... już zaczęłam je zbierać.
Trochę do dużego słoja na bieżące jedzenie ... te bardziej wyrośnięte na mizerię ... a jeszcze inne do słoików mniejszych, na zimę ...
Co jakiś czas chodzę z koszykiem i zbieram, zdziwiona mocno, że znowu urosły. Miśka towarzyszy mi przez cały czas, wpada w dużą trawę, podskakuje na tylnych łapkach jak zając, potem usiłuje z radosnym szczekaniem wybiec szybciutko na wykoszoną przestrzeń.
Bo w zeszłym tygodniu, zanim nastały mordercze upały, zdążyłam na nowo skosić trawę przy chatce i w sadzie ...
Wczesnym rankiem kawa na tarasie, obowiązkowo gotowana, od kiedy przeczytałam u Anandy o specjalnym tygielku do kawy, i ja przyrządzam swoją w ten sposób, tylko bez tygielka. Gotuję ją w blaszanym garnuszku, smakuje pewnie podobnie, jak ta z tygielka, i o wiele lepiej, niż ta zalewana wrzątkiem.
I przy takim porannym, kawowym rytuale spojrzałam za okno kuchni ... łania jak koń, zupełnie niedaleko ... zanim złapałam aparat fotograficzny, pokazała mi tylko zad znikający w krzakach ...
Zdjęcie byle jakie, przez szybę, jeśli będą kłopoty z rozpoznaniem, to podpowiadam, że widać tylne nogi łani tuż za pniem śliwki ...
A potem, kiedy kończyłam koszenie przy chatce, zobaczyłam coś dziwnego ... za trawami, przy dolince, coś przesuwało się powoli ... i tak sobie pomyślałam, co ta Miśka wyprawia? ... bo cały czas patrzę za nią, gdzie jest ... ale to nie była Miśka.
Dolinką wracała łania, ponad morzem traw przesuwały się tylko jej uszy, powoli, kołysząco ... jak w kreskówce dla dzieci ...
Do psiej miski przylatuje dzięciołowa z potomstwem, także sójka z rozwrzeszczaną czeredą ... po awanturze na tarasie wpadła mi jedna młodociana do chatki, zatrzymało ją okno ... chciałam ją wynieść delikatnie, wiecie, jak mnie podziobała? o! żesz ty! ... złapałam za ogon, posadziłam na poręczy tarasu, była trochę oszołomiona, posiedziała, poleciała na świerczek, a potem do zaniepokojonego towarzystwa.
Przychodzi również lis, jest poturbowany, tylna noga niesiona w powietrzu ... na wykoszonej łące łatwiej łapać myszy ... wyskakuje do góry i nurkuje z pyskiem w norze ... nie udało się! nasypałam mu trochę psich chrupek na płaski kamień, rankiem nie było po nich śladu ...
Nadmiar wyśmienitej śmietany został wykorzystany do zrobienia, własnoręcznie, masła ...
"Wytrzęsłam" je w słoiku, wpierw śmietana zgęstniała mocno, jak to przy ubijaniu, a potem pojawiły się żółte grudki tłuszczu ...
Wyłożyłam je do zimnej wody, wypłukałam z nadmiaru maślanki ... takie masło ze świeżo upieczonym chlebem smakowało wyśmienicie.
A!, i jeszcze ostał się dzbanek pysznej maślanki, z maleńkimi grudkami masła, których nie zdołałam zebrać ... pewnie to tyle pomysłów na mleko.
Kiedy było naprawdę gorąco, zabraliśmy Miśkę nad Wiar, ale tam, gdzie nie było ludzi, prawie pod Trójcę ...
Najpierw ostrożnie po brzegu, a potem brodziła z prawdziwą przyjemnością po wodzie, która wcale nie była zimna ...
... kamienie porośnięte zielonymi nitkami wodorostów ...
... a przy brzegu szmaragdowe ważki ...
Po takich kąpielach Miśka pachnie świeżo, czystą, rzeczną wodą.
W sobotnie popołudnie byłam na terenie hodowli danieli ... tam jest staw, gdzie można łowić ryby ...
