wtorek, 25 lipca 2017

Na polsko-czeskim pograniczu czyli "Kropka" w Głuchołazach ...

Gdzieś tam na wschodzie z lekka jaśniało niebo, kiedy ruszyliśmy na ziemie opolską.
Szybko uwinęliśmy się z kilometrami, bo autostrada bardzo ułatwia nam przemieszczanie się. Niecałe cztery godziny i już byliśmy w Głuchołazach, ale niestety ... nasze 30-stopniowe upały nie przekładały się na pogodę w tym rejonie. Gdzieś tak od Katowic zaczęło lać nieprzerwanie, w Głogówku na ulicach rwące strumienie, temperatura spadła do 18 stopni, a Kopa Biskupia skryła się w gęstych chmurach. Chwila przerwy w opadach, powiało optymizmem, to w te pędy przejechaliśmy Zlate Hory, aby jak najszybciej znaleźć się w Rejwiz. To nasze najulubieńsze miejsce, a wszystko za sprawą "Wycieczek Wkraja", to stąd bierzemy natchnienia wyjazdowe:-)
Niestety, rozlało się znowu, co odważniejsi Czesi ruszyli z parasolami czy pelerynami w trasę, a my twardo siedzimy pod zadaszeniem. Bez sensu ... nie pójdziemy dla idei w taki deszcz:-)
Dobrze, że tu wszędzie blisko, więc zjechaliśmy z góry do Jesenika, odwiedziliśmy jesenickie łaźnie, potem rynek, gdzie stały jakieś stragany ze zdrową żywnością ... o, raju! przestało padać! nawet wyszło słońce! jedziemy z powrotem do góry ...


Z ostatniego pobytu tutaj zapamiętałam przedziwne dzwonki, które rosły w przydrożnych chaszczach, a nie zawsze jest możliwość sfotografowania, bo zazwyczaj jakieś auto siedzi na ogonie. Tym razem było pusto, zatrzymaliśmy się, a ja do woli pstrykałam zdjęcia kwiatom, skąpanym w kroplach deszczu ... może to uciekinierzy z ogrodów, bo nigdzie więcej nie natknęłam się na nie ...



Teraz można spokojnie ruszyć śliską po deszczu ścieżką na Mechowe Jeziorko w Rejwiz.


Któryś raz z kolei zachwycamy się tym cudem przyrody, bo to największe na Morawach torfowisko, położone prawie na wysokości 800 m npm. Idzie się do niego po drewnianych podestach, bo wszędzie mokro, sączy się woda, a zwłaszcza teraz, po deszczu. Wokół krajobrazy jak z pierwotnej puszczy, poduchy mchów, obalone, spróchniałe drzewa, korzenie, narosłe huby ... drogę przegradza brama, gdzie trzeba uiścić stosowną opłatę zawsze u tego samego, sympatycznego brodacza... można nabyć jakieś pamiątki, kubeczki, koszyki, kamienie i inne drobiazgi ...









Samo Mechowe Jeziorko otwiera swe oko wśród soczystej zieleni mchów, przybrzeżnych sosen, świerków, pewnie stąd i jego nazwa:-)  ... torfowiec, rosiczki, bagno, wiele ciekawych roślin, motyli ... jest głębokie na niecałe 3 metry, a podziwiać je można tylko z punktu widokowego, ścieżek wokół nie ma.



Jest jeszcze Małe Mechowe Jeziorko, ale niedostępne dla turystów, prawie w całości zarośnięte roślinnością.
Pomnik mieszkańców poległych w Wielkiej Wojnie, w momencie kiedy powstawał pod koniec lat trzydziestych, stał na pustym polu, teraz otaczają go wielkie drzewa ...


Ciekawostką osady Rejwiz jest karczma z krzesłami, których oparcia stanowią podobizny mieszkańców ... tym razem nie byliśmy w jej wnętrzu, ale posiadam sporo zdjęć z poprzednich wyjazdów ...

Myślę, że jeszcze kiedyś zawitamy w te strony, bo są one niezwykle urokliwe ... a te łąki ... widzicie, jakie tam są łąki?


Czesi dbają o swoje domki, niektóre wychuchane, zadbane ... małe, duże ...


