Wczoraj przyszła odwilż, a dziś rano popłynęła na powrót woda z kranu. Zamroź puściła kamienną ścianę, a tym samym pewnie rozpuścił się lodowy czop ... coś zassało, zabulgotało, zachrzęściło w rurach, i mamy ją znowu:-)
Jak to człowiek łatwo przyzwyczaja się do wygód ... a przez tyle lat żyliśmy tutaj bez bieżącej wody i dawaliśmy sobie radę. Od kilku dni zastanawialiśmy się, jak podejść do tematu, może jakiś mały namiocik i ogrzewać ścianę ciepłym nadmuchem. Podrzuciłam pomysł, że może narobić trochę żaru i obłożyć nim ścianę, mąż tylko popatrzył spod oka: -Chałupę chcesz sfajczyć! - to i już dałam sobie spokój. A dziś rano niespodzianka, sama natura dała sobie radę:-)
Na Pogórze jechaliśmy w lekkim śniegu i mrozie, tuż przed górą Chyb "czołg" zaczął lekko tańczyć po drodze, ale jakieś przełączniki, blokady, napędy sprawiły, że sunął pod górę jak na gąsienicach, bez poślizgu. Mały problem zaczął się w Huwnikach, gdzie w wąskiej gardzieli, tuż za mostkiem na Poticzku, przy cmentarzu utknęły dwa tiry ... mało miejsca, troszkę jedną stroną, troszkę drugą, i jakoś udało się dotrzeć do skrętu do naszej wioseczki. Jeszcze kawałek pod górę, potem już w dół do chatki, a tu ślisko jak diabli ... metr po metrze, powolutku, zjechaliśmy do siebie na sam zachód słońca ...
Przede mną dwa dni pracowite, a właściwie to z gimnastyką ... skłon, wyprost, skłon, wyprost, potem pchanie taczek i przenoszenie drewna na taras, pod dach, za wędzarnię ...
Zaiste, budujący to widok!
To drewno, które złożyłam tu jesienią, było już prawie na ukończeniu, a ponieważ w naszych lasach jesiony zapadają na jakąś chorobę, gniją im korzenie i "umierają, stojąc", udało nam się przywieźć solidną partię drzewa. Wielka góra porąbanych polan czekała na ułożenie w zgrabne stogi ... ho, ho! pogoda kapryśną jest, i zmienną, jeszcze zima może pokazać, na co ją stać ...
Poupychałam, gdzie się tylko dało, zadowolona z siebie z wykonanej pracy i tym, że drewno będzie sobie dosychało, zabezpieczone przed opadami.
Nasz dzień zaczyna się bardzo wcześnie, jeszcze przed 5 psy domagają się wyjścia, więc drzwi otworem i poszły na podwórko! a ja rozpalam ogień w kuchni, pod płytą, no i jeszcze doszła mi teraz koza. Ależ to smoluch! jeszcze nie zdarzyło mi się rozpalić w niej, żeby nie usmolić sadzą solidnie rąk, już nawet rękawiczki robocze dziś włożyłam, to nie pomaga, bo sadza pobrudziła powyżej:-)
Do wschodu słońca siedzimy przy kawie, herbacie, mąż studiuje książki o pszczelarstwie, ja dziergam firankę, w międzyczasie psy wracają, trzeba im miskę przygotować, potem idą znowu podrzemać.
Dziś rano była wielka niewiadoma, czy w ogóle uda nam się wyjechać z chatki na wzgórze kalwaryjskie ... tylko w dolinach troszkę jaśniej, a wierzchołki gór zatopione w gęstych chmurach. Na drodze szklistość lodu, deszcz pada na zamarzniętą ziemię ... udało się wyjechać i zjechać, na górze mgła coraz większa ...
Auta zaczynają stawać po drodze, tworząc korki, bo jak tu się stąd wydostać ... nową drogą, która nawet nie jest tknięta pługiem ani nie posypana? Cóż było robić, ruszyliśmy nią, z duszą na ramieniu, w koszmarnej mgle, która jeszcze potęgowała mój strach ...
