piątek, 9 sierpnia 2019

Transylwańskie łazęgi cz. II ...

Ranek obudził się całkiem ładny, przejrzyste niebo, rześko, powietrze wypełniał delikatny odgłos dzwoneczków ... owieczki już poszły na wypas. Słońce oświetliło strome ściany skalne, widok imponujący.
Rowerzysta sprawnie złożył swoje gospodarstwo, przytroczył juki do roweru i poszedł sobie, pewnie do wąwozu.


My zaś najpierw ugotowaliśmy kawę, dopiero potem ruszyliśmy szlakiem dnem wąwozu Turda. W nocy spadł niewielki deszcz, było dosyć ślisko na białych kamieniach, a im słońce wyżej szło do góry, tym bardziej zwiększała się wilgotność powietrza, było jak w saunie.


Najpierw szeroką drogą wśród drzew, potem stromą, wąską ścieżką skrajem rzeki Hasdate ...








O! jakiegoś nieszczęśnika przygniótł głaz!
Wody płynęły w rzece bure i mętne, znaczy, że gdzieś wyżej w górach leje.
I rzeczywiście, kiedy odsłonił się szerszy widok, w głębokiej gardzieli wąwozu zobaczyliśmy ciemne chmury i pierwszych powracających śpiesznie turystów. Doszliśmy do trzeciego wiszącego mostu nad rzeką i powrót, żeby tylko zdążyć przed deszczem.
Auto było już spakowane, pomachaliśmy więc właścicielowi kempingu i ruszyli w dalszą drogę.
Nad rzeką Aries ruiny kamiennego bastionu chyba, może strażnica ...


W planie była wspinaczka do ruin twierdzy Liteni ... na rumuńskim blogu wyczytałam, że najkrótsza droga prowadzi z miejscowości Moara de Padure, co oznacza Młyn Leśny. Przejechaliśmy wolniutko całą miejscowość, ani jednego oznaczenia, jakiejś tablicy, ani nawet śladu drogi odbijającej na prawo, niebo bardzo niepewne ... machnęliśmy ręką i pojechaliśmy dalej. Jak zwykle zostanie coś na następny raz ... a dobrze radził Wojtek, że z drugiej strony, od wioski Liteni prowadzi wygodna, szutrowa droga.
Czasami trzeba było pokonywać drogowe przeszkody ...




Pogoda psuła się coraz bardziej, jakoś tak wychodziło, że wjeżdżaliśmy w dany teren tuż po ulewie.
Strumienie toczyły brudne, błotniste, czasami aż rude wody, spływające gdzieś z gór. No, to całkiem niewesoło ...
Gdzieś w pobliżu wioseczki Plopi mieliśmy skręcić w drogę, która wyprowadzi nas do głównej trasy ... gdy jechałam tędy ludzikiem na googlemaps, droga pięła się wysoko serpentynami, co prawda szutrowa, ale przejezdna. My zaś ciągle zjeżdżaliśmy w dół, coraz bardziej błotnistą i dziurawą drogą, skończyły się domy, wokół las i las, jak z filmów o Drakuli, ciemny i złowrogi ...
Wykolebaliśmy się po dziurach z 5 km, zamiast zbliżać się do ludzkich osad, wjeżdżaliśmy coraz głębiej w masyw Gór Gilau. Nawet nie robiłam zdjęć, aparat wypadł mi z ręki, a mnie wbiło w fotel głęboko, nawet nie ma kogo spytać, ani śladu człowieka... zawracajmy! - krzyknęłam w okropnej panice. Jestem straszna panikara, zawróciliśmy i okazało się, że przegapiliśmy we wsi stromy skręt, od razu do góry. Tak, to ta droga, ucieszyłam się niezmiernie ... wyjechaliśmy wysoko, a tam kwitnące łąki, ogrodzone pastwiska, nawet zagrody, ludzie mieszkają ... po raz pierwszy w życiu patrzyliśmy na przechodzącą burzę prawie z góry ...



Gdzieś pisali, że skoro w jednych górach leje, to trzeba zmienić na inne ... zatem przemieścimy się w serce Apuseni, pojedziemy na Padis, miejsce specyficzne i klimatyczne bardzo, a ponieważ było już późne popołudnie, to i miejsca na nocleg poszukamy.
Zatankowaliśmy auto, zrobiliśmy zakupy spożywcze i ruszyliśmy dalej w drogę.
Jechaliśmy brzegiem zbiornika Gilau z urządzeniami elektrowni wodnej, potem Tarnita, a jeszcze potem Fantanele ...



GPS skierował nas do kolejnego wąwozu Ordancusei, jego dnem prowadziła wygodna betonówka ... byliśmy tu chyba ze dwa lata temu, ale tylko wśród skalnych ścian wąwozu, tym razem pojechaliśmy dalej, wysoko w góry, bo taka była wyznaczona trasa ...




Ta gładka droga wyprowadziła nas wysoko na pastwiska, gdzie w lecie pasą się stada, a na cały sezon przenoszą się tu rodziny razem z dziećmi ... wyobrażacie sobie? Zatrzymaliśmy się przy drodze, wokół las, gdzieś w przepaścistym dole mocne dzwonienie dzwonków i porykiwanie bydła, pewnie spędzają je na noc. W lasach bardzo dużo wyłamanych drzew, pracują przy ich usuwaniu ludzie i zwożą ciężkie pnie wozami. Ludzie i konie ciężko pracują, wozy zaopatrzone są w ręczne hamulce, które klekoczą pod górkę, a z górki trą niemiłosiernie, bo inaczej ciężki wóz połamałby koniom nogi, a sam spadł w przepaść. Wiecie, co mnie uderza? tam, w tym trudnym terenie, odludnym, czy to ciobani wysoko na pastwiskach, czy właśnie ci ciężko pracujący ludzie, czy babeczki pracujące w polu, kiedy pytamy o drogę - wszyscy pozdrawiają: Buna ziua! Buna ziua! Na szlaku pozdrawiają starsi, młodsi już nie:-)





Na samym końcu tej gładziutkiej drogi nieduży monastyr ... i koniec dobrej drogi ...


Przeurocza okolica, tym bardziej, że wyszło słońce, a w słońcu świat wygląda od razu lepiej. Przy drodze kwitną łany wierzbówki kiprzycy, która przydaje kolorów widokom ...


Ale przecież droga miała nas poprowadzić na Padis, czyżby gps nas oszukał? ... nie, skierował nas w kolejną szutrówkę, z ogromnymi koleinami, wypłukanymi przez deszcz, może to już blisko ...
Jedziemy, i jedziemy, na Padis wysoko, a nas sprowadza coraz niżej, gps zawiesił się, a potem powiedział, że nie znajduje drogi o wyznaczonych parametrach ..... o, matko, znowu niewiadoma, gdzie my wyjedziemy?
Ale z przeciwka nadjechało auto terenowe z dzieckiem obok kierowcy, chyba zbliżamy się do osady ... nic, ciągle nic, jak droga dziurawa, to kilometry wolno uciekają ... na rozdrożu następny pojazd.
Na nasze pytanie Padis? mężczyzna z uśmiechem pokazał ręką w lewo, a to jesteśmy w domu ... za długi czas następny pojazd, tym razem kamper z Niemcami, pomachali, pojechali, potem jakiś berlingo chyba ... oho, chyba blisko, skoro taki ruch! A droga masakra, sterczą ostre skały, kałuże po deszczu o niewiadomym dnie ... największe zaskoczenie czekało nas za chwilę: malutkie autko terenowe z przyczepą kempingową, a w nim młodzi ludzie z pieskiem. Rumuni ... zapytali po angielsku, jak długo po takiej drodze, bo oni jadą od rana, a na Padis nie dojechali ... o, matko, jak oni przebiją się do dobrej drogi? to dobrych kilka naprawdę ekstremalnych kilometrów ...
Pożegnaliśmy się i za chwilkę zobaczyliśmy drewnianą tablicę z napisem PADIS 5 km ...co za ulga.
Miałam nadzieję na zachód słońca, ale nie zdążyliśmy. Nocleg zaoferowano nam bardzo drogi, ekskluzywny, wybraliśmy tanią wersję, " na Diogenesa", jak później śmialiśmy się.




