Ponieważ mąż chciał rzucić okiem na jakiś plac budowy, to trochę przymusowo wybór padł na Dubiecko i okolicę, dawne włości Krasickich. Z jesiennych kolorów pozostały już tylko modrzewie, sypiące niemiłosiernie rudymi igiełkami, ale widokowo jest jeszcze miło dla oka ...
W Dubiecku szykowały się jakieś ważniejsze uroczystości, wzmożone pogotowie stróży porządku, w jednej z uliczek minęliśmy jeźdźców na koniach ...
Nie zatrzymywaliśmy się tutaj, tylko skierowaliśmy się nadsańską równiną do Słonnego. Tu jeszcze skręciliśmy polną droga w zadrzewione miejsce, które jeszcze kiedyś, w drodze do rezerwatu torfowego Broduszurki nanieśliśmy na plan wycieczkowy, bo podejrzewaliśmy, że to może być stary cmentarz. I rzeczywiście, mocno zaniedbany, ze zrujnowanymi nagrobkami, a pośrodku ruiny kaplicy ...
Z tego miejsca doskonały widok na dawne miasteczko ... doskonale utrzymany pałac Krasickich ...
W lecie Słonne to letnisko, mnóstwo wypoczywających nad wodą, San na tym odcinku jest rzeką górską o kamiennym dnie, niezbyt głęboką, a brzeg po drugiej stronie mocno górzysty, pokryty bukowymi i jodłowymi lasami. Jest gdzie wędrować, uprawiać sporty wodne, brzegi spięte są kładkami dla pieszych, które kołyszą się nad wodą w rytm naszych kroków ... jedna na Wybrzeżu, druga w Słonnem ...
Kusił nas rezerwat Kozi Garb, ale zostawiamy go na przyjaźniejszą porę roku, a właściwie na suchszą. Rzeka tak tutaj meandruje, że momentami mam kłopoty ze zorientowaniem się, po której stronie jesteśmy, ale skoro nie przejeżdżaliśmy żadnym mostem, ani nie korzystaliśmy z usług promu ...
... to znaczy, że ciągle jesteśmy na lewym brzegu. Kierujemy się do miejscowości Bachórzec, kolejnej posiadłości Krasickich ... chcieliśmy zobaczyć dwór z przyległym parkiem, ale jest obecnie własnością prywatną, nie udostępnianą zwiedzającym. Brama co prawda otwarta, ale nie mamy śmiałości jej przekroczyć. Objeżdżamy posiadłość dookoła, wszędzie atmosfera opuszczenia i ruiny ...
Z pól robię jedno zdjęcie przez zakrzaczone ogrodzenie. Mąż nie daje za wygraną, bo okazało się, że w połowie lat 80-tych bywał tutaj z racji zawodu, dwór miał właściciela, odbywał się remont, nowa stolarka okienna, z pracowni konserwatorskiej panie odnawiały sztukaterie na sufitach, wstawiane już były epokowe meble, obrazy ... potem chyba po zmianach ustrojowych posiadłość odebrano w niejasnych okolicznościach, wszystko znowu poszło w ruinę, wystawiono do sprzedaży ... Znowu podjechaliśmy do bramy, weszliśmy na teren, a kiedy pojawili się ludzie, poprosiliśmy nieśmiało, czy moglibyśmy zobaczyć, przejść się, bo kiedyś remontowałem ... właściciel machnął ręką, a idźcie!
Budynki gospodarcze zniszczone pożarem, który strawił tutaj w zeszłym roku hurtownię odzieży używanej, gdzieś w parku słychać pracujące piły, potem widzimy, że czyszczą z zakrzaczeń. Ogromne tulipanowce, dęby, lipy, wyraźne aleje ... przez bystrą rzeczkę przerzucony kamienny mostek ... podchodzimy bliżej, mostku nie ma, zawalił się, tylko mały nawis przy prawym przęśle pozwala przedostać się na druga stronę. Z duszą na ramieniu, przy moim szczęściu, może pośliznąć mi się noga i wyląduję w lodowatej rzeczce:-)
Jak wnioskuję z opisów, to starszy dwór, obok niego nowszy, z 1808 roku ...