... trochę niepozorny, ale woda w niektórych miejscach jest głęboka na 4 metry ... widać było przesuwające się w wodzie cienie wielkich ryb ... to karpie, z pyskami jak sumy nilowe ...
Na ogromnych połaciach leżały stada przecudnych zwierzątek ...
... kiedy nas zobaczyły, podniosły się i poszły niżej ... mnóstwo młodziutkich, niedawno urodzonych ... i te ruchliwe ogonki, jakby oganiały się przed muchami ...
Widzicie to wielkie stworzenie na środku? - to łania, okazało się , że jest tam jeszcze jeleń z ogromnym porożem ... i malutkie, ich potomstwo.
Samce z rozłożystymi rogami, pokrytymi jakby zamszem ...
... i malutki parostek, znaleziony w trawie.
Wieczorem małe daniele wydają krótkie, beczące odgłosy, z daleka brzmi to jak kumkanie żab w stawie, zbliżają się do bramy na karmienie, samce są bardziej odważne od samiczek, może te ostatnie boją się o swoje potomstwo.
Siedzieliśmy długo w noc na tarasie, w księżycowej poświacie latające nad łąką świetliki wyglądały zupełnie niesamowicie. Mówią, że gdzie robaczki świętojańskie, tam kwiat paproci ... nie znalazłam, pewnie za bardzo nie strarałam się.
W pobliżu tarasowych schodów zamieszkała dosyć pokaźna jaszczurka, wygrzewa się na słońcu ... a może to pogórzański "smoczek"? postura niby ta sama, skrzydeł tylko brak ... i ognia z paszczy ...
Nasz sąsiad "powyżej" już osiedlił się na stałe, w sobotę przyjechały dwie śliczne, białe kózki ... Miśka przesiaduje u nich bez przerwy, kiedy tylko usłyszy szczebiot dziecka, pędzi do nich, a teraz jeszcze bawi się z kózkami, które wcale jej się nie boją, a nawet zamierzają się do niej małymi różkami ... jedna to Rozalka, tej młodszej ... i Westa - starszej ...
Wróciliśmy bladym świtem niedzielnym do domu, bo w planie była wyprawa do węgierskich winnic ...
ale o tym następnym razem.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko, dziękuję za odwiedziny i dobre słowa, pa!
19 komentarzy:
Och, Marysiu... tym razem mój komentarz będzie skromny... brak mi słów! ;-)
I jeszcze węgierskie winnice?!
Może jak ochłonę coś sensownego napiszę...
Na razie ściskam Cię ;-)
Gratuluję własnoręcznie wykonanego masła, musi być pyszne. U nas można kupić prawdziwe mleko (nie "uhate") w mlekomatach, ciekawe czy by z niego wyszło masło?
Misia śliczna panna, czyżby została ostrzyżona?
Pozdrawiam serdecznie :)
Cudnie piszesz o krajobrazach, pogodzie, zwierzętach, i o chlebie i o kawie. Aż mam ochotę zrobić sobie taką samą, choć ostatnią dopijam ok 12 w południe. Fajnie że są w Polsce takie miejsca, gdzie zwierzęta mogą żyć i tacy ludzie,jak Ty Mario, którzy dokarmiają dzięcioły i liski. Pozdrawiam
chyba Cię poproszę o KROK po KROKU na zrobienie masła ... tylko się nie śmiej ze mnie ale ... robiłam jako mała dziewczynka z babcią w jakimś ubijaku ... to już jest historia ... a czasami tak bym chciała zrobić swoje i ... nie wiem jak;
ciesz się, że masz już ogórasy bo moje cholernie brzydko w tym roku rosną ... nawet jeszcze nie kwitną
Podziwiam! Pozdrawiam tyle cudownych rzeczy i spraw pokazujesz!
poczułam smak tego chleba z masłem- dziękuję za ten ciekawy post:)
Niesamowite zdjęcia, szczególnie to tajemnicze, o zmierzchu!
Miska wyrosla na piekna pannice i z tego co piszesz oswoila sie z otoczeniem i juz nie jest nieufna, a to najwazniejsze.
Bardzo ciekawie piszesz o waszym zyciu na Pogorzu, niejedna osoba zamiast wyjazdu gdzies np. do Egiptu wolalaby spedzic urlop u was.