... z Dziadem u furtki ... kolejny pomysł do wykorzystania:-)
Mamy podobnych zdjęć-natchnień mnóstwo, z Karkonoszy, bieszczadzkie anioły, ciekawe widły drewniane, miotły, itepe, itede ... tylko jakoś zebrać się ciężko, żeby coś wyrzezać w drewnie, a może raczej odwagi. Zobaczylibyście, jakie ule rzeźbi nasz znajomy pszczelarz Piotr, też chcielibyśmy takie:-)



Nie mieliśmy za dużo czasu, bo o 17-stej zaczynały się koncerty, więc zakwaterowanie, późny obiad i już można umościć się przed "kropkową" sceną. Kolejno występowały zespoły nam znane i nieznane, a więc Póki co, U Pana Boga za Piecem, Sklep z Ptasimi Piórami, Do Góry Dnem, Plateau, EKT Gdynia ... bardzo miłym zaskoczeniem był koncert Plateau, zespołu zupełnie nieturystycznego, ale dali taki występ, że ich polubiłam jeszcze bardziej:-)
Sporo po północy zameldowaliśmy się na kwaterze, złapaliśmy trochę snu, a rankiem znowu ruszyliśmy na czeską stronę.
Sobotnia powolność, przy drodze w lasach już stały auta, ich właściciele z koszami ruszyli na grzyby, inni na jagody ... chcieliśmy sobie zrobić wycieczkę do rezerwatu "Skalni potok", ale zbyt późno się zorientowaliśmy, że przejechaliśmy obok i nie chciało nam się wracać.
Znowu kolejne zmierzenie się z Pradedem ... i kolejna porażka, tym razem już na pewno ostatnia, jak się zarzekliśmy. Takiego mrowia ludzi nie spodziewaliśmy się tam, więc uciekliśmy w te pędy, nie zajeżdżając nawet na parking. To jak, nie przymierzając, oblężone przez turystów Tatry w sezonie:-)
Jadąc tutaj, zauważyliśmy przy drodze stary kościół, cmentarz, i zamierzaliśmy zwiedzić to miejsce w drodze powrotnej. Nawet nie przypuszczaliśmy, że tak szybko będziemy wracać:-) Nie potrafię tylko nazwać tej miejscowości, to w drodze na Vrbno p/Pradedem, ale chyba nic straconego, bo w każdej wsi ślady po wysiedlonych, wygnanych Niemcach sudeckich ... każda kraina ma swoją bolesną historię ...





Cudowne są te rzeźby kamienne, krzyże przydrożne, przykościelne, z jaką dbałością o detal wykonane ... na prawo od kościoła zniszczony cmentarz ...
Ostatnie pochówki z lat 40-tych ... rozbite pomniki, odkryte grobowce, strach chodzić, żeby nie wpaść w jakąś dziurę ... wszystkie nazwiska niemieckie ...




Z frontu cmentarza oryginalny pomnik ofiar Wielkiej Wojny, złotymi literkami wypisane dziesiątki imion i nazwisk ... Franz, Johann, Rudolf ... zginęli na frontach I-szej wojny ...



O! tu odnaleźliśmy nasze klimaty, spokojne wałęsanie się wśród starych nagrobków, bez ludzi, tylko my sami ... zostało nam trochę wolnego czasu, więc odespaliśmy z lekka ostatnie zarwane noce.
Dobrze, że dosyć szybko pojawiliśmy się przy scenie koncertowej, naród zjeżdżał się ze wszystkich stron "na Andrusa", który był gwiazdą sobotniego wieczoru, no i znowu rozlało się na całego ... ale jak tu pana Andrusa przypasować do turystycznych piosenek?
No cóż, impreza miejska ... oprócz p. Andrusa zaśpiewali: Drabina Jakuba, Czarny Nosal, Piotr Wróbel i Cisza jak Ta.
My już myślami byliśmy blisko domu, nie zostawaliśmy na niedzielę na czeską Trampską Hudbę i występ Czerwonego Tulipana. Rano byliśmy już daleko,  a pod wieczór pojechałam na Pogórze podlać pomidory, zebrać ogórki, borówki "z firanek" ... i oto rzeczony sernik na zimno z borówką i galaretką.


No jak ma tu nie iść w boczki:-)
Bardzo proste wykonanie, herbatniki na spód, wiaderko gotowego sera, galaretki i dowolne owoce.

Jakie wrażenia z wyjazdu?
My jesteśmy stare "łaziory", i kiedyś piosenki turystyczne powstawały przy ognisku, z gitarą, podczas wędrówki, w bezpośrednim kontakcie z przyrodą, bez elektryczności i elektroniki ... teraz chyba zacisze studiów nagraniowych jest kolebką różnych pomysłów, wykonawcy kształceni muzycznie, utwory naładowane elektronicznym brzmieniem. Nie zawsze pasują nam do nastrojowej, "łagodnej" ballady czy w ogóle piosenki, którą każdy z łatwością przyswoi i zaśpiewa..
Ale świat idzie do przodu, piosenka turystyczna też ... my jesteśmy tylko stare "łaziory".
Tylko dlaczego przy ognisku śpiewa się najczęściej te stare piosenki, łatwiej wpadające w ucho?
Głuchołazy polubiliśmy bardzo, i w ogóle tamte rejony po obu stronach granicy, bardziej niż czeską stronę Karkonoszy.

