Tak i pozbieraliśmy się w ostatniej chwili i ruszyli do Jamnej na festiwal piosenki "z krainy łagodności". Miejsca noclegowe w bacówce i okolicy wszystkie zajęte, udało się wreszcie gdzieś dalej z agro, przy niepewnych prognozach nawet nie braliśmy pod uwagę kempingu, stare kości nie lubią wilgoci:-)
A pogoda wbrew prognozom wykociła się prześliczna, iście letnia, nie spadła kropla deszczu, z tarasu Schroniska Dobrych Myśli nawet widać było Tatry.
Zanim zakotwiczyliśmy na festiwalu, zajrzeliśmy jeszcze do Bartnika Sądeckiego w Stróżach, jak zwykle pachnąco, brzęcząco od pszczół, w stawie wielkie cienie ryb i ostra zieleń młodych liści w mnogości lip. Zakupiliśmy bardzo smaczne piwo miodowe z browaru Grybów:-)
Położona na pograniczu Pogórzy Wiśnickiego i Ciężkowicko-Rożnowskiego Jamna przyciąga urodą miejsca i spokojem okolicy. Bardzo rozległe widoki, zagrody rozrzucone wśród pagórków i wzgórz, bardzo zadbane i kolorowe od kwiatów. Usiedliśmy na ławach tarasu widokowego Schroniska, już zauważyliśmy znajome twarze z innych festiwali, powitania, uściski ...
Przygotowaliśmy się na nocne koncerty, miękki kocyk na twarde ławki, śpiwór do otulenia, ciepłe skarpety, polary, bo noce bywają chłodne. Godziny festiwalowe są bardzo płynne, bywają obsuwy czasowe, ale nikogo to nie denerwuje. Atmosfera bardzo luzacka, tu grają na gitarach i śpiewają, towarzyszy im fujarka, tam stoją znajomi i trzeba słowo zamienić, poznaje się nowych ludzi ... jakaż odskocznia od codzienności, ulubiona przez nas i bardzo kultywowana:-)
Pierwszy koncert prowadził Robert Marcinkowski, krakowianin, poeta, muzyk, architekt, a jednocześnie członek zespołu Bez Zobowiązań, który także wystąpił później. Celny dowcip, doskonałe teksty ...
Pierwszy wystąpił Tomek Jarmużewski z zespołem Zgórmysyny, piosenka "Pod słońce" użyczyła przed laty nazwy na ten festiwal, który obchodził właśnie 10-lecie. Sama nazwa Zgórmysyny ma swoją bardzo długą historię, nie wiem, w jaki sposób została "zapożyczona" i jest używana, o tym wie Rado Barłowski, którego nie było na tym festiwalu, a szkoda:-) pewnie pojechał do chatki na Rogaczu, gdzie odbywały się również śpiewanki:-)
Następnie Mikroklimat z Basią Sobolewską i Stanisławem Szczycińskim ... to klasyka, publiczność śpiewa razem z nimi wszystkie piosenki:-) ... bogate życiorysy, wspaniały dorobek muzyczny, a o tym dowiedziałam się szperając w necie:-)
Potem wymieniony wyżej zespół Bez Zobowiązań, z Grzegorzem Śmiałowskim i Robertem Marcinkowskim ... Śmiały to człowiek z Bieszczadów ... jakżesz oni doskonale rozumieją się, a słuchanie ich gry na gitarze to sama przyjemność, tam się słyszy dźwięki strun, a nie dudnienie ...
I popłynęły pieśni o górskich urwiskach, cerkiewnych baniach, ikonach, czuło się dym palonych ziół z piosenki o św. Idzim ...
Sprzedawcy Dymu ... ten zespól poznałam przed laty w Przemyślu na imprezie Pod Kopcem, nazywali się wtedy Formacja Myśli Kameralnych. Poszłam za kulisy kupić ich płytę, nie mieli wydać reszty, więc dołożyli mi jeszcze jedną płytę, mówiąc, że jak kiedyś będą sławni, to ta płyta będzie bardzo cenna:-)
I na koniec Włodek Mazoń i Przyjaciele, klimat krainy łagodności i lekka nutka bluesowa.
Tak się teraz lekko pisze, a koncerty przeniosły się na następny dzień, skończyły się sporo po drugiej, potem muzykowanie w podgrupach, tak, że trafiliśmy na nocleg o świtaniu. Kilka godzin snu i koło dziesiątej przed południem pojechaliśmy do Skamieniałego Miasta w Ciężkowicach. Był organizowany rajd, ale nie poszliśmy, zaczynał się upał i parnota, wybraliśmy chłodną i cienistą trasę wśród malowniczych skał.