Pozdrawiam serdecznie:)
Przychodzi czas na zbieranie efektów Waszej ciężkiej pracy. Ogórki pięknie obrodziły, zaraz mi zasmakowały takie świeżo ukiszone. Masło też już opanowałaś. Powoli jesteście samowystarczalni. Kto wie, może niedługo takie umiejętności będą bardzo na czasie. Jeszcze wiatrak postawicie i żegnaj cywilizacjo. Nie pamiętam, wodę macie ze źródła, czy dochodzi do Was wodociąg?.
Jak zawsze z przyjemnością obejrzałem i pozdrawiam serdecznie.
Ha! Czyli wcale nie trzeba wirówki ani ubijaczki, żeby pyszne masło zrobić!
Oj, Marysiu, Ty to jesteś ...
Ogóreczki uwielbiam w każdej postaci. Bardzo z curry i odrobiną miodu.
Przepięknie Ci obrodziły!
Tak sobie, od zeszłego roku, myślę, czy dało by się wcielić w stadko kóz, parkę danielątek?
Chyba nic z tego ... Póki malutkie, trzymałyby się pewnie stada, ale po osiągnięciu dojrzałości, ruszyłyby w lasy.
Bardzo jestem ciekawa, jaki region madziarski wybraliście. Bo właściwie, gdzie spojrzeć, to wino, wino ... Mnie się bardzo podobało w okolicy Pecsu. Co krok piwnice z winem i musisz próbować zanim kupisz, matko!
Uściski!
cudni goście pod domem ,smaki z ogrodu i pieca..i te masło ,pycha..:) Ja kupiłam twaróg od Pani ze wsi i spróbuję zrobić ser ,,zgliwiały smażony "u nas mało popularny .Polana z jelonkami jeszcze mi się nie trafiła ,zazdroszczę takich widoków.pozdrawiam
U Ciebie znowu pracowicie i smacznie Mario i na zwiedzanie macie czas i ochotę. Podziwiam, gratuluję i dziękuję. A świetlików i u nas zatrzęsienie, ganiam za nimi z aparatem ale oczywiście efekt żaden. Ale widok ich tańca sprawia, że nie chce się iść do chatki, tylko nocowałoby się na tarasie.
Do wyrobu masła uzyłaś słodkiej śmietany ? W strasznym kryzysie końca lat 70-tych robiłam masło, bo kartkowego nie starczało. Wychodziło mi lekko gorzkie, bo z kwaśnej śmietany, kilka dni zbieranej ( taką mam teorię, a może za mało płukałam ?
Alez piękne te daniele ! Czy właściciel hoduje je dla przyjemności czy komercyjnie ?
Serdeczne uściski !
My dawniej z mamą też domowe masło robiłyśmy. Bardzo lubiłam to bulgotanie śmietany w słoju i moment, kiedy się masło pojawiało. :))) A z mleka można jeszcze robić jogurt. :))) Serdeczności :)))
jak zwykle można przenieść się w inny świat,już w tylu miejscach z tobą byłam,jak znajdujesz czas na to wszystko?zazdroszczę i pozdrawiam. ps.tyle wędrujesz może masz jakiś godny polecenia środek na kleszcze bo wysyłam córcię na obóz w Bieszczady i trochę się obawiam tych małych robali,jak się chronicie przed nimi?Zosia
Fajnie było odbyć z Tobą tą podróż. :) Aż czułam upał, a smak masła i winka... no cóż, dobrze jest mieć wyobraźnię :))
Nie powinno się przeglądać Twojego bloga "na pusty żołądek" - bo tu zawsze jakieś smakołyki i ślinka cieknie;)Pozdrawiam serdecznie
Inkwizycjo, teraz to już wiadomo, że nie były to prawdziwe Węgry, a tylko Węgierka; serdeczności.
Maniu, ma zupełnie inny smak, taki śmietankowy; mleko a automatu? to musi pewnie być czymś konserwowane i pozbawione śmietany, tylko ze śmietany można zrobić masło; Misię sama strzygłam, zakupiłam maszynkę, pewnie trochę niewprawnie, ale z czasem może coś z tego będzie; i ja pozdrawiam cieplutko.
