wtorek, 4 października 2016

Lecą kasztany ...

Znalazł się w moim ogrodzie, kiedy  pod koniec lat 90-tych bezprzytomnie sadziłam wokół budowanego domu wszystko, co tylko pojawiało się u znajomej pani, handlującej roślinami na zielonym rynku.
Gołe pole domagało się urozmaicenia, zagospodarowania, a ja nie patrzyłam przyszłościowo ... byle dużo, gęsto i od razu z efektem.


Tym sposobem kasztan jadalny został posadzony prawie na środku podwórza, cieszył oko ładnym pokrojem, ciekawym ząbkowanym liściem, potem zaczął zawiązywać pierwsze owoce o bardzo kolczastej i kłującej  łupinie... na razie puste ...


Z roku na rok kasztanów było coraz więcej, i więcej, a drzewo rosło coraz wyżej i szerzej ... dziś przeczytałam w wiki, że okazy dorastają do 35 metrów!


Padający deszcz, a może i odpowiednia pora roku spowodowała, że drzewo nagle sypnęło  ...


... to jeszcze nie wszystkie marony, jak je nazywają, tylko mała ich część.
Jak co roku trzeba ubrać grube rękawice, żeby nie pokłuć dłoni, wyłuskać pełne kasztany, a resztę wyrzucić na kompost. Liście ciężko się rozkładają, są jakby skórzaste, ale przecież mnie się nie śpieszy:-)


Los tego drzewa jest już przesądzony, w tamtym kierunku pójdzie w przyszłości rozbudowa ... kasztan jadalny symbolizuje mądrą przezorność ... szkoda, że przed laty nie byłam przewidywalna i mądra przezornie ...



Z drugiej strony cieszy oko przebarwiony na żółto krzak oczaru, nie wiem jaki to rodzaj, ale już kwitnie ...



... delikatne kwiaty na nagiej gałązce ... jak ukwiały na koralowcu ...
Liście już słabo trzymają się na krzaku, pod ciężarem deszczu ciężko opadają na ziemię ... za chwilę przysypią maszynę budowlaną, też żółtą:-)


Pozdrawiam serdecznie wieczorową porą, a deszcz bębni o dach dalej, na jutro śnieg z deszczem przepowiadają u nas, trzymajcie się ciepła, pa!


16 komentarzy:

Mażena pisze...

Ale cudeńka! i oryginały. Ciasto z mąki kasztanowej ma specyficzny smak ale lubię, pieczone kasztany kojarzą mi się z Świętem Wszystkich Świętych, bo wtedy je sprzedają i nie wiem kupić czy nie, z jednej strony cmentarz albo okolice a z drugiej chęć zjedzenia...

Grey Wolf pisze...

Piękne kasztany. Ja kiedyś posadziłem, ale usechł zaraz. Teraz będę sadził nowy :)

BasiaW pisze...

Mam zwyczajne kasztanowce, wszystkie sadzonki od Ludzi, którzy już odeszli. Te drzewa przypominają mi o nich i o modlitewnej pamięci za nich.

Aleksandra I. pisze...

Nie zawsze nasza wyobraźnia odpowiednio podpowiada jak to będzie za parę lat. Pozdrawiam

Pellegrina pisze...

Dobrze to znam, sama nie jestem przezorna ani trochę, na maleńkiej leśnej grządce wsadzałam wszystkie maleńkie drzewka które przyniosłam z lasu a teraz po kilku latach przesadzam nawet za płot bo brak już miejsca na całej działce na świerczki, jodełki, sosenki, które z siewek wielkości dłoni już mnie przerastają.
A kasztan i kasztany pięknie u Ciebie wyglądają polakierowane deszczem.

Bozena pisze...

