Wyfruwały z nastaniem nocy z poskładanego pod ścianą chatki drewna, z wielkiego krzewu porzeczki alpejskiej oplatającej stary pień śliwki albo pojawiały się jakby znikąd w obejściu.
Wolno przelatywały, jak błędne ogniki, tajemnicze i trochę nieziemskie ... duszki z bajki, elfiki z latarenką, niezwykły to widok ... ponoć gdzie świetliki, tam kwiat paproci.
Niestety, nie znalazłam:-)
Dawniej wierzono, że to dusze błądzące po świecie ... a to tylko sygnały miłosne wysyłane przez świetlikowate.
Jednego popołudnia zapędziło nas na skraj Roztocza Południowego, do Huty Kryształowej.
Pamiętając z zeszłego roku upojny zapach rozkwitłych drzew z alei lipowej, wróciliśmy tu i w tym roku. Lipy nie zawiodły, nie zawiodły też gzy i komary.
Stare, wiekowe drzewa są ratowane, pielęgnowane ...
Aleja lipowa prowadzi do dawnego dworu Andruszewskich. Po dworze nie został prawie ślad, może jedynie kolejna aleja, tym razem kasztanowa. Wiedzie tędy wschodni szlak rowerowy green velo, trasy jak marzenie wśród gęstych lasów.
Zaczynają się sianokosy.
Traktory terkocą po górkach, pod kosę kładą głowy rozkwitłe trawy. Ptakom łatwiej szukać pożywienia w skoszonej trawie, za traktorem ciągną stada bocianów, a co nie wyzbierają one, pozostaje dla drapieżców, podejrzewam, że może jakieś stworzenie straciło życie i one już o tym wiedzą. Gdy zbliżamy się zbytnio, sfruwają na pobliskie drzewa, by stamtąd znowu wrócić do uczty.
Zdążyliśmy jeszcze wyjechać na łąki nad Makową, przy okazji zakupów w sklepiku. To był jeden z chłodniejszych dni, z porywistym wiatrem, który nie pozwalał za bardzo gzom atakować nas.
Bo tam, na tych łąkach można tylko siedzieć i patrzeć dookoła, a widok z górki na górkę niezwykły.
W dole zabudowania Makowej, droga, obok płynie bystro Turnica, a góra Filipa wyróżnia się kolorem, żółta od kwitnących omanów ...
Trochę dalej wieże sanktuarium kalwaryjskiego, była doskonała widoczność ...
... a z drugiej strony skarpy rybotyckie.
Wiatr czesał trawy, świstał w uszach, a my w chwili przerwy od zajęć gospodarskich. W tygodniu skończyłam koszenie całego obejścia, przyszedł czas na zarośnięte grządki, mąż jak zwykle przy pszczołach.
Widzicie wiatr?
Widok z chatkowego okna też mam niezły. Tu jeszcze traktory z kosiarkami nie dotarły, miękki dywan, gobelin przetykany łagodnymi odcieniami traw ...
W taki jeden podwieczór, tuż przed zachodem słońca wyszłam na nasze łąki popatrzeć na Kopystańkę, ze mną oczywiście dwa ogony. Jakoś mi się nie składa ostatnio na piesze wycieczki, jesteśmy cały czas w drodze, ale autem. W domu remont, tutaj trzeba podlewać, kosić, plewić, potem zajrzeć do babci, i tak krążymy bez przerwy, a kilometry lecą w zastraszającej ilości
Dziwny jest ten rok, przynajmniej u nas.
Podejrzewam, że majowy mróz wyrządził szkody w sadzie, nie będzie owoców, orzechów, a nawet lipy słabiej kwitną. Zaobserwowaliśmy na nich mało pszczół, jakby kwiaty nie nektarowały.
Zresztą po ostatnim przeglądzie uli mąż tylko pokręcił głową ... nie będzie miodu w tym roku, jak nie pojawi się spadź. Wzięliśmy pierwszy wiosenny miód, dla nas wystarczy, lipowego jest bardzo mało, a niektóre ule wręcz suche. Wyobrażacie sobie, żeby na początku lata dokarmiać pszczoły?
