środa, 12 grudnia 2018

Niegroźny, mały bzik ... Słabomasuji:-) ... orzechowe wariactwa ...

Tak, mam bzika na punkcie ręcznie robionych koronek, wyszywanek, serwet, serwetek, obrusów, obrusików. Kiedy wpadnie w moje ręce taka szmatka, nie ma mowy, żebym odłożyła ... a gdzie najładniejsze rzeczy można spotkać? oczywiście w sh.
Zbieram te skarby i jak skąpiec składam w komodzie, a czasami wyjmuję, oglądam i z powrotem składam na półkę.
Oto mój ostatni nabytek, rzekłabym perełka ręcznej roboty, a tej techniki to nawet nie umiem nazwać. Może to klockowe wykończenie? do tego dodana nitka w odmiennym kolorze, płótno chyba lniane, ręcznie tkane, a więc serwetka musi być bardzo stara ...


Wysnuwane pojedyncze nitki, a z nich splatane różne wzory, mereżki ... siedzę i próbuję rozgryźć, jak czyjeś zdolne ręce zrobiły tę koronkę ... w nawale zalewającej nas przemysłowej tandety takie dzieło rąk wywołuje wielki podziw.


Ta z kolei serwetka była podejrzewana o maszynowy krzyżykowy hafcik, ale kiedy odwróciłam na lewą stronę, były tam supełki, guzełki, a więc tę drobnicę też wyszyły czyjeś ręce. Z cienkiego płótna wyciągnięte nitki, a potem mereżkowane ...



Lubię też wyszywanki z płaskim haftem, tutaj wesołe wiosenne kwiatki, dzwonki, chabry ...



Ale zwróćcie uwagę na koronkowe, delikatne wykończenie brzegu ... to frywolitka w najczystszym wydaniu:-) ... i jeszcze krzyżyki ... grubsza tkanina, szara, bo bieżnik leży na komodzie, gdzie odstawiane są różne rzeczy z maminej skrzyni, bo Mima ma ochotę akuratnie wypatrywać przez okno. Białe delikatności za szybko zabrudziłyby się.


A to już rzecz czysto użytkowa, ciżmy na zmarznięte stopy, kiedy zbyt długo siedzi się w fotelu przy książce, a od podłogi zaczyna ciągnąć ... owcza wełna, delikatny wrabiany wzorek ... robótka tyle co zeszła z drutów. Czasami usiłuję dorobić jakąś historię ... może to był prezent i niechciany wylądował w worku z rzeczami do wyrzucenia ... ileż tu pracy, rzecz robiona na drutach na okrągło, a do tego wrabiany wzorek ... kto nie parał się takim zajęciem, nie wie, ile tu jest włożonej pracy ...


Pewnie zastanawiacie się , co to takiego ten drugi wyraz w tytule wpisu:-)
W drodze na Pogórze często zatrzymujemy się w mieście przy torach, bo tam jest taka mała giełda rolnicza. A to ziemniaki trzeba kupić, a to jakieś warzywa, większe ilości pomidorów do przetworzenia. Pewnego razu, kiedy połamało mnie w krzyżu i ledwie wygramoliłam się z auta,  starszy pan sprzedawca z troską spojrzał na mnie, potem z przyganą na męża, pokręcił głową i rzekł:
- Oj! Słabo masuji! -
I tak pan sprzedawca zyskał u nas przydomek Słabomasuji:-)
Często mówi się: Kup ziemniaki u Słabomasuji albo Jedziemy do Słabomasuji!


 Orzechowe szaleństwo trwa.
Przy okazji pokażę moja małą kolekcję dziadków do orzechów, wyszperanych w klamociarniach, najczęściej jednak używamy tego metalowego, reszta służy ku ozdobie.
Ciekawy jest ten drewniany z gwintowanym trzpieniem, bo z drugiej strony ma napis z nazwą hotelu, miejscowość Davos i rok 1967 ... może został "zabrany" na pamiątkę, a może hotel został zlikwidowany tudzież wymieniono wyposażenie, w końcu to sporo lat.


Nie, sprawdziłam, hotel istnieje, a ceny za noclegi zaczynają się od 682 zł za noc:-)
Basia z 5 pór roku podała u siebie świetny przepis na ciasto "topione" na rogaliki, od razu je wykorzystałam. Ponieważ ciasta było dużo, podzieliłam je na pół, wyszły dwa zawijańce, a jakżeby inaczej! z orzechami i pudełko ciastek z marmoladą z róży i derenia. Ponieważ nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego zjeść, jeden zawijaniec został zamrożony już na święta.



