Wybraliśmy się w piątek na Pogórze ładniejszą drogą, przez bryliniecki las. Jeszcze niżej prowadziły nas koleiny, pozostawione przez jakiś pojazd, potem skręciły w bok, w las.. Za płytami zaczął się drogowy horror, śniegu coraz więcej, bardziej stromo ... nie pomogły reduktory, przełączanie napędów ... "czołg" buksował w miejscu i coraz niebezpieczniej przesuwał się bokiem nad głęboki rów. Zostało nam do wyjścia na prostą ze 200m, ale góra ze śniegiem nas pokonała. Nawet nie było gdzie zawrócić, bo wąsko ... delikatnie metr za metrem wycofaliśmy się na szerszy placyk, zawróciliśmy i przez Zalesie pojechaliśmy na Przemyśl. I tak się zastanawiamy, gdzie ta zima, która dała nam tak popalić w lesie ... na polach łyso, jeszcze w Aksmanicach wcale nie zimowo ... i zima jak zwykle zaczęła się za Chybem:-)
Zrobiło się już dawno ciemno, jeszcze nie wiemy, czy uda nam się zjechać do nas, czy też trzeba zostawić pojazd i po ciemku zejść do chatki. Uff! droga odśnieżona ... powolutku stoczyliśmy się, stając u bram po 3 godzinach jazdy, gdzie zazwyczaj 1 wystarczała:-)
Podzieliliśmy się robotą, mąż czyścił piece z popiołu i palił, bo chatka dosyć wyziębiła się, a ja odśnieżałam po ciemku ... nie tak całkiem, blask szedł od śniegu, i chatka oświetlona trochę rozjaśniała.
Od rana śnieg dosypywał obficie, ale my już sobie wymyśliliśmy wcześniej, jeszcze w domu, że zrobimy wycieczkę krajoznawczo- botaniczną, na Krzeczkowski Mur, to bardzo niedaleko od nas, trzeba tylko przemieścić się na druga stronę Kopystańki. Po lekturze innych blogów chciałam wreszcie zobaczyć stanowisko języcznika w naturze, ale przecież jest tyle śniegu, że nic nie zobaczymy ... ale Mur Krzeczkowski nie przysypany ... jedziemy.
Pod kapliczkę zawsze wiatr zawiewa drogę, tam czasami zaspy nie do pokonania. Udało się przejechać, a zjeżdżać będziemy w dół tą drogą, którą wczoraj wieczorem nie udało nam się wjechać ... z górki będzie łatwiej. Tak, minęliśmy nasze ślady wczorajszego zmagania się z przyrodą ... rzeczywiście zabrakło nam tak niewiele:-) Niebo ciemniało coraz bardziej, a w samych Krzeczkowicach rozpętała się istna zamieć ...
Mur Krzeczkowski leży spory kawałek za wsią, idzie się tam niebieskim szlakiem, a droga wiedzie wśród przepastnych lasów ... dobrze być tam wiosną, latem, jesienią, ale nie w takiej zamieci, gdzie ślad drogi coraz bardziej zasypuje śnieg. A dane nam będzie wrócić?
Po jakimś czasie pojaśniało, śnieg jakby mniej padał, przystanęliśmy na rozjeździe ... wąsko, trzeba gdzieś zawrócić, ustawić "czołg" ... mąż został, a ja poszłam, w dziewiczym śniegu po kolana, w bajkowej scenerii przysypanych śniegiem jodeł ... najprawdziwsza zima:-)
Za zakrętem wyłonił się zza drzew on, Krzeczkowski Mur ... jak resztki dawnej twierdzy, ruiny starożytnej budowli ... przysypany śniegiem, w takiej scenerii jeszcze go nie widziałam ...
Sypie śnieg, nie ma dobrej widoczności, a cicho, jak makiem zasiał ... dach, pod którym latem można spożyć posiłek, odpocząć załamał się chyba pod ciężarem śniegu ... płaski teren jest dobrym miejscem na obozowisko.
Po swoich śladach wróciłam do "czołgu" ...
Trzeba jeszcze oczyścić tabliczkę ze śniegu, bo może jakiś turysta nie spojrzy i ominie ciekawy pomnik przyrody nieożywionej:-)
Po drodze jeszcze zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym nad doliną Cisowej ... śnieg zasypał parking, za bardzo nie ma gdzie stanąć ... niebo z lekka zaczyna się przecierać, nawet gdzie-niegdzie prześwituje błękit ... Kopystańka z drugiej strony ...
Teraz już słońce poczyna sobie całkiem śmiało , chmury odeszły gdzieś daleko, świat pojaśniał ...
widoki dalekie, wyraziste ...
.... i Kopystańka z jeszcze innej strony ...
