czwartek, 24 stycznia 2019

"Dziadowanie" jest wesołe:-) ...



- Dziadek! Idź już z kuchni,bo będziemy z babcią smażyć racuszki!
- Jasiu, a tak troszkę ładniej. ...
-Dziadziu! Idź już z kuchni, bo będziemy z babcią smażyć racuszki!
- Jasiu, a jeszcze ładniej ... i do tego czarodziejskie słowo ...
- Dziadziu! pliss, mister!

- Babciu! A słyszałaś wczoraj, jak lamentowałem!
- Słyszałam, a co się wydarzyło? gdzie się uderzyłeś?
- A! - machnął Jasiek ręką - głowę mi myli ...

Jasiek lubi oglądać bajki, aż w nadmiarze.
- Jasiek, a pytałeś mamy, czy wolno? - pyta kolejny raz dziadek.
- Dziadziu, ty mnie wpędzasz w tarapaty!


Chyba zaczęły się lisie zaloty.
Wczoraj obserwowałam je na łące, najpierw myślałam, że to baraszkują dwa psy, ale długie kity wyprowadziły mnie z błędu. Jeden lisek wykładał się na śniegu, drugi do niego doskakiwał, jeden wielki turlający się kłąb, odskok, wyszczerzone zęby ... i tak przechodziły coraz dalej, aż do granicy krzaków, a ja siedziałam z lornetką i podglądałam te ich zabawy.
Zresztą widać, że uaktywniły się mocno, słychać ich szczekanie, a po naszej drodze to przechadzają się zupełnie bezczelnie.


Paździoch, ten kuternoga, który przychodzi do nas na śniadanie, popędził za jednym spod chatki w dół.
Po chwili patrzę, lisek idzie z powrotem drogą do góry, a Paździocha nie widać ... zagryzł go czy co?
Ale nie, po dłuższej chwili wraca i Paździoch, śniadanie nie może go ominąć.
Mróz trzyma, popaduje drobny śnieżek, za to skorupa pod nogami zamarzła na kamień. Nie daj Boże pośliznąć się i upaść, nieszczęście gotowe.
Nawet psy łażą po tym śniegu bardzo zachowawczo, jakby trzymały się lodu pazurami, a ogonami wymachują jak sterami, usiłując utrzymać równowagę.
Zerknęłam na licznik dni, dzielących nas od wiosny, to tylko 55 dni:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, bywajcie w zdrowiu, pa!



14 komentarzy:

Adelka pisze...

Pozdrawiam z Mazowsza

Ula pisze...

Pozdrawiam z Pomorza

Aleksandra I. pisze...

Zima jeszcze gdzie nie gdzie trzyma się pazurkami całkiem dobrze. U mnie w mieście szaro buro choć mroźno. Pozdrawiam serdecznie

Magdalena pisze...

Witaj:) Podczytuje Twego bloga od kilku lat z malymi przerwami ...Rogaliki drozdzowe z wody znam i robie ...ale szarlotki nie znalam ...zrobilam i rzeczywiscie w smaku pyszna ,ale ten spod to po godzinie nie upiekl sie...czy w zebach ma tak chrzescic jak sie ja je ?... mam wrazenie ,ze to maka z kasza i z cukrem prawie surowe,,,no i ciezko ta szarlotke sie naklada ..zarowno ciepla ,jak i zimna ...a moze cos´zle zrobilam ? Pozdrawiam ...to cudnie miec taka chate w gorach ,taka odskocznie od codziennosci ...no i najwazniejsze : ze macie takie same hobby ,to spacerowanie po gorach ..Magdalena znad Menu :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj Adelinko, i ja pozdrawiam.

Ula, dziękuję za pozdrowienia z Pomorza:-)

Ola, śnieg stwardniał na skałę, a do butów to pewnie raczki trzeba sobie sprawić:-) generalnie w miastach zima nie jest ładna; pozdrawiam.

Magdaleno, dzięki:-) cała tajemnica chyba tkwi w tym, że kasza manna i mąka muszą mieć sporo wilgoci z jabłek; w przepisach każą odciskać jabłka z soku, ja tego nie robię i szarlotka jest upieczona do spodu, wilgotna, no i pyszna; trudno jest wyjąć tylko pierwszy kawałek, jak zwykle zresztą przy plackach, które pozostają w blasze; ja swoją szarlotkę wyjęłam na deseczkę po ostudzeniu, ładnie trzymała formę:-) nie, absolutnie w zębach nie powinna chrzęścić, to znaczy że faktycznie kasza nie miała skąd pobrać wilgoci, no i roztopione masło z wierzchu również przedostaje się do niższych warstw; spróbuj jeszcze raz, na pewno się uda:-) tak, lubimy z mężem wędrówki po górach, może nie wyczynowo, ale własnym tempem; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Świetne! Uśmiałem się z powodu wpędzania wnuka w tarapaty.
Paździoch. Oryginalne, ale i fajne imię dla psa.
Mario, a ja nie mogę nauczyć wnuczki zwracania się do mnie per dziadku. Mała zawsze mówi „dziadek”.

Grażyna-M. pisze...

Lubię takie dialogi.:)))
Piękne zdjęcia, takie niebieskie, z księżycem. To musi w naturze bajkowo wyglądać.:)
Pozdrawiam serdecznie:)

Maks pisze...

U nas też ostatnio lisów jakby więcej, zwłaszcza wieczorami... może i jakieś zaloty. Pozdrawiam ciepło! :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, Jasiek ma czasami takie powiedzonka, że trzymamy się za brzuchy:-) ten piesek inaczej się nazywa, a miano Paździoch dostał od Oli, mieszkającej powyżej nas i tak już zostało; urośnie, to będzie mówić Dziadziusiu! pozdrawiam.

Grażyna-M, dzieci są nieocenione w takich powiedzonkach; właśnie wróciłam z przedszkola z Dnia Babci, uśmiałam się z tych maluchów niesamowicie; księżyc udało mi się upolować rano, kiedy nastawał dzień; pozdrawiam.

Maks, ciekawe są zachowania zwierząt, mam okazję je obserwować całkiem blisko; pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Powiedzonka wnuków to sto pociech, mali wnusie mówili do mnie Buniu ale jak poszły do przedszkolka to już Babciu jak inni. A laurki typu: "niech Twoją głowę obrośnie mądrość" przeszły do rodzinnej historii. Lisie zaloty już w styczniu?

Beskidnick pisze...

A juści, rozbijdupa na chodnikach i scieżkach że hej! Ale w sumie ładnie i zdrowo, bo lepsze to od pluchy.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, rozbawiłaś nas z mężem serdecznie tym napisem na laurce:-) no i jak? obrosła Ci głowa mądrością? takie rzeczy to naprawdę potem długo się wspomina; no tak jakoś zauważyłam wzmożony ruch wśród lisów, podejrzewam tylko, że zaloty, bo to nietypowe zachowania; pozdrawiam.

Maciej, "raczki" sobie sprawiliśmy, żeby nie było rozbijdupy na śliskiej drodze; nocą mrozi, w dzień ciepleje, musi wiosna idzie; pozdrawiam.

Anna Kruczkowska pisze...

Pewnie, że dziadowanie jest fajne. Przypomniałam sobie obsługę pampersa. A dziadek jutro jedzie wnuczkę odwiedzić.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, my czekamy na naszą wnuczkę, jeszcze luty; ha! pampersa, moi synkowie nie znali pampersa, bo ich wtedy nie było; tetra w użyciu:-) ćwiczyłam na Jaśku:-) pozdrawiam.