poniedziałek, 4 listopada 2013

Czerwonym szlakiem na północ ...

W sobotę wyruszyliśmy na mały "off road".
Pierwotny zamiar legł w gruzach, bo mieliśmy wędrować po rybotyckich łąkach, ale jakoś za późno wyjechaliśmy ... To zróbmy sobie wycieczkę!
Więc polnymi drogami, leśnymi zjeździliśmy spory kawał Pogórza Dynowskiego, czasami z lekka nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy ... wszędzie mieszkają ludzie, wysoko, nisko, pośrodku lasu, zupełnie na uboczu ... zawsze w takim wypadku zastanawiam się, a jak tu w zimie?
Późnym popołudniem zjechaliśmy do chatki, ale nie po bożemu, drogą, tylko od strony łąk zapotocznych, których zdjęciami Was tak często raczę ...
Droga rozjeżdżona niesamowicie przez ciągniki wywożące drzewo, ale dobrze, że sucho ... pokonaliśmy potok, tuż za nim głęboka koleina wypełniona błotem ... mąż chciał wyskoczyć na pobocze, ale koleiny prowadzą, jak chcą ... wkleiło nas głęboko ...
Ja już w strachu ... pobiegłabym na górę po Janka, po ciągnik, niech nas wyciągnie z tej "kałabani" ...
coś tam mąż poprzełączał w tych różnych dźwigniach, postawiło "czołg" w z lekka w poprzek, bryzgi błota poszły powyżej auta... o ludzie, ludzie, za mną stroma ściana potoku, spadniemy ... tur, tur, powolutku wyskrobaliśmy się na suchą drogę ...


Oblepieni doszczętnie błotem stanęliśmy przy chatce ...



Mąż tylko przemył lusterka, żeby widać było świat, bo bardzo nam się spodobało i jutro będziemy wracać do domu podobną drogą.
A w chatce rozpakowalismy z pudła ceramiczny czajnik, który dostaliśmy od naszej młodzieży ...


... i który bardzo nam spasował z posiadanymi, klamociarnianymi zdobyczami ...



W niedzielę nie jest nam dane długo posiedzieć w chatce, po wysłuchaniu "Mikroklimatu" Jurka Krużela zbieramy się powoli w drogę ... w dół, przez potok, tym razem ostrożniej, i już łąki i widoki dookoła czarują swoją urodą, mimo, że dosyć pochmurno i wietrznie ...




Z łąk spod Kopyśna widać w oddali naszą wioseczkę ...


... po prawej stronie, wzdłuż lasu droga, a przy niej nasza chatka, i na dole dom "wyjechanego" sąsiada, i powyżej domostwo "powyższego" sąsiada ...


... jeszcze bardziej w oddali wzgórze kalwaryjskie z wysokimi wieżami kościoła ...


... a w druga stronę Kopystańka ...mielismy zjechać do Rybotycz, ale droga na północ od krzyża jakaś w miarę, może uda się przejechać do Bryliniec ...


Staczamy sie coraz niżej wśród zarośli, głębokie koleiny ... dobrze, że było suche lato, nie wyobrażam sobie jazdy tutaj w deszczu albo w mokre lato ... chociaż dla wytrawnych "terenowców" pewnie to dopiero frajda, ale my nie lubujemy się w ekstremalnych warunkach, kiedy trzeba walczyć o życie ... może gdyby się jechało na dwa samochody, to zawsze jeden drugiemu pomoże, a tu co? do ludzi daleko ...


Jakaś dziwna budowla, mur wokół drzewa, nie mamy pojęcia, co autor miał na myśli ... po prawej stronie cudowny, bukowy las ...


Droga chwilami nieciekawa, ale widać, że przejeżdżał ktoś tędy niedawno, może uda się i nam ...


Zdjęcia zza szyby "czołgu" poruszone, ciężko utrzymać aparat, kiedy tak trzęsie niemiłosiernie, ale wokół tak cudnie jesiennie, białe pnie brzóz, mnóstwo liści ...