Znalazłam w necie pracę p. Jerzego Pióreckiego, naukowca, dawnego dyrektora arboretum w Bolestraszycach "Dwory i ogrody w dolinie Sanu", gdzie opisuje m.in. Bachórzec ... ten mostek, po którym przechodziliśmy, był ponoć starszy od zabudowań dworskich. Pod koniec XX wieku w centralnej części ogrodu zbudowano wielką przemysłową chlewnię, w wyniku której zostało zatopionych gnojowicą wiele pomnikowych drzew ... teraz właściciel prowadzi w nich jakąś działalność gospodarczą.
Dwór w Bachórcu przez 350 lat należał do jednej rodziny, Krasickich, potomkowie wystąpili o zwrot, nic z tego nie wyszło.
Dlaczego tak mnie zainteresowało to miejsce?
Ano dlatego, że urodził się tutaj August Krasicki, hrabia herbu Rogala, pan na Lesku, m.in.oficer ck armii i legionów polskich, przeszedł szlak bojowy od twierdzy Przemyśl po Karpaty, potem w legionach walczył od Lubelszczyzny po Wołyń, a także brał udział w wojnie bolszewickiej.
Często wracam do jego pamiętnika - Dziennika z kampanii rosyjskiej 1914-1916.
Markotni wracaliśmy z powrotem, mąż powtarzał tylko, jak można w tak krótkim czasie doprowadzić do takiej dewastacji, gdzie dwór nadawał się do zagospodarowania ... zgroza!
Na pociechę sobie i Wam ostatni kwitnący dzwonek, od jutra ma mrozić w nocy ...
... i widok doliny Sanu ...
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!
18 komentarzy:
350 lat historii obróciło się w ruinę. Smutne i takie typowe dla naszego narodu.
Smutek ściska duszę, kiedy widzi się taką rujnację. Czytając różne publikacje zauważyłam, że niestety największe spustoszenie zabytków dokonało się w latach 1945-1950. Jedni niszczyli - bo to niemieckie jak u nas. Drudzy - bo to pańskie, hrabiowskie. Szkoda słów. Pozdrawiam serdecznie
Widoki piękne, przedzimowe. Dworu szkoda, do dzisiaj Agencja Nieruchomości Rolnych sprzedaje zabytki, które popadają w dalszą ruinę a nic nie da się zrobić bo przecież mają właściciela. W takiej sytuacji (gdy przez kilka lat nieruchomość nie jest remontowana i popada w dalszą ruinę) powinny być odbierane bez zwrotu pieniędzy.
Pozdrawiam
A ja byłem ostatnio na Kozim Garbie i tym promem płynąłem ;-)
Szkoda, że piękne dwory i pałace niszczeją...
Mania, no widzisz, jakoś smutno się robi na duszy z tego powodu; przeszły wojny, odbudowano zniszczenia, a kiedy lud wszedł na pokoje, nic prawie nie zostało; pozdrawiam.
Aleksandro, myślisz, że przy obecnej świadomości byłoby inaczej? kto wpadł na tak szatański pomysł, żeby w parku chlewnię zbudować? albo bloki mieszkalne, jak w sąsiedniej miejscowości, bo konserwator zabytków zapomniał wpisać dwór w odpowiedni rejestr? masz rację, szkoda słów; pozdrawiam.
Łucja, zszarzało, nawet sarny już nie są rude:-) takie marnotrawstwo, zresztą dotacje na zabytki łyka kto inny, w większości; pomijając dwory, był u nas ośrodek rządowy, do tego całe gospodarstwo, zaopatrujące je w żywność, domy mieszkalne, wszystko na chodzie, po 89 roku wszystko poszło wniwecz, a można było je wykorzystać, hotele prominetne ino się ostały; gdzie tu gospodarskie myślenie; pozdrawiam.
Staszek, no widzisz, Tobie zła pogoda nie przeszkadza, a my zasmarkani, zakichani boimy się zmoczyć nóżki:-) mieliśmy na prom ochotę tydzień wcześniej, kiedy zajechaliśmy właśnie do Sielnicy, ale nam odradzono, bo auto za niskie podwozie ma, nie wjechałoby na prom; a ładnie tam na Kozim Garbie? pozdrawiam.
