Jakiś czas temu przebiegł nam drogę przed Rybotyczami i zatrzymawszy się w krzakach za drogą, obserwował nas, kiedy my wolniutko przejeżdżaliśmy, wypatrując za nim.
Innego spotkałam przy drodze na nadsańskich łąkach ... biegł poboczem, nawet za bardzo nie uciekał ... ki diabeł? sama sobie nie wierzyłam ...
W zeszłym tygodniu wyszedł w środku dnia na łąki tuż za naszą drogą, a wczoraj rankiem pojawił się na podjeździe przed domem u naszych sąsiadów ... wilki ...
Pewnie przyciągają je sąsiedzkie kozy, meczenie małych koźlątek ... strach wypędzać je na pastwisko ... i wspomnę tu tylko dosadne słowa mieszkańca naszej wioseczki: Chcieliście, k...a, naturę? To ją macie!
A powiedział to sporo lat temu, w kontekście do mojej opowieści, jak to żmija wpełzła do naszej chatki i psy ją wywęszyły w jednym kącie:-)
I tak nawiązując do tych spotkań z dziką naturą, obserwowaliśmy ostatnio liska, który ni stąd, ni zowąd pojawił się na podwórzu, ale idąc od strony drogi. Ciekawe, jak tu wszedł, może też przecisnął się pod bramą, jak Paździoch? Zaciekawił nas dlatego, że idąc wzdłuż ogrodzenia, usiłował znaleźć wyjście, właśnie w miejscu, gdzie jeszcze dzień temu było:-)
Dołożyliśmy jeszcze dwa słupki, żeby przybić ostatnie, niezbyt piękne deski, które inaczej walałyby się z kąta w kąt i tylko przeszkadzały. Lisek szukał, szukał, wspinał się, ale nie mógł przedostać się na drugą stronę ...
Przesuwał się coraz bliżej końca ogrodzenia ...
... ale wcale nie obszedł tych desek ...
... tylko wśliznął się pod ostatnią, mając dosłownie centymetry, żeby spokojnie pokonać przeszkodę.
Śmialiśmy się, jaka jest siła przyzwyczajenia u zwierzaka, tak samo, jak u moich psów. Kiedy zmieniam im miejsce wystawienia misek z jedzeniem, bo np. leje z nieba, to są prawie zagubione:-)
Zdjęcia zrobione ostatniej soboty, kiedy po nocnych przymrozkach zawitał całkiem ciepły dzień, snuło się babie lato, a wszelkie latające stworzenia obsiadły kępę kwitnących "marcinków" ...
Motyle opuściły swoje kryjówki, bzygi posilały się w towarzystwie pszczół, a jeszcze coś podobnego do murarek obsiadło kwiaty. Na kalwaryjskim wzgórzu zadudniło od tysięcy silników, kiedy to zewsząd zjechało się towarzystwo na zakończenie podkarpackiego sezonu motocyklowego ...
Niechybny to znak, że zawitała jesień:-)
Ze swoimi mgłami, przymrozkami, żurawiami, a i lasy zaczynają z lekka kolorowieć.
Góra Filipa wyłania się z mgły jak, co najmniej, ruiny średniowiecznego fortalicjum ...
To chłodne powietrze i na mnie odcisnęło swoje piętno, człowiek spocony przy robocie, chłodny wiaterek owieje, i znowu dziabnęło mnie w krzyżu:-) Z lekka połamana snuję się po domu, ale przecież trzeba rozruszać się, siedzenie w fotelu wcale nie pomaga:-) ... tymczasem zakwitł oczar, delikatne żółte kwiatuszki na nagiej gałązce ...
Pozdrawiam Was serdecznie, wszystkiego dobrego, pa!
14 komentarzy:
U nas na razie wilków brak. Za to przeżyliśmy prawdziwe rykowisko, a sarny czasem zaglądają do ogródka. Zabawny ten lisek.
No, mróz przeszedł mi po krzyżu jak o tych wilkach przeczytałam, co to tak blisko ludzkich domostw sie pojawiają. I u nas sie je widuje, ale jeszcze nie tak blisko. I w moim ogrodzie motyle obsiadają marcinki w pogodniejsze dni. Pięknie to wygląda. Jesień na razie pokazuje całkiem przyjemne oblicze. Ale przed nami pewnie za chwile przymrozki, bo w dolinach już sie pojawiają.