Niestety, jest taka potrzeba ... pożytki praktycznie skończyły się, łąki prawie skoszone, tylko spadź może nas uratować. Do tego pszczoły jakoś inaczej zachowują się, matki znikają z uli, może nie czują dostatku, albo coś powoduje, że są zabijane przez własną rodzinę, tego nikt nie zgadnie.
Dlatego po przeglądzie uli i stwierdzeniu, że nie ma matki, trzeba takową zakupić i podać do ula. Dobrze, że w drodze na Pogórze mamy ogromne gospodarstwo pasieczne, gdzie bez problemu matki pszczele są dostępne. Przy okazji mogłam zobaczyć, jak w inkubatorze wylęgają się takie matki, jakby w lokówkach do włosów:-) potem znakowanie, kilka pszczółek do asysty i pudełeczko gotowe do transportu. Musi być matka, żeby ul przetrwał zimę, bo dopiero pszczoły wyklute z lipcowego i sierpniowego czerwiu zimują, bez matki cały rój zginie.
Ciekawe są te obserwacje, a ja coraz mniej boję się pszczół.
Kiedy tak napatrzyłam się na pole ogórecznika lekarskiego w sąsiedztwie pasieki, to sama nabrałam ochoty na podobne.
Trzeba mi tylko zaorać na jesień kawałek ziemi w sadzie, niedużo, kilka arów i obsiać ogórecznikiem. Choć to roślina jednoroczna, jednak doskonale wysiewa się sama, jest mocna, no i kwitnie prawie do września. Takie dodatkowe podratowanie dla pszczół w razie braku jedzenia jak w tym roku ... a poza tym to naprawdę piękna roślina o niebieskich kwiatach. Sadzę co roku jakieś miododajne krzaczki w obejściu, ale one jeszcze małe ... amorfa, oliwnik, śnieguliczka, lawenda, wszelkiego rodzaju szałwie, no i lipki czy akacje.
A jeśli chodzi o niebiesko kwitnące kwiaty, to w ogrodzie coś mi zakwitło też na niebiesko.
Oczywiście cebulki zakupione na jesień i wsadzone do ziemi, a teraz nie pamiętam, co to było:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, udanego "wakacjowania", pa!
19 komentarzy:
Pięknie ujęty widok wiatru.Na Roztoczu na przemian, wieje,grzeje,albo leje.Pozdrawiam wakacyjnie i życzę zdrówka, dużo czasu ,a pszczółkom obfitości spadzi.
Wiatr pięknie pokazany. A w ogóle piękne widoki, pagórków, łąk wszelakich. Pszczelarstwo jak widzę jest dość skomplikowaną wiedzą. Moje lipy na podwórku pięknie kwitną, a wieczorem zapach niemożebny. Upał tylko jest okropny, ani kropli deszczu od wielu dni. Pozdrawiam serdecznie
Bóg zapłać za fotki z Góry Filipa. Niebieskie zjawisko to brodiea (inaczej hiacynt kalifornijski, Brodiaea, Triteleia)
I u nas lipy marnie kwitły, nie było co zbierać. Piękna ta omanowa łąka, nigdy nie widziałam ich tyle naraz :)
Dobrego tygodnia :)
U mnie w okolicy lipy kwitły pięknie, choć no upały dają w kość i nie wszystko tak bujnie się rozwija. Nie wiedziałem nawet, że można kupić matkę do ula, bardzo ciekawe, a jeszcze ciekawsze musiały być Twoje obserwacje jak się rozwijają. ;) Pozdrawiam! ;)
Patrzę na te piękne łąki, jakie one zielone. U nas susza taka, że trawy spalone, ziemia popękana coś strasznego. Do tego ten wiatr na zdjęciach daje wrażenie że jest trochę chłodniej. Pozdrawiam serdecznie
Jechałam tym odcinkiem Green Velo w zeszłym roku!
