poniedziałek, 30 lipca 2012

Idzie burza ...

.... jeszcze niebo czyste, parę białych, leciutkich obłoczków, a już pomrukuje za lasem ...
Wilgi drą się od rana jak opętane, a w zielonościach tuż obok, rzekotki dają znać, że będzie dziś mokro ...


Nad Kanasinem ciemnieje, robi się jakoś tak siwo, a grzmoty przewalają się po niebie od brzegu do brzegu, odbijają echem od lasu, od dna doliny ...słońce przypieka ...


Było bardzo gorąco, pojechaliśmy w dolinkę do sklepiku, lodów nam się zachciało dla ochłody, a Miśkę nad Turnicę trochę pomoczyć ...


Strugi deszczu na niebie, leje nad Kalwarią ...


... i trochę bardziej na prawo ... pomiędzy wolna przestrzeń, oceniamy, że nie powinno padać nad Turnicą ... szybciutko zjechaliśmy w dół, zakupy i nad potok ... zdążyłam tylko wypuścić Miśkę do wody ...
Jak lunęło! jednolita ściana deszczu, Miśka pod samochód, a ja biegam wokół, usiłując ją wywabić stamtąd ... przemokłam w momencie, przeczekałam ulewę w samochodzie, Miśka pod ...


Za zakrętem przyuważyliśmy rozbity namiot na kamienistej plaży, obok samochód ... oj! oj! ulewy w górach, a tym samym potoki, bywają nieobliczalne, czasami wszystko może spłynąć w dół ...
Wracaliśmy do siebie w samo oko burzy, nie było widać naszej góry, a drogą spływały potężne strugi wody...


Tak szybko, jak przyszła, tak i odeszła ... za chwilę niebo czyste, zaświeciło słońce, tylko  spływała jeszcze woda z góry, a potok dawał o sobie znać donośnym szumem ...


Słońce zachodziło pięknie ...


... i tylko mgły unosiły się z doliny ...




Przez cały tydzień towarzyszyła mi wieczorami muzyka, przynoszona wschodnim wietrzykiem znad kalwaryjskiego wzgórza ... kołyszące rytmy reagge, ostrzejsza rockowa, a w ostatni piątkowy wieczór dali czadu braciaszkowie ze znanego zespołu Fioretti ... fruwające habity, czapki odwrócone daszkiem do tyłu, młodzi ludzie ...
Kiedy w niedzielny ranek przyjechaliśmy tam, po trawie przed estradą nie został nawet ślad, wytupane stopami tańczących błotko ... bo zawsze, kiedy trwają franciszkańskie spotkania młodych, leje z nieba cieplutkim deszczem ...


Zaprzyjaźniam się z sąsiedzkimi kozami, czasami nawet opiekuję się nimi, kiedy zostają same ... przepinam je, daję wodę, zielone gałązki do ogryzania, podrapię między różkami ... małymi ząbkami napoczynają wtedy moje spodnie, druga zaczyna przeżuwać pasek od sandała, i Miśka bawi się z nimi, a one bodą ją dla zabawy różkami ... wieczorem zaprowadzam je, trochę opierające się, do stajenki ...


Wędziłam też sery, których naprodukowałam całe mnóstwo, i odkryłam, że nabierają smaku, jak poleżą trochę dłużej ...
Zawsze zaskakują mnie żniwa ... jadę drogą, a tu już puste pola, zaorane ścierniska, tam pracują jeszcze kombajny ... bociany wprawiają się do latania, podskakują niezgrabnie w gniazdach, coraz wyżej, wyżej ...
machają skrzydłami, a potem lecą na pierwszy oblot ... patrzcie, patrzcie! lecę!
Mam przed oczami nasze żniwa, w naszym domu rodzinnym, ja jako dziecko, siostra starsza, pomiędzy nami brat ... idziemy w pole składać snopki ... wszyscy zmęczeni żarem, ciężką pracą ... a siostra do mnie: Maryniu! aj, żeby tak deszcz trochę popadał!
A mama na to: Czy wyście powariowały? deszcz! ludzie mają żniwo, koszą, zbierają,a wam się deszczu zachciewa!!! - wspominamy to do tej pory ...
Jakiś szkodnik wlazł mi w rzędy marchwi, podgryza ją od spodu, a zieloną nać wciąga w puste otwory, pewnie zje mi tak wszystko, łobuz jeden ...


Cieszą mnie te grządki, jaka to przyjemność zerwać pomidor, przynieść cebulę, wygrzebać z ziemi kartofle ... marzą mi się już chłodniejsze poranki, znośne temperatury w dzień, bo w takim upale i parnocie ciężko funkcjonować ...


Dojechało nowe drzewo, z przewagą brzozy, szybko wyschnie, drobno połupana w polanka, to do kuchni chatkowej, a na dłuższe palenie twarda buczyna, już wyschnięta od zeszłego roku, złożona pod dachem ...