... w końcu droga wprowadziła nas w dosyć strome koryto potoku, stąd już nie ma odwrotu, a nie wiadomo, co przed nami ... ale jak inni przejechali ...


Dosyć długo jechaliśmy, trzeba było tylko uważać na stromo sterczące kamienie z dna, przynajmniej skalne podłoże nie pozwoli nam wtopić się w jakieś bagno ...


O radości, w końcu wyjechaliśmy na skład drzewa, teraz to już pestka! to Brylińce ...


Przy drodze ładny domek drewniany ...


... w oddali, na wzgórzu bieleje cerkiew św. Wasyla, obok cmentarzyk z I wojny światowej ... a my do domu, ubłoceni jak nieboskie stworzenia, trzeba będzie o myjnię zhaczyć.


Pozdrawiam Was ciepło, dziękuję za odwiedziny, do miłego, pa!








24 komentarze:

ankaskakanka pisze...

Dobrze, że wszystkie drogi prowadzą do domu. Czajnik super. bardzo Ci pasuje do reszty zdobyczy. Pozdrawiam

wkraj pisze...

Mówią, że kto drogi prostuje w domu nie nocuje. Na szczęście udało się Wam wrócić cało. Mam przeczucie, że nawet się podobało. Fajne te zdjęcia z samochodu. Taka jazda bezdrożami podobna jest do wędrówki mało uczęszczanym szlakiem turystycznym. Tylko tępo dużo większe.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Maria z Naszego Pogórza...
Nigdy nie pisałem jeszcze komentarza na Pani blogu a czytam regularnie. Codziennie po pracy sprawdzam wiadomości zewsząd i codziennie patrzę na Pańskiego bloga. Bo a nuż nowa notka mimo że to nie weekend...
Kilka lat temu wyjechałem z Pl a Pani tak fantastycznie opisuje klimaty które są mi bliskie. I te zwyczajne zdjęcia...
W sumie tyle tylko chciałem powiedzieć. Że super że Pani gdzieś tam jest i dzieli się z nami tak cudnie opisywaną przyziemnością
Pozdrawiam jak tylko mogę.
Iwko z Dublina

Mażena pisze...

Ale wyprawa, super! Mój mąż nie pojechałby taka trasą w obawie o auto...i to nie, że jakoś o nie dba tylko żeby nie utknąć, bo nie potrafimy sami poradzić sobie z ewentualna usterką.. Faktycznie wszystkie drogi do domu :) A widoki i przeżycia niezapomniane. Ciekawie spędziliście czas.
Czajniczek uroczy, najważniejsze, że ktoś przemyślał, dopasował to takie sympatyczne i z pomysłem, aż ciepło się robi na serduszku :)

jolanda pisze...

No to niezły rajd, niczym w mazurskich Mikołajkach. Jak mokro to i nas stale ktoś ugrzęźnie, wiosną to i za murkiem niejeden siedział na podwoziu.
Ale wycieczka kapitalna, opisałaś ją b. urokliwie, zdjęcia potwierdziły słowa.
Chce się czytać Ciebie i do porannej kawy i na dobranoc.
Buziaki

Kasia K. pisze...

Marysiu, ale
jazda! Nie ma jak to porządne błotko:) Wciąż robisz mi "smaka" na Wasze Pogórze. Nie są mi znane te tereny, jeszcze nie są przeze mnie przedeptane - a takie piękne...
Baaardzo lubię takie klimaty.
Pozdrawiam cieplutko

mania pisze...

Marysiu, czy to możliwe, że tą drogą szliśmy z Kopystańki? Na pewno droga schodziła do strumienia, szliśmy nim kawałek, przy skladzie drewna zrobiliśmy sobie przerwę a wyszliśmy właśnie w Brylińcach! Piękne okolice :)
Pozdrawiam serdecznie

Aga Agra pisze...

