Otóż w pierwszych dniach października 1914 roku polegli tutaj polscy legioniści w potyczce z kozakami kubańskimi. Zostali pochowani we wspólnej mogile ... po 100 latach, z inicjatywy mieszkańca wsi, pana Laurentiu Batina, uczczono pamięć o tym wydarzeniu stawiając na mogile pomnik-krzyż w marmoroskim stylu. To tzw. troita, u podstawy tablica rzeźbiona w drzewie z napisem w polskim i rumuńskim języku...
Obok mogiły został wkopany żeliwny słup graniczny, który kiedyś wyznaczał granice między Polską a Rumunią. Pan Batin powiedział: ... żeby polscy żołnierze poczuli się bliżej swojego kraju. Mogiła przez wiele lat pozostawała w zapomnieniu, dopiero dociekliwość p. Batina, który jest jednocześnie kronikarzem swojej wsi, doprowadziła do ustalenia, że to polscy żołnierze tu leżą. Zginęli tu w pierwszej potyczce z rosyjską kawalerią, a dokładnie z kozakami dońskimi.
Rodzina p. Batina zawsze mieszkała w tej wsi, jego pradziadowie, dziadowie i rodzice byli świadkami niejednego zdarzenia. Babka, a także jej siostra i brat opowiadali o wieczornym pogrzebie poległych żołnierzy, brali w nim udział mieszkańcy, trzymając w rękach zapalone świece. Z kolei jego prababka Maria Ardelean przyniosła prześcieradła, którymi wyścielono mogiłę, a drugimi przykryto 5 młodych poległych żołnierzy. Nie było możliwości zdobycia trumien, więc wszyscy spoczęli w jednej mogile.
Starsi mieszkańcy wioski opowiadają, że w 1945 roku przybyli tutaj jacyś mieszkańcy Krakowa, pewnie rodzina, przywożąc ze sobą "duże korony z dębu". Ponieważ ich bliski spoczął w zbiorowej mogile, zrezygnowali z ekshumacji.
Odwiedziliśmy i my to miejsce pochówku młodych Polaków, których losy zagnały daleko od domu rodzinnego i którzy tutaj, nad rzeką Marą znaleźli miejsce wiecznego spoczynku.
Zapaliliśmy im znicz, zmówiliśmy Wieczne odpoczywanie ... stanęliśmy w ciszy urokliwej wioseczki, na pagórku, z którego roztaczał się widok na Berbesti, wieżę kościoła, w dole pozostał szum drogi, pośpiech ... nieco poniżej rozmawiały kobiety, które przyszły uporządkować groby bliskich ...
Niezwykłą ciekawostką tej wsi jest inna "troita", kapliczka Rednicenilor, która stoi na początku wsi od strony Sighetu. Została ufundowana w XVIII wieku przez ród Rednic, a wykonał ją skazany, więzień. Ponoć kiedy właściciel Berbesti zobaczył, jak piękna jest to kapliczka, rzeźbione figury, darował mu wolność. Jest położona na skraju wsi, aby mogła mieć ją pod opieką i błogosławić jej.
Jak Maramuresz, to odwiedziny po raz kolejny "Wesołego Cmentarza" w Sapancie. Może sam cmentarz nie był już dla nas tak ciekawy, jak opisany w Grupie Biwakowej inny cmentarz, z podobnymi nagrobkami, może nawet starszymi. Ale szukaliśmy i nie znaleźliśmy, za to zwiedzanie rozpoczęliśmy od malowniczego strumienia w lesie powyżej wsi ...
Była złota, rumuńska jesień, ciepło jak w lecie, a my przygotowani już na niemałe chłody w górach. Zamiast trzewików trekkingowych przydałyby się sandały, ale to szczegół:-)
Zatrzymaliśmy się w małej knajpce, przekąsiliśmy ciepłą, przepyszną placintę, do tego rumuńska jeszcze lepsza kawa i można ruszać w drogę. Stragany dopiero rozkładały swoje wyroby, piękna ręczna robota ...