Basia, cóż możemy poradzić? w państwie są inne priorytety; pozdrawiam.
Moje okolice...W Dubiecku bywam nawet parę razy w tygodniu. Tam mam sklepy i urząd gminy. A w do Słonnego często zajeżdżamy by na San sie pogapić...
Pozdrawiam ciepło zza Sanu!:-))
Chciałabym zwiedzić twoje okolice. Tyle jest tam ciekawostek...
Zawsze coś wyszperasz Marysiu.
I po co poświęcenie ojczyźnie ? Postać legionisty też kurzem przysypana.
Wszystko niszczeje bo nie ma ma człowieka, który miałby do zabytków serce, bo nie ma do tej pory ustawy reprywatyzacyjnej.
Jakie to głupie, odebrać jednym , żeby dać drugim, a oni... żadnego poszanowania.
Kozi Garb może byłam, ale jego lepiej zostawić na wiosnę..., nawet wczesną.
Gdzie w kolejną sobotę ?
Przyjemnie się z Wami zwiedza, zawsze coś ciekawego pokazujecie. I na dokładkę ładne zdjęcia. Widoki jak marzenie.
Pozdrawiam.
Bardzo smutne jest to, że u nas , w kraju, który tyle razy był niszczony przez różne zawieruchy, ludzie dopuszczają do tak częstych dewastacji zabytków. Wydawałoby się, że każdy na takie cudeńka powinien dmuchać i chuchać, aby starczyło na długo. Aby wiele pokoleń jeszcze mogło zwiedzać, oglądać. I jak to się ma do tych niby patriotycznych obchodów świąt narodowych ? Pozdrawiam serdecznie :)
Mario, smutno się zrobiło, nie tylko z powodu późnej jesieni.
Takie niszczenie zabytków widzę i w Sudetach. W jakiejś mierze można zapewne wyjaśnić ten proceder brakiem pieniędzy, ale chyba głównie brakuje nam, Polakom, dbałości o zabytki. Po prostu zabytki, bez rozróżniania swoje-nie swoje, polskie i nie polskie. Aż się prosi oddać dwór dawnym właścicielom bez wnikania w obowiązujące prawo – po prostu dla jego ratowania. Lepiej, żeby stał ładny i zamieszkały, niż żeby zawalił się zgodnie z prawem.
A komuna faktycznie podejmowała dziwaczne (by nie rzec barbarzyńskie) decyzje.
Mostek wiszący i kołyszący się? Oj, chciałbym takim przejść!
Ola, no tak, przecież to Twoja gmina; lubię malutkie miasteczka, choć Dubiecko jest wsią, ale było miasteczkiem do 1934 roku; jest tam bardzo ładna ścieżka przyrodnicza, z Wybrzeża przez nieistniejącą Polchową do Słonnego, potem na Kozi Garb i Broduszurki, połowę przeszliśmy, druga czeka; pozdrawiam.
Ania, trzeba przyjechać na wypoczynek, choć trochę daleko od Was, ale i tak sporo zwiedziłaś z naszych stron, Bieszczady i Roztocze, o ile dobrze pamiętam:-) pozdrawiam.
Aniu, bo to ciekawe okolice są, historycznie bogate, a tak zniszczone i zapomniane; serce się kraje patrząc na to marnotrawstwo, nie tylko zabytków, ale i współczesnych budowli po przemianach ustrojowych; taka np. Kwaszenina. doskonale prosperujące gospodarstwo, i wszystko wniwecz; tak zrobimy, Kozi na wiosnę, a i Polchową bym odświeżyła; w sobotę? nie wiem, załatwiłam sobie zatoki; pozdrawiam.
Wkraju, bardzo odpuściliśmy ostatnimi czasy wycieczki bliskie, bo zawsze jakieś prace budowlane nas dopadały; widoki przednie, i na dolinę Sanu, i Wiaru; pozdrawiam.
Bożena, skąd brać tę mądrość, kiedy rządzący wcale nią nie grzeszą; oglądam w necie stare fotografie wnętrz, mój Boże, nawet nie chodzi o wymiar materialny, ale ileż pamiątek zostało zniszczonych bezpowrotnie; obchody, manifestowanie, pokazówka, a w sercach pustka; pozdrawiam.