Cudne zdjęcia i cudne okolice....

Ataner pisze...

Nie tylko z Was milosnicy gorskich wedrowek ale takze rajdowych samochodowych wycieczek prawie w ekstremalnych warunkach.
Samochodzik spisal sie dzielnie tak jak i kierowca, brawo!

Pozdrawiam sedecznie:)

Ania z Siedliska pisze...

Przedsmak rajdu. Dobrze, że szczęśliwie dojechaliście do domu. A kto mył samochód :-) ? Nawiasem mówiąc, przerażajaca jest ta susza u Was. Pokazywałaś, jak mało wody jest w Solinie, jakie suche są studnie. Może jesień przyniesie duże deszcze ?

Anna Kruczkowska pisze...

Oj, ja też mam taka niebieską kuchnię w moich Izerach i pewnie podobnie teraz wyglądają...

grazyna pisze...

Zabawa w blocie! jestescie prawdziwi przygodowicze! przypomnialo mi sie , jak kiedys na Gran Sabana w Wenezueli bylo takie blocisko i moje dziewczynki chcialy koniecznie by ich tato wiechal w nie i rozpryskal to bloto na cala okolice...a on bardzo delikatnie omijal kaluze...wiec kiedy juz dotarlismy na miejsce biwakowania, cichcem wsadzilam je w Toyote terenowa i sprawilam radosc corkom, pryskalo,ze az milo..do dzisiaj to wydarzenie wspominaja.
Czajniczek taki jaki ja potrzebuje, przede wszystkim ceramiczny (plastik zakazany) no i w takie niebieskie wzroki...sliczny. sciskam serdecznie

Iza pisze...

Fajnie tak chyba sobie pojeździć ;) Mimo błociszcza :) Bardzo ładne tereny, no i czajnik przecudny! Pozdrawiam :)

Zofijanna pisze...

Poszłabym na piechotę tym czerwonym szlakiem, po co samochód.
Nieraz siedziałam zagrzebana w błocie i to na dojeździe do swojej działki...., ale byli ludzie w pobliżu.
Długi dystans pokonaliście ?

Czajnik ceramiczny oglądałam i miałam wątpliwości , bo był chińskiej produkcji, do której nie mam szczęścia.
Za to bibeloty piękne, lubię takie rzeczy.

Mam taki chlebowy piec, tylko upiec chleba w nim nie umiem.......

Buziaki Ci zasyłam Rajdowcu Drogi.

Ps. Muszę opublikować post z Kopyśtańką - specjalnie dla Ciebie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, wydaje nam się, że znamy już wsystkie drogi, a jednak nie, pogórza zaskakują nieodkrytym; pozdrawiam.

Wkraju, czasami zdarzyło się i tak, przytrafiał się jakiś objazd, albo akuratnie drzewo ładowali na potężną cieżarówkę i trzeba było zawracać kawał drogi; podejrzewam, że pieszo więcej można zobaczyć, paskudne błota ominąć i nie stresować się tak, bo jednak mnie to nerwów sporo kosztuje, mąż jest spokojniejszy; pozdrawiam serdecznie.

Iwko z Dublina, jakże mi miło, że zaglądasz w nasze skromne progi, witam Cię serdecznie; a jeszcze to, że jesteś tak daleko od domu, i moje pisanie może choć w części zastąpi Ci rodzinne okolice; dziękuję Ci za dobre słowa, to dla takich słów warto pisać, pokazywać, czasami zwykłe, codzienne życie; czuję się bardzo podbudowana; pozdrawiam Cię serdecznie.

Mażeno, przyznam Ci się, że ja nieraz mam duszę na ramieniu, ale nic nie odzywam się, wierząc, że mąż poradzi sobie ze wszystkim; to moja synowa z synem mają dobry gust; serdeczności ślę.