Zmniejsza nam się liczba mieszkańców w wioseczce, starzy umierają, młodzi wyjeżdżają, inni się rozchodzą, każdy w swoją stronę ... miałam kiedyś zrobić zdjęcie najpiękniejszym wąsom, w typie cysorza Franciszka Józefa ... nie zdążyłam ... w sobotę znowu odbył się następny pogrzeb.
Tylko Wiar niezmiennie toczy swoje wody, nie bacząc na zawirowania tego świata, raz gniewny, pełen wody, a raz ledwie strużką niknącą między kamieniami ...
Smutne te zdjęcia, wszystkie w tonacji czarno-białej, tylko moja pomarańczowa kurtka jedynym kolorowym akcentem ... czy zima już na stałe zagościła u nas?
Wyjeżdżałam na Pogórze pełna niepokoju, bo Gucio nie pokazał się przez cały dzień, potem nie wrócił na noc, rano go znowu nie było ... wieczorem dostałam sms-a: Wrócił!
Ktoś go podrzucił nam mniej więcej o tej samej porze, prawie 6 lat temu, przywiązałam się do niego ... inaczej jest, gdy człowiek wie, że zginął gdzieś, a inaczej trwać w niepewności ... może ktoś go zamknął i ginie z głodu, może leży poturbowany, może męczy się ... same zgryzoty z tymi zwierzakami.
W klamociarni nabyliśmy za grosze stare narzędzia, nawet nie wiemy do czego służą ... skusiła nas ich starość, szlachetny dźwięk, jaki wydawała stal ... może do obróbki kamienia?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!
13 komentarzy:
Piekna Twoja opowieśc Marysiu. Pełna emocji. Taka reporterska i prawdziwa. I u nas to samo z pogodą! Śniegi, zamiecie, zawieje, zaspy, lód pod śniegiem, że ślisko, że hej. Pieknie na Pogórzu, ale i strasznie zarazem.Dawno takiej zimy nie było!
Uściski serdeczne zza Sanu, posyłam Ci, Marysiu!
Tez jak Olga czytalam z emocja! piekna zima , biala, dla mnie nie smutna, a Ty jak broszka kolorowa na tych bialosciach. Przypomnialas mi takie zdarzenie w Andach... kiedys w wioseczce chcialam kupic papryke, w jednym ze sklepikow, i wlasciciel. starszy pan powiedzial...niech pani nie kupuje u mnie, bo troche juz sa stare, podgnile, w sklepiku obok maja swiezsze! Zaniemowilam! Tak jeszcze bywa gdzies w miejscach, gdzie wielki swiat nie dociera. Sciskam Cie serdecznie
Zima jak z bajki na zdjęciach, gorzej, jeśli się wpadnie w zaspę albo zaskoczy nas lód. Ostatnio wracałam do domu z pracy 1,3 godz. (zamiast 15min) bo jakaś pańcia nie zmieniła opon i bała się zjechać z górki przez co zablokowała wąską drogę.
Pozdrawiam serdecznie
Jeszcze takiej zimy u nas nie ma, co poprószyło, to już zdążyło się stopić. Ale u Was to już taka na maksa, aż dziw, że się Wam chciało tej wycieczki, gdy sam wyjazd do sklepu to spore wyzwanie.
Co innego, gdy zaświeci słońce, zaraz wszystko pięknieje wkoło.
Pozdrawiam.
Śliczny ten Mur. Niesamowity. Jak ja zazdroszczę widoku ośnieżonych iglaków. U mnie śniegu nie ma, iglaków tu mało.... Cudna zima.
Witaj, Mario. Piękna i ciekawa opowieść.
Bardzo lubię stare wagi i odważniki oraz stare narzędzia. A Twój nabytek - nie znam jego przeznaczenia, ale tak myślę, że chyba służył do rzeźbienia w kamieniu
Tak bywa ze zdjęciami w pochmurny dzień zimowy - śniegu dużo a kolorów mało i to jest ich niepowtarzalny urok.
Malownicza opowieść.
Narzędzia być może kamieniarskie, choć takich jeszcze nie widziałem,
Czytałam z wypiekami na twarzy, a jednocześnie bałam się, ze gdzieś ugrzęźniecie w tym jeszcze jak nie zimowym czasie. Pięknie opisujesz te strony jednocześnie trudne jak i przepiękne. Pozdrawiam i życzę cieplutkiego pobytu w chatce.
Piękna zima - tam na Pogórzu- śnieg, i śnieg, i śnieg. Wszystko tonie w bieli. Języczniki zasypane- to nie ich czas.
Może kwiatu paproci szukałaś, miesiączków przy ognisku ?
Tęskno Ci Marysiu za wiosną, ale przed nami zima, kolejne opady śniegu i deszczu zapowiadają.
Parking- miejsce znane, dzisiaj ciche- bez derkania i motyli- wszystko śpi pod kołderką u stóp Kopystańki.
Gorące pozdrowienia zasyłam z chłodnego Rzeszowa.