Żeby zawijańce ładnie zachowały formę w trakcie pieczenia, nie rozlewały się i nie pękały, zawijam je luźno w papier do pieczenia, rosnąc wypełniają wolną przestrzeń.
Ten z tyłu wielki placek to nic innego, tylko kartoflak, dobry na ciepło i na zimno ...


W pasiece małe przetasowania z ulami.
Zabetonowaliśmy z mężem specjalnie wyspawane podstawy, ule stoją rzędem i są bardziej stabilne, łatwiejsze w obsłudze. Wichury również nie będą zagrażać, jak przedtem, kiedy z niepokojem patrzyłam za okno, czy nie poprzewracane.


Teraz zrobiliśmy cukrowe blaty jako dodatkowe zabezpieczenia dla pszczół na zimę, cukier z odrobiną wody i octu jabłkowego. Zdarza się, że w ulu jest pokarm, jednak na zbyt odległych plastrach i pszczoły nie są w stanie tam dojść ... mogą zginąć z głodu. Te blaty daje się od góry, parowanie dodatkowo je rozpuszcza i pszczoły mogą zebrać pokarm ... oczywiście to wszystko "na wszelkij pożarnyj słuczaj". Jeśli nie wykorzystają tego dodatkowego pokarmu, to na wiosnę rozpuszcza się je i podaje jako syrop na dokarmianie.


Pogoda dosyć łaskawa, lekki mróz, a jak świeci słońce, to od razu świat wydaje się lepszy:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!


23 komentarze:

Aleksandra I. pisze...

Istne arcydzieła, te wszystkie serwetki. Moja ciocia była taka sprytna i dużo wyszywała, Jeszcze dzisiaj ma obrusy od niej. Mam wrażenie, że dzisiejsze wszystko jest takie kanciaste nawet zimne w odbiorze. Nowoczesność nie do końca przemawia do mnie. Wreszcie za oknem mam oznaki zimy, jak długo nie wiem. Marysiu chciałabym tą drogą życzyć Tobie i Twojej rodzinie samych wesołych dni świątecznych. Zdrowia i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku.

Justyna pisze...

To jest koronka igłowa.

Anna Kruczkowska pisze...

Oj, ja też te serwetki i obrusiki pasjami zbieram! Ale cóż to mnie zasypało na amen a u Was bez śniegu?

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, kozakiem nie jestem, ale podjąłbym się zjeść taką ilość dobrego (czytaj: Twojego) ciasta.
Och, widzę, że gdybyś spotkała się z moją mamą, szybko nie wyszłabyś. Mama od wielu lat wyszywa i haftuje różnymi technikami obrusy i serwetki. Wszystko ręcznie, wielkim nakładem pracy, kolorowo, tradycyjnie. Rozdaje te swoje dzieła sztuki wnukom i prawnukom.
Widziałaś? Słońce się zaplątało u was w gałęziach.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, a ile pracy włożonej, wiem, bo sama kiedyś robótkowałam; nowoczesność nie lubi serwetek, sterylne wnętrza, bez śladów życia:-) wstałam, popatrzyłam za okno, też coś pobieliło w ogrodzie; dziękuję za życzenia, i wzajemnie, Olu, wszystkiego dobrego; pozdrawiam.

Justyna, dzięki za rozszyfrowanie techniki robótkowej w tej serwetce; zadziwia mnie mnogość tych różności, wygooglałam sobie z netu, ależ cudeńka robią, ja to tylko szydełko, haft płaski i angielski oraz druty; znam jedną Justynę-wędrowniczkę:-) pozdrawiam.

Ania, wczoraj wyczytałam chyba u Ciebie, że już pół metra śniegu, potem zajrzałam na kamerę w Świeradowie, no rzeczywiście, macie śniegu mnóstwo; u nas dopiero w nocy albo nawet nad ranem zaczęło z lekka prószyć, pobieliło w ogrodzie; pozdrawiam.