Dwa łóżka z czystą pościelą, sanitariaty w podwórzu, my sobie poradziliśmy po swojemu, przecież już tu nocowaliśmy kilka razy, wiemy gdzie są łazienki w budynku na korytarzu:-)  W namiotach obok nocowały dwie rodziny Polaków, nauczyciele z dziećmi, więc wakacje mają długie ... z Poznania byli. Pogadaliśmy chwilę, a potem znalazła się gitara i popłynęły w noc "Bieszczadzkie anioły", w rumuńskich Karpatach rozległo się "O mój rozmarynie" i jeszcze inne pieśni. Tak do północy, bo oni jechali potem na trasę fogaraską, a jeszcze potem na Błotne Wulkany, mieli wcześniej wstać. A ja w nocy, przed zaśnięciem myślałam o tych młodych ludziach z przyczepą kempingową, może dalej błąkają się po bezdrożach karpackiej puszczy? wzdrygnęłam się ...
Rankiem odwiedziliśmy jeszcze Poianę Glavoi, pojechaliśmy specjalnie na placintę z bryndzą i dobrą kawę. Sporo namiotów, psów ...




A po górach kwitły tojady, intensywnie fioletowe, piękne ...




... niebo nad górami znowu chmurzyło się ...


... nad Węgrami przeszedł orkan ... legły pod naporem wiatru sztuczne, kruche lasy topolowe i akacjowe ...



Przy drogach i zza płotów ogrodów Słowacji i Węgier pyszniły się ogromne kwiaty, sezon na hibiskusy bagienne. Kwiaty wyglądają jak zrobione z bibułki, imponujące wielkością, kolorami ... żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia ... cudeńka!

zdjęcie ze strony funkie.pl
Wracaliśmy wzdłuż granicy z Węgrami, drogą od Oradei w kierunku Satu Mare, ogromne pola  arbuzów, melonów, przydrożne straganiki ... i upał.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za uwagę, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



18 komentarzy:

grazyna pisze...

CZatuje na Twoje posty z Rumunii o jest! BArdzo fajne sa te Wasze bladzenia po drogach rumunskich, gdzies tam w gorach, wawozach, wioseczkach, tez podobaja mi sie takie dalekie od cywilizacji tereny. Ale ucieszylam sie jak napisalas, ze Oradea, czy Satu Mare byly bliskie Twoich tras...tam bylam!!!Pozdrawiam!!!

Maks pisze...

Wspaniale tam jest, tyle sielankowych widoków, że sam bym tam natychmiast pojechał! Owce przeurocze, takie stadko to jest coś! Pozdrawiam! ;)

Krzysztof Gdula pisze...

Ojej, zrobił na mnie wrażenie Twój plastyczny opis jazdy w nieznane po dziurawych drogach. Zaraz pomyślałem o samochodzie, że gdyby się zepsuł, to chyba tylko płakać.
Nocleg na Diogenesa. Fajne. No i popatrz, jak łatwo o nawiązanie do starożytności.
Pozazdrościć Rumunom ilości gór i urozmaicenia ich pięknej ziemi, przecież życia nie wystarczy, żeby dobrze poznać rumuńskie Karpaty.

Piotr z Roztocza. pisze...

Macie jakiś dar od niebios do wynajdywania ciekawych miejsc."Zazdroszczę" i pozdrawiam.Ps. A co z bezdomnymi psamiw Rumunii,tendencja wzrostowa czy malejąca.

wkraj pisze...

Byliśmy bardzo blisko tego wąwozu ale zamiast niego zwiedzaliśmy kopalnię soli Salina Turda (cóż byliśmy z wycieczką. Nocleg na Diogenesa robi wrażenie. Piękne widoki towarzyszą Wam podczas wyprawy. Pozdrawiam serdecznie

Zielonapirania pisze...

Przepiękna okolica. Nigdy sama nie widziałam, więc cieszę się, że mogłam przeczytać Twój ciekawy opis wycieczki i zdjęcia. Dziękuję:)

Agnes Agnieszka pisze...

piękne miejsce i zdjecia

Anna Kruczkowska pisze...

Cudowne, oszałamiające widoki. A nocleg w beczce genialny! W pierwszej chwili myślałam, że to sauna 😂

Beskidnick pisze...

A znam, znam te nerwy, tę niepewność, uczucie zagubienia. Góry, jakaś szemrana droga, albo zgoła tylko iluzja drogi, zero kierunkowskazu, "ześwirowany" GPS...
Ale warto było walczyć. Przygoda świetna.
A ci młodzi, skoro jechali w tym samym kierunku, to czemu nie jechali za Wami?

Sikorkowe Pasje pisze...

Dziękujemy za wędrówkę. Jak miło jest zwiedzać świat i naszą też ojczyznę z pozostałymi blogerami. Świat widziany różnymi oczyma ale zawsze ten sam piekny i zaskakujący.
Pozdrawiamy.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, bo prowincja jest najbardziej interesująca:-) a że czasami drogi na mapach nie pokrywają się z rzeczywistością, to druga sprawa, ale i z tym trzeba sobie radzić, czasami z duszą na ramieniu, bo jesteśmy tylko sami, a nie daj Boże, można gdzieś utknąć; miasta przeskakujemy, choć są interesujące, może kiedyś; zaczęliśmy od małego miasteczka Carei:-) pozdrawiam.

Maks, myślę, że skoro podoba Ci się i zapadło w sercu, to pojawisz się tam kiedyś, marzenia spełniają się:-) takie stada zwierząt są na porządku dziennym, czasami trzeba włóczyć się za nimi długo, ale to nie przeszkadza; tym razem owieczki szły z przeciwka, ominęliśmy szybko; pozdrawiam.

Krzysztof, no, tak, plastyczny opis:-) ale ile było trwogi, strachu, paniki wręcz, a mąż jak zwykle, nie denerwował się drogą, tylko mną, że tak panikuję: czuję się odpowiedzialna, bo to ja planuję trasy:-) tfu, tfu, tfu! trzy razy przez lewe ramię, jakby samochód zepsuł się, to naprawdę tragedia, tylko wracać na piechotę do ludzi, wśród niedźwiedzi, wilków i wampirów:-) tak, Rumuni wzięli z Karpat, co najpiękniejsze:-) pozdrawiam.

Piotr, nie kierujemy się przewodnikami, dużo wyczytuję z googlemaps, oglądam zdjęcia, a przy okazji czytam relacje; właśnie ten "ludzik" pokazuje, dokąd można dojechać autem, reszta drogi to wielka niewiadoma:-) psów mniej, tylko na Poiana Glavoi spotkaliśmy sukę ze szczeniętami, przedtem były wszędzie; teraz psy są kolczykowane, zwłaszcza pasterskie; w zeszłym roku na południu Rumunii było ich więcej, głodne że strach, zawsze mieliśmy chleb w zapasie; pozdrawiam.

Wkraju, pewnie autokarem trudno wyjechać do wąwozu, jedzie się wśród malowniczych wzgórz, dosyć kręto, ale warto tam pojechać; z tej strony, gdzie byliśmy, więcej ludzi, bo z drugiej, od Petresti de Jos, mniej, do tego drugi wąwóz Borzesti, i monastyr; za to w kopalni soli nie byliśmy:-) och, widoki nie do ogarnięcia, trzeba by zatrzymywać się co chwilę na ładne zdjęcia; pozdrawiam.

Zielonapiranio, Rumunia ma przecudne krajobrazy, widoki czasami aż kiczowate, jak z pocztówki; tylko równiny nas za bardzo nie interesują, przemykamy nimi szybko; "zatchnęło" nas tym krajem na amen:-) pozdrawiam.

Agnieszko, dzięki bardzo, cieszę się że mogłam je pokazać, może ktoś pójdzie naszym śladem; pozdrawiam.

Ania, i nas takie widoki bardzo rajcują, lubimy, a zwłaszcza tan, gdzie mało ludzi; kontakty z mieszkańcami bardzo pozytywne; tak, taką saunę widzieliśmy w zeszłym roku w cabanie pod transalpiną, a tu trafił się nocleg:-) nie powiem, było znośnie, przecież po całym dniu najważniejsze jest, by złożyć głowę w czystej pościeli, więcej nam nie trzeba:-) pozdrawiam.

Maciej, e! żadne tam uczucie zagubienia, to panika w pełnym wydaniu:-) przeze mnie oczywiście; brakowało tylko misia na drodze, albo i wampira:-) ci młodzi jechali w kierunku przeciwnym, zastanawialiśmy się, skąd się wzięli w środku gór, na takiej drodze, być może nie dali rady wyjechać na Padis, bo stromo pod górę; byłam myślami z nimi, ale to tubylcy, na pewno dali sobie radę, może przyczepę odpięli i zostawili, a suzuki vitarka dała sobie sama radę:-) pozdrawiam.

Edi i Marco, właśnie blogi i różne fora górskie to kopalnia wiedzy, bo ludzie piszą o miejscach, o których nie ma w przewodnikach:-) lubię czytać o naszym Pogórzu, widzianym oczami innych:-) pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Niby podobne bezdroża do naszych ale jednak bardziej dzikie. I bardziej kamienne ruiny i budowle. I tyle owieczek u nas na drogach nie ma.
U nas też na szlaku tylko starsi pozdrawiają Szczęść Boże a co to znaczy Buna ziua?
Ten nocleg w beczce cudny, kusi mnie by taka postawić na mojej maleńkiej działce jako domek gościnny.

mania pisze...

Maryniu, tyle wierzbówki! Trzeba było na czaj Iwana nazbierać :) Notuję sobie te wszystkie piękne miejsca, które odwiedzacie w Rumunii, może kiedyś wreszcie do niej wrócę.
Serdeczności

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, takich bezdroży u nas nie spotkałam:-) masywy leśne, górskie i śladu człowieka, a droga wiedzie nie wiadomo dokąd, może się skończy gdzieś daleko:-) ruinki bardzo stare, do tego pozostałości rzymskie, na miejscu świątyń różnych bogów powstawały cerkwie, można zobaczyć kolumny, rzeźby, architektoniczne ozdobniki wmurowane w ściany; buna ziua to dzień dobry:-) nocleg w beczce całkiem wygodny, dwa łóżka, pościel, nawet grzejniczek był, i lampka, jako domek dla gości sprawdził by się doskonale; pozdrawiam.

Mania, za późno zaczęłam robić zdjęcia wierzbówce, były różowe zbocza, coś pięnego i niezwykłego:-) hm! czaj Iwana, zaraz sprawdzę, co to, czytałam o napychaniu poduszek wierzbówkowym puchem; Rumunia jest niezwykła, teraz kuszą nas na powrót błotne wulkany, i góry z żółwiami, czyli Wschodnie Karpaty; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

"Jak zwykle zostanie coś na następny raz ... a dobrze radził Wojtek, że z drugiej strony, od wioski Liteni prowadzi wygodna, szutrowa droga."

Czasami warto starszym ludziom dać posłuch... ;)

Pozdrawiam serdecznie,
Wojtek

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wojtek, ot!panie, nauczka na przyszłość:-) trzeba słuchać starszych:-) za to pobłądziliśmy, potem odnaleźliśmy się, i przy okazji zwiedziliśmy nowe:-) nie podejrzewałam, że góry Gilau takie ładne; pozdrawiam.

Mateusz Domański pisze...

Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

Agata Borowska pisze...

Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.