poniedziałek, 18 listopada 2019

Na deszcz, na mgłę, na jesień ...

Kiedy deszcz rozkwasi błotniście wszelkie drogi, pozostają nam te utwardzone, na krótką wędrówkę po lesie całkiem dobre. Zamknięte szlabanem pozwalają na spokojny spacer, bez oglądania się za siebie, czy nie nadjeżdża jakiś pojazd.
Mgły powoli ustępują, chmurki mkną po niebie, bo i wiatr niemały huczy w koronach drzew.


Bywa, że po deszczowej nocy zaświeci słońce, wtedy szybko nagrzewają się deski namoknięte wodą, parują dachy pieca chlebowego i wędzarni, płot przy drodze, a nawet wzruszona ziemia ...



Dżdżysta pogoda wywabia z lasu baśniowe stwory, łagodne, choć odstraszające swym wyglądem potencjalnych agresorów:-)


Na drogę wychodzą salamandry, trzeba im pomóc przenieść się w bezpieczniejsze miejsce, z dala od kół pojazdów ...


Góry Sanocko-Turczańskie kryją w swoich lasach wiele takich dróg zbudowanych na potrzeby dawnego ośrodka rządowego, można nimi wędrować daleko po miejscach dzikich i niedostępnych.
My nie szliśmy daleko, wspięliśmy się na szczyt, wielkie wypłaszczenie i powrót do auta.






Wysuszone mchy odżyły, zazieleniły się poduchy ... jeszcze kępa chyba wilczomlecza wychyla się zza pnia, kusząc gwiaździstym ułożeniem liści ...


Ostatni czas był dla mnie bardzo pracowity, przerywany deszczowymi dniami, dobrze, że nie było jakoś drastycznie zimno. Zamówiłam sobie ze szkółki po 25 sztuk sadzonek oliwnika i rokitnika, oliwnik na pożytek pszczołom, a rokitnik dla zdrowia.
Miałam oliwnika, uratowanego z trzebieży rowu przy jednym polu, wymaltretowany przyjął się u nas, zaczął wypuszczać nowe gałązki, ale co, przychodzą przecież sarenki do sadu.
Któregoś dnia zajrzałam do niego, bo jakoś nie zahaczył o mój wzrok:-) ... główny pień spałowany, zdarta kora, złamany, została jedna boczna, maleńka łodyżka.
Kiedy teraz sadziłam nowe rośliny, przy każdej wbiłam solidny patyk, przywiązałam do niego czy to rokitnika czy oliwnika. Mam nadzieję, że coś przetrwa.
Ostatnio przy drodze gmina wycinała zakrzaczenia, tuż za płotem pozostawiono wszystkie gałęzie, złożone w stosy. Niepięknie to wyglądało, więc grubsze, długie oczyściłam z bocznych odrostów, a reszta na ognisko. Odzyskane gałęzie wykorzystałam do zrobienia płotków, jednego przy ścieżce do piwnicy na jakieś niskie kwiaty i zioła, a drugiego pełnego na grządce permakulturowej.



Ten płotek właściwie spełnia rolę przytrzymania ziemi, bo jest dosyć pochyło.
Ażeby nie napracować się zbytnio, bez kopania i przewracania darni, spód wyłożyłam kilkoma warstwami tekturowych wytłaczanek na jajka, żeby trawy i zielsko nie przerosły warstwy ziemi, na to liście spod jabłoni, a dopiero potem ziemia. Na razie to ziemia pozbierana z kretowisk, bo nadal są bardzo aktywne, kopią kopce na potęgę, potem niewygodnie jest kosić trawę latem.
Wiosna dosypię jeszcze ziemi kompostowej i będzie grządka kwiatowa jak się patrzy. Mnóstwo sadzonek bylin czeka już na rozsadniku, wyhodowałam je sama z nasion.


Z kolei ta grządka permakulturowa, traktowana trochę po macoszemu, ukryta wśród wysokich traw i pokrzyw, bo tu najpóźniej docieram z kosą, dostała płotek ze wszystkich stron. Być może dlatego, że z rzadka tu zaglądałam, cukinie w tym roku wyrosły jak w buszu, wielkie i dorodne.
Może efekt nie jest zbyt spektakularny, ale obejście przy drodze oczyszczone, a gałęzie wykorzystane:-) Tu także dosypałam liści, z lekka przytrząsnęłam kozim obornikiem od sąsiada, i na to ziemia również z kretowisk. O! tu napracowałam się sporo, kilka taczek ziemi trzeba było wypchać pod górkę, ale z zadowoleniem potem patrzyłam na uporządkowane otoczenie.
Te płotki to także pokłosie namiętnego oglądania w domu "Mai w ogrodzie", a także zaglądania do Kasi Bellingham, może pokuszę się o zrobienie takich płotków na wszystkich grządkach, sukcesywnie po kawałku:-)
W chatce również zrobiliśmy pożyteczną robotę, bo w kąciku, gdzie stał piecyk do ogrzewania, ściana nagrzewała się mocno, a z farby to tylko purchle odstawały. Trzeba było jakoś odizolować ją od tego gorąca. Zakupiliśmy zatem kamiennopodobne płytki z keramzytu i pracowicie kleiliśmy spory kawał soboty, nie mając wyrzutów sumienia z powodu pogody, bo gęsta mgła wisