niedziela, 14 października 2018

Oj! zaniedbałam Pogórze:-) ...

... bo dawno nic o nim nie pisałam.
A tymczasem nadeszła jesień, rykowiska, klucze żurawi na niebie, a także niezwykły urodzaj w sadzie. Przerabiałam te dary jesieni na różne sposoby ... suszyłam, smażyłam, ścierałam, pasteryzowałam.



Z jabłek powstawały czipsy:-)


... śliwki węgierki suszyłam ...


Oprócz tego smażyłam powidła, różne wariacje marmolad ...


Przetwory nie tylko słodkie znalazły się w spiżarni, w tym roku postawiłam na przeróżne pasty, ajwary bakłażanowe, keczupy, pikantne, łagodne. Obficie sypnęły orzechy włoskie, prawie codziennie przynosiłam po koszyczku zebranych pod drzewem, i tym sposobem zapełniło się kilka siatkowych worków. 
Ostatnie dni bardzo kolorowe, poranne mgły przydają Pogórzu malowniczości, zalegają w dolinach, potem przepędza je słońce ...








Roztoczański Adam zwrócił moją uwagę na książkę p. Zapałowskiego ...


Powojenna historia pogórzańskich terenów, wiele o naszej wioseczce, walki z bandami UPA, wysiedlenia, nowa granica.


Samym rankiem, dzisiaj, niespodzianie spotkaliśmy naszą grupę pttk-owską w Rybotyczach.
Szli na Kopystańkę w ramach kursu przewodnickiego ... zanim zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy do do domu, oni zdobyli już "królową Pogórza". Obserwowałam ich przez lornetkę, piękna pogoda, kolory "złotej polskiej" ... pomyślnych egzaminów, Krajanie:-)


W ramach wykorzystania resztek obiadowych polecam placuszki "moskole".
W smaku trochę jak langosze, ale ciasto jest bez drożdży, można piec na blasze kuchennej, ja smażyłam na patelni, jak babcia męża:-)


Ziemniaki, które zostaną z obiadu, jajko, mąka, trochę soli i już:-)
Do tego sos czosnkowy, albo skwarki, albo kefir.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



18 komentarzy:

agatek pisze...

Urodzaj jest czymś fantastycznym. Cieszymy się z obfitości przyrody,w końcu do wiosny dbamy o te owocowe drzewa i krzewy a potem giniemy w natłoku prac przetwórczych :D
Wspaniały post o codzienności z ogromną przyjemnością przeczytałam i obejrzałam zdjęcia a to ostatnie po prostu cudo! :D
Życzę zdrowia i pomyślności dla wszystkich :)

Aleksandra I. pisze...

Urodzaj wspaniały, a Twoje wyczyny w zagospodarowaniu tego wszystkiego godne podziwu. A placuszki, przypomniały mi lata dzieciństwa u babci w Tarnowie tez takie robiła - pychotka. Pozdrawiam serdecznie.

AgataZinkiewicz pisze...

U was zawsze pieknie i pracowicie. Cudne widoki i pyszności :-:-) pozdrawiam

Beskidnick pisze...

W zasadzie myślę że zasłużyłaś na tytuł Pogórskiej Gaźdźiny! A to już nie byle co.

IrekB pisze...

Bardzo mnie ucieszyło to niespodziewane spotkanie, pozdrawiam serdecznie

mania pisze...

Maryniu z takimi zapasami przetrwacie nawet zimę stulecia :)
Piękna ta jesień, oby trwała jak najdłużej.
Pozdrawiam serdecznie

Czesia pisze...

Piękne widoki ,już drzewa pięknie kolorowe.Urodzaj czasem daje się we znaki jak przesadzi a zmarnować żal i tak się to dobro zaprawia na wszystkie sposoby.Takie placki i u nas też bywają a ich nazwa to -biedaki -:)Dodaję jeszcze ser starty.Pozdrowienia ślę .

Joanna pisze...

O tak...przyznam Ci się, że ponad 3 tygodnie temu byłam z rodzinką i znajomymi głeboko w Puszczy Knyszyńskiej od godz. 21 do 3 nad ranem... poszliśmy ( ze znajomym leśnikiem ) słuchać śpiewu jeleni... no coś pięknego !!!

wkraj pisze...

Nic się u Ciebie nie może zmarnować. Od lat podziwiam Twoje jesienne potyczki z tym, co natura nam dała. Za to w przerwach za oknami masz w nagrodę niezwykle piękne widoki.
Pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Ale się Marysiu napracowałaś, gdyby było bliżej, to wpadłabym przez jakieś sekretne okienko do Twojej spiżarenki:-) Mam ochotę na moskole! Robiłam podobne, ale jakoś mi się " rozłaziły", może mało mąki dałam?

Beata Bartoszewicz pisze...

W Ciebie Marusiu jaka zwykle pracowicie, kolorowo, smakowicie i interesująco. Miejsce o trudnej historii, ale uroku to mu dziś nie odbiera...

Kwa, kwa, uściski dwa ;)

Krzysztof Gdula pisze...

Piękne są te lekkie i jasne mgiełki rozświetlane słońcem, piękna jest jesień na pogórzach. Piszę w liczbie mnogiej mając na myśli także moje ulubione miejsca. Mario, zazdroszczę Ci tych prac domowych przy przetworach. Chciałbym i ja krzątać się po kuchni i zapełniać słoiki. Żołądek też, bo węgierki(czy tak?) na zdjęciu wyglądają bardzo apetycznie.

Pellegrina pisze...

U Ciebie i złota polska jesień i mglista melancholijna i tak smakowicie i kolorowo. Takie placuszki robię często, z resztek ziemniaków, kalafiora, cukinii, kapusty z dodatkiem jajka i mąki. Moje nie mają nazwy ale moskole bardzo mi się podoba.

Tomasz pisze...

Witaj Mario
Miło znów zajrzeć do Ciebie, choć ostatnio zaniedbałem i to bardzo śledzenie wpisów Twoich jak i pracę własną na blogu. Pogórze jakie przedstawiasz umknęło mi całkowicie tej jesieni i nawet przedwczoraj już wracałem z pracy z myślą że za chwilę wsiądę w auto i wybiorę się w teren, lecz jak to ostatnimi czasy w ostatniej chwili nie wyszło. Raz jeden byłem w Kopyśnie - stare węgierki obwicie w tym roku tam urodziły, zerwałem trochę do domu. Pan Zapałowski daje Nam jasny przekaz - stop dla kultu Bandery, niestety nacjonalizm znów rośnie w siłę.
Pozdrawiam serdecznie
P.S.
Zmieniłem adres bloga, pod starym lada dzień witryna przestanie funkcjonować. Podpisuję się więc pod nowym wstawiając link w okienku poniżej wstawianego komentarza.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agatek, czyżby Ciebie też dopadła gorączka przetworów? trudno przejść obok, kiedy tyle dobra leży na ziemi; w Rumunii nic się nie marnuje, stoją przygotowane beczki, pozbierane owoce w workach, potem destylowanie i palinka jak się patrzy:-) dla turystów też; na ostatnim zdjęciu rdestówka wzięła się w końcu za siebie i rzuciła kwiatem; pozdrawiam.

Ola, a gdzieżbym da,la radę wszystko przetworzyć, siłą rzeczy zostało sporo dla zwierzyny, sarny w zimie wykopią spod śniegu; prosta kuchnia naszych babć była wspaniała, i nic się nie marnowało; pozdrawiam.

Agata, o, nie przesadzaj, dziś jest mgła, zimno i nic nam się nie chce:-)
wzięłam się w końcu za ostrą papryczkę, bo czekała na przetworzenie, pokrojona została zalana gorącym olejem, trochę też zamarynuję, przyda się na zaostrzenie smaków; pozdrawiam.

Maciej, jaka ze mnie gaździna, jak kozy to tylko u sąsiadki czasami wydoję:-) ale ser podpuszczkowy potrafię zrobić, i uwędzić go, i oscypka wycisnąć w foremce:-) pozdrawiam.

Irek, i nas ucieszyło niezmiernie, dawno Was nie widziałam, a Ty jakby zmizerniałeś:-) trzeba niezwykłego zbiegu okoliczności, że pojawiliśmy się w Rybotyczach, bo równie dobrze mogliśmy pojechać na Kalwarię:-) pozdrawiam.

Mania, i owszem, pełne półki dają poczucie bezpieczeństwa; a ceny w sklepach jakieś takie zwariowane, to nadgonimy swoimi przetworami; pozdrawiam.