Och kasztany ! Rude kulki z dobrą energią. Gdy je widzę, nie jestem w stanie oprzeć się, aby nie wziąć do ręki, a później schować do kieszeni. I noszę sobie takie talizmany obciążające kieszenie, często ściskam w dłoni. Kasztany to moje dzieciństwo, czasy studenckie. Zawsze gdzieś na mojej drodze rósł kasztan. Ja wiem, że piszesz o jadalnych, a nie takich zwykłych. W 1997 roku, po wielkiej powodzi, spędziłam święta w Belgii. Dom miałam w remoncie.
Pojechaliśmy z kuzynostwem na jeden dzień do Brukseli i tam na rynku był kiermasz noworoczny; wielkie lodowisko, grzane wino i gorące kasztany. I wtedy pomyślałam sobie, że to nic, że straciliśmy wiele. Idzie nowe, bo są kasztany. Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Zazwyczaj Maria pisze o darach natury i co z nimi robi. Czyżby Pani nie przetwarzała ich a przynajmniej na bieżąco nie przyrządzała? Są w ogóle jakieś zwierze w okolicy smakujące marony?

wkraj pisze...

Pieczone kosztowałem kiedyś w Paryżu, ale jakoś mnie nie przekonały do siebie. Może pora na kolejną próbę?
Fajny jesienny klimacik u Ciebie na blogu, pozdrawiam :)

GAJA pisze...

Lecą i zasypują mnie!!!

Krzysztof Gdula pisze...

Faktycznie, kopara tam stoi wśród liści. Czyżby wnuk rozpoczął już wykopy pod planowaną rozbudowę domku?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mażena, ot! doczekałam swoich kasztanów:-) może tym razem zbiorę ich tyle, że spożytkuję je w jakiś sposób, ostatnie Mimi zjadła, zręcznie rozgryzając i wyłupując ze skorupy, jej smakowały, znaczy jakąś wartość odżywczą mają, orzechy też lubi; przy cmentarzach to teraz kiermasze się porobiły, przemysł; pozdrawiam.

Grey, szkoda mi mojego drzewka, tak ładnie urosło, zaczęło owocować, ale cóż, może jak będzie kopara, przeniesiemy w inne miejsce, tylko czy się da:-) pozdrawiam.

Basia, Bożena nazwała swoje brzózki imionami, pewnie i Ty nosisz w pamięci imiona darczyńców i w cichości przyporządkujesz im drzewa; pozdrawiam.

Aleksando, pewnie powinno się przygotować plan zagospodarowania, taki przyszłościowy, ale rzeczywiście wszystkiego nie przewidzisz; pozdrawiam.

Krystynko, no ba, przecież pamiętam doskonale Twoje "wieczyste" przesadzanie drzewek, krzaczków:-) one rosną jakoś tak niezauważenie, mała, małe, a potem nagle duże, stan przejściowy umyka, a niech jeszcze podrosną, potem przytniemy, a potem już jest za wysoko; deszcz strząsnął prawie wszystkie kasztany, pod jego wpływem pootwierały się jeszcze na drzewie, szykuje się nowy front robót; pozdrawiam.

Bożena, rude, gładziutkie, błyszczące, właśnie z dobrą energią, każą nimi wysypywać skrzynie meblowe pod miejscami, gdzie śpimy; wiele przeszłaś w swoim życiu, a zawsze towarzyszyły Ci kasztany, w dobrym przesłaniu, i niech tak zostanie pozdrawiam.

A, tak, piszę o darach natury:-) próbowałam kasztany upiec, i cóż, nie zachwyciły mnie, może dlatego, że nie przyzwyczajona jestem do ich smaku, może zdążę się przekonać; kasztan jadalny rośnie przy "domu stacjonarnym", więc zwierzyna nie podchodzi, ale myślę, że dzikom by smakowały jak orzechy, skoro Mimi zjadła te, które zebrałam w zeszłym roku:-) pozdrawiam.