Świątynia na terenie cmentarza pięknieje, remontowana od lat, a nagrobki w kształcie marmoroskich krzyży jednakowoż przyciągają wzrok malowanymi scenkami z życia mieszkańców ...
W tym samym stylu pomalowany jest przydrożny krzyż ...
... na samym dole diabeł ...
... potem Ukrzyżowanie, postacie przedstawiają mieszkańców wsi, żołnierze ubrani w mundury ...
W Sapancie koniecznie należy odwiedzić monastyr Peri. Klasztor został tutaj zbudowany w 1391 roku i dotrwał do czasów austriackich, kiedy to w 1783 roku został zniszczony. Obecna zabudowa jest teraźniejsza, w stylu marmoroskim, a więc budownictwo drewniane i słynne strzeliste wieże.
Ta tutaj, w Sapancie jest wysoka na 78 metrów i jest to najwyższy drewniany kościół na świecie.
Wieża jest widoczna z odległości 5 km przez Cisę, a więc na Ukrainie. Nieco wysokości przydaje jej wysoka podmurówka, ale to szczegół:-)
Przejeżdżając do Sapanty mijamy po drodze miejscowość Sarasau, a w niej kolejna ciekawa cerkiewka pw. św.Archaniołów z ok.1600 roku. Zbudowała ją żona mołdawskiego hospodara, pani Balasa. Jest murowana, przekryta strzelistą wieżą, a ponieważ jest kością niezgody pomiędzy prawosławnymi a grekokatolikami, dlatego nie ma gospodarza, a wręcz niszczeje powoli. Widać, że stary tynk na murowanych ścianach jest gładzony rękami, nad wejściem malowidło.
W drzwiach cerkiewki były dwa otwory, przez jeden udało mi się zrobić zdjęcie misternie rzeźbionego ołtarza z ikonostasem ...
... a także boczne ściany przez wybitą szybę w oknie ...
Do cerkwi trzeba skręcić z głównej drogi, a najlepiej wypatrywać strzelistej wieży. Akuratnie była pora obiadowa, dzieci wracały ze szkoły, babcie odprowadzały swoje młodsze wnuki do domu, pozdrawiając nas. Wzbudziliśmy ciekawość, bo chyba niewielu turystów tam dociera:-)
Z Sighetu Marmoroskiego ruszyliśmy w kierunku Borsy, ale nie główną drogą, a wioseczkami w dolinie Izy, słynących z drewnianej zabudowy niezwykłej urody.
Jeszcze wstąpiliśmy w Rozavlea na cmentarz, gdzie znajduje się zabytek z 1720 roku- cerkiewka pw. św. Archaniołów, wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.
W sezonie turystycznym mieszkańcy pełnią tu dyżur, otwierając wnętrze, aby turyści mogli podziwiać polichromie. Jakiś mały symboliczny datek i można oglądać malowidła z 1823-25 roku, a także ikonostas z 1810 roku. Nikogo tu nie zastaliśmy, więc ruszyliśmy dalej.
Przyjechaliśmy na przełęcz Prislop, mając szczery zamiar dotrzeć do wodospadu Cailor, który znajduje się na wysokości 1300 m npm, o długości 90 m. Kiedy zobaczyliśmy na szlakowskazie, że trzeba tam iść prawie "3 ore", a do tego powrót, to nie zdążylibyśmy przed zmrokiem.
A z mapy wydawało się, że to tak blisko:-)
Próbowaliśmy podjechać trochę autem, ale wyboista droga skutecznie nas powstrzymała. Trochę żal, że nie zgrało nam się to w czasie, że dotarliśmy na Prislop za późno ...
Zatem mamy coś, po co należy przyjechać tutaj następnym razem.
To rzeczony wodospad, warto dla niego przyjechać tu ponownie:-)
zdjęcie z mapio |
Wróciliśmy do Borsy na nocleg, mając za oknem widok na Pietrosula.
Rankiem okazało się, że północne stoki już są przyprószone śniegiem.
Cała Rumunia, a raczej wszyscy w Maramuresz zbierają jabłka w sadach, które w niezliczonych workach stoją, czekając na swoją kolej. Pewnie są wyciskane z soku, albo tylko miażdżone i poddawane fermentacji ...
Beki, beczki, pojemniki "1000", wszystkie wystawione do słońca i pracują:-)
Potem destylacja, chłodzenie na wodzie z potoku i już jest produkt do sprzedaży dla turystów ... słynna rumuńska palinka:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
18 komentarzy:
Wasze wędrowanie jest zawsze niezwykłe. Tacy ludzie jak p. Batina powinni być dla wszystkich współczesnych przykładem. Bezinteresownie ocalają pamięć, dbają o nieznanych poległych- wyjątkowi ludzie. Zachwyciły mnie malowane krzyże i nagrobki, mają niezwykłą wymowę.
Po całej Europie, i zapewne nie tylko, rozsiane są polskie groby. Pogmatwana jest historia i ludzkie losy.
Rumuńska palinka to coś podobnego do naszego cydru, czy może napój innego rodzaju?
Wodospad o wysokości 90 metrów? Musi wyglądać niesamowicie.
Mario, zobaczyłbym chociaż część rumuńskich cudów natury i architektury o których piszesz, a że teraz jestem głodny, to i myślę o rumuńskiej kuchni, którą szczegółowo i bez pośpiechu chciałbym smakować.
Bardzo ciekawy post a wesoły cmentarz to bardzo znane miejsce, pozdr:)
Kapliczka zrobiona przez skazanca niezwyklej urody, szczegolnie uwiodly mnie postacie pod krzyzem,jak ladnie uchwycone, ile w nich wyrazu! Rumunia dla mnie jest bardzo atrakcyjnym swiatem, taki troche zywy skansen. Mario niezmiennie Ci zazdroszcze tych wedrowek! sciskam
Wzruszyłam się tą historią o mogile legionistów i ten słup graniczny aby było im przyjemniej... jak nie wiele potrzeba aby być ludzkim, prawda? Piękne... naprawdę piękne...
Cóż za niezwykła podróż Mario.
Mam nadzieję,że kiedyś tam trafię.
Pozdrawiam serdecznie:))
Za każdym razem kiedy piszesz o Rumunii uświadamiam sobie jak bardzo niedoceniany i nieznany jest dla nas kraj. Może przez to, że źle się kojarzy z tymi nękającymi przechodniów cygankami i żebrzącymi dziećmi, które gotowe są przy twojej nieuwadze wyrwać ci portfel czy ukraść torebkę :/ A szkoda... Mam pytanie, w jakim języku prócz ich narodowego można się tam z Nimi dogadać?
Wszystkiego dobrego życzę :)
Oj rzeźwo się zrobiło Maryś, tak już przedlistopadowo. Może dlatego, że ja matka młodziana, co to, jakby się historia upomniała, to by poszedł walczyć. Cierpkie te drogi do ojczyzny, tyle matek przepłakało stratę kochanych synaczków. Oby nas to nie dosięgło. Chylę czoła przed naszymi rumuńskimi przyjaciółmi, którzy historię pamiętają i w takim poszanowniu mają. Dziękuję za ten wpis, pozdrawiam serdecznie hel
Zawsze ciekawie opowiadasz. Nie doceniamy ani tego kraju ani jego mieszkańców, a to taki zdolny naród ! Budowle przepiękne, a krzyże na cmentarzach to prawdziwa sztuka !
Basia, dużo czytałam o froncie w Karpatach w czasie Wielkiej Wojny, przy okazji znalazłam właśnie o Barbesti, bardzo mnie zaciekawiło; a ponieważ było nam po drodze, to i my odwiedziliśmy naszych legionistów; "modę" na malowane krzyże ze scenkami rodzajowymi i opisami życia mieszkańców zapoczątkował Ioan Patras, potem jego uczeń i tak Wesoły Cmentarz stał się atrakcją na miarę Europy, a mieszkańcy wioski żyją przy okazji z odwiedzających turystów; pozdrawiam.
Soksophoan, dzięki, nas też ujęła ta historia z p. Bati; pozdrawiam.
Krzysztof, pierwszy mąż babci poszedł na front gdzieś w Karpaty, już nie wrócił; interesuję się trochę Wielką Wojną, a zwłaszcza bliższymi terenami, bo i twierdza Przemyśl, i przeprawy i bitwy nad Sanem, no i front karpacki; palinka ... to wysokoprocentowy napój alkoholowy, znaczy bimberek:-) tak, zadziwiający wodospad, oglądałam filmiki na yt, musimy zobaczyć to na własne oczy:-) oooo! smakowałaby Ci placinta, zwłaszcza taka cieplutka, prosto z patelni; pozdrawiam.
Barbara, owszem, znany, zwiedzaliśmy go już chyba ze dwa razy, a ciągle nam się podoba; szukaliśmy tego drugiego, ale nie udało się go zlokalizować; więc chyba znowu odwiedzimy Sapantę i poszukamy jeszcze raz:-) pozdrawiam.
Grażyna, figury z drewna, bardzo stare, przetoczyły się zawieruchy wojenne, czas dyktatury Ceausescu, a kapliczka dalej trwa, więc spełnia swoją rolę, błogosławi i otacza opieką wieś:-) po raz trzeci w tym roku byliśmy w Rumunii i ciągle odkrywamy ją na nowo, a ile jeszcze do odkrycia:-) pozdrawiam.
Agatek, przyznam, że na tym cmentarnym wzgórzu, wysoko nad wsią, w tej ciszy i zadumie też wzruszenie mnie chwyciło za gardło; tacy młodzi chłopcy, zaborcy wysłali ich na wojnę w interesie mocarstwa, i tu znaleźli śmierć; tak, to niezwykle piękny gest p.Batina, słup graniczny Polski z Rumunią, bo przecież kilka km dalej była Polska; pozdrawiam.
Teniu, życzę Ci z całego serca, żeby udało się spełnić to marzenie, bo warto; to piękny kraj, dobrzy ludzie, serdeczni, a klimaty ... oj, trudno mi to opisać, jak dla mnie niezwykłe:-) pozdrawiam.
Agatek, no właśnie, wielu ludzi patrzy na Rumunię przez taki pryzmat, żebractwo, złodziejstwo, nędza ... a to wcale nieprawda; owszem, w każdym kraju zdarzają się podobne wypadki i nie trzeba do tego Cyganów, wszędzie trzeba być ostrożnym, zwłaszcza w dużych miastach; jeśli chodzi o porozumiewanie się, to doskonale idzie nam na migi:-) żartuję, podstawowe słowa po rumuńsku, dogadamy się, jeśli chodzi o nocleg, zakupy, zamówienie posiłku; młodzi ludzie doskonale mówią po angielsku, a niektórzy po francusku, my z kolei pojedyncze wyrażenia po angielsku i jakoś się dogadujemy, resztę załatwia uśmiech i ostatnio czasami translator w telefonie:-) pozdrawiam.
Hel, też pomyślałam o moich synach, kiedy tak stałam na tym pagórku; wzruszył mnie gest p.Batina, serdeczność mieszkańców; choć minęło tyle lat od tego zdarzenia, a historia kryje jeszcze wiele tajemnic, być może nigdy już nieodkrytych, to zdarzenie w Barbesti ujęło mnie niezwykle; pozdrawiam.
Ania, niezwykłe drewniane budowle, a jakie urokliwe chaty, z werandami, małymi tarasikami, wszystko wsparte na misternych kolumienkach, rzeźbione, zdobione; wierzeje od stodół, bramy wjazdowe, to takie zachwycające majstersztyki, że trzeba by zatrzymywać się przy każdym obejściu:-) chyba sami stolarze tam mieszkają, bo stolarka najwyższych lotów:-) pozdrawiam.