Jolando, dobrze, że był suchy rok, przypuszczam, że tam zawsze zalega gliniaste błoto, i udało nam się szczęśliwie dotrzeć do wsi, bo bezludzie tam rzadkie; dzięki i pozdrawiam cieplutko.

Kasiu K, przyznam, że boję się takich błotek, bo naoglądałam się filmików na YT, jak walczą z nim, a ja nie chciałabym tak, umorusana po czubek głowy; przyjeżdżaj na Pogórze, nie ma wcale tłoku, przez dzień czasami nie spotkasz nikogo na szlaku; serdecznie pozdrawiam.

Maniu, nie tylko możliwe, ale pewniak, bo jechaliśmy szlakiem, a czasem obok; nigdy tu nie byliśmy, bo pod Kopystańkę podchodziliśmy z Bryliniec zupełnie na dziko, z pominięciem Kopyśna; pozdrawiam cieplutko.

Agata, jesień rozgościła się na dobre, ale każda pora ma swoje uroki, nawet jak leje; serdeczności.

Ataner, o, nie, nie, ja jestem okropnie bojąca, mąż widzi, kiedy wbija mnie w fotel i nic nie mówię, to znaczy, że wielki strach; było trochę straszno, bo nie wiadomo, co za zakrętem, i jak wspomniałam, nikogo w pobliżu " na wszelkij pożarnyj słuczaj"; serdeczności ślę za wielką wodę.

Aniu, mąż mył, ale to teraz takie bezproblemowe mycie, na myjnię i pod ciśnieniem, wymyje błotko z najmniejszej śrubki; dziś popaduje, ale to wszystko mało, mało, tydzień ciągłych opadów może by wyrównał te braki wodne; pozdrawiam serdecznie.

Ruda, te klamociarniane drobiażdżki bardzo mi się podobają, zwłaszcza w biało-niebieskiej tonacji; to tzw. durnostojki, ale lubię; serdeczności ślę.

Grażyno, odważna jesteś, a co potem? dostało Ci się ździebko? jednak radość dziewczynek bezcenna, niestraszne potem spojrzenia z wyrzutem, prawda?
troszkę boję się, że niechcący coś tam utrącę w czajniczku, choć jest masywny, solidny, no i nie wolno zapomnieć wylać wody przed mrozami, jak nas tam nie będzie; pozdrawiam Cię cieplutko.

Iza, ja sama w życiu nie zdecydowałabym się wybrać w taką drogę, przy boku męża nie boję się tak bardzo ... boję się, ale mniej; serdeczności.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Zofijanno, też bym poszła, tylko do domu trzeba wracać; ciężko wybrać jakąś trasę szlakiem, żeby zrobić pętelkę i wrócić do auta, to jest jednak uwiązanie; z drugiej strony liczyć na komunikację niedzielną, a do tego dwa psy ... można utknąć na cały dzień; nie, z Bryliniec do nas niezbyt dalego, ale gdyby wziąć poprzedni dzień i następny, to trochę byłoby tych obu-pogórzańskich wojaży terenowych; też nie umiałam piec, czasami bochenek rozlewał się, albo wychodził twardy gniot, ze dwa lata eksperymentów, a teraz "na oko" wszystko dodaję i wychodzi; gdzież kiedyś ważono na gramy, garściami się dosypywało mąkę, na całą dzieżkę ciasta, i było dobrze; pragnę postu z Kopystańką, zawsze bardzo mnie ciekawi inne spojrzenie; pozdrawiam cieplutko.

Magda Spokostanka pisze...

Marysiu, wspaniałe Wariaty z Was!

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Uwielbiam takie podróże bezdrożami, chociaż może nie w takim błocie, bo w błocie po felgi z góry i pod górę jeździmy codziennie kilka miesięcy w roku ;-)

obszarny pisze...

witaj,
widzę, że odwiedziliście moje strony ;
tą drogą często przechodzę, samochodem przejechać ciężko, ale się da, w zasadzie od niedawna, bo od roku, wcześniej byłoby to bardziej karkołomne. Teraz trasa trochę poszerzona, choć grzęska...