Ze środkowego punktu szlaku została wyznaczona powrotna ścieżka ze znakami nietoperza, już nie wśród skałek, a bokiem, łąką i lasem ...
Mnóstwo miejsc do odpoczynku na ławkach wykonanych ze zmyślnie ukształtowanych pni drzew, do tego wiele rzeźb zwierzątek, różnych postaci. Robię wiele zdjęć, bo to są moje natchnienia, niektóre wykorzystuję:-)
Ścieżka wyprowadza na kładkę nad drogą, którą można przejść na drugą stronę. Tam też ciekawe skałki, a także miejsca nad Białą Tarnowską z rzeźbami 7 żywiołów.
Na pniu przydrożnego dębu zauważyłam czerwony skrawek czegoś ... to nie skrawek, a wielki robal:-) a właściwie gąsienica. To trociniarka czerwica, wędrowała sobie pniem do góry, pewnie poszukać miejsca na złożenie jaj, może przepoczwarczyć się w wielkiego motyla nocnego:-)
W drodze powrotnej zajechaliśmy jeszcze na wieżę widokową w Bruśniku. Zatrzymaliśmy się wcześniej w punkcie widokowym na niebieskim szlaku i próbowaliśmy identyfikować okolicę, a widząc wieżę chwila zastanowienia, czy to ona?
Tak, to była ta wieża, w linii prostej niedaleko, a objeżdżać drogami trzeba daleko.
Jakież widoki z wysoka, sprawę ułatwiają panoramy na najwyższym tarasie z opisami, znaleźliśmy wieżę kościoła w Jamnej:-)
Inne strony świata również urzekające, można siedzieć i patrzeć, a wiatr chłodzi rozpalone twarze, pachnie słodko-mdląco kwitnącym głogiem ... były kiedyś zamontowane lunety, zostały tylko słupki...
Mieliśmy czas na kąpiółkę, i na godzinną drzemkę przed kolejną nocą koncertów. Ogólnie ten wyjazd cechowała powolność i spokój, nic "na zapalenie płuc", nigdzie nie śpieszyliśmy się.
Małopolska jest inna od Podkarpacia, przynajmniej od tej naszej części, u nas wsie bardzo rzadko rozmieszczone, dużo bezludnych terenów, które pozbawiła mieszkańców historia, raczej domostwa skupione ... tutaj jak na Huculszczyźnie, wszędzie porozrzucane po górach zagrody, jest pięknie inaczej, jesteśmy pod urokiem tej krainy.
Wieczorne koncerty już z widownią na wolnym powietrzu, zabezpieczone przed deszczem rozpiętą wielką plandeką ...
Zespół Celtic Tree, dużo muzyki irlandzkiej, skład zespołu trochę zmieniony, nie ma na przykład tego chłopaka od fujareczki, pastuszka z palcami tak długimi, że kilka lat temu patrzyliśmy w niemym zdumieniu, jak przebiera nimi niewyobrażalnie szybko:-)
Zespół Myszy i Ludzie, nazwa zespołu nic nam nie mówiła, ale kiedy tylko usłyszeliśmy głos wokalistki, to: - znamy ją! To nowa odsłona zespołu sprzed lat, Na Bani, bywaliśmy na ich koncertach w filharmonii rzeszowskiej, w Bieszczadach w ramach projektu W górach jest wszystko, co kocham, słuchamy ich płyt, repertuar był stary, znany i nowy. Wokalistce dostał się tort, jako że obchodziła swoje święto.
Potem był Jurkiel, Krzysztof Jurkiewicz, on prowadził konferansjerkę, a także śpiewał. Ale ma gość gadane:-) przebija nawet Zgorzela:-)
Klasyka piosenki turystycznej, SETA, oni nie potrzebowali stroić się długo, nie było: tu niżej, tam wyżej, tam jeszcze środek, pogłos, odsłuch, olaboga! ... wyszli, zaśpiewali piosenki o tematyce beskidzkiej, a widownia razem z nimi. Każda piosenka jest znana, śpiewają je od wczesnych lat 70-tych:-)
Uśmiechnięci panowie z brzuszkami, widać u nich radość śpiewania, a występy nie przeładowane instrumentami, dwie gitary i chwatit:-)
Ostatnim zespołem była Cisza Jak Ta ... nie mam ani jednego zdjęcia, wstaliśmy już z twardych ławek, wyprostować zbolałe plecy ... obserwowaliśmy przez jakiś czas psa Michała Łangowskiego, głównego wokalisty zespołu ... drżąca kończyna tylna, zamiatanie zadem, to duży pies, może nowofunland, a wielkie psy tak chorują, na stawy biodrowe, zespół "końskiego zadu", ucisk na nerwy, niedowłady ... miałam dużego wilczura, wiem, czym to pachnie. Widziałam te wierne psie oczy i niemoc człowieka ...
