Ależ mnie on ucieszył, zabrałam się ostro do roboty, grubsze gałęzie odkładałam do spalenia w piecu, cieńsze, takie do 4 cm, bardzo chętnie połykała gardziel owego urządzenia, a w podstawiony kosz sypały się piękne zrębki. Co i raz wynosiłam napełniony nimi kosz i obsypywałam wolne przestrzenie pod krzakami, błotniste ścieżki, dzięki temu psy nie będą wyglądać jak diabły.
Przy robocie człowiek nie czuje, że to jeszcze nie pora na zdejmowanie kolejnych warstw odzieży, a jedna koszula na grzbiecie nie ochroni przed zimnym wiatrem ... no i doigrałam się. Już pod wieczór czułam, że łapie mnie gorączka.
A tu bilety zakupione na piątkowy koncert zespołu Cisza jak ta, na zamku w Przemyślu ... żal było nie jechać ...
Spotykamy Ciszaków od wielu lat na kolejnych koncertach, śpiewają piosenki do słów wierszy wielu znanych poetów, współczesnych i nie tylko ... po chudej w takie imprezy zimie polecieliśmy do nich jak na skrzydłach. A gorączka nie odpuszczała ... dziwne uczucie, jakbym z boku wszystko obserwowała ...
... noc pełna dziwnych snów, jakby majaków ... nagle słyszę świergot wróbli, całe masy wróbli, gorąco, to chyba lato ...Nie, to nie lato, tylko poranek, a wróble ... to już wiosenne ptasie koncerty na Pogórzu ...
I tak zeszło mi 1.5 tygodnia w chatce. choróbsko minęło, a ja przy okazji poczyniłam różne zaokienne obserwacje. Pogoda wcale nie była łaskawa, prawie cały czas mglisto, albo padał deszcz, niebo jak niewyżęta szmata ... tęskni się za słońcem.
Jednego razu patrzymy, na łąkę "zapotoczną" wybiega duży dzik, za nim następne, tak doliczyliśmy 15 sztuk, potem jeszcze 3 mniejsze ... ależ one szybko biegają. Za sporą chwilę idzie znowu jakieś stworzenie, z daleka za bardzo nie widać, co to ... pomogła lornetka ... to wilk-samotnik, idzie powoli, bo kuleje na tylną łapę, przystaje, odwraca głowę, wietrzy ... długo go oglądaliśmy, ostrożny, trzymał się brzegu zagajnika, przemykał wśród traw, krzaczków, zniknął potem za Horodżennem. Tak sobie myślę, dlaczego sam? ... stado odrzuciło kalekę?
Innym razem moją uwagę zwróciła spora grupa kruków na łące, pewnie jakaś padlina tam leży albo coś ... nie, to wylądowały dwa żurawie, a ciekawskie kruki przyleciały stadnie obejrzeć, co też to za stworzenia pojawiły się na ich ziemi ... podfruwały, podchodziły, a potem wszystkie odleciały.
Żurawie odpoczęły, popasły się na łące i potem też odleciały.
Na następny dzień na niebie pojawił się ogromny klucz żurawi, nie zliczyć, ile ich było ...
A co można myśleć o tym?
Niby wiosna, cieplej, nie ma mrozu i śniegu, a sikorek dziesiątki zlatuje się ... idą na łatwiznę pewnie:-) Dokarmiamy je jeszcze, żeby nie niepokoiły pszczół stukaniem w ule, a przede wszystkim żeby na nie nie polowały.
Wreszcie udało się zmobilizować majstrów do roboty nad domkiem gospodarczym przy naszej mini-pasiece ...
Czekamy na blachę, którą maja położyć ci budowlańcy, a resztę znowu my z mężem ... czyli obijanie ścian deską, a przedtem malowanie tejże ... ale z utęsknieniem czekam też, kiedy wszystkie pszczelarskie "szpeje"znajdą się na swoim miejscu ... eh! zajdę tam kiedy "w gości" na werandę, kiedy będę wracać z grządek:-)
W ramach przymusowego pobytu w chatce ostrzygłam Amika ... zawsze strzygę go nożyczkami, a trwa to kilka dobrych godzin, bo pies niespokojny, ucieka mi, obraca się, muszę uważać, żeby nie szczypnąć go za skórę .... Tym razem zeszło mi tylko 3 godziny, Amik był bardzo grzeczny, spał na podłodze, a ja go przewracałam tylko, żeby mi było dogodniej strzyc ... wielkie zaskoczenie:-)
I tak sobie mówimy z mężem, że on dopiero teraz, po 3 latach "odtajał" od swoich przeżyć, tylko on wie, jakich ... przytulaśny, grzeczny ...
Mała próbka harców z Mimi ...
A czasami zamierają na chwilę w bezruchu, nasłuchując jakichś odgłosów z lasu ... i chcę powiedzieć, że kleszcze przypuściły już zmasowany atak, na zwierzęta i ludzi ...
Na koniec produkcja z wolnych chwil ... proziaki na blasze kuchennej ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za dobre słowo, bywajcie zdrowi, pa!
27 komentarzy:
No tak wiosnę już czuć, mimo tego, że przez ostatni tydzień nie oglądaliśmy słońca chyba w ogóle. Nie tylko po roślinach widać wiosnę, ale przede wszystkim po ptakach świergolącym co rano za oknem ;)
Długo Ciebie tutaj nie było, zaglądam- jest post i spieszę z komentarzem. Byliśmy dzisiaj przy cerkiewce: w lesie ptaki uwijają się żwawo- sikorkowate, dzięcioł stuka oj stuka- przelatując z drzewa na drzewo. Poszliśmy w las obok- na drodze kwitnące cebulice, kokorycze, dzicze ścieżki wydeptane niezliczoną ilością raciczek- oj musi tu ich być sporo. Łąki nieopodal zryte, brzegi Sanu również skotłowane, zażywały kąpieli w przybrzeżnych bagienkach- juchy jedne.
Wilka nie spotkaliśmy, był tylko olbrzymi ptak drapieżny, polujący na drobne gryzonie.
Wyobraziłam sobie Twoją chatkę, karmik przy niej i pozazdrościłam Ci codziennego obcowania z przyrodą, ze świergotem ptaków. Taka maszyna też i nam by się przydała.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Uważaj na siebie !
Ania
Bardzo lubie czytac Twoje posty. Pieknie piszesz o naturze. Podziwiam Twoje zauroczenie,pracowitosc i ogromna wiedze.
Przyznam sie, ze ja troche 'boje' sie natury, ogromnie boje sie np kleszczy. Czy Ty masz jakies sposoby aby sie przed nimi chronic?
Pozdrawiam
A
Miło słyszeć, zagospodarowanie pszczelarskie działki postępuje. Przykro, że Cię choróbsko dopadło. Super sprawa z tymi żurawiami!
Kuruj się Maryniu, podobno ma się ocieplić pod koniec tygodnia, może wreszcie słońce się pokaże.
Piękne zwiastuny wiosny - i ptaki i kwiaty - od razu robi się weselej :)
Pozdrawiam serdecznie
Półtora tygodnia na Pogórzu - pozazdrościć. Był czas na pracę i na obserwacje a to mi przypomniało, by za imieniny zażyczyć sobie lornetkę lub lunetę. I na koncert łagodny i dziwny przez gorączkę.
Gościnnie tam u Was, rojno i gwarno. A budowla ho, ho - imponująca!
Rębaka, rozdrabniacza, jak zwał, tak zwał, używamy od dawna i chwalimy sobie bardzo. To nie powszechnie używane narzędzie, a szkoda. W starym piecu zrębkami paliliśmy, teraz pełna automatyka i nie da się. Wykorzystujemy podobnie jak Ty, można też kompostować.
Pozdrawiam!
Vitoos, nawet mimo tej paskudnej pogody przyroda rwie się do życia, już po 5 rano koncerty niosą się głośne, a dzięcioły wariują, nawołując się takim chichotliwym głosem, a werbel jaki idzie:-) pozdrawiam.
Ania, a widzisz, przymusowa nieobecność, chociaż nie powiem, bardzo przyjemna; jak wracaliśmy wczoraj do domu, mówię do męża, nie lubię miasta, ale cóż, trzeba jeszcze trochę i tu, i tu; ptaki szaleją, zaczynają się już zaloty, nawet wełny po Amiku nie wyrzucałam, bo rozniosę potem trochę po krzakach, ptaki potrzebują na moszczenie gniazdek:-) patrzyliśmy na cerkiewkę wczoraj, tak ładnie położona, odwiedzimy przy najbliższej okazji; jak tu uważać, kiedy już słońce ciągnie na zewnątrz, a dziś przymrozek; pozdrawiam.
A, witaj w naszych progach i dziękuję za dobre słowo, to bardzo motywuje do dalszego pisania:-) na kleszcze to zakrapiam tylko psy, i kota domowego, bo też już przyniósł na karku, a sama? co najwyżej zdejmuję je z siebie, jak przyuważę wędrującego, albo wyciągam, kiedy zdąży się wpić w skórę:-) taka to moja ochrona; a do innych zwierzątek, typu jaszczurki, padalce, inne węże czy gryzonie przyzwyczaiłam się, ale przed większymi czuję respekt i nie pcham się "przed linię" pozdrawiam.
Staszek, najwyższy czas, bo przecież za chwile ruszą pszczoły, i tak pewnie nie zdążymy skończyć na tip-top, bo nie będziemy się im tłuc młotkami czy piłą, one tego nie lubią:-) na choróbsko sama zapracowałam, kto rozbiera się spocony przy prawie mroźnym wietrze:-) w zeszłym chyba roku też dwa żurawie tamtędy wędrowały, może to te same? ponoć one długo żyją, i pamiętają trasy, a widok tego ogromnego klucza na niebie bezcenny, wybiegliśmy obydwoje na podwórze i z zachwytem patrzyliśmy za nimi; pozdrawiam.
Maniu, czekam z utęsknieniem bodaj na słońce, a na ciepło również, pewnie wiosenny "zew ziemi" mnie dopadł; już czosnek niedźwiedzi ładnie się zieleni, wawrzynek prawie przekwita, za to niebieszczą się cebulice syberyjskie, całe łany:-) pozdrawiam.
Krystynko, widziałaś? toż to wypas, ale tak trzeba było, nie chciałam zarazić choróbskiem Jaśka:-) była kiedyś w klamociarni luneta, i coś nas otumaniło, nie wzięliśmy i teraz żałujemy bardzo, a przydałaby się do obserwacji zwierząt; może kiedyś jeszcze napotkamy; koncert ulubiony bardzo, balsam na duszę na ten wariacki czas; chatka pszczelarza była od dawna w zamierzeniach, teraz nadszedł czas:-) pozdrawiam.
Gaju, kiedyś gałązki wypalałam w ognisku, snuły się pachnące dymy, a teraz gęsto zrobiło się w sąsiedztwie, a ludzie nie lubią dymu, to i "dorośliśmy" do rębaka, najwyższy czas; nie kompostuję zrębków, mam na to dosyć liści, za to bardzo podoba mi się wysypywanie ich pod drzewami, krzakami:-) pozdrawiam.
Mily jak zawsze reportaz chatkowy! sikorki w takiej ilosci, rajski widok,w ogole masz tam pieknie, wiec nawet chorowac w takich warunkach mozna!pozdrawiam i juz sie ciesze na dalsze wiadomosci
widać że idzie wiosna pomimo tych zimnych zakusów ....zwierzęta harcuja, wędrują, praca nad szopką wre.....
słoneczka i zdrowia życzę Marysiu
Czytam z wielkim zainteresowaniem Twoje zapiski. Jestem raczej mieszczuchem, chociaż wiele wolnych chwil spędzam w naturze. Uważaj na siebie, teraz jest taka pora roku, że często można złapać choróbstwo. Też ostatnio podglądałam żurawie, nawet myślałam, że to bociany przyleciały. Życzę dużo zdrowia
A u nas codziennie mróz i mróz. Tylko po śpiewie ptaków i chodzących kolo domu żurawiach, można poznać nadchodzącą wiosnę. Ja już się nie mogę doczekać trawy na pastwisku i wiosennego smaku serów.
Gęsto się zrobilo w sąsiedztwie? Ludzie nie lubią wonnych dymów? Toś mnie zaskoczyla ...
Weronika też mi czasami wraca do domu z kurtką w ręce (że niby cieplo), ale rano się kuli z zimna i nawet udawać nie da rady.
Zdrowia Marysiu! Wszystkiego dobrego!
Maryś, bo to jest taki błąd podstawowy, który ja też często popełniam: Rozbierać się do roboty trzeba od razu, a nie wtedy, jak nam się już ciurkiem po plecach leje.
Byłam w poprzedni piątek w J. Nie miałam czasu na "zwiedzanie", bo sprawy do załatwienia były. Wstąpiłam tylko do tych gratów koło hali. Ale tam chyba się właściciel zmienił, bo ceny się mocno nieprzyjemne zrobiły. Zielonego kielonka i tak nie mieli...
Pozdrawiam i zazdraszczam. Tej przestrzeni, gór i widoków...
Grażyno, sama byłam zaskoczona ilością sikorek, nawet mówię do męża, że chyba mróz idzie, skoro ich tak dużo:-) a zleciały się pewnie i z sąsiedniej gminy:-) choróbsko przeszło, czas zakasać rękawy; pozdrawiam.
Leptir, te wczesnoporanne koncerty radują duszę bardzo; właśnie zbieramy się do wyjazdu zawieźć płyty osb i blachę, może jutro przyjdą chłopacy dokończyć robotę, potem wkraczamy my; dzięki i pozdrawiam.
Aleksandro, jakoś było mi smutno wczoraj,że wracam do miasta, bo ja ciągle "w rozkroku", dzielę czas na dom "stacjonarny" i chatkowy; żurawie piękne, z szarymi piórami na ogonie, takie duże i dostojne; pozdrawiam.
Magda, przymroziło dopiero dziś rano, a tak, to na plusie, tylko bardzo mokro było; trawka u nas zieleni się już dosyć, ale jeszcze nie do pasienia; gęsto zrobiło się koło domu podmiejskiego, ludzie zabudowują każdy skrawek, bo chcą gdzieś mieszkać; mnie dym nie przeszkadza, ale sąsiedztwu tak, to i nie będę się skradać po cichu, tylko ściacham gałązki i będzie spokój; taki pachnący dym to mój ulubiony, znać, że wiosna w ogrodach, albo i jesień, ale nie przemówisz innym, ponoć ściany im brudzi, a tłusty dym w zimie, ich własny, nie brudzi:-) nie wolno jeszcze wyletniać się, marcowe powietrze zdradliwe, tak mówiła moja mama; pozdrawiam i stęskniłam się.
Iwonka, ot i co, tak właśnie było, pot lał się po plecach, a ja zdejmowałam kolejne "żąperki"; nie odkryłam jeszcze gratów koło hali, ale coś mi się zdaje, że bywam w mieście rzadziej od Ciebie:-) ja tylko zakup celowy, gdzie najbliżej i zwiewam do siebie, aż się kurzy; zielony kielonek mam na uwadze:-) co niektórzy maja ceny z nieba, mnie najlepiej handluje się z chłopakami z Ujeznej; pozdrawiam.
Mario, bardzo interesuje mnie ta Twoja maszyna do gałęzi. Zastanawiamy się nad taką od dłuższego czasu, ale opinie bardzo podzielone. Masz elektryczny czy spalinowy? I ewentualnie jaki model, możesz podpowiedzieć?
Zdrowia dużo i powodzenia w pasiecznych przedsięwzięciach.
P.S.
Dzisiaj widziałam pierwszą pszczółkę. Latała koło przebiśniegów.
Ciekawie, niezwykłym stylem opisałaś swoje wizje i odczucia podczas gorączki.Bardzo ten opis jest literacki. A w tle czułam zapach pachnących dymów, których nie lubią twoi sąsiedzi. Al ja bardzo!
Ten samotny wilk...Biedak. Dobrze jednak, że obserwowałaś go z bezpiecznego miejsca. Po naszych okolicach snuje się para wilków. Na szczęście jeszcze ich nie spotkałam i mam nadzieję, że nie spotkam.
U nas pogoda taka sama pewnie, jak u Ciebie. Do wczoraj mgliście a dzisiaj cudowne słonko.
A kleszczy co niemiara! Wcale ich zimą nie wymroziło! Zresztą, co to za zima była?
Pozdrawiam Cię serdecznie sąsiadko!:-))
Kolejny odcinek ulubionego serialu "W chatce". :))) Coraz bardziej wiosenny.:)
Czas teraz sprzyja choróbskom różnym. U nas znowu były przymrozki, ale dziś widzieliśmy cudne klucze gęsi i podbiał kwitnie. Powietrze coraz milsze. Wiosna tuż, tuż...
Serdeczności:)
Oj, "Ciszaków" też lubię posłuchać, wszak to "krajanie" z Kołobrzegu. Zaskoczyła mnie ta Twoja wiosna- w Izerach i Karkonoszach pełno śniegu leży. Za to na Pomorzu wiosennie, ale raczej chłodno. Już nie mogę się doczekać, by bez obawy o swoje zdrowie w ogródku popracować .
Natura ma swoje prawa, czasem smutne ale i ludzie czasem i często są okrutni....
Idą u Ciebie prace wiosenne...u mnie też sikorek sporo łasych na "moje" jedzenie może nie czują wiosny?
Jak zawsze z przyjemnością tu zajrzałem. Uważaj Marysiu na wiosenne przeciągi, bo potem i kilka tygodni można mieć problemy ze zdrowiem.
Taki rozdrabniacz to wspaniała sprawa, sam poluje na jakiś lepszy model, bo te zwykłe w centrach handlowych jakoś nie budzą mojego zaufania. Proziaki - fajna nazwa, ładnie wyglądają, pewnie też dobrze smakują.
Milusio w Twojej chatce, pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam :) Z wiosną to i chorować się nie chce :)
Dopiero dziś udało mi zajrzeć na Twój blog. Mam nadzieję, że już czujesz się dobrze.
U mnie też żuraw krążył nad miastem i pokrzykiwał. Już niedługo i ja sprawdzę, co w chatach słychać, więc cieszy mnie,jak mogę poczytać o śladach wiosny, a Ty pięknie o tym piszesz.Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia.:)
Witaj
Wiosny jeszcze nie widać, ale i ja ruszyłem się z domu by odwiedzić Pogórze Przemyskie. Dzików nie widziałem, jedynie zryćkane łąki, za to saren całe mnóstwo. Wilka pewnie wataha odrzuciła. Mnie także przeziębienie po ostatniej wyprawie dopadło.
Pozdrawiam Mario i życzę zdrowia
Cisza każdemu się przydaje. Spokój, wyciszenie, to coś czego szukamy całe życie. A co do proziaków, to zjadłbym takie! Pozdrawiam! :)
Bazylio, nasz rębak nie jest jakiś specjalnie wyczynowy, no i używany, ale ciacha gałęzie, jak trzeba, takie do 4 cm; to ASGATEC EH2501, elektryczny, nie jest jakiś bardzo firmowy, ani bardzo drogi, myślę, że średnia półka, no i jest na frez; spełnia swoje zadanie w ogrodzie, ale przy większych areałach, własnym lesie czy też na potrzeby prawie przemysłowe chyba za delikatny; dzięki, i wzajemnie zdrowia i powodzenia na niwie gospodarskiej; pozdrawiam.
Ola, ha! bo to były dziwne majaki, mąż śmiał się, że powinnam "zioło zmienić":-) miejscy ludzie nie lubią dymów, ani z gałązek, ani z liści, boją się natury, wszystkich żyjątek; wilki panoszą się u nas, zostawiają krwawe ślady uczt, to bezwzględni mordercy; tak, kleszcze łażą po psach, po nas też, pewnie w suchej trawie siedzą, i tylko czekają, aż ktoś przechodzi; pozdrawiam.
Grażyno-M, chciałabym już, żeby to była ciągłość "chatkowa", a nie tylko wyrwane dni, nie lubię wracać do miasta; lecą i u nas klucze ptaków, serce się raduje, mimo, że mróz dokucza; a ja może już nabyłam odporności:-) pozdrawiam.
Ania, właśnie, są znad morza, ale nie śpiewają szant, i bardzo lubią Bieszczady; jak słuchałam prognoz, to rzeczywiście na płd.zach, sypało obficie śniegiem; ciągnie wiosna do ogrodu, prawda? a tu ciągle zimno, może i dobrze, niech zatrzyma trochę wegetacje, za szybko też źle; pozdrawiam.
Mażena, rozmawiałam o wilkach, one gdzieś niedawno miały swoje gody, zresztą słyszałam, jak żarły się w dolinie potoku, ale i niewykluczone, że człowiek rękę do tego przyłożył; u nas ptactwo dalej przylatuje w obfitości wielkiej, na "darmochę":-) pozdrawiam.
Wkraju, mama mawiała, że marcowe powietrze zdradliwe bardzo:-) może kiedyś zdobędziemy się na porządniejszy rębak, przed nami wiercenie studni głębinowej, to bardzo drenuje kieszeń:-) proziaki najlepsze na ciepło, z roztapiającym się masełkiem:-) pozdrawiam.
Agatek, ale przez chorowanie nabywa się też odporności, na to liczę, że teraz z zapasem sił i zdrowia zmierzę się z pracą, która czeka, oj! jak czeka; pozdrawiam.
Bożena, tak, już odchorowałam swoje; żuraw nad miastem? może zgubił swoje stado; wiosna przybliża się, kwitną przylaszczki, podbiały, a i trawa zieleni się; chłód jeszcze, ale coś musi z lekka stopować przyrodę, bo rozszalałaby się za wcześnie:-) pozdrawiam.
Tomasz, łąki jeszcze płowe od suchej trawy, ale lekki zielony cień już widać:-) dziki ryją wszędzie, jak potem te łąki kosić? dobrze, że sarny widziałeś, wilki zabijają je bardzo; i ja życzę zdrowia, pozdrawiam.
Maks, mam znajomych, którzy potrzebują obecności ludzi, ruchu, my odwrotnie, wolimy pogórzańskie spowolnienie:-) proziaki pyszne, polecam; pozdrawiam.
Niby tylko domek gospodarczy, ale przyłożyć się do pracy trzeba, a i nie po to człowiek się wysila, żeby skleić jakąś lepiankę. Posiadanie działki i wszystkich innych cudeniek - to jednak spore wyzwanie i dużo obowiązków.
Art, staramy się:-) pozdrawiam.
Prześlij komentarz