Czesia, ulotne to chwile tych kolorów; nie było nas kilka dni i wszystkie liście cichutko opadły; ale zdążyłam zrobić zdjęcia, przydadzą się na te jesienne szarości:-) nie przerobiłam wszystkich owoców, śliwki jeszcze na drzewach schną, jabłka wiatr otrząsnął, za dużo tego; dobra nazwa na placki, rzeczywiście biedaki, ale jakie smaczne:-) pomysł z serem wykorzystam, placki są chyba bardziej syte; pozdrawiam.

Joanna, o, tak, to niezwykłe koncerty, odpowiadają jedne drugim; kiedyś w Bieszczadach jelenie wystraszyły turystów, którzy myśleli, że to niedźwiedzie:-) nie wiem, czy to prawda, czy tylko żartują sobie z przyjezdnych; pozdrawiam.

Wkraju, troszkę zostawiłam zwierzakom, ptaki są najedzone do syta, nie spożytkowały aronii, winogrona też wyschły, ale jak przyjdzie zimowa bieda, to pewnie i z tymi się przeproszą:-) tak, widoki są ładne, nawet dziś, choć mocno przymglone; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, oj, to nie spiżarenka, a sekretny loszek:-)
tak, dodaj więcej mąki, plackom to nie zaszkodzi, bo ziemniaki z reguły zmiękczają ciasto, tak że nikt sobie nie uszkodzi uzębienia:-) pozdrawiam.

Beata, staram się nie zmarnować tego, czym obdarowała nas natura, ale nijak mi to nie wychodzi, za dużo:-) książka niezwykle dla mnie interesująca, bo wiele w niej historii z naszej wioseczki, a sporo opowieści usłyszałam bezpośrednio od mieszkańców; pozdrawiam.

Krzysztof, mgiełki napływają, odpływają, ale dziś docisnęły nas od góry i nie chcą ani drgnąć, zimno, ciemnawo i jakby ponuro; ale ja spoglądam zza okna, bo błogie lenistwo nas ogarnęło:-) tak, to węgierki, stara odmiana sprzed lat, same teraz spadają z drzewa, ze zmarszczonymi "dupkami" i takie najsłodsze; ale ja staram się ich nie zauważać, bo już słoików mi brakuje; mam zasadzone drzewko jakiejś nowej odmiany, niby owoce dorodniejsze, ale w smaku nie umywają się do tych starych śliwek, no i pestka nie odchodzi; pozdrawiam.

Krystynko, dziś nas zamgliło od rana, nawet lasu za potokiem nie widać, a przydałoby się jeszcze trochę ciepła:-) wzbogacasz swoje placuszki, i pewnie, wszystko można do nich dodać; "moskole", bo potrawę tę przywieźli ze sobą jeńcy rosyjscy podczas I wojny, piekli je na blasze nad ogniem, a sprytne gospodynie podchwyciły pomysł:-) bardzo lubię proste potrawy, a Rumunia znowu zachwyciła mnie jedną z nich, placintą z bryndzą, muszę sobie zrobić, pyszności; pozdrawiam.

Tomasz, "złota polska" umknęła Ci? to będziesz musiał poczekać do przyszłego roku, bo już liście prawie opadły:-) są rzeczy ważne i ważniejsze, Ty masz pracę, rodzinę, obowiązki, więc nie dziwię się, że czas ucieka wyjątkowo szybko; i u nas takie węgierki były, oblepione drzewa, bo to stary sad, podobnie jak w Kopyśnie; przykro, jak jedzie się przez Ukrainę, a tam banery, nazwy ulic, place, które jednoznacznie kojarzą nam się z ludźmi odpowiedzialnymi za ludobójstwo; wpiszę sobie na listę Twój nowy blog, bo to dla mnie cenne źródło i wiedzy, i opisów wypraw; pozdrawiam.

Ania pisze...

Przeobfite plony, Marysiu ! Wyobrażam sobie, jak się napracowałaś, bo i ja wpadłam w wir tworzenia przetworów i z ulgą prawie skończyłam. Tylko jeszcze jabłka ususzyć i trochę pulpy zasłoikować. Jak suszysz śliwki ? Piękna jesień wszędzie ale na Pogórzu przepiękna. Uściski, Gospodyni Doskonała !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Soksophoan, dziękuję i pozdrawiam.

Ania, ja też skończyłam, na ostrej papryczce:-) jabłka i śliwki suszyłam nad kuchnią na stojaku z 3 ażurowymi półkami, wygrzebałam w klamociarni i bardzo dobrze mi służy; trochę to trwało, bo śliwki dosyć trudno wysychają:-) pozdrawiam.