Zawsze pod bacówką chodzę po lesie i fotografuję buławniki, tym razem kwiaty mieczolistnego były słabo rozwinięte, tego było widać najbardziej.
W miejscu naszego zakwaterowania gospodyni pokazała mi pokryte kwiatami drzewo. To była paulownia, która zakwitła po raz pierwszy ... paulownia, paulownia, liście jakby znajome, tak, to drzewa tlenowe, które zaczynają się zadomawiać i u nas na wielkoobszarowych plantacjach ...
Jeden brzęk owadów, a ponieważ kwiaty mają szerokie gardziele, to i pszczoły, i trzmiele i inne błonkówki mają używanie ... tylko, że u nas nie rosną do etapu kwitnięcia, mają dawać masę drewna.
Nie zostawaliśmy już na nocne śpiewanki, słonecznym rankiem pobudka, kawa i w drogę. W Gorlicach skręt na Konieczną, kierunek Słowacja. Przecudna droga, w Małastowie starszy mężczyzna w wyszywanej koszuli łemkowskiej, dalej serpentyny wynoszące wysoko aż pod cmentarz z I wojny. To już Gładyszów, potem zjazd przez przejście graniczne, wielkie opuszczone gmaszysko straży granicznej, zniszczeje jak nic, jak nie znajdzie gospodarza.
Pod przydrożnym krzyżem zrobiliśmy sobie przystanek na śniadanie ... poranny bezruch, przejechało tylko ze dwa auta ...
... potem ruiny w Zborovie wysoko na górze ...
Cofnęliśmy się kilka kilometrów do Bardejova.
Lubimy to miasto ze starymi murami, rynek z kocimi łbami i figurą kata, strzelisty kościół pw. św. Idziego ...
To już ostatnie zdjęcie z tego wyjazdu.
Obraliśmy kierunek na Medzilaborce, przez Stropkov, Hawai ... przy drodze kępy kwitnących buławników aż bieleje, dalej na łąkach jakieś storczyki, a my dalej przed siebie. Potem objechaliśmy obydwie połoniny bieszczadzkie, a w okolicach Ustrzyk Dolnych zaczęła się ulewa. Strwiąż błotnisty i wysoka woda, na drodze z Jureczkowej do Arłamowa wypłukane pobocza, u nas na wjeździe ogromna kałuża ze spływających wód. Nie było mnie dwa dni, grządki zarosły zielskiem, trawa już powyżej kolan, olaboga, ileż pracy przed nami:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
P.s. Leje dalej ...
18 komentarzy:
Bardzo intensywnie spędzaliście czas. Wiele miłych wrażeń dla ducha słuchając tylu piosenek. Lubię tego rodzaju muzykę. Jest w tym melodia, są słowa. Znowu ciekawe tereny spenetrowałam wirtualnie razem z Wami. Dziękuję za ciekawe przeżycia. Pozdrawiam serdecznie.
Wspaniały wypad, wszystkie atrakcje warte zobaczenia i jeszcze łagodny śpiew do poduszki. Pogoda dopisała. Jest pięknie, chce się żyć.
Pozdrawiam serdecznie.
Musiało być niezwykle pięknie i sentymentalnie... A w Skamieniałym Mieście i ja byłem w tamto lato, niesamowite miejsce! Pozdrawiam majowo! :)
Marysiu!
Piszesz:
"Ogólnie ten wyjazd cechowała powolność i spokój, nic "na zapalenie płuc", nigdzie nie śpieszyliśmy się."
... i o to chodzi...
I jeszcze: "Zakupiliśmy bardzo smaczne piwo miodowe z browaru Grybów:-)"- my też. Wracając z majówki zajechaliśmy do Siołkowej i zakupiliśmy co nieco (nie tylko miodowe), a było w czym wybierać...
Bardzo żałujemy, że nie udało nam się spotkać na Jamnej.
Pozdrawiamy gorąco - g. i k.
Bywając tutaj już jakiś czas wiem, że lubicie taką muzykę, takie śpiewanie, więc dobrze, że mieliście możliwość wysłuchania.
Skalne miasto robi wrażenie, oj, robi. A buławnika mieczolistnego miałem okazję poznać w ostatnią niedzielę. Miło jest popatrzeć na roślinę o znanej nazwie. Wtedy jest ładniejsza, prawda, Mario?
Miodowe piwo? Czemu nie :-)
Ale fajnie spędzony czas. Super :D. Pozdrowienia zostawiam i jak zawsze będę sobie post czytała kawałkami :)
Ola, napaśliśmy oczy i uszy:-) stare piosenki turystyczne wszyscy śpiewają, i starsi, i młodzi; piosenki młodego pokolenia są trudne do zanucenia przy ognisku, choć wcale nie ujmuje im to uroku, ale jak mawia mąż: prosta rytmiczna linia melodyczna i proste słowa, to zapada w pamięć:-) udało nam się wcześnie wyjść na szlak, był tylko kilka osób, tak lubimy; pozdrawiam.
Wkraju, nadłożyliśmy sporo drogi, zjeżdżając na południe, ale był taki piękny dzień, więc wykorzystaliśmy go na maksa:-) lubimy "krainę łagodności", zresztą na takich festiwalach jest specyficzna atmosfera, jeszcze nigdy nie spotkaliśmy awanturujących się, narzekających ludzi:-) pogoda ma duże znaczenie jednak na imprezach na wolnym powietrzu, deszcz dopadł nas w zeszłym roku na Danielce w Ujsołach, no cóż, przykro rano wstawać:-) pozdrawiam.
Maks, tak było:-) zresztą na takie imprezy przyjeżdżają specyficzni ludzie, nie każdy lubi turystykę, góry, a nawet ten rodzaj muzyki; Skamieniałe Miasto przyciąga nieodparcie, przyjemnie tam się wędruje, szkoda tylko, że nie dotarliśmy do wodospadu, ale coś musi zostać na następny raz:-) pozdrawiam.
Krzyś, rzadko zdarza się nam "nie gonić":-) a tym razem wyjechaliśmy wcześniej, wracaliśmy też nieśpiesznie, a sama impreza bardzo klimatyczna, X-lecie zobowiązuje, było dużo podziękowań, uścisków, Adam robi dobrą robotę; spotkaliśmy Henię z Tadeuszem, Łazika z Ludmiłą, Chudego z Sebą, Guru przyjechał, znajomi z Tarnowa, było naprawdę swojsko; muszę sprawdzić, czy gdy wymiesza się zwykłe piwo z miodem, to też tak dobrze smakuje, czy może do tego potrzeba na jest specyficzna, luzacka wyjazdowa atmosfera:-) pozdrawiam.
Krzysztof, słuchamy nie tylko "krainy łagodności", ale skoro są takie imprezy śpiewanek turystycznych, to chętnie bierzemy udział, a przy okazji wędrujemy, poznajemy okolicę; bardzo lubię takie skały, wielkie głazy, czemu nie raz daję wyraz w komentarzach, to taka fascynacja siłą natury, tajemniczymi procesami geologicznymi, może dlatego, że wychowałam się na płaskich równinach Roztocza Południowego:-) fascynują te okazy storczykowe, rosnące u nas w naturze, prawda? a buławniki są specyficzne, bielutkie jak śnieg, nawet z delikatnymi, mieniącymi się kryształkami w tej bieli. a rozwarte płatki kielichów kojarzą mi się z pyszczkami zwierzątek; podejrzewam, że ten miód dodawany jest do procesu fermentacji piwa, bo ma specyficzny smak, pyszne jest; pozdrawiam.
Agatek, tyle treści i wrażeń pragnę zamieścić w jednym wpisie, że czasami ciężko ogarnąć cały post za jednym razem:-) dlatego nie dziwię się, że dzielisz czytanie na kilka etapów:-) zdarzają się takie wypady, połączone z muzyką, doskonała odskocznia od codziennych zajęć, choć to tylko 2 dni; pozdrawiam.
Po tym wpisie jeszcze bardziej czekam na Danielkę , oby w tym roku 'wyszło" :)
Okolice są mi znane, ale i tak płakać mi się chce z żalu, że muszę pilnować remontu w domu, zamiast pomykać po górkach i lasach:)
Podziwiam umiejętność rozpoznawania flory i fauny.
Oj, dlaczego mnie w tej krainie nie było?
Lidka, wyjdzie, wyjdzie, tylko zaplanuj urlop:-) zeszłego lata lało jak licho, uciekliśmy do Krzysiów, potem nie chciało nam się zawracać i już pojechaliśmy do domu; była tak połowiczna Danielka:-) pozdrawiam.
Zielonapiranio, nie smuć się, remont nie trwa wiecznie, to ja mam powody do smutku, bo takowy przede mną:-) bardzo miło spędziliśmy czas weekendowy, akumulatory podładowane, właśnie wróciłam z grządek, zielsko że aż strach, plewi się dobrze z wilgotnej ziemi, a w uszach gra jeszcze muzyka; pozdrawiam.
Basia, chyba masz do Jamnej nie tak całkiem daleko, bo chyba mieszkasz w okolicy Tarnowa? było wiele osób z Tarnowa, mam tam już sympatycznych znajomych:-) pogoda wytrzymała, za to Wam dowaliło wody, zdjęcia makabryczne; pozdrawiam.
Marysiu...znowu Was zagnalo na spiewanie, musi to byc piekne przezycie, spiew, muzyka, atmosfera takiego koncertu musi byc nadzwyczajna, a noc wzmaga na pewno wrazenia. I jeszcze powrot przez Slowacje, potem bieszczady..czyli znowu Ci zazdrszcze. Bardejov piekny! sciskam serdecznie
Grażyna, tak, atmosferę tworzą ludzie, bez zadęcia, pozy, to jest chyba niezbyt liczna grupa w porównaniu do muzyki popularnej; nawet audycji jest mało, nie puszcza się tego rodzaju piosenek w radio albo bardzo rzadko; ale ludzie są specyficzni, jakby spokojniejsi, nigdy nie widziałam, żeby ktoś awanturował się czy kłócił pod wpływem:-) dzień nam się udał, podróżowanie w poranek niedzielny to wielka przyjemność, nie ruchu na drodze, a już na Słowacji to zupełny lajcik; do Bardejova wracamy z wielkim sentymentem, przecudne miasto; pozdrawiam.
Kolejny raz, gdy pomimo zaproszeń ze strony Adama, musiałem kontentować się filmikami na fejsie czy YT. Szkoda, ale trudno takie życie.
A swoją drogą, znacie na Bukowcu skałę z inskrypcjami poświęconymi Batalionom Chłopskim?
Maciej, przecież to życie pisze nam scenariusze:-) w zeszłym roku, mimo najszczerszych chęci też nie byliśmy w Jamnej, choróbsko nie pozwoliło; kiedy tak kręciliśmy się po krętych i wąskich dróżkach okolicy, pomyślałam sobie, ileż Maciej ma tu tras rowerowych, a ileż trzeba się zmęczyć n stromych podjazdach:-) nie, nie znamy tej skały, byliśmy na Wieprzku, na jeszcze jednych z jaskinią, nazwy nie pamiętam, jeszcze chcemy Diabelskie Boisko w Pławnej zobaczyć:-) wszystko cudności; pozdrawiam.
I znowu wędrująco i śpiewająco u Was. Jakże inaczej słucha się tych ballad we 'właściwych' okolicznościach przyrody, pod niebem, w podobnie myślącym towarzystwie. Jakoś ginie ten klimat gdy się słucha potem w domu, choćby najpiękniej nagrane. Albo jak śpiewam na skraju z Elą Adamiak " W górach jest wszystko co kocham .... " a wokół tylko lasy i łąki a gór ani, ani to jakoś brzmi fałszywie, coś źle z moim słuchem lub z wyobraźnią.
Krystynko, a wiesz, że czasami jedziemy właśnie dla tej atmosfery, bo zespoły powtarzają się, i repertuar, no i dla spotkania ze znajomymi; płyty z muzyką "krainy łagodności" towarzyszą nam przez cały czas, czasami nakręcają wręcz pozytywnie:-) koszę obejście, i koszę, ale efekty widać, już widać domek pszczelarza z traw:-) przyszła mgła z doliny, bo w nocy popadało, ptactwo wyśpiewuje, ale słońce już przebija się przez opar, będzie ładny dzień; pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz