Jeszcze przedwczoraj było gorąco, potem ból głowy zwiastował zmiany pogodowe, które szły od zachodu, no i mamy ... jesienną szarugę. Z niskich chmur pyli dżdżem, albo na zmianę leje żywym deszczem. Dobrze, bo susza była u nas wielka.
Zapłonął ogień w kominku ... zimno ...
A już niechybnym zwiastunem tego końca lata są liliowe, delikatne zimowity, które zauważyłam wczoraj za naszą pogórzańską chatką. Jeden tu, kilka tu, a tam dalej jeszcze więcej ... nic nie zatrzyma tego pochodu ...
W naszym domu zapanował niezwykły spokój.
Jeden syn wyjechał po urlopie na wyspy, drugi też wyjechał na wypoczynek z rodziną, zostaliśmy sami z mężem. Ponieważ mamy zwierzaki, dzielimy się czasem spędzanym na Pogórzu. Tam są psy, a w domu dachowiec Gutek, wszystkim trzeba zapewnić opiekę.
Zbieram plony z grządek. Ładnie obrodziła czereśniowa papryka, co kilka dni przynoszę koszyk pomidorów, a wszystko trzeba jakoś zagospodarować. Domowy keczup, pasteryzowane pomidory, różne pasty, pikantne lub łagodne ... tak ładnie nazywają się u południowych sąsiadów: omacka, albo zacusca:-)
Udało mi się zakupić na plantacji w sąsiedniej wsi 7 kg malin.
Dżem w słoiczkach, nalewka "Tata z mamą czyli maliniak leśniczego" ... wyborna, pachnąca latem też nastawiona, a z kilku pozostałych garści owoców powstał pyszny sernik na zimno, z polewą również malinową ... niebo, a raczej lato w gębie:-)
W wolnych chwilach maluję impregnatem deski, powoli mi to idzie, bo desek sporo, jeszcze pięćdziesiąt kilka mi zostało, ale już widać pierwsze efekty ...
Przebijamy się przez kolczaste zarośla na granicy działek, ostre jeżyny drapią po rękach, pokrzywy parzą, ale z zadowoleniem patrzymy z mężem na wykonaną robotę. Ach! gdyby tak mieć tydzień niczym nie zakłóconego, wolnego czasu, ileż byśmy zdołali zrobić ... a tu czas kradziony z przeróżnych obowiązków, przede wszystkim z pracy, z której się żyje.
Mąż przygotowuje już pszczoły do zimowli, są leczone, dokarmiane ... bo pod koniec lata nie ma co liczyć na zbiory miodu, a raczej trzeba patrzeć na siłę rodziny, żeby była mocna, przetrwała zimę, słabe rodziny trzeba łączyć ... i nie zabierać im wszystkiego, bo oprócz dokarmiania potrzebują też naturalnego pokarmu ... coś jeszcze znoszą do ula.
Byliśmy dziś w lesie, sprawdzić, czy nie czekają w naszych miejscach jakieś grzyby ... po pierwszym dniu deszczów nie ma się czego spodziewać, ale to co zastaliśmy na miejscu, przechodzi ludzkie pojęcie ... armagedon, las wycięty, gołe borówczyska, stosy gałęzi, ziemia rozjeżdżona ... "szyszkowe pozwoleństwo" nie ominęło lasów sieniawskich. Nie znaleźliśmy ani jednego grzybka, nawet "dzikusów" nie było ...
Od naszych przyjaciół miłych otrzymaliśmy bardzo sympatyczny prezencik, z Prowansji chyba, drobiażdżek ceramiczny - cykadę z motywem oliwek na skrzydełkach ... to mydelniczka ... dodatek mydła ekologicznego też jest, dla alergicznego męża:-)
Ponieważ to cudeńko ma dziurkę do zawieszenia, szkoda przykrywać je mydłem:-) ... drewniana ściana pogórzańskiej łazienki będzie doskonałym tłem.
Na grządce przy chatce rozpanoszyły się zioła od Bylinowej Ani ...
... ziele szanty, trybula ... a wiecie, że trybula do tej pory kojarzyła mi się ze szczypiorem? a to jest bardzo aromatyczna roślina, z liści podobna do pietruszki, ale zapach jakby anyżkowy ...
I krwiściąg ... i nawet sadzonki arbuza ...