Ola, nie umiem opisać moich emocji, to obezwładniający strach, kiedy czujesz, że pojazd ześlizguje się bez kontroli po stromej górze na skraj głębokiego rowu; po tej eskapadzie powiedziałam, że za stara jestem na takie emocje:-) za szybko ta zima, oj! za szybko; pozdrawiam.
Grażyna, już mówiłam, że nie piszę się na takie emocje, a tu w niedzielę przewiózł mnie mąż brodem przez Wiar, bo most w remoncie, i woda dosyć wysoka:-) Pogórze dostarcza wszelkich przeżyć:-) miłe to są zakupy, wszyscy znają się, zamieniają słowo, a nie tak bezosobowo, jak w markecie; człowiek jest zdziwiony, napotykając przyjazne, ludzkie odruchy; pozdrawiam.
Mania, czyli zima zaskoczyła nie tylko drogowców:-) niby mamy zimówki, ale na lodzie, pod stromą górę czy w głębokim śniegu nie dają rady, jak jest sucho, nie ma prpblemu, przydałyby się agresywne kostki:-) pozdrawiam.
Wkraju; u nas wyżej, to i zima dopisuje, niżej nie jest tak ekstremalnie:-) zachciało się wycieczki, bo i mąż mówi, ile można pracować, więc wrzuciliśmy na luz i ruszyliśmy; pięknie było, choć bałam się, czy damy radę wrócić, a do ludzi daleko:-) pozdrawiam.
Ania, specyficzna ta skała, jak z cegiełek; ponoć kiedyś ludzie tam pozyskiwali kamień; bo to puszcza karpacka jest:-) pozdrawiam.
Janie, o! i bratnia dusza się ujawnia, jeśli chodzi o zbieractwo starych przedmiotów:-) bo one są z duszą, widać zużycie, czyjąś rękę, trud, służyły ludziom; moja chata jest przytuliskiem dla takich rzeczy, skrzynie i kołowrotek po mamie, kredens i stół po czyjejś babci, ikony na desce, itp. długo by pisać:-) spróbujemy tych dłutek z ząbkami w kamieniu, tylko że u nas takiego kamienia nie ma, na Roztocze do kamieniołomu pojedziemy po miękki wapień:-) pozdrawiam.
Maciej, zawału można dostać od tych emocji, mąż mówi, że bardziej denerwuje się mną, siedzącą obok wciśniętą w fotel, niż tym, co na drodze:-) dłutka, rylce, jeden jak duży gwóźdź, szpikulce, może rzeczywiście do kamienia, spróbujemy; pozdrawiam.
Aleksandro, i ja się obawiałam, że trzeba będzie przejść kawałek lasem po pomoc kogoś, kto ma ciągnik; ale w końcu udało się auto ustawić w koleiny i wycofać, co też nie było proste:-) ludzie żyją wszędzie, kiedyś nasza wioseczka była zasypana prawie przez dwa tygodnie, wojsko dowoziło pieczywo, kto potrzebował; kiedy potem jechaliśmy już po odśnieżonej drodze, to krajobraz jak księżycowy, zwały śniegu powyżej auta, jak w tunelu; pozdrawiam.
Ania, już pokazała zęby:-) syn Janka "z góry" opowiadał, że w nocy przyszli młodzi ludzie pożyczyć łopatę do śniegu, bo nie mogą przebić się przez zaspy pod kapliczką, tak, tam nie ma żartów, czego i my kiedyś doświadczyliśmy; wymyśliłam sobie języczniki, bo przecież u nas nie było śniegu, na wiosnę pojedziemy zobaczyć:-) i kwiatu paproci poszukać:-) jakoś jeszcze nie przestawiłam się na zimę, za wcześnie mi; jak tam ładnie, Aniu, nad Cisową, i po drugiej stronie, nad Łodzinką też, tylko chodzić, tylko chodzić; szkoda, że szlak od Posady poprowadzili drogą, będziemy chodzić bez, albo starym; dziś to tylko zdjęcia oglądać, stare wpisy czytać i wspominać; pozdrawiam.
Ale biało! Piękne zdjęcia!
Dzisiaj byłam na wycieczce i akurat śnieg zaczął strasznie sypać ;) Ale co spadnie, to się roztopi...
Pozdrawiam i zapraszam też na mój blog: ptasieslady.blogspot.com
Ale u Was nawiało i zawiało, milo siedzieć w ciepłej chatce gdy się już dojedzie, gdzie i zapasy drewna, kaszy, maki, przetworów, ziół ...
Wilga, śnieg u nas trzyma się zdrowo, mrozi, czyżby już zima na całego? pozdrawiam.
Krystynko, o, tak, zapasów chyba więcej w chatce niż w domu, ale to dlatego, że w piwniczce dobrze się przechowują; zima na Pogórzu ma się dobrze, ponoć nawet stok narciarski mają uruchamiać w ten weekend w Arłamowie; pozdrawiam.
Prześlij komentarz