... i potężne pniaki do rąbania drzewa, zawsze męczyliśmy się na takich małych, które podskakiwały przy uderzeniu siekierą i przewracały się... te są solidne i bardzo stabilne ...


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, z siąpiącym deszczykiem, z melodyjnym śpiewem wilg, które wróżą deszcz, dziękuję za odwiedzimy, Waszą uwagę, pa!









21 komentarzy:

Krystynka w podróży pisze...

Lubię burze i ulewy krótkotrwałe bo już dość mam upałów obezwładniających. I śpiewów braciaszków z oddali zazdroszczę zwłaszcza, że jak piszesz dali czadu. I głaskania kózek bo mój wnusio już troszkę narowisty jeśli chodzi o głaskanie, jeszcze tylko o wieczorne masaże łydek i ramion prosi, tam gdzie najbardziej pogryziony przez owady

grazyna pisze...

Twoje klimaty jeszcze jeden raz! podobaja mi sie sloneczniki z kepa, chyba, nagietek pomaranczowych, podobaja mi sie pnie drewniane czekajace na zime! podoba mi sie wszystko u Ciebie...a burze i te wrazenia ktore tak pieknie opisujesz doswiadczamy w calej Polsce i prawie codziennie! pozdrawiam cieplo!

Powrót do tradycji pisze...

Po ostatniej burzy gdzie zerwało nam dach nad stodołą burze mnie przerażają, nie wiadomo co się stanie. Ostatnio burza za burzą mam nadzieje że wreszcie się to skończy bo tyle ludzi traci dach nad głową.

Moje marzenia pisze...

..a na Pogórzu tak pięknie,że nawet burze maja swój urok :)
..u mnie tez niedziela burzowa(w końcu podkarpacie) burza z gradem wyniszczyła drzewa i grządki..ale najważniejsze że nic nikomu się nie stało..ludzie mają większe tragedie..

wkraj pisze...

Pięknie opisałaś te zmiany przyrody. Pogoda w tym roku lubi być gwałtowna, niestety często sieje również zniszczenie. Na szczęście tym razem to była tylko ulewa.

Pozdrawiam serdecznie.

Marysia pisze...

Witaj Marysiu po mojej długiej nieobecności. Pogoda lipcowa nas nie rozpieszcza.Skwar, że nie można oddychać, deszcze albo nawałnice, trąby, które wszystko niszczą po drodze.
Twoja zwierzynka jak zwykle urokliwa. Sery wyglądają apetycznie a kociołek węgierski też bardzo kusi:)
Pozostawiam Ci serdeczne myśli i pozdrawiam najmilej jak umiem.

Joanna pisze...

jak zwykle przepiękne foty ...
u mnie susza... dzisiaj z lekka pokropiło ale i tak to wciąż za mało ... szkoda ogrodu bo uschnie na amen ... moje podlewanie nic nie daje
pozdrowionka

mania pisze...

U nas też była burza, dziś w nocy. Flo spanikował, wpakował mi się do łóżka i musiałam go głaskać, do póki nie przestało grzmieć.
Dobrego tygodnia :)

Inkwizycja pisze...

Kapryśna i trochę szalona jest aura tego lata... ale oprócz upałów wszystko mnie cieszy, bo deszcze podlewają mój ogródek, a burze są takie ekscytujące ;-) A Twoje mgły... czarodziejskie!
Masz trochę racji, Marysiu, niektóre domy na Dolnym Śląsku są zbyt duże; folwarki, gospodarstwa, w każdej wsi pałac - to był kiedyś bogaty region... a tak potwornie zdegenerował się po wojnie. Żal patrzeć...
A my chcemy kupić duży kawałek ziemi, bo córcia zdecydowała się zamieszkać obok nas i razem prowadzić agrobiznes ;-) zawsze to razem łatwiej ;-))
Ściskam czule i pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystyno, to moje najulubieńsze, burza, a potem słońce, rześkich poranków już pragnę; pozdrawiam serdecznie.

Grażyno, tak, to nagietki, i aksamitki również, miałam zbierać płatki, ale jakoś czas leci, a ja nic; pozdrawiam serdecznie.

Powrót do tradycji, takie gwałtowne kataklizmy każdego przerażają, chociaż lubię oglądać zza okna, jak wali deszczem; przydałaby się taka wyżowa pogoda, bez wszechobecnej wilgoci, bo skrapla się na każdej chłodniejszej rzeczy; pozdrawiam serdecznie.

Moje marzenia, przejeżdżaliśmy ostatnio po burzy, zwalona topola na drodze, obszarpane liście i gałęzie, powalone drzewa w sadzie, przerażająca moc natury, a my bezsilni; pozdrawiam serdecznie.

Wkraju, bo czyż można odsunąć od siebie takie zjawiska? nie mamy na nie żadnego wpływu, oby tylko obyło się bez tragedii i zniszczeń; pozdrawiam serdecznie.