Ankoskakanko, kawa gotowana jest wg mnie lepsza, i potem nie skręca tak w żołądku, spróbuj; pozdrawiam serdecznie.
Joanno, ja swoje masło "wykolebałam" w słoiku litrowym, trzeba dać śmietany 3/4 słoja, bo puszyścieje i zajmuje cały słoik; chciałabym taki ubijak, może na targu w pobliskim miasteczku dostanę, tam, gdzie praskę do sera; pozdrawiam cieplutko.
Mażeno, a Janek z góry zawsze mówi, że ja to w takie "prymitywy" poszłam; ciepełko ślę.
Olqo, po 2 tygodniach mam dopiero czas, żeby coś napisać; chleb z masłem przedni, na takim ciepłym masło roztapia się i kapie między palcami, pycha; pozdrawiam.
Dzięki, Gaju!
Ataner, Miśka przechodzi kolejne etapy oswojenia, teraz wynosi namiętnie buty, jak szczeniak; to trzeba lubić, nie dla każdego taka samotnia; wszystkiego dobrego, Ataner, pozdrawiam; pana Niedźwiedzia również.
Wkraju, pewnie strasznie dużo nam brakuje do samowystarczalności, ale gdyby przyszła bieda, to myślę, że ta ziemia wykarmiłaby nas; woda z własnej studni, pompa pcha ją do domu, czysty luksus; pozdrawiam ciepło.
Magdo, a nie trzeba, tylko jak trzęsę tym słoikiem, to ja też trzęsę się, za łopatkami, boczki mi się trzęsą, policzki, musi to przezabawnie wyglądać; myślę, że oswoiłyby się danielątka w towarzystwie kóz, tylko ogrodzenie z siatki musiałoby być wysokie, bo inaczej pójdą w las, jak urosną; o tak! tam trzeba mieć mocną głowę, ja nie kosztuję, bo mam słabą; idzie się dogadać, bo znają pojedyncze słowa polskie: sladkie, witrawni, a kwotę do zapłaty pokazują mi na kalkulatorze, i jest dobrze; serdeczności ślę nad Drawę.
Mona, ja robię mężowi taki właśnie zgliwiały, smażony, z kminkiem i jajkiem; pozdrawiam.
Krystyno, i ja próbowałam jakoś sfotografować te świetliki, niestety, z mizernym efektem, więc też tylko patrzę; pozdrawiam Cię serdecznie.
Aniu, to była kwaśna śmietana; a może twoje mleko pochodziło od wysokocielnej krowy, albo zimową porą nabiera też takich obcych smaków, teraz jest najpyszniejsze, krowy pasą się na trawie; znając tego człowieka, nie sądzę, żeby to hodowanie było dla przyjemności, przyjeżdżają tam tacy różni ... pozdrawiam Cię, Aniu, serdecznie.
Magdaleno, a ja właściwie nie wiedziałam, jak zachowa się ta śmietana w słoiku, było coraz gęściej, coraz ciężej, odkręcałam, zaglądałam i wreszcie zobaczyłam pierwsze żółte grudki, i maślanka zaczęła się oddzielać, a to udało się; na jogurty to pewnie jakąś specjalną szczepionkę bakteryjną potrzeba; pozdrawiam serdecznie.
Zosiu, Twoja córka już pewnie wróciła z Bieszczadów, a ja dopiero dziś mam chwilę czasu, by odpowiedzieć; nie chronimy się jakoś specjalnie przed kleszczami, nie używamy tych smarowideł i psikaczy; jeśli już jakiś nas dopadnie, to odrywamy ze skóry i po kłopocie, ja mam wprawę, bo Miśkę obieram z kleszczy bez przerwy; cieszę się, że wędrujesz z nami, i podoba Ci się, czas jakoś znajdujemy, czasami kosztuje to trochę wyrzeczeń, wstajemy o północy, a spać się chce, albo tyle godzin w samochodzie, ale nigdy nie żałujemy; pozdrawiam Cię serdecznie.
Egretto, tylko gzy bardzo dokuczają nad wodą, dobrze, że upały minęły; serdeczności.
Joasiu, gęba mi się śmieje na Twoje słowa, pozdrawiam.
Prześlij komentarz