Bardzo doceniamy to, że mamy Nasze Pogórze, ale po każdym takim wyjeździe, bliżej czy dalej, doceniamy je po wielokroć bardziej, a powroty bywają słodkie:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!









13 komentarzy:

Anna Kruczkowska pisze...

Tłumy na Pradziadzie to prawdziwy koszmar. A dzwonki może endemity? W Izerach są takie niebieskie, ale czasem i białe się trafiają!

agatek pisze...

Ale macie fajne tereny wycieczkowe :D

Stanisław Kucharzyk pisze...

Twoje dzwonki Mario to albinotyczna forma dzwonka szerokolistnego (Campanula latifolia ). Typowa niebieska forma jest dość rzadka w Polsce (w Polskiej Czerwonej Księdze). Forma albinotyczna w naturze bardzo rzadka aczkolwiek do zakupienia w sklepie ogrodniczym ;-) https://kwietnik.com.pl/pl/p/dzwonek-szerokolistny-Alba-lac.-Campanula-latifolia-kod-3669/6974

Aleksandra I. pisze...

Tak w wakacje, to najlepiej wybierać się w mniej popularne miejsca. Widzę co się dzieje w Karkonoszach, wszędzie pełno rozkrzyczanej młodzieży niekoniecznie podziwiającej otaczające piękno gór. Zauważyłam, że nie tylko dawne piosenki turystyczne są nucone. Wśród piosenek rozrywkowych tez chętnie wracamy do dawnych gdzie słychać słowa, gdzie muzyka wpada w ucho. Pozdrawiam

makroman pisze...

Ja też się zabieram za postawienie kapliczki Chrystusa Frasobliwego i myślę o takim drogowskazie " Nord Cap - tyle a tyle, Santiago di Compostella - 4 tysiące około, Peloponez - cos tam coś tam, Kamczatka - wiele razy coś tam i ... Zabrać sié nie mogę.

Piosenki... Wszystko się wyradza,w góry i na szlaki wchodzą "dzieci" 25 letnie i młodsze, które nawet nie znają klimatów akustycznych. Inne czasy inne pokolenia.

Mażena pisze...

Choć kocham podróże to wracając do domu cziję tę niesamowitą radość! Cieszyłam się kiedy syn wyrósł ze szkolnego harmonogramu wakacji, bo lubię poza sezonem i choć czasem pogoda gorsza to spokojniej...Ale i tak cieszą wyjazdy!

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, dobrze, że macie możliwość takich wyjazdów, zazdroszczę ich, bo ja ciągle w pracy, aż do końca października. Gdy wspomniałaś o powrotach i ciepłym widzeniu swoich stron, pomyślałem o swoim stawianiu wyżej polskiej strony gór – nie dlatego, że ładniejsza, ale że nasza, polska.
Przyznam, że niespecjalnie współczuję sudeckim Niemcom. W końcu gdyby nie wojna rozpętana przez ich państwo, pewnie dalej żyliby w swoich niemieckich Sudetach. Tak niestety jest, że władza rozpoczyna wojnę, ludzie płacą za nią, nawet jeśli osobiście nie są niczemu winni.

Bozena pisze...

Witam Cię Marysiu serdecznie! Dawno nie wędrowałam po zaprzyjaźnionych blogach. Dziś po dłuższej przerwie zaglądam do Ciebie, a tu opis wizyty w okolicy Głuchołazów, czyli na Śląsku Opolskim, a co zatem idzie, w moich stronach. Mam niezbyt daleko na Kopę Biskupią i do Głuchołazów, które lubię i lubię spacery po Górach Opawskich. Teraz dzielę moje życie pomiędzy Bóbrką nad Soliną, a K-Koźlem. Poznaję Podkarpacie , bo zakochałam się w tych terenach, gdzie blisko do grobów moich przodków, pięknego Lwowa. Każdej niedzieli wyjeżdżamy na wycieczki i poznajemy cuda tych stron.Podobnie jak Ty odwiedzam stare cmentarze i nie przepadam za rzeką turystów, choć sama jestem taką turystką. Z nagrobnych tablic staram się odczytać historię zwykłych ludzi doświadczonych przez politykę, zaborczość mocarstw, machiny wojen.Kocham Opolszczyznę, ale też urzeka mnie Podkarpacie. Podzieliłam serce pomiędzy dwa regiony. Piszesz, że z radością wracasz do domu. Ja też. I to zarówno do miejskiego domu, jak i do wiejskiej chaty. Pozdrawiam serdecznie.

mania pisze...

Co roku obiecuję sobie, że pojadę na "Kropkę" :)
Z tymi piosenkami to jest tak, że podoba nam się zazwyczaj to, co znamy. Mozea dlatego przy ognisku śpiewamy stare pieśni?
Serdeczności

wkraj pisze...

Zawsze a przyjemnością czytam posty o moich rodzinnych stronach. Jak będziecie następnym razem odpuście sobie sam szczyt Pradziada, a przejdźcie się np. Doliną Białego Potoku lub odwiedźcie Karlową Studankę. Opisy wiesz, gdzie znaleźć :)
Co do muzyki też lubię te stare ogniskowe hity, ale kto by dziś targał na szlak gitarę. Ostatnio, jak byłem w Jarnołtówku i przechodziłem obok miejsca biwakowego, zobaczyłem grupkę młodzieży przy ognisku. Nie, nie śpiewali, darli się przekrzykując nastawione na full radio z muzyką.
Tak, śpiewać każdy może.....
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, zwiewaliśmy stamtąd szybciej niż wjechaliśmy, nawrotka i już na dole, i wspominaliśmy, jak to tuptaliśmy w upale z dolnego parkingu po asfalcie, a potem zabrakło sił i chęci, żeby rzeczywiście zdobyć Pradziada; a można było autem wjechać:-) takie dzwonki tylko w tym miejscu spotkałam, może rzeczywiście endemity; pozdrawiam.

Agatek, nie macie, nie macie, bo to daleko od nas:-) ale podoba nam się ziemia opolska, a że przy okazji ulubione imprezy się odbywają, to przyjemność podwójna; pozdrawiam.

Staszek, te dzwonki zauważyłam kilka lat wcześniej, a teraz miałam okazję sfotografować; cieszę się, że znalazłam rzadkość, a wyglądają jak bibułkowe, takie duże, delikatne, aż z lekka prześwitujące; pozdrawiam.

Aleksandro, dlatego z taką przyjemnością wracamy do siebie, za każdym razem:-) to znaczy, mamy podobne zdanie na temat piosenek, a może to wraz z wiekiem kształtują się gusta i nowe łatwo nie przebije się:-) pozdrawiam.

Maciej, ha! to ciekawy drogowskaz bardzo:-) ostatnio widziałam jarmarku garncarskim ciekawą kapliczkę z pustego pnia zrobioną, wycięte drzwiczki na zawiaskach, i daszek, i figurka w środku ... sama zastanawiam się nad podobną; tak, różnica pokoleń; pozdrawiam.

Mażena, o, właśnie, powroty są słodkie:-) my właściwie to dopiero teraz tak rozjeździliśmy się, przedtem czasu nie było, i dutków, więc raczej na miejscu; pozdrawiam.

Krzysztof, po prawdzie to są maratony, zarwane noce, czasami kiedy obudzi nas budzik, nie chce się ruszać, ale przezwyciężamy niemoc i jedziemy, bo lubimy:-) żałuję, że jeszcze nie poznałam historii tamtych ludzi, a także Mazurów, raczej bardziej historię tutejszych ziem, zwłaszcza wojenną i powojenną; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, o, tak! ilekroć przejeżdżamy przez Kędzierzyn, myśli me kieruję ku Tobie:-) i rzeczywiście stąd do Głuchołaz macie już niedaleko; Śląsk Opolski, zapomniałam, że tak nazywa się ta ziemia; chyba teraz w Bóbrce mnóstwo turystów, wczoraj koło nas przeszła grupa ludzi, powiedzieliśmy: ale ruch! pozdrawiam.

Mania, obiecanki-cacanki, a zewrzyj się w sobie i rusz w przyszłym roku, albo bliżej do Jamnej, to takie przyjemne imprezy:-) ostatni weekend sierpnia to Danielka w Ujsołach; nowych też troszkę śpiewamy, ale tych łatwiejszych, bo niektórych linia muzyczna okrutnie skomplikowana; pozdrawiam.

Wkraju, Praded był tym razem po raz ostatni, już nie będziemy próbować, przez Studankę przejeżdżaliśmy, bardzo interesująca zabudowa, i przyjemna droga na Vrbno; zawsze korzystam z Twoich opisów, od dawna, a wiele jeszcze czeka na realizację; każdy śpiewa jak może ... czy jakoś tak:-) pozdrawiam.

Panharith pisze...

Piosenki... Wszystko się wyradza,w góry i na szlaki wchodzą "dzieci" 25 letnie i młodsze, które nawet nie znają klimatów akustycznych. Inne czasy inne pokolenia.




การ์ตูนโป๊