Marysiu, imienniczko moja, letnie ulewy są potrzebne, oby nie groźne; bardzo lubię moje zwierzaki, zwłaszcza ich podchody do zabawy; serdeczności ślę.

Joanno, wierzyć się nie chce, u nas ulewa za ulewą, albo siąpi pół dnia, wilgoć w powietrzu, a Ty piszesz, że susza; niesprawiedliwa ta matka natura; pozdrawiam.

Maniu, moja Miśka jest dziwnym psem, pierwszym, który nie boi się burzy, huku, wystrzałów i strzyżenia; śmiejemy się, że jest opóźniona w rozwoju przez ten samotny pobyt w kojcu, i kto wie, czy tak nie jest; dobrego, Maniu, pozdrawiam.

Inkwizycjo, duchota daje się wszystkim we znaki, nie pomagało, że wcześniej wychodziłam do pracy przy drzewie, poty oblewały człowieka od 6 rano, mimo, że słońce jeszcze za drzewami; już jest po Hance, mam nadzieję, że nieco zelży ta parnota; świetny pomysł na rodzinny biznes, i na pewno łatwiej; niech się spełnią Wasze zamysły, pozdrawiam cieplutko.

Mażena pisze...

Zdjęcia piękne! Miejsce niesamowite. Gdy byłam młodsza, no mała Babcia uczyła mnie jak po niebie rozpoznawać - pogodę. I te nauki przydały się i w mieście i na wodzie. Dziś nie zawsze się sprawdzają, a nawałnice bywają niebezpieczne. Ileż to drzew spada na samochody. Odważna jesteś, ale tam u Ciebie wszystko takie przyjazne!

gosiaB pisze...

echhhhhhhh :) Pozdrawiam

Magdalena pisze...

Świetne zdjęcia:)

La vie est belle i ja tez pisze...

Uwielbiam deszcz i pore deszczowa ta afrykanska...wszystko powraca do zycia... Twoje zdjecia i opis burzy, coz, po prostu pychotka!
Serdecznosci
Judith

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mażeno, to jest właśnie mądrość starszych ludzi, patrzyli na niebo, na zachowanie zwierząt, łamanie w kościach i stąd przewidywali pogodę, nikt nie oglądał się na prognozy; myślę, że nawałnice były zawsze, drzewa spadały na pustą drogę, bo nie było tylu samochodów, i nie było tak szybkiego przepływu informacji; nie jest tak zupełnie bezpiecznie, pioruny walą dookoła, ale pocieszam się, że wokół wyższe drzewa i wyższe górki; pozdrawiam serdecznie, Marzeno.

GosiuB, witaj; dobrze widzieć Cię uśmiechniętą, z zapałem do pracy, bo nie próżnujesz; serdeczności ślę.

Magdaleno, dzięki wielkie, pozdrawiam.

Judith, jak sobie pomyślę, że ktoś, w dalekiej Afryce czyta o burzy na Pogórzu, ogląda zdjęcia, cieplej robi mi się na sercu; pozdrawiam serdecznie, Kobieto o Wielkim Sercu.

*gooocha* pisze...

Troszkę mnie u Ciebie nie było. Nie z racji zaniechania, a obowiązków. Nadrobiłam teraz i jestem niemal oszołomiona dawką :)
Bo Twoje zdjęcia przeplatane świetną narracją, działają na mnie terapeutycznie, dają zastrzyk optymizmu, świeżości, chęci do działania. Ja niemal przez monitor czuję zapachy okolicy :)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Pięknie po prostu

Ania pisze...

Marysiu a u mnie grzmi od wschodu i zachodu i tańczy w koło Suchedniowa, jakby na Łysej Gorze czarownice sabat miały i żadna jakoś dolecieć tu z burzą nie morze. Deszczu też ani kropelki i muszę co wieczór ogród przez godzinę podlewać. Pozdrawiam Twoje cudne Pogórze i straaasznie żałuję, ze nie mogę skosztować Twojego pysznego serka. Buziaczki. Ania:)

Mona pisze...

poburzy pięknie ..ale gdy idzie wesoło nie jest , szczególnie ,ze ostatnio niosą za sobą biedę dla wielu ludzi :(

Sery wędzone pycha i Twoje krajobrazy też :)Pozdrawiam

Go i Rado Barłowscy pisze...

Ech, Pogórze, Pogórze! :DDDDD

Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gooocha, wiem, że masz ważniejsze obowiązki, miło Cię widzieć; pozdrawiam serdecznie.

Krzyśku, a deszcz cieplutki, woda w potoku też, kiedy biegałam za Miśką, pozdrawiam serdecznie.

Aniu, i jak to jest: jedni narzekają na nadmiar, inni mają za sucho, dobrze byłoby po równo; cieplutko pozdrawiam.

Mona, takie kataklizmy są straszne, gdy zostawiają po sobie tylko zniszczenie i ludzi bez dachu nad głową; pięknie pozdrawiam.

Go i Rado; jakie cudne, gdzie jest taki drugi kraj? serdeczności.