wtorek, 2 października 2012

Tylko jeden dzień ... ale pasztet ...

... udało mi się wygospodarować w zeszłym tygodniu na wyjazd do chatki.
Zbierałam trochę dary jesieni ...




Miśka przy każdym przejściu przez podwórze brała w zęby jabłko i podrzucała je w zabawie, a potem, leżąc, podgryzała ...


To moja wierna towarzyszka.
Ponieważ była przepiękna pogoda, wybrałyśmy się obie na spacer w pola, złapać trochę w obiektyw tych ulotnych chwil i krajobrazów ...






Przez cały czas latał po naszym niebie samolocik, pewnie to ten od dopłat unijnych, robi zdjęcia, żeby potem było czarno na białym, ile komu można odebrać z dotacji, bo rosłe drzewo zajmuje koroną w powietrzu dużo miejsca, nie szkodzi, że koszone pod nim ... albo krzaki przechylone w jedną stronę ...


A sąsiedzkie koniki nic sobie z tego nie robiły, pasły się spokojnie dalej ...


Mnie samej przyjemnie patrzy się na te zdjęcia, bo dziś u nas plucha, rozpadało się na dobre.
A ten pasztet w tytule?
Naprawdę będzie o pasztecie ... robi się chłodno, można sobie kazać taki przysmak ... ja za bardzo nie przepadam za sklepowym, wolę zrobić sama ...


W internecie jest mnóstwo różnych przepisów, ja robię na "oko i smak".
Różne mięsa zalewam wodą, dodaję przyprawy, grzybki suszone, jarzyny i gotuję do zupełnej miękkości ... po wygotowaniu dodaję wątróbki drobiowe, a na końcu bułkę, żeby wypiła resztkę wywaru, bo to sama smakowitość.
Mięso musi być odrobinę tłuste, bo z chudego wyjdzie nam pasztet twardy, suchy i niesmaczny.
Mielę to wszystko po ugotowaniu w maszynce raz , bo mam takie sitko z drobnymi oczkami do sera i maku, jeśli jest normalne sitko, to dwa razy.


Potem dodaję 2-3 jajka, solę, pieprzę dosyć mocno, bo niedoprawiony pasztet też jest niedobry.
A całą tajemnicą szlachetnego smaku rzeczonego pasztetu jest dodanie, oprócz gałki muszkatołowej, odrobiny przyprawy do pierników, lub zmielonych goździków.
Wyrobiona masa nie może być za gęsta, można dolać odrobinę wody, rosołu, co tam kto ma.
Piekę w aluminiowych foremkach do zrumienienia ...


Ja rumienię dosyć mocno, bo lubię takie ...
Potem stoją sobie w lodówce, nabierają jeszcze smaku, przechodzą przyprawami ... pycha!


Taki plaster, położony na kromce swojego chleba, smakuje wybornie, można posmarować ostrym sosem, położyć pomidor ... nie ma obcego posmaku, wiemy, co tam daliśmy.


Spróbujcie, to łatwe!
A na osłodę ponurego dnia w piekarniku siedzi jeszcze szarlotka, bo jabłek moc ... pachnie nieziemsko.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za ciepłe słowa, dobrego tygodnia, pa!





Przestało padać, słońce nawet wyjrzało ...





27 komentarzy:

Aga Agra pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Aga Agra pisze...

ależ w pięknych okolicach mieszkasz...tylko pozazdrościć dzikie jeszcze tylko wilków brakuje

ankaskakanka pisze...

Cudownie. Kiedyś robiłam pasztet z selera. Nikt z degustatorów nie połapał się, że zrobiony jest z warzywa. Twój wygląda pięknie i zapewne bosko smakuje. Pięknie jest teraz na wsiach.No i zawszę się rozmarzę, kiedy czytam takie wpisy. Pozdrawiam

Mona pisze...

Piękny jesienny pasztet..tez taki lubię..smakuje mi tez z soczewicy..i konfiturą z cebuli.
Trzymajmy kciuki aby pogoda utrzymała się jak najdłużej..:)Pozdrawiam

Izydor z Sewilli pisze...

Piękna jesień i smakowitości jesienne. Pasztety, pieczyste, gulasze...Pozdrawiam

NieTylkoMeble pisze...

to ja na taki pasztet już się zapisuję !! :DD
I dziękuję Ci za piękną wycieczkę i opowieści o Rumunii :))

mania pisze...

Mój Florian pochłania wszystkie warzywa i owoce ale ostatnio rozsmakował się w... żołędziach :)
Marysiu, próbowałaś pasztetu z cukinii? Pyszny :)
Pozdrawiam serdecznie i zazdroszczę szarlotki :)

Mażena pisze...

Piękne te dary jesieni.
Pasztet też preferuję własnie taki jak polecasz i wiem, że wychodzi, taki z przymrużeniem oka i dla dziecka i dorosłego. To dobrze,ze przypomniałaś :)

ciche marzenia...ciii... pisze...

śliczne zdjęcia...och rozmarzyłam się, tęsknię za wsią , muszę odwiedzić dziadków...

Inkwizycja pisze...