Krzysztof, bardzo dobrze piecze mi się na Pogórzu, właśnie w tym blaszanym piekarniku, a i drożdżowe ciasta pięknie rosną, nie wiem, może to sprawa drewnianych ścian i ciepłego pieca:-) zachwycają mnie wszelkiego rodzaju hafty, mam sporą kolekcję po babci męża jeszcze z wyprawy ślubnej; haftująca mama to skarb, a jak oczy? bo to dla oczu bardzo męczące taką drobnicę wyszywać; słońce w gałęziach o tej porze, kiedy chowa się za Kanasinem prawie na południu:-) ale to jeszcze kilka dni i zacznie wędrówkę w stronę Kopystańki, co jest bardzo budujące; pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Marysiu, jak dobrze, że ktoś oprócz mnie zbiera te cudeńka i chowa do szafy:-) Ja używam i ciągle wykładam, ale i tak większość spoczywa w szafie.Cieszę się, że ciasto posmakowało:-)

Krzysztof Gdula pisze...

Oczy mamy nad wiek jej dopisują, ale martwię się o nie przez to jej ścibolenie, a dodatkowej lampki nie chce używać.
W południe słońce już tak nisko? Wiesz, każdego roku trudno mi uwierzyć, że o tej porze, a zbliża się 22, za pół roku jeszcze będzie dzień. Cudne są te najdłuższe dni, ale i miły potrafi być długi wieczór zimowy, zwłaszcza przy kominku i w swojej chacie.

Beskidnick pisze...

Ależ smaczna, barwna i ciepla opowieść.

Jan Łęcki pisze...

Matko jedyna!!!
Gdy zobaczyłem zdjęcia 3-7 serce mi zamarło z wrażenia.
Moja mama, pierzyny przykrywała lnianymi płótnami ozdobionymi właśnie takimi haftami.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, ja też niektóre używam, a niektórych po prostu mi żal i nawet ich nie wyjmują z komody:-) dziś powtórka z ciasta, będą same rogaliki, bo domownikom bardzo posmakowały; pozdrawiam.

Krzysztof, są osoby, które mają tak dobry wzrok, ja niestety, już używam okularów i do czytania, i do robótek; to trochę po południu, ok. 14 -tej; w długie wieczory na Pogórzu dużo czytam, ale w domu Jasiek do nas zachodzi, nie wypada już przysypiać:-) pozdrawiam.

Maciej, o ho, ho! smaczna, orzechy ciągle w użyciu, dziś też małe szaleństwo, nie kupujemy słodkości, sami je produkujemy; pozdrawiam.

Jan, też mam w zasobach takie płócienne narzuty, jedna nawet z tkanego lnianego płótna, dzieło mojej nieżyjącej ciotki, której nie zdążyłam poznać; babcia męża też dużo haftowała, ale na razie skarby są w domu teściowej; pozdrawiam.

Kinga K. pisze...

Piękne naszywki ❤

agatek pisze...

łoł! łoł! Łoł!! jakie cudne różności. Hafty przepiękne :D
Wszystkiego dobrego życzę :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kinga, dużo precyzyjnej pracy z igłą; pozdrawiam.

Agatek, ha, widziałaś? wszystko wyszperane, no i jak nie zabrać ze sobą, jak ma się takiego bzika? i Tobie dobrego, pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Zachwycam się takimi haftami, mam w domu rodzinnym sporo takich obrusów, serwet i firan robionych przez Mamę ale leżą w szufladach wyciągane z pietyzmem od czasu do czasu, oglądane i podziwiane bo po używaniu trzeba je krochmalić, rozciągać, prasować a już nie bardzo jest na to ochota. A szkoda.
Takie przydomki żyją własnym życiem, ten to jakby japoński samuraj Masuji.
Nie ma to jak ciasta z orzechami by poczuć i podbić Ducha Bożego Narodzenia.
Pszczoły dobrze zaopatrzone na zimę, będzie swój, słodki miód tak pasujący do orzechów.

Tomasz pisze...

Witaj Mario
Takie kartoflaki robiła moja prababcia, dziadek i mama. Każdy smakował po swojemu, a ten prababci dosłownie pachniał wsią, to dziś jest nie do powtórzenia. Mieszkała w starej lepiance i miała w niej odpowiednią kuchnię. Mama już nieczęsto je robi, bo nie ma już tylu domowników co dawniej. Czasem ją poprosimy gdy gościmy u niej.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Najwspanialszych Świąt

PIK pisze...