Wspominam cudownie i mam w planie dalsze odcinki. Poczucie wolności, radość, jedność z przyrodą... ach! W tym roku pewien wypadek rowerowy uniemożliwił plan, ale wrócę do niego na pewno!
Wiatr widać, jak trza! ;)
Jest czym u Was oddychać... Pięknie!
Mam nadzieję, że spadź dopisze, najbardziej taki miód lubię.
ależ długo nie pisałaś :) ale teraz nadrobione :)
Rower, wiatr, i brak gryzącego towarzystwa, tak, to lubię :)
Piotr, po dniach upalnych taki chłodny z wiatrem to wielka przyjemność, inaczej się oddycha:-) na trawach widać wiatr, na drzewach też, kiedy liście odwracają się spodem; na piaskach Roztocza chyba grzeje podwójnie, jak na plaży; dzięki za dobre słowo, pozdrawiam.
Ola, jest zielono, łąki nie wszystkie wykoszone, jest na co popatrzeć; mąż najpierw przez rok terminował u znajomego pszczelarza, potem sam zaczął na Pogórzu zabawę z pszczołami, lubi to; uczy się przez cały czas, dużo czyta i obserwuje, idzie bardziej w kierunku natury niż zabrać pszczołom wszystko; ładnie kwitła lipa szerokolistna powyżej nas, ale kwiatu było mało w porównaniu do innych lat, teraz drobnolistna, ale jakoś mizernie; u nas też sucho, czekamy na deszcz; pozdrawiam.
Staszek, Góra Filipa to specjalna góra, i któż zwróciłby na nią uwagę, gdyby nie Ty; pamiętam, jak dawałeś mi wskazówki, jak tam dotrzeć, pytaliśmy w sklepie o cmentarz ewangelicki, pani nic nie wiedziała, a miała go prawie tuż za plecami:-) dzięki za oznaczenie tych niebieskości, poczytałam o hiacyncie kalifornijskim, ładnie kwitnie, później, po przekwitnięciu innych cebulowych; pozdrawiam.
Mania, słabe kwitnięcie przypisuję majowym mrozom, u nas przycisnęło ponad -5, to wtedy załatwiło mi rozsady pomidorów, mimo, że przykryte były agrowłókniną; góra Filipa to ewenement wśród naszych górek, rezerwat botaniczny by tam pasował; i Tobie dobrego, pozdrawiam.
Maks, upały bardzo przyśpieszają kwitnienie, nasze lipy uszkodzone przez mrozy, a może odpoczywają po zeszłym, obfitym roku; wszystko można kupić:-) matkę można też samemu wyhodować, kiedy nie ma jej w ulu, pszczoły ciągną na plastrze wosku mateczniki; za długo to trwa, najlepiej kupić sprawdzoną rasę; pszczoły-matki w lokówkach, zręczne ręce pszczelarza, który je chwyta, znakuje, pakuje do transporterka, i nie żądlą go; pozdrawiam.
Wkraju, zielono, bo u nas sporo lało, nawet bardzo dużo, jeszcze w zeszłym tygodniu ziemia pleśniała od nadmiaru wilgoci w zacienionych miejscach, upały wysuszyły, w piwnicy płynęła przez środek struga wody, teraz tylko wilgotno; to był chłodny dzień po upałach, z wiatrem, wielka ulga; pozdrawiam.
Jola, a jakże, czytałam o Twoich rowerowych wyprawach po moich terenach:-) jesteś odważna i wytrwała, na pewno uda Ci się znowu ruszyć na szlak z rowerem, masz w sobie pasję; to była podwójna przyjemność na tej górce, wiatr, widoki, a do tego kupiliśmy sobie w sklepie lody w kubeczku i tam je konsumowaliśmy:-) jest przestrzeń, płuca otwierają się na powietrze; czekamy na spadź, bo inaczej koniec sezonu miodnego, ale już przeżyliśmy taki czas, kiedy kupowaliśmy miód dla siebie:-) pozdrawiam.