Moja mama robi taki pasztet, niezrównany w smaku, póki go robi nawet nie próbuję się zabrać do konkurowania ;-) a, mama dodaje na koniec jeszcze masła, dość sporo, to daje bardzo specyficzny "wyrafinowany" smak. Narobiłaś mi smaku, Marysiu, a maminy pasztet będzie dopiero na Barbórkę ;))
Misia jest rozkoszna! ;-))
Ściskam czule

Tupaja pisze...

To jest okrooopne...
Im dłużej patrzę na blogi, w których opisujecie swoje ewolucje kuchenne to samej mi się chce gotować. Mnie! Takiej dawniej zadeklarowanej antykucharce! :)
Widoki i klimat cudowne...
pozdrawiam :)

Riannon z Dworu Feillów pisze...

O, to coś dla mnie! Marzę o domowym pasztecie, ale wciąż nie posiadam maszynki do mięsa i to mnie jeszcze wstrzymuje. Po takich wpisach jestem jednak coraz bliższa zainwestowania, bo jak to tak, że tylko mogę sobie pooglądać :-)

jolanda pisze...

Marysiu - dary natury w tych wiklinowych koszach cudowne.
Pasztet wygląda smakowicie, również często piekę, tylko bez warzyw, bo rodzinka wręcz przepada za nim.
Śliczne zdjęcia.
Uściski serdeczne

Go i Rado Barłowscy pisze...

Taki pasztet to majątek! Dobrze widzimy, że w koszyczku ostre papryczki? :D Mniam!

Smacznego!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agato, wcale nie brakuje wilków, są, ostatnio w potoku widziałam duże odciski łap w błocie; i jest niedźwiedź, i rysie, a dzików nie zliczysz, widuję je na łące za potokiem; pozdrawiam.

AnkoSkakanko, u mnie towarzystwo mięsożerne, od razu poznaliby się; a jak tam Twoje plany "wiejskie", znalazłaś coś w wakacje? pozdrawiam serdecznie.

Mona, wszystko, co swoje, jest dobre; u nas leje, ale to dobrze, bo bardzo nęci mnie jakieś grzybobranie; serdeczności.

Owieczko, jestem zdania, że nasza strefa geograficzna, pory roku same wyznaczają nam, co mamy jeść; swoje, co nam da ziemia, i sezonowość warzyw i owoców; a przed zimą trochę energetyczniej, bo chłody przecież idą; kiszonki domowe wszelakie lepsze przecież od aktimelków czy aktiwii; pozdrowienia ślę.

Aneto, pasztet domowy nie ma równego sobie, i długo postoi w lodówce; a Rumunia nie może nam wywietrzeć z głowy, pewnie będziemy tam jeszcze nie raz; serdeczności.

Maniu, a Miśka obgryza owocki z gron winogronowych, widzi, jak my je objadamy i sama też zjada, do słodkie; żołędzie? przecież one takie gorzkie, ale widocznie Florkowi smakują; poprzedni Maks-pudel chętnie zjadał orzechy włoskie; nie próbowałam pasztetu z cukini, bo u mnie sami mężczyźni, i do tego mięsożerni; szarlotki prawie już nie ma, daję zawsze sporo cynamonu do jabłek; pozdrawiam cieplutko.

Mażeno, chyba grzeszymy, mówiąc, że jest jakaś klęska urodzaju; zobaczyłabyś, jakie jabłka sprzedają rumuńskie babulki przy drodze, jak najgorsze spady, a u nas tyle dobra pod drzewami; i tyle trawy zielonej dla wypasu bydła, i marnuje się to; nie lubię przepisów typu 12,57 dkg, hojnie mieszam ręką na oko i jakoś wychodzi; pozdrowienia ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ciche marzenia, to był piękny dzień, doskonała widoczność, nie zawsze takie wychodzą; koniecznie odwiedź dziadków, pooddychaj wiejskim powietrzem, pochodź po polach, to ładuje nam baterie na przyszłość; pozdrowiam.

Inkwizycjo, ja swój przepis wzięłam od "kresowej" babci męża, spróbowałam raz, drugi, wyszło, i teraz pasztet stale gości u nas w chłodniejszych porach; spróbuję z masłem, to dobry pomysł; ho!ho! do Barbórki jeszcze sporo czasu, ale tym lepiej będzie smakować; serdeczności ślę.

Tupajo, bo to jest tak, że stajesz przed sklepową gablotą, wypełnioną dobrem wszelakim i zupełnie nie wiesz, co masz kupić, a swoje to zawsze swoje, smaczne i ze znanych składników; coraz więcej rzeczy robię w domu; to był dobry dzień na widoki, niesamowita widoczność; pozdrawiam Cię.

Riannon, czyli czeka Cię zakup maszynki do mięsa, tak, bez tego ani rusz; a taki pasztet wart jest tej inwestycji, naprawdę; serdeczności.

Jolando, troszkę jestem "zakręcona" na punkcie koszy wiklinowych, jak wiele z nas; ale sama powiedz! w czym prezentowałyby się lepiej owoce i warzywa! i przewiewne; dodaję do pasztetu zmielone jarzyny, bo wydaje mi się, że ma potem lżejszą konsystencję, i wzbogacają smak; ale to subiektywne odczucia; pozdrowienia ślę.