Magdalena pisze...

No patrz, a niektórzy to nawet płacą, żeby się tak na specjalnie przygotowanych trasach utaplać. :))
I przypomniało mi to opis z książki Beaty Pawlikowskiej, jak ugrzęźli w błocie.
A komplet ceramiczny bardzo urokliwy. Też lubię takie rzeczy.
Serdeczności :)

Pellegrina pisze...

Wasz czołg dobrze się sprawdził i kierowcy należą się całuski i przytulasie od pasażerki. Moje delikatne cudeńko nie dałoby rady, dlatego może wybrałam chattę z dobrym dojazdem (co ma też swoje minusy). Kiedyś w rodzinie zbierało się "włocławki", ręcznie malowaną porcelaną błękitną lub bordową z Włocławka ale powoli się wytłukła od częstego używania. Piękna była, jest i będzie.

Anonimowy pisze...

Marysiu, dobrze, że jesteś taka naturalna. pokazujesz naprawdę wartościowe rzeczy, bez zbędnych stylizacji, co u niektórych blogowiczów stało się nagminne.
Serdeczności dla pokrewnej duszy ślę.
Ewa.

Unknown pisze...

A co to za przyejmność tylko po mieście jeździć samochodem;) Mój tata zawsze nachwalić się nie mógł swojego pierwszego poloneza, co faktycznie jak czołg wszędzie wjechał. Nasz samochodzik, choć dużo mniejszy też nieźle radzi sobie na wertepach, a nawet nocą zjeździł alpejskie dróżki- to dopiero była przygoda!- o trzeciej w nocy jechaliśmy przez środek lasu, ciemno, cicho, do jakiegokolwiek miasta droga długa, a tu nagle poboczem idzie dziewczyna...Ja zamarłam ze strachu:) Bardzo piękna ceramika! Moja babcia też miała taki uroczy komplecik biało niebieski. Jako dziecko zawsze go wyciągałam i udawałam, że gotuje;)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, oj! nie wiesz, ile mnie strachu kosztują takie spontaniczne decyzje, a najbardziej to, że gdzieś utkniemy, daleko od ludzi; serdeczności.

Natalio, już nam się wydawało, że poznaliśmy wszystkie drogi w okolicy, ale jeszcze wiele przed nami; szkoda, że niektóre leśne mają zakazy, a całkiem przyzwoite; pozdrawiam.

Mariusz, to musisz zostawiać samochód w Brylińcach i potem wracać do niego, bo z Zalesia trochę za daleko; kiedyś szliśmy na Kopystańkę trochę poza szlakiem, do źródeł tego potoku i wychodziliśmy od razu na górę z pominięciem Kopyśna; pozdrawiam.

Magdaleno, nie jesteśmy zwolennikami takich ekstremalnych doznań, a zwłaszcza ja; bojąca jestem; na Pogórzu organizowali w 2010 roku Adventure Trophy, widzieliśmy te otrzaskane błotem różnego rodzaju pojazdy; pozdrawiam.

Krystyno, musi być auto wysokie, bo dziury w drodze duże, miska olejowa na kamieniach zostałaby rozpruta, osobowym nie przejechałoby się; chociaż na naszej drodze do chatki też kiedyś uszkodzili sobie autko; serdeczności ślę.

Ewo, nie, nie stylizuję, nie rozrzucam piórek, bo i po co? i ja pozdrawiam serdecznie.

Weroniko, po mieście to żadna przyjemność, a nawet jadąc gdzieś dalej, wybieramy boczne drogi, no chyba, że się śpieszymy; i co? co z tą dziewczyną? to rzeczywiście trochę straszno spotkać w lesie o tej porze człowieka; pozdrawiam.