Dzień dobry, Mario!
jak zawsze miło zaglądać do Ciebie, by szukać inspiracji i wsparcia duchowego w prowadzeniu życia "w rozkroku" pomiędzy domem miejskim i wiejskim - pomiędzy miejscem do codziennego życia i miejscem do oderwania od codziennego życia.
Lubię Twoje opowieści i felietony.
Pozdrawiam przesyłając najlepsze życzenia świąteczne.
P.S.
Ja ostatnio "walczyłem" z wędzenie szynek.
https://zyfertowymlyn.blogspot.com/2018/12/debiut-wedzenia-swiatecznych-szyneczek.html
Kordian

Ania pisze...

Zapachniało świętami - piękne wypieki. Ja też zawijam makowce w papier, ładnie potem wyglądają. Serwetki starannie wypracowane, pięknie wyglądają w każdym wnętrzu. Podziwiam autorki tych cudeniek; ileż godzin spędziły na mrówczej pracy.

Marysiu, życzę Ci cudownych, magicznych, spokojnych S

Ania pisze...

Komputer zrobił mi psikusa, zablokował się w środku życzeń.
Marysiu, Tobie i całej rodzinie życzę wspaniałych, magicznych, radosnych Świąt. W Nowym Roku dużo zdrowia i samych miłych zdarzeń !

Anonimowy pisze...

Od kilku dni poczytuję książkę "Dwa brzegi ponad tęczą". Zgarnęłam na szybko z bibliotecznej półki zupełnie przypadkiem, w biegu między zakupami a sprzątaniem...I co? Pierwszych kilka stron i jakbym... Twojego bloga czytała :) To nie o Pogórzu, to nie o pszczołach , to nie o wielu innych, znajomych mi dzięki Tobie sprawach i miejscach. Ale ten styl, ten spokój, mój uśmiech gdy to czytam... Gotuje Jacek :) Pozdrówki i uściski :))
Lidka

Italia Mini pisze...

Wow, wypieki fantastyczne... Ale te serwetki. Istne cudo. Uwielbiam ręczne robótki. Sama dużo robię. A czasem uda mi się coś znaleźć na targu. Niestety przepadły dla mnie wszystkie pozostałości takowe po mojej babci, a piękne miała.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, bo to są skarby, o które trzeba teraz dbać, by dotrwały dla potomnych; przydomek już żyje własnym życiem:-) mąż dostał zapalenia oskrzeli, a znajomi śmieją się, że: ... pani słabomasuji:-) orzechy musowo na święta, zrobiłam ciasto Marysieńka wg przepisu siostry Anastazji, no pycha; chyba na Tobie nie zrobię wrażenia, bo Ty za słodkim nie przepadasz:-) pozdrawiam.

Tomasz, bo to nasza tradycyjna kuchnia, prosta i smaczna; moja mama z kolei robiła takie kartoflaki w formie bułeczek i nazywały się pierogi z kartoflami; tak, piec chlebowy tak pachnie w trakcie pieczenia, na całą okolicę; i wzajemnie, Tomaszu wesołych świąt; pozdrawiam.

Kordian, rozwijasz się:-) nie ma to jak własne wędzonki; dzięki za dobre słowo, chciałoby się już na stałe osiąść na Pogórzu, marzą nam się święta w chatce:-) dziękuję za życzenia, i dla Was najlepszych Świąt, pozdrawiam.

Ania, tak się rozpędziłam z wypiekami, że nie rozmroziłam na święta zawijańca orzechowego, nie było potrzeby, będzie na Nowy Rok; haftowanki to moja słabość, kiedyś nie lubiłam, ale chyba z upływem czasu doceniam te wypracowane drobiazgi; dziękuję za życzenia, i wzajemnie; pozdrawiam.

Lidka, zapytam po świętach w bibliotece o tę książkę, recenzje ma przychylne:-) jejku, takie pochwały, ejże, czy Ty aby nie przesadzasz? ale i tak miodku nakapałaś mi w serce; dobrze mieć takiego Jacka gotującego, przede mną kolejne lepienie pierogów, synka angielskiego muszę wyposażyć, bo sobie zażyczył:-) pozdrawiam.

ItaliaMini, dobrze, że święta już na półmetku, bo wszystko ze spiżarni kusi; bardzo szkoda serwetek babci, bo oprócz wartości materialnej mają jeszcze sentymentalną, może gdzieś jeszcze w rodzinie przechowują się; pozdrawiam.

Kasia Dudziak pisze...

Jakie wspaniałe prace. Prawdziwy talent.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kasia, to takie moje małe "natręctwo", lubię rękodzieło; pozdrawiam.