Krzysztof, wiem, że masz przełożenie tych spraw na stronę niemiecką, bo po prostu bywasz tam często; zresztą, ogólne nieposzanowanie to polska bolączka, bo czyż jest gdzieś taki rejon, którego to nie dotyka? teraz brak pieniędzy, ale większość dostała nam się w dobrym stanie, a dopiero przez lata przyzwolenia na dewastację coś tam próbuje się robić, w nikłym zresztą zakresie; w Rumunii Ceausescu kazał budować ogromne zakłady w zabytkowej części, żeby przysłonić zamki czy świątynie, barbarzyńskie czasy; kładka kołysze się pod krokami, na mnie działa to z lekka mdląco:-) pozdrawiam.
Piękne tereny, nie ten jeden palac niszczeje w związku z niejasnymi ukladami biznesowymi. Skutecznie daliśmy sobie wmówić że "właściciel ma prawo..." i oto efekty. Tymczasem od ćwierć wieku nie ma sensownego prawa zwracającego nieruchomości spadkobiercom i stąd takie patologie. Oczywiście jest też kwestia pieniędzy. Dwory i pałace w oderwaniu od majątków ziemskich nieczęsto są w stanie utrzymać się same z siebie a by stały się rezydencjami potrzebują majętnych rezydentów a tych za wielu nie ma, zwłaszcza w takich miejscach, gdzie ani przemysł, ani handel rozwinięte nie są.
Posmutniało nie tylko od listopadowej szarości, tyle marnotrawstwa wokół, ktoś próbuje ratować i nie dostaje pomocy, ktoś zaprzepaszcza i nie dostaje kary. Samym zapałem i miłością się nie da, potrzebne dobre przepisy gospodarcze.
Dobrze, ze Natura jakoś się narazie broni.
Maciej, nie wszyscy mają takie trudności w odbieraniu swego; obok nas posiadłość Czartoryskich wróciła do właścicieli, po długiej batalii sądowej; kolei w mojej wsi rodzinnej pałac barona Wattmana został przysposobiony do domu spokojnej starości, odbudowany, choć był w gorszym stanie niż ten dwór Krasickich, bez dachu i okien; nie wiem od czego to zależy, może od: ... na kogo wypadnie, na tego bęc! pozdrawiam.
Krystynko, nikomu chyba nie zależy na tych dobrych przepisach, po co jeszcze dodatkowy kłopot brać sobie na głowę; marnotrawstwo, chybione pomysły, inwestycje, z których nikt nie rozlicza, subwencje na remonty zabytków prawie w większości idą jednokierunkowo, zależy kto przy korycie; jak długo jeszcze natura będzie się bronić, taka wyłysiała po szyszkowych rządach, lat trzeba; pozdrawiam.
Bardzo piękne krajobrazy,trafiłam na nie przez przypadek. Po drugiej stronie Skłonnego istniała kiedyś wieś Połchowa.Szukam o niej jakiejkolwiek wzmianki bo chyba teraz po niej zostały zdziczałe sądy i las.Mój znajomy poprosił mnie o odnalezienie tej nieznanej wsi,kiedyś mieszkał w niej jego dziadek,ale musiał ją opuścić i znalazł się po drugiej stronie granicy w ZSSR i stamtąd już nie powrócili.
Unknown, byliśmy tam kilka lat temu, prowadzi przez byłą wieś ścieżka przyrodnicza z Dubiecka, przez Wybrzeże do Słonnego; pozostała stara, kamienna kapliczka, resztki fundamentów, studni i zdziczałe jabłonie; myślę, że w czasie wojny na Sanie była granica miedzy Sowietami i Niemcami, jedna i druga strona oczyszczała teren z mieszkańców, przesiedlając ich w inne miejsca; być może potem dziadek znajomego załapał się na I etap "dobrowolnych" przesiedleń na Ukrainę; to prawda, jest tam bardzo pięknie, dolina Sanu, wokół góry, dlatego wielu ludzi korzysta z tego miejsca w czasie lata; pozdrawiam.
Prześlij komentarz