Marysiu współczuję Ci bólu w krzyżach, bo aż za dobrze znam ten ból. Jakis diclofenak by sie zdał. Najlepiej w zastrzykach.Albo plastry z maścia rozgrzewajacą.
Ściskam Cię serdecznie i szybkiego odejscia życzę!*
I dla Was wszystkiego dobrego :-) wilki kochana i u nas, żubry są i zmije czy cholera wie co ro bylo z metr dlugie wiło się przy oczku, nawet psy nie zdążyły zareagować... Kaczki mialam niedawno ale widzialam rudego puszystego, musial w nocy sie zakrasc i corce musielismy wytłumaczyć co sie z nimi stało. Takie życie, czasami to strach się bać. U nas wysyp grzyba, oj silniki na okrągło słychać, samochody, i motory, jeżdżą czym się da... Troche wiecej napada to ne będą już mieli tak latwo. Haha. Pozdrowionka.
Ps. Piękna jesień mimo deszczu zloto się świeci zwłaszcza w lasach :-)
No tak natura, nie zawsze chce iść w parzę. A może to człowiek nie potrafi żyć w zgodzie z naturą. Zwierzęta kierują się instynktem, nie potrafią zrozumieć tych naszych zmian. Człowiek chciałby jak najwięcej dla siebie. Stąd te dziwne sytuacje, że rolnik i jego praca przeszkadza. Ważne, że jesień przyszła jak co roku i mami nas kolorami. Uważaj na zmienną temperaturę, teraz najłatwiej jest przeziębić się. Życzę ciepełka, pozdrawiam
Tak to bywa, że nasze dróżki krzyżują się ze stworzeniami, czasem my jesteśmy gośćmi u nich, jak na Pogórzu, czasem one u nas jak w warszawie. Ostatnio na nasze podwórko przylatuje dzięcioł, i uschniętą gałąź drzewa sobie "rozkuwa", a to przecież 5 minut od stacji metra, właściwie centrum miasta. A wczoraj przez okno w pracy na drzewie tuż, tuż dzięciołek mały to samo, wali i wali, korę odwala, robaków szuka, a ludźmi się w ogóle nie przejmuje. Ten to pewnie przyleciał z pobliskiego Lasku Bielańskiego, bo tam rezerwat przyrody.
Teraz na wieczornych spacerach z psami, już po ciemnicy, prawie co wieczór spotykamy dużego jeża, który się przemyka po trawnikach koło Teatru Komedia. Psy na smyczach widzą go ale jakoś mu nie przeszkadzają, nawet nie szczekają.
Lisek przepiękny, ale dobrze, że kur nie macie;-)
Uściśnień krocie ślę do Was i kwakanie ciche :D
Ja tam zachwycona jestem wszystkimi takimi zwierzakami, ale...mam je daleko i pewnie dlatego. Ten lisek sliczniutki, taki rudy jak to liski bywaja.
Bylam w niedziele w parku wilanowskim i tam bylo cale multum motylkow i innych owadow na marcinkach i innych kwatach, sliczny widok.
Ale dzis slota i deszcz! jesien o innej twarzy!
Pozdrawiam serdecznie MArio!!!
Ohhh Wilki mnie przerażają całkowicie. Oby sobie poszły w las. Wspaniałe zdjęcia. Piękna jesień. Sytuacja z liskiem bardzo mnie rozbawiła. Fajny post. :) Miłych dni życzę. :)
Piękne kadry!!! Rozmarzyć się można. Szczerze mówiąc lubię jesienne wędrówki, takie snucie się za nitkami babiego lata gdzieś po lesnych duktach. Ale uwaga, o ile w lecie nje tęsknię za domem i mogę iść w nieskończoność, to jesienią budzi się we mnie hobbit i filizanka kawy pita w fotelu wygniecionym przez moje poślady jawi się jako niezbędny element wieczoru.
Jako dziecko bardzo się bałam wilków, na szczęście u nas ich nie ma.
Widoki cudowne, czyste powietrze to i wilków więcej...
Ale bądźcie ostrożni Marysiu.
A może olej z żywokostu z gojnikiem - doskonale pomaga na wszelki bóle.
"Jesień idzie nie ma na to rady
Jesień idzie nie ma rady na to"
Trzeba polubić i zaakceptować. Mnie łatwo bo ja kocham jesień.
Słyszałem, że wilki unikają ludzi, że trudno je zobaczyć, już prędzej ich tropy, a tu proszę, podchodzą do wioski. Głodne, czy tak odważne? Z jednej strony dobrze, że są, bo były, są częścią świata, ale z drugiej strony powstaje konflikt, skoro zajęliśmy ich tereny, skoro niemal wszędzie są ludzie lub ich zwierzęta. Trudne to sprawy.
W weekend też widziałem wiele motyli, tych najbardziej kolorowych, ładniutkich.
Ładna u Ciebie jesień się robi, Mario.
Maryniu, u mnie w pracy ostatnio pojawił się... zaskroniec. Cóż się dziwić, las blisko, sarny spacerują po parkingu.
Ten biedaczek był młody, niewiele grubszy od sznurówki, chyba szukał schronienia na zimę. Na szczęście sam wyszedł na zewnątrz.
Pozdrawiam serdecznie
Ania, o tak, rykowisko, ciekawe wrażenie:-) ponoć w zeszłym roku w Bieszczadach był popłoch wśród turystów, myśleli, że to niedźwiedź; pozdrawiam.
Ola, kolejni mieszkańcy opowiadają o spotkaniach wilków, blisko domostw, my jesteśmy na uboczu, przy lesie, do nas łatwiejszy dostęp:-) ból w krzyżu minął, muszę po prostu ciepło się trzymać, nie pozwolić na przewianie; pozdrawiam.
Agata, przy oczku to na pewno zaskroniec był, on lubi wodę, i pływa dobrze, niegroźny zupełnie; tak, żal, kiedy lis zabierze kury czy kaczki, tyle pracy, a i przywiązania; u nas też grzybiarzy pełno, raczej na rydzach; pozdrawiam.
Aleksandra, zabieramy zwierzętom coraz więcej terenu, muszą sobie jakoś radzić; tak, chronię plecy przed zimnem, to najlepsze przeciwdziałanie:-) pozdrawiam.
Beata, cieszy takie zjawisko, że ptakom nie przeszkadza miejski harmider, przystosowują się, oby tylko było pożywienie, i dużo zieleni; nawet jeż przetrwał w miejskich warunkach, gdzie tyle pojazdów:-) kur na pewno i tak nie będzie, bo nie upilnowałabym, orliki, jastrzębie, no i lisy; pozdrawiam.
Grażyna, liski już mają futerko zimowe, gęste, nie wyleniałe jak wiosną i latem; ostatnie pożytki dla owadów, muszą nabrać sił na przetrwanie zimy:-) pozdrawiam.
Agnieszka, mnie też, pewnie gdzieś patrzą na mnie ich oczyska z zarośli, ale udaję, że nie wiem o tym:-) pozdrawiam.
Maciej, jesienią przyjemnie się wędruje, upał nie osłabia człowieka:-) ha! w jesienne pluchy musowo zapaść się w fotelu z garnuchem czegoś pachnącego, to pomaga przetrwać; pozdrawiam.
Basia, pewnie starsi straszyli dzieci różnymi opowieściami:-) myślisz, że czyste powietrze je przyciąga? trochę boję się o psy; pozdrawiam.
Krystynko, niestraszna mi ta pora roku:-) tylko łatwiej o przeziębienie, albo o dźgnięcie w krzyżu, chłodny wiatr przewiewa; żywokost dobry na wszystko, wiele dobrego o nim czytała; pozdrawiam.
Krzysztof, głodne chyba nie, bo dużo jest saren, jelonków, to ich główne pożywienie, ale tuż koło lasu wabią je pewnie odgłosy z koziarni; zobaczymy, jak będzie zimą; w tej chwili jest bardzo kolorowo, będzie jeszcze bardziej, bo dużo jest buków; pozdrawiam.
Mania, zaskroniec w biurze, do czego to dochodzi:-) pewnie byś mu pomogła, kiedy nie poradziłby sobie sam:-) pozdrawiam.
Zdrowia! współczuję, bo też jakoś mam z plecami problem, ostatnio ktoś polecił mi takie specyfiki co to u nas zakazane a w Czechach czy Słowacji dostępne i skuteczne ale nie mam odwagi. Lisek sympatyczny, wilki mniej, choć mówi się, że nie atakują ludzi, to zwierzętom mogą zrobić krzywdę....
Płot piękny!!
Prześlij komentarz