Tylko, że ... Ania mówiła, żeby uszczknąć za piątym liściem, a mi żal było, więc arbuzik malutki, pędy za chwilę miną ścieżkę do chatki ... a, co tam, kupię sobie arbuza, a kwiatuszki takie ładne:-)
Na grządce permakulturowej wysiałam nasiona dyni od Iwonki, blogowej znajomej zza miedzy ...
wyspinała się jedna jedyna konkretna dynia na kompost i tam zległa ... jeszcze dwie malutkie jak strusie jajo gdzieś tam w trawie ... tutaj chyba nie ma dobrego klimatu na dyniowate. Cukinii nie ma wcale, z dyń opadają kwiaty, mimo, że pszczoły zapylają ... może to wina temperatury? średnio jest zimniej 2-3 stopnie niż na nizinach.
Za to pomidorów mam taką różnorodność, że sama nie wiem, skąd one u mnie się wzięły.
Przyznaję się do czterech odmian, a reszta? sadzonki miałam swoje z nasion.
Na środku podwórza leżą bukowe, niekształtne pieńki, które w przyszłości posłużą za siedziska na tarasie pod chatką ... teraz są ulubionym miejscem dla dwóch siostrzanych braci:-)
A jak smakują słodkie drożdżowe bułeczki z lokalnej piekarni "Kacper"!
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
15 komentarzy:
Lato odeszło jak nożem uciąć - w piątek jeszcze było około 30 stopni wczoraj ledwie 12. Może chociaż jesień będzie ładna, bo straszą mroźną zimą. Szykuj Maryniu przetwory, na pewno się przydadzą :)
Dobrego tygodnia!
Twoje opowiesci dnia codziennego, jak zawsze fajne, bo bliskie naturze...a gdzie ten krwisciąg? sciskam mocno!
No cóż zrobić pory roku zmieniają się i nic nie poradzimy. Gorzej, że nam lat przybywa. Piękne zdjęcia zimowitów. Przyroda zawsze nam upiększy życie. Niestety człowiek nie zawsze ma szacunek do niej, choćby ta okropna wycinka drzew, a przy okazji niszczenie całego poszycia.
Piękne życie pięknych ludzi.
Prawdopodobnie czuliście to co ja czułem gdzy Tusk z Rostowskim nakladając na LP haracz w wysokości 200 mln rocznie zmusili je do ponadnormatywnych cięć i na przykład na najbliższym mi paśmie Brzanki zrobiło się transparentnie ... Moze to miala na myśli Julia Pitera?!
Przetworów zazdroszczę. Od lat nie robimy, moja mama miała "rękę do słoików", babcia mojej Marzenki ma wręcz cudowną rękę, a u nas poza sokami potrafi zepsuć się wszystko. Pogodzenimz tym faktem, po prostu nie robimy przetworów... Ale konsumujemy te babcine chętnie.
Choć jesiennie, to pięknie... i smacznie :)
Uściśnień krocie ślę :)
Czas słoików. Mój ulubiony! Trybulę kiedyś siadłam i dodawałam do każdej zupy, bo my właśnie anyżkowi jesteśmy. Teraz używam marchewnika, bo rośnie dziko za domem.
Jesień jest wyraźna. Muszę obejrzeć zimowity u mojej mamy.
Bardzo lubię maliny, chyba w każdej postaci, nawet suszone.:)))
Cykada jest urocza.:)
Serdeczności:)
Gębusia mi się śmieje do Twojego sernika, tak apetycznie wygląda.
Granica działki pięknie wyczyszczona, teraz trzeba będzie systematycznie bo szkoda pracy włożonej.
Grzybów i u nas nie ma ale armagedon i owszem, nóż się w kieszeni otwiera.
Piękne są zimowity, chyba nigdy ich nie widziałem, a Twoje ciasto, Mario, bardzo apetycznie wygląda.
Jesień. Cóż, nadchodzi, ale wiem już, że Ty w każdej porze roku dostrzegasz swoisty urok. Niech więc ta jesień będzie ładną dla Ciebie.
No i po lecie, ładnie Ci wyszły na zdjęciach te zimowity.
Pozdrawiam :)
Przykro mi, że tak Twój las zniszczyli...Człowiek taki bezradny a chciałby tę niewinną zielonośc jakos ocalić, ustrzec, otoczyć nieprzepuszczalnym na zło kloszem...Jedyna nadzieja, że szybko to wszystko odrośnie, że natura poradzi sobie sama...U nas dzisiaj pokazały sie grzyby, ale i wielu grzybiarzy. Nie lubię chodzić po lesie na wyścigi i gdy wiem, że co i rusz kogoś spotkam.
U mnie teraz obficie owocują maliny. Zjadamy je na bieżąco i mrozimy trochę, żeby sobie zimą "pomaszkiecić". Pozdrawiam Cię serdecznie z mojej strony Sanu!:-)
Witaj Mario
Byłem wczoraj w lesie, chciałem nazbierać grzybów, niestety nawet jednego trujaka nie widziałem. Było to w okolicach Cisowej, gdzie zazwyczaj coś do koszyka wpadnie. Wciąż tylko widzę kable tych z Torunia, może w ciepły weekend grzyby się pojawią.
Pozdrawiam serdecznie
Z dyniowatymi to kiepsko w tym roku jest, u nas w ogródku mama zawsze miała cukinię jak złoto, a w tym roku nic, jedna chyba podrosła na tyle, by się nadawała do jedzenia, a i zawiązków było mało.
Ten rok to ogólnie kiepski jest jakiś, chyba to zimno na wiosnę, które nie chciało odejść, przechłodziło ziemię, a i chłodne letnie noce też pewnie nie zostały bez echa.
Maniu, zaczynają się snuć nitki babiego lata, eh! jesienna nostalgia; zimą straszą co roku, a będzie, co będzie:-)pozdrawiam.
Grażyna, dzięki za dobre słowo:-) krwiściąg taki jak u Ciebie, na "wschodzie słońca":-) pozdrawiam.
Aleksandra, a niech sobie przybywa lat, żeby tylko w dobrej kondycji, umysłowej i fizycznej:-) szkoda słów na ten gwałt na naturze, zobacz, nie robi to na naszych ministrach żadnego wrażenia, rachunek ekonomiczny się tylko liczy; pozdrawiam.
Maciej, nie śledzę zupełnie polityki, a lasy są łakomym kąskiem dla zmieniających się rządów; robię przetwory, czuję się bezpieczniejsza w zimie:-) a zresztą skoro urosło, szkoda zmarnować; pozdrawiam.
Beata, mam chętkę na grzyby, a boję się do lasu wejść, tak mnie nastraszyli niedźwiadkami:-) pozdrawiam.
Ania, na razie oswajam smaki i aromaty, choć z kolendrą nie idzie mi za bardzo; pozdrawiam.
Grażyna-M, dobrze, że są jesienne maliny, choć nie tak słodkie jak te letnie, ale aromat pozostaje; pewnie jeszcze zdałoby się trochę soku wycisnąć; pozdrawiam.
Krystynka, ostatnio sernik gościł tak często, że trzeba trochę spauzować, a to za sprawą borówki amerykańskiej, firanki pomogły:-) zajrzę do młodnika maślakowego, może coś urosło po deszczach; pozdrawiam.
Krzysztof, po troszę łasuch ze mnie:-) patrzyłam wczoraj na lasy bukowe po drugiej stronie Wiaru, już z lekka złocieją, jak muśnięte słońcem; pozdrawiam.
Wkraju, mam w aparacie jakąś opcję na kwiatki, pewnie dlatego maże tło, a kwiatek widać wyraźnie:-) pozdrawiam.
Ola, natura zabliźni rany, choć las rośnie długo; ja mam stracha przed misiami, tak mnie ci z geo nastraszyli:-) pozostaje młodnik na łące, kanie, i może maślaki; pozdrawiam.
Tomasz, a zdawałoby się, że po deszczach coś urośnie, i noce ciepłe teraz; od nas już geofizyka wyniosła się, ale kiedy wracałam drogą nadsańską na Krzywczę, to tam teraz urzędują, pewnie przesuwają się planowo na ciągle nowe tereny; pozdrawiam.
Demirja, w zeszłym roku dopracowałam się kilku cukiń, dyni jeszcze nigdy; u nas pomroziło młode drzewka, nie ma orzechów, lipy nie kwitły, a buki i jodły do tej pory noszą ślady przemrożeń; pozdrawiam.
Prześlij komentarz