Jakże ciekawe są Wasze wędrówki (tylko dlaczego ten nazwy są tak trudne do odczytania). To muszą być piękne miejsca dla tych co lubią podziwiać taką architekturę. Te piękne drewniane cerkiewki. Odwieczny spór wyznawców co moje co twoje, a ponoć bóg dla chrześcijan jest jeden. Ile nowego dowiedziałam się o Rumunii tak mało turystycznie znanego mi kraju. dzięki Marysiu za te wpisy. Pozdrawiam
Ola, rumuńskie nazwy to jeszcze nic, spróbuj przeczytać węgierskie, to jest dopiero sztuka:-) o, chociażby to: Satoraljaujhely:-) miejsca są niezwykłe, ciche wioseczki wśród gór, w każdej strzelista wieża świątyni, bajecznie kolorowe narzuty, ręcznie tkane suszące się na płotach, haftowanki, pasiaste dywaniki, i atmosfera żywcem przeniesiona ze stronic "Droga do Babadag" Stasiuka; i te krajobrazy chwytające za duszę, już wracalibyśmy tam z powrotem; pozdrawiam.
Ta historia z naszymi chłopakami którzy musieli iść walczyć choć pewno żaden nie rwał się ale musiał ,jest bardzo smutna.Ilu naszych młodych mężczyzn czasem niemal dzieci leży gdzieś zapomnianych.W moim pobliskim mieście jest rosyjski cmentarz wojskowy II wojny.Chodziłam między grobami i czytałam a tam chłopcy 18,19 lat.Coś strasznego ginąć w tym wieku i to oczywiście z przymusu musieli iść na wojnę .Ta cerkiewka ktora niszczeje i takie skarby historii ehh.Czytałam powolutku i przewijałam tak i zdjęcia bo każde takie urokliwe i nie znane.Bardzo dziękuję i pozdrawiam :)
Czesia, pięknie napisałaś o tych młodych chłopcach, leżących w obcej ziemi, z empatią, serdecznością, bo chyba każdy człowiek nosi w sobie takie uczucia, przecież to są czyjeś dzieci, może nikt do nich nie przyjdzie, nie zapali świeczki, nie pochyli się nad grobem; cieszę się, że mogę choć trochę przybliżyć ten kraj, czasami rozwiać czyjeś wątpliwości, a relacje z wyjazdów może przydadzą się komuś w planowaniu podróży; pozdrawiam Cię.
Jestem zachwycony postem. Mógłbym takie zdjęcia oglądać godzinami. Tak krajobrazowe, jak i pokazujące piękno budowli drewnianych. Jeszcze ten wesoły cmentarz. To też mój cel na kolejny wyjazd do Rumunii.
Pozdrawiam.
Chylę czoła.
Mogiła imponująca, warta szerszego rozpropagowania dla wielu na pewno stanowić będzie zaskoczenie, bo połowa bojów legionowych był przemilczana już w okresie międzywojennym gdyż nie pasowała do kreowanej legendy, a potem było tylko gorzej.
A tereny rewelacyjnie malownicze, nogi same przebierają.
Wkraju, ależ mnie wkręciło:-) w wolnych chwilach oglądam filmiki o Rumunii, czytam, może coś ciekawego wyszukam do wiosny; jechaliśmy tym razem przez Ukrainę, Zakarpacie, prosto do Sighetu; ale chyba będzie dłuższa przerwa, bo tam tak nieciekawie, nacjonalizm wobec Węgrów ukraińskiego pochodzenia się odradza; każdy region rumuński ma co innego do zaoferowania, w Maramureszu poczułam się swojsko:-) pozdrawiam.
Maciej, a tak, II wojna nie pozwoliła rozpamiętywać Wielkiej Wojny, jej okrucieństwa przysłoniły zupełnie tamten czas; wracam do pamiętników hr Augusta Krasickiego z Leska właśnie z kampanii w Karpatach; tereny jeszcze nie zniszczone cywilizacją, w głębi gór prawdziwe perełki; `pozdrawiam.
Prześlij komentarz