Go i Rado, no ba! godzien jest najwykwintniejszego stołu, na półce sklepowej nie uświadczy takiego; papryczki ostre, własne, dodaję do wszystkiego; serdeczności za San ślę.

Karola pisze...

Fotki okolicy jak zwykle malownicze, a do tego ten pasztet... Ale mam smaka... Uwielbiam taki zapiekany, domowej roboty. Babcia męża robi fantastyczny :]

Magda Spokostanka pisze...

W mojej rodzinie, mistrzynią pasztetu, jest moja mama. A mnie nigdy nie przyszło do głowy, że mogłabym spróbować. Pasztet wydawał mi się niedostępny.
Może kiedyś spróbuję?
Dary jesieni i Twojej pracy (tak tak!)przepiękne!
Widoki wiadomo:)
Pozdrowienia!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Karola, a daleko mieszka babcia męża?
na pewno chętnie zrobi taki na Wasz przyjazd; serdeczności.

Magdo, obowiązkowo musisz spróbować, bo tę umiejętność trzeba przekazać dalej, w pokolenia; pozdrawiam Cię serdecznie.

Nasza Polana pisze...

Droga Mario, po pierwsze wielkie dzięki za link do artykułu o Nowicy. To piękna wioska i dzięki niej zakochaliśmy się w Beskidzie Niskim. Ale jak się okazuje Nasze Polana jednak w Nowicy nie czekała na nas. :-)
Po drugie znów dobrze mi u Ciebie i tak przytulnie i ta jesień w Twoim obiektywie jak zawsze - urocza.
Co do pasztetu to ja jako dziecko pasztet autorstwa mej babci pochłaniałam w ilościach konkretnych. Teraz, z racji tego, że mięsa nie jem, piekę pasztety bezmięsne i one też są pyszne. Na bazie soczewicy i pieczarek!!! Pychota. Jak kiedyś zrobię to podzielę się na blogu przepisem. :-) pozdrowienia serdeczne

wkraj pisze...

Wspaniały jesienny post. Ten pasztet to chyba spróbuję zrobić, bo te sklepowe to nie wiadomo do czego przyrównać. Taki z wątróbką robiła kiedyś moja mama. Do dzisiaj pamiętam smak. Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiam.

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

U nas w domu też robi się pasztety. Ja jeszcze nie dorosłam do tej sztuki, ale muszę wreszcie nauczyć się przepisu przekazywanego w naszej rodzinie z dziada pradziada. Na razie pasztet robi mama, a przepis ma od dziadka, do pasztetu dodaje między innymi rodzynki. Pycha!

Anula pisze...

Pasztecik palce lizać :) Nabrałam ochoty na upieczenie. Jabłuszka jak widzę wszędzie dopisały. Ja co prawda swoich nie mam, ale uzbierałam u sąsiada (za pozwoleniem oczywiście) dwa kosze szarej renety. Czeka na zapakowanie do słoików. Pozdrawiam serdecznie

GAJA pisze...

A ja jeszcze dodaję ziela jałowca. Co Ty na to? Reszta tak samo.
Pozdrowienia.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Nasza Polano, słyszałam, słyszałam, że jarskie też dobre; ale moi domownicy mięsożerni; piszą dziewczyny o cukiniowych pasztetach, z selera, Twój z soczewicy i pieczarek, na pewno jest to smaczne; pozdrawiam serdecznie.

Wkraju, no właśnie, te sklepowe jakieś z obcym, łojowym posmakiem; pewnie , że spróbuj, to nic trudnego; pozdrawiam.

Natalio, takie stare przepisy są cenne, przywieź ten przepis od mamy; rodzynki, no proszę, na pewno nadają potrawie ciekawy smak, wszystkiego trzeba spróbować; serdeczności.

Anulko, szara reneta najlepsza na szarlotki, ma konkretny smak; coś tam pewnie posadzisz z jabłoniowych w swoim ogrodzie, tak pięknie kwitną wiosną; pozdrawiam serdecznie.

Gaju, jałowiec jak najbardziej, mięso go lubi, żeby tylko nie za dużo, bo bardzo aromatyczny; pozdrowienia ślę.

Krystynka w podróży pisze...

Piękne dary jesienne. U mnie jabłek wielka obfitość, narazie darowanych, grzybów rozmaitych w trudzie uchodzonych, orzechów włoskich i laskowych. Z pasztetem ten problem,że nie bardzo da się go zrobić malutko, gołąbków takoż. Następnego dłuższego pobytu życzę, tyle pracy i radości na swoim

Ania z Siedliska pisze...

Nigdy w życiu nie zrobiłam pasztetu ale teraz powoli dojrzewam do tego. Twój jest tak smakowity ( właśnie taki z warzywami zrobię), że juz się zdecydowałam. Piękne masz plony, a na szarlotkę chętnie do Ciebie wpadnę :-))). Serdecznie Cię ściskam !