Ale skoro piszę te słowa, to znaczy, że szczęśliwie dotarliśmy najpierw do chatki, potem do domu ... Pogórze dostarcza nam wielu ekstremalnych wrażeń, skoro w dolinach jest przyzwoicie, to wcale nie oznacza, że i u nas jest tak samo, a przeważnie inaczej, jak na dole deszcz, to u nas śnieg, jak na dole wiosna, to u nas jeszcze zima, jak na dole leje, to u nas oberwanie chmury:-)
Ale to wcale nie umniejsza naszych pozytywnych odczuć, może jest trudniej, ale jest pięknie.
Zagadał do nas dziś człowiek, właśnie tam wysoko, na wzgórzu kalwaryjskim: - A jak tam u was ta nowa droga? - No, ślisko jak licho, szkoda, że nie zrobili jakiejś o szorstkiej nawierzchni! - odpowiadamy.
- Panie, tam był ostatnio z pługiem, ściągnęło go w dół, pług połamał i powiedział w gminie, że nie będzie tam jeździć! - mówi znowu ten człowiek. Hm! to co my zrobimy? Pewnie to, co do tej pory, zostawimy auto na górze, plecaki na plecy, i hajda! w dół!:-) ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję nieustająco za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
19 komentarzy:
Witaj Mario
Dziś niestety pogoda się zepsuła totalnie. Wczoraj jeszcze robiliśmy rodzinną objazdówkę w okolicach Ropieńki, Wańkowej i Dźwiniacza, a dziś ledwie do Przemyśla dojechaliśmy przez serpentyny. Pogórze piękne jest ale czasem pogoda nie pozwala na wiele. Spokojnej pracy koło chatki Wam życzę.
Pozdrawiam
Rano deszcz, a teraz śnieg- będzie urokliwie- zrobisz piękne zdjęcia w zimowej aurze.
Teraz samochody osobowe mają świetne opony i już nie ściegą ich ze zbocza pod własnym ciężarem, chociaż glazurka po deszczu jest groźna- ciekawe czy koła z łańcuchami dałyby jej radę ?
Marysiu wiesz, jak ja Ci zazdroszczę dziergania, o takich wschodach słońca marzę.
Z powodu pogody odłożyliśmy wyjazd w plener. Czytanie książek jest doskonałą alternatywą na zimowe dni i nie grozi kontuzją.
To ja Wam życzę Wszystkiego dobrego... Zima dopiero sie zaczęła a już wyrobiła wiele SZKÓD. Nie jest łatwo, rozumiem.
Pozdrawiam cieplutko.
Mgła powoduje, że strach ma wielkie oczy, ale na drodze to strach, który dobrze zamieniać w ostrożność.
A ja o takiej bezbożnej godzinie, to znaczy o piątej, wstaje w dni powszednie do pracy :( Dwóch godzin mi trzeba, żeby siebie i sukę wyszykować.
Serdeczności ślę Mario do Ciebie i uśmiechów garść :)))
Trudne warunki na drogach. W naszej gminie dbają dość dobrze!
No, u Ciebie, jak na wsi. Mgły, ślisko, dom bez wody...ale za to ile przyrody. To rekompensuje wszelkie niewygody.
Układanie drewna to też gimnastyka:))
Z przygodami ale jak ciekawie! Dobrze sie czyta Twoje opowiesci, przenosisz mnie do swiata, ktory mi bardzo imponuje...pozdrawiam serdecznie
Malownicze te mgły ale dla kierowców bardzo niebezpieczne. Masz rację, że gromadzisz drewno, zapowiadają tęgie mrozy na następny weekend a będzie dalej? toż to dopiero styczeń.
Dobrego tygodnia :)
U nas na Pogórzu tak podobnie. Pogoda ma dla nas ogromne znaczenie.Do czwartku podobno będzie ok. A potem znowu mrozy i nie będzie mozna sie stąd wydostać. Jutro robimy zapasy na cięzkie czasy!:-))
Serdecznie pozdrowienia zasyłam Ci, Marysiu!:-))
Mgły to ja na drodze też się boję. I jako kierowca i kiedy idę z dzieckiem na przystanek, bo tu nie mamy chodników.
Piąta godzina to taka bardziej nieludzka, zwłaszcza zimą. :)
Jak porządnie ułożone drewno.:) U nas też zapasy porobione. Ostatnio znowu napaliliśmy w kuchni węglowej. Zrobiłam z dziećmi podpłomyki, to radochę miały.:)
Serdeczności:)
Piękna zima i zimowe klimaty u Ciebie. Miło jak zwykle poczytać :)
Tomasz, najgorsze co może być, deszcz padający na zmarzniętą ziemię; pogody na wyprawy życzę, pozdrawiam.
Zofijanko, no cóż, znajdujemy się w klimacie przejściowym, nie obce nam takie anomalie, -20, a za trochę + 8 w styczniu; hm! widziałam na tej drodze kalwaryjskiej, jakie kłopoty mieli kierowcy, sama zastanawiałam się, czy udało im się zjechać; a dziergam, dziergam, trochę też czytam, oczy nie odpoczywają:-) pozdrawiam.
Agata, damy radę:-) pozdrawiam.
Beata, mgła jak mleko, jak w horrorze, właściwie to już pewnie w chmurach byliśmy, bo był bardzo niski pułap, a do tego szklana nawierzchnia, i spore nachylenie terenu, nic, tylko pazurami trzymać się ziemi, jak moje psy, a i tak ślizgały się na tyłkach:-) jejku, 2 godziny się szykujesz, to trochę długo:-) i tak codziennie??? pozdrawiam.
Basia, myślę, że trochę się poprawiło na drogach, ale za naszą nie dałabym głowy; czekam właśnie na męża, opowie, jak to wygląda; pozdrawiam.
Ania, ale Ci się narymowało:-) wody, przyrody, niewygody:-) jesteśmy przyzwyczajeni, podołamy; pozdrawiam.
Grażyno, a małym westchnienie oglądam u Ciebie zimową Portugalię, ale sama przyznasz, że biel śniegu ma również swój nieodparty urok; i ja pozdrawiam.
Mania, one nawet nie były malownicze, tylko gęsta biel, a widoczność na 2 metry; drewna u nas nigdy dosyć, ale taki zapas poprawia samopoczucie, zimno nam niegroźne; pozdrawiam.
Ola, trzeba mieć jakieś zapasy, na "wszelki, pożarny słuczaj; jeszcze jak tu nie mieszkaliśmy, napadało tyle śniegu, że wojsko dowoziło chleb mieszkańcom, a odkopali wieś prawie po ponad tygodniu, bo były ferie i dzieciaki nie musiały iść do szkoły; pozdrawiam.
Grażyna-M, a tak, czasami wyłania się z mgły znienacka zagrożenie, że nie ma czasu na reakcję, a jeszcze przy ruchliwej drodze bez chodników; a widzisz, kuchnia węglowa jest bardzo użyteczna, na gazowej podpłomyków nie zrobisz, chyba, że na patelni:-) pozdrawiam.
T, chyba już niewiele pozostało z tej zimy, deszcz spłukuje, chociaż znowu idzie chłód, może dosypie; trzeba by choć raz z jakiejś górki zjechać na nartach; pozdrawiam.
To wcale nie taka mała radość, jak puści woda i wiadomo, że nic się nie popsuło. A jazda autkiem zima to okazje do niespodzianek, ja mam płasko ale za to ja przymarznie nie mogę otworzyć ani bramy ani furtki, mimo że konserwuję smarem i odmrażaczem. Ot, zachciało się dziko i blisko natury!
A zapasy drewna macie takie, ze żadna zima Wam niegroźna, choćby nawet bez bieżącej wody :-)
Pamiętam to podkładanie do kozy, żeby tylko usmolone, często poparzone boleśnie też.
Cóż ja mogę napisać. Mam wrażenie, że mieszkam na innym biegunie hihi. Z podziwem czytam o tych stronach naszego pięknego kraju. U mnie w Karkonoszach to raczej późna jesień. Dzisiaj to nawet padał deszcz i plusowa temperatura. Pozdrawiam i zapraszam na mój blog http://ajaks-fotografia.blogspot.com/
Niedawno czytałem o takim rozwiązaniu, może u Was się sprawdzi.
http://www.muratorplus.pl/technika/instalacje-wodne/kable-grzewcze-koniec-z-zamarzaniem-wody-w-rurach_76266.html
Pozdrawiam.
Krystynko, ho, ho! jeszcze za bardzo nie wiadomo, czy nic nie rozdarło, ale chyba nie, bo ciśnienie trzyma się dobrze; u nas mróz podsadził bramę, zresztą i tak jej prawie nie zamykamy, bo w tej śliskości trzeba łagodnie zjechać na podwórze, a nie bawić się z otwieraniem; w takich warunkach nawet nie siadam za kierownicę, bo ja panikara jestem:-) kiedyś, kiedy żmija nam weszła do chatki i opowiedzieliśmy to Jankowi "z góry", to skwitował to krótko, tak samo jak Ty, tylko dosadniej i z uśmiechem: Zachciało wam się, k--a, natury, to ją macie! ... no pewnie, że mamy, bo lubimy, jak i wielu nam podobnych, prawda?
drewno szybko ucieka w komin, ale dobrze mieć pewność, że nie zabraknie; pozdrawiam.
Aleksandro, wiele pogórzańskich wsi jest położonych wyżej, na grzbietach wzgórz, ładnie, ale i trudniej, zwłaszcza w zimie; u nas sypie teraz mokrym śniegiem, chlapa okropna, wyobraź sobie, co psy wnoszą na łapach do domu, ciężko ogarnąć; zaglądam, zaglądam, tylko nie zawsze mam czas zostawić ślad u Ciebie; pozdrawiam.
Wkraju, bardzo pożyteczna rzecz, poczytałam i zaraz zainteresuję tym męża, dzięki wielkie, i ja pozdrawiam.
Macie wokół siebie Anioły! co Was strzegą :)
A tak na prawdę to XXI wiek i jak zawsze problem ze sprzętem, umiejętnościami itd, natura broni się i nie da jej się podporządkować. niestety na zadymki, mgły i oblodzenie chyba tak na prawdę nie ma rady, tylko zdrowy rozsądek i uwaga. Podziwiam Waszą odwagę, w mieście łatwiej, napadało, ślisko to bilet i do komunikacji miejskiej....ale jakże nudniej :) Życzę aby zima nie dała się za bardzo we znaki. A stosy opału świadczą o cieple i satysfakcji z pracy :)
I te sliskie drogi to jest jedyne czego sie obawiam w moich marzeniach o mieszkaniu na pogórzu...Ale tyle osob sobie daje radé, lacznie z Wami, wiec widocznie jest to do przezycia :) U mnie w nocy tez popadal snieg, ale sie stopil z rana. Niesamowite te zdjecia z mgly, jak ze snu. Pozdrawiam :)
Mażeno, niech nas strzegą:-) bo drogi z nowym asfaltem zrobiły się bardzo niebezpieczne, ja nie mam odwagi zjechać w dół, mąż tak; a przecież kiedyś rozłożona była na tym stromym stoku wieś, ludzie żyli, tylko może zimą za bardzo nie wyjeżdżali, siedzieli w domach; kilka lat temu zasypało tutaj wieś, akuratnie na czas ferii, przez ponad tydzień nie było dojazdu, wojsko pomagało; pozdrawiam.
Dorota, zawsze można zostawić pojazd poniżej lub powyżej, i przedreptać do domu na nogach; tak robiliśmy długo, zanim stać było nas na jakiś mocniejszy "czołg", a ile frajdy z tego mieliśmy; wszystko da się przeżyć, człowiek ma w sobie pokłady sił; pozdrawiam.
Prześlij komentarz