Wkraju, o, tak smaki trzeba rozwijać, próbować, może coś faktycznie zaskoczy, mnie np. papryka dopiero w dorosłym życiu zasmakowała, do kolendry nie przekonam się, ale kasztany ... kto wie? niech będzie jeszcze jesień, oby nie zima za wcześnie; pozdrawiam.

Gaja, co z nimi robisz? kłujące łupki ładne, ale takie ich mnóstwo, tak samo liście, bardzo trwałe, prawie jak dębu; pozdrawiam.

Krzysztof, o, tak, maszyn budowlanych mnóstwo wszędzie, ulubione Jaśka; do wykopów jeszcze sporo, ale plan jest:-) pozdrawiam.

Grażyna-M. pisze...

Kasztany! Pycha! Byłam kiedyś w Mediolanie i tam je po raz pierwszy jadłam. Mnie smakują.:))) No i przypominają miłe chwile.:))) Nie wiem, czy u nas by rósł.
O tej porze roku to chyba tylko niebieska koparka by nie zginęła wśród liści.:))) Wszystkie inne kolory już zajęte.:)
Serdeczności:)

Chemini pisze...

W 2012 roku zaowocował kasztan jadalny najwyżej położony w Polsce, na wysokości około 560 m n.p.m. bodaj po 30 latach od posadzenia. Były drobne, ale i tak nazbieraliśmy bo kochamy kasztany pieczone :)

Anonimowy pisze...

Witaj Maryniu :)
W kwestii nieprzemyślanego do końca sadzenia drzew jeszcze ... 21 lat temu na Święta kupiliśmy choineczkę malutką,a potem Jacek przesadził ją w na działkę, dla świętego spokoju, żeby nie wyrzucać, bo korzenie ma... Kilka lat temu musiał przesunąć furtkę 5 m dalej, teraz zastanawiamy się nad ... przesunięciem domu ? :D świerczek malutki ma ze 20 m wzrostu!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna-M, i widzisz, jakie różne odczucia ludzie mają, jednym smakuje, innym nie:-) no tak, niebieska nie zgubiłaby się, jutro popatrzę, czy w Bieszczadach buki zrudziały; pozdrawiam.

Chemini, no to kasztan miał ekstremalne warunki, prawie jakby go na naszej Kopystańce posadzić:-) też muszę wyjść do ogrodu pozbierać kasztany, bo za chwilę przykryją je grubo liście i będzie trudniej; pozdrawiam.

Lidka, to chyba każdy posiadacz kawałka ziemi tak ma:-) cha, cha,cha! nad przesunięciem domu ... żeby tak się dało ... to i nasz kasztan byłby uratowany; furtkę jeszcze da się przesunąć, z domem gorzej; też mamy taką choinę przy chatce, srebrny świerk, już myślałam, że nie przyjmie się, dopiero pod koniec lata wypuścił zielone pędzelki, a teraz mija dach; szykujemy się na jutrzejsze Czartgranie, myślałam o Kamieniu Dwerniku w południe, na gitarowe śpiewy w naturze, ale chyba nie zdążymy, na wieczorne koncerty na pewno; pamiętam, że macie jakąś rodzinną imprezę, szkoda ... tzn. nie szkoda ... tylko, że Was nie będzie:-( ... pozdrawiam.

colorado2811 pisze...

A propos przesuwania - można przecież drzewo obudować domem!
A propos sadzenia bez dogłębnego przemyślenia - nie Ty pierwsza i nie ostatnia. Mnie też się zdarzało sadzić, a potem wycinać. Szczytem sukcesu był jałowieć poziomy - kobita wetknęła mi trzy sadzonki, takie batożki i "pani, posadź pani w kupie, to się tak pani ładnie na wszystkie strony rozrośnie" No i rozrosło się, wielopiętrowo, pół ogrodu było tego jałowca (czy tez to thuja była) Nawet na zdjęciu w google mapsach jest jeszcze, choć dawno wycięty - była cała przyczepa czubata gałęzi. Horrorek!