Lidka, a jakoś tak jest, że im dłuższa przerwa, tym ciężej zabrać się do pisania; czasami mam ochotę rzucić to wszystko, bo właściwie kolejne cykle przyrody, pory roku, związane z tym zjawiska, czy można napisać coś nowego? rower ... nie używamy, mimo, że stoją w garażu:-) popatrz, a ja myślałam, że jak człowiek w ruchu, to komary nie żrą:-) teraz lepiej, trochę wysuszyło się i dżyli mniej; pozdrawiam.
Omanowa łaka niesamowita. Nigdy nie widziałam takiego skupienia nich cudownych kwiatów. Ogóreczniki mam w ogródku, choć tu w Izerach trochę rachityczne, to mam nadzieję, że znajdę im lepsze miejsce.
A rok straszny. U nas susza nieprawdopodobna. Czereśni nie ma, jagłek nie ma, orzechówki spod orzzech ateż nie będzie :( za to jagód i poziomek w bród. Tylko przy zbieraniu kręgosłup pobolewa.
O, takim ogrodnikiem byłbym: co ja tam zasadziłem? Co mi wyrosło? A Ty, Mario, znasz prawie wszystkie roślinki, co nieodmiennie zadziwia mnie.
Z ciekawością czytam o pszczołach. Nowa matka do zasiedlonego ula? Pomyślałem, czy nie ma wtedy konfliktu między pszczołami dawnej matki, a nowej. Co o tym mówi mąż? Maj ładny nie był, ale nie przyszło mi do głowy, że aż tak źle odbije się to na pszczołach. Bidulki z nich.
Piękne są letnie zdjęcia waszych okolic. Ładnie wyszły te o zachodzie. Oddają urok niskiego słońca prześwietlającego trawy.
Uwielbiam obserwować świetliki, wzbudzają we mnie najlepsze emocje.
Pani Mario, dawno tu nie zaglądałam, a tu u Pani tyle nowinek. I ciągle się czegoś nowego dowiaduję, np. o pszczółkach. W ogóle mieszka Pani w urokliwym miejscu w sercu dzikiej przyrody. A kwiaty w ogródku to najpewniej Brodia łac. Brodiea laxa ang. Brodiea. Śliczne lazurowe kwiatki. Co do ogórecznika, też niebieskie kwiatki, to ja je podjadam , a jeszcze bardziej moje wnuczki. Nadaję się do sałatek i deserów, świetnie smakują. Pozdrawiam, Alik
Pieknie. Zadumałam się nad tymi pszczołami.
Ania, ta omanowa górka to nasza botaniczna perełka, oprócz nich kwitnie tam wiele okazów ciepłolubnych; szkoda, że gmina nie chce zgodzić się na utworzenie rezerwatu, stosowny operat wystosował już dawno, bywający tutaj Staszek Kucharzyk, przecież to przyciągnęłoby zainteresowanych i ożywiło nasz region; ale nie ma rezerwatu, nie ma gmina problemu; kuszą mnie te ogóreczniki niezwykle, rezerwa dla pszczół, choć niewielka, ale zawsze; czy to przypadkiem nie rozzłościła się na nas Matka Natura za zmarnowanie plonów zeszłego roku? jabłka gniły, maliny i porzeczki zostały na krzaku, tyle dobra zmarnowanego; pozdrawiam.
Krzysztof, rodzime gatunki pamiętam, gdzie posadziłam, kłopot z tymi nowościami ogrodniczymi, może nawet nie nowościami, a nazwami:-) tak, matka do ula, ale ona nie tak od razu podawana, tylko w tym pudełeczku, przechodzi zapachem ula, potem wygryza się i leci w oblot, poszukać amanta-trutnia, żeby ją unasiennił, niektóre nie wracają z tych amorów, trzeba próbę ponawiać; może gdzieś jest lepiej, są pola ogóreczników, facelii, gryki, u nas prawie pól uprawnych nie ma; tak szybko mija mi czas, nie wiem, kiedy przyszło lato, ani obejrzę się i minie, a myślałam, że czas popłynie wolniej, będę delektować się każdą chwilą:-) pozdrawiam.
Basia, świetliki to takie tajemnicze cudeńka, zjawiskowe, cieszą, bo zaczyna się lato; pozdrawiam.
Alik, to prawda, południowy wschód wypada bardzo ubogo na tle innych regionów, ubogo w gęstość zaludnienia, ogromne pustki po dawnych wsiach, lasy prawie puszczańskie; hiacynt kalifornijski, już powyżej Staszek K. pomógł w nazwaniu tej rośliny, i co ciekawe, kwitnie teraz, kiedy inne już dawno przekwitły i liście im uschły, najpierw myślałam, że to jakiś czosnek:-) ogórecznika nie jadłam, ma smak ogórkowy, jak wynika z nazwy? pozdrawiam.
Agatek, jest jeszcze jeden problem z pszczołami, mąż zrobił sobie sam odkład do małego ulika na nową rodzinę, trzeba je dokarmiać, a głodne pszczoły z sąsiednich uli, wyczuwszy pokarm, rabują je z jedzenia niemiłosiernie, trzeba je wywieźć gdzieś dalej, żeby trochę całe towarzystwo uspokoiło się:-) ot, takie to są różne zachowania pszczółek, niektóre bardzo ludzkie:-) pozdrawiam.
Przegapiłam w tym roku robaczki świętojańskie, tu w miasteczku ich nie widać. W Brzózie zawsze poluję na nie z aparatem ale bez rezultatu, choć tam ich sporo. Za to lip w Nałęczowie mnóstwo, tez stare, ratowane po wielokroć - ale jare!
Łąki czesane wiatrem cudne a światło, gdy słońce nisko daje piękne nastrojowe zdjęcia, nigdy mi ich nie dość.
Dziękuję za przypomnienie ogórecznika, mało mam niebieskości w ogródku. Przetacznik przepadł, irysy takoż, nawet lobelia uschła.
Krystynko, świetliki chyba nie lubią miast:-) tylko jak je sfotografować? chyba, że złapać i zatrzymać na chwilę w szkle; lubię wszystko, co stare, drzewa, domy, cmentarze ...; teraz niebo takie już jesienne, dziś było słońce o wschodzie, teraz chmurki, sąsiedzi wypędzają swoje trzódki na pastwisko, meczą kozy, doszły dwie krówki, są sery na bieżąco; u naszej babci też bardzo sucho na piaskach, nawet begonia odporna na suszę prawie poległa; pozdrawiam.
Pięknie i mądrze...
A omanowa łąka to cudo prawdziwe. Tu w Tarnowie jak jeden się pojawi to już to za radość uważam.
Też mam w planach za ogrodzeniem wysiać sobie taką łąkę kwietną z ogórecznikiem i omanami, cykorią i chabrami. W tym roku miałem dwa ary samych maków, też ślicznie było.
Susza straszliwa. Na budleja zalatuja motyle, ale to ułamek tego co było w zeszłych latach, pszczół też nie widzę.
Maciek, omanowa łąka na Górze Filipa to "dziecko" Staszka Kucharzyka, oprócz omanów jest tam mnóstwo ciepłolubnych roślin, taki malutki kwietny step, szkoda tyko, że nie zgodziła się gmina na utworzenie rezerwatu; w tym roku kupiłam torebeczkę kwietnej łąki i miododajnych, wysiałam pod płotem, nawet gryka wzeszła i facelia:-) dziwny jest ten rok, mam wrażenie, że to już jesień, a to lato ledwie zaczęło się; będzie biednie w sadach, ulach, Natura rozzłościła się za ubiegłoroczne marnotrawstwo, kiedy owoce gniły na ziemi albo nie zebrane z krzaków; pozdrawiam.
Prześlij komentarz