przemoże, to wiele może zdziałać. Ponieważ jechaliśmy busikiem, mogliśmy sobie pozwolić na szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
Pierwszy przystanek: Babice nad Sanem, wszędzie roboty drogowe i leje jak z cebra, tudzież grad.
Kapliczka św. Krzysztofa, nad samym Sanem, ukradli Świętego po wojnie bez skrupułów, teraz stoi jego kopia:



Przy kapliczce miejsce widokowe na bystrza Sanu, a także na pagóry za nim.


Przy słonecznej pogodzie widać błyszczące w wodzie ryby, przepowiadano z tego zjawiska zmianę pogody, intensywne błyski wróżyły deszcz.
Ponieważ za bardzo nosa nie można było wyściubić na zewnątrz, zajechaliśmy do karczmy "Pod semaforem", aby napić się gorącej herbatki i , być może, przeczekać deszcz.


Za knajpką wagoniki kolejki wąskotorowej Przeworsk-Dynów, która w sezonie w weekendy przewozi spragnionych wrażeń turystów, wewnątrz różne przedmioty związane z tym kolejnictwem i cieplutko:



,.... pali się ogień w kominku ...





Drewno sprawia, że wewnątrz jest przytulnie...


Cudowne mszenia między potężnymi belkami....


A na drzwiach od klopika tablica w "kolejarskim" klimacie.

Ponieważ pogoda nie napawała optymizmem, zwiedziliśmy Bachórzec z drewnianym kościółkiem p.w.        św. Katarzyny  



Zamek w Dubiecku ...



Szalejąca wichura powaliła w parku 6 pomnikowych drzew:


Zastaliśmy pracowników sprzątających zwalone drzewa


a jeden pozwolił się sfotografować, sympatyczny brodacz



 Pływające w fosie łabędzie, niby nic ciekawego, ale jeden miał czarną szyję, były jeszcze dwa zupełnie czarne, ten dwukolorowy, to chyba mieszaniec.


A w Nienadowej uśmiechnęło się do nas słońce, we dworze u dziadka Dembińskiego spędzał dzieciństwo mały Aleksander Fredro


Na kamieniach ogrodzenia dworskiego ulokował się mech, bardzo mu tu dobrze.
Przejeżdżamy San na drugą stronę, trasa nasza wiedzie do Piatkowej, gdzie byliśmy niejeden raz, ale nigdy w takim deszczu


Potok wezbrany brudną wodą, bo ciągle leje, ale przejście nad wodą nowe, nie trzeba drżeć, że noga wpadnie w dziurawą kładkę


Grekokatolicka cerkiew p.w. św. Dymitra z 1732 roku, przykryta 3-ma kopułami, z "sobotami", nieużytkowana od czasu wojny, rozgrabiona...


jedna z najpiękniejszych.
A skoro już nas tu przyniosło, to zbieramy się do wyjścia na szlak, z Piątkowej do Dynowa



Trochę przejaśniło się


po prawej przepiękny brzozowy zagajnik


po lewej piętrzą się pogórzańskie pagóry


lasy bukowo-jodłowe, a my idziemy dzielnie w mlaszczącym, gliniastym błocie.


Po drodze mijamy łany kwitnącego żywca gruczołowatego .... 


.... a tu na zmurszałym pniu chyba grzyb, jak czareczka z czerwonym wnętrzem.


W lesie było w miarę zacisznie, buty ciężkie oblepione gliną...


..... po wyjściu z lasu dopadł nas tak mocny, zachodni wiatr, że wciskał oddech z powrotem do płuc, jeszcze kawałek i Dynów .... 


.... urokliwy ryneczek miasteczka ...


 .....pośrodku król Jagiełło spogląda troskliwym wzrokiem na swoich poddanych....


... gigant o twarzy chłopskiej dźwiga na swojej głowie łuk bramy wejściowej do kościoła ....


 ......a aniołki, podfruwając do góry, starają się ulżyć w tym dźwiganiu ciężaru.
I jeszcze teatr w wielu odsłonach, wieczorne niebo i zachód słońca....





Nikt by tego piękniej nie wymyślił.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich obserwujących, komentujących, podczytujących, dzięki za wspólną wędrówkę, mimo wariującego kwietnia, który strasznie przeplatał, pa.




16 komentarzy:

jola pisze...

Niezmiennie zachwycają mnie cerkiewki, są po prostu piękne, napis na tabliczce superowy, czy chociaż mydło jest, jeżeli nie wolno piaskiem :)) U nas też powaliło kilka drzew i nadal wieje, a Pan Robotnik po prostu rasowy, piękne zdjęcie mu zrobiłaś. Tak w ogóle stwierdzam, że straszni z Was twardziele, żeby w taką dujawicę łazić zamiast nogi przy kominku grzać i winko popijać - podziwiam :)) Ja teraz ciągle gadam z Hrabianką Fibi, już się mnie nie boi, a dzisiaj na znak przyjaźni użarła mnie w palec :)) Dziekuję Marysiu za tą wedrówkę, tym bardziej, że mozna było ją odbyć w domowym zaciszu, bo ty przyjęłaś podmuchy na siebie.

siedziba nawojów pisze...

Pogodę jaką mieliście na wycieczce to typowa "trąbka" - znaczenie przeciwstawne "lampa" ;))

Inkwizycja pisze...

Jesteście niezwykle dzielni, ze wybraliście się na spacer w taką pogodę... Cerkiew Św. Dymitra mnie urzekła, wygląda wspaniale, mimo zniszczeń. Po prostu jak nie z tego świata...
Z zupełnie innego świata jest karczma "Pod semaforem", choć też przypomina minione czasy.
Bardzo bogatą we wrażenia mieliście wycieczkę, choć pogoda nie dopisała, to na koniec ten spektakl na niebie wynagrodził Wam wszystkie trudy ;-)
Ściskam czule!

*gooocha* pisze...

Kocham te Twoje relacje szwendacze i te wspaniałe zdjęcia :)

Go i Rado Barłowscy pisze...

Pozazdrościć wycieczki! :D (W przeciwieństwie do pogody!) My na wycieczki krajoznawcze mamy czas tylko w niedziele. W Dynowie Nozdrzcu, Wesołej i Baryzzy bylibyśmy dopiero dzisiaj. (Wahaliśmy się jednak, czy w ogóle z domu wychodzić, a i w trakcie szwędania, mieliśmy chwile zwątpienia, gównie ze względu na Prezesa. A że warto być, napiszemy u siebie, oby niedługo...
Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, mydełko było i kafelki, wypas. W lesie nie wiało, rzucało nas o glebę po wyjściu z lasu, a i winko grzane było, a jakże! Widzę, że z Fibi zawarłaś braterstwo krwi poprzez to ugryzienie. A Pan Robotnik, jak się uśmiechnął, to wyglądał przesympatycznie, pozdrawiam cieplutko, wiatr ustał, ale jest zimno.

Siedzibo Nawojów, ale fajna nazwa, tak było, że tak powiem, typowo. Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, nie było tak strasznie, najgorzej wyjść z domu, potem jakoś idzie się. E tam, dzielni, ten spektakl na niebie oglądaliśmy z przytulnej knajpki na Heluszu, gdzie trzeba było okrzepnąć i rozgrzać się po trudach, serdeczności.

Gocha, dzięki serdeczne!

Go i Rado, obowiązki związane z Waszą Sadybą przede wszystkim, a dopiero potem czas na przyjemności, ho, ho! tydzień cały w Kosztowej! i oczywiście będą relacje. Z wycieczki też, będę zaglądać, pozdrawiam, pa.

Jolanta Błasiak-Wielgus "olfa" pisze...

Uwielbiam te tereny, krajobrazy, cerkwie, kapliczki, krzyże przydrożne- magiczne miejsca :)
A co do Twojego ładnego anioła z poprzedniego wpisu, na odwrocie widać włosy pomiędzy skrzydłami.
Pozdrawiam Cię serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Olfo, otworzyłaś mi oczy, co artysta, to artysta, ma inne spojrzenie, a już myślałam, że posiadam jakiś magiczny przedmiot o cudownych właściwościach. Co chyba nie przeszkadza mi wierzyć w jego moc, mimo, że to tylko "włosy między skrzydłami". Pozdrawiam serdecznie z Pogórza.

Jolanta Błasiak-Wielgus "olfa" pisze...

No tak, teraz czuję się okropnie, jak brutal, który próbował sprowadzić Cię na ziemię :).
Nie chciałam, przepraszam. :*.
A tak na marginesie, ja też wierzę w jego magiczną moc :)

podkarpacka pisze...

Sama nie próbowałam, ale wieść gminna niesie, że 'Pod semaforem' podają świetny żurek :).
My pokonaliśmy trasę przez Dubiecko właśnie i już na Podkarpaciu cieszymy oczy :). Mam nadzieję, że pogoda dopisze.
A w Nienadowej jest jakaś ekspozycja? Tam nie byliśmy, ale po obejrzeniu Twoich zdjęć pewnie to niedługo nadrobimy :). Pozdrawiam z pochmurnych teraz okolic :D.

Ataner pisze...

Dzieki Tobie przenislam sie w te piekne miejsca dla mnie zupelnie nieznane, ale bardzo urokliwe.
Moja uwage przykul dworek w Nienadowej. Z tego co wyczytalam to obecnie znajduje sie w prywatnych rekach ale widac, ze wlasciciele nie bardzo przykladaja sie do jego remontu, a szkoda.

A teraz wracam do twoje archiwum bo widze, ze mam zaleglosci.
Pozdrawiam serdecznie:)

Sunniva pisze...

Cudna wycieczka ! A cerkiew dech w piersiach zapiera! Niesamowita architektura! U mnie niedaleko jest tez , ale maleńka w Wodziłkach. Ostatnia chyba ostoja prawosławia w moim regionie . Pozdrawiam wiosennie!

megimoher pisze...

byłam kiedyś w Dynowie! I w Wodziłkach wiele razy! uwielbiam Wschód, nawet te lasy są takie inne! ten żywiec! fantastyczny. Grzyb rzeczywiście nazywa się czarka, prawda? A łabędź to nie mieszaniec, tylko egzotyczny gatunek, czasem hodowany.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Podkarpacka Niepanno, oprócz żurku mają jeszcze flaki, wystarczy jedna porcja, żeby solidnie pojeść. Dworek w Nienadowej jest w prywatnych rękach, brama zamknięta, tylko przez ogrodzenie można zerknąć. Aniu, może zaczęłabyś pisać o swoich wyrobach rękodzielniczych? Pozdrawiam serdecznie.

Ataner, remontują te poboczne budynki, może i na dworek przyjdzie czas, w końcu on jest perełką. Długo Cię nie było, cisza w komentarzach, nie tylko u mnie, dobrze wszystko? Serdeczności.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Sunnivo, dobrze, że ją odremontowali, bo chyba podzieliłaby los wielu innych, podobnych, a ta w Wodziłkach jest czynna? odprawiają nabożeństwa w niej? Pozdrawiam.

Megi, jakież to wiatry zaniosły Cię do Dynowa? Nie wiem, jak nazywa się ten grzyb, muszę sprawdzić w atlasie, a lasy są przepastne, ciemne, jak u Drakuli. Człowiek cały czas się uczy, chodzi o łabędzie, w ich towarzystwie pływały jakieś takie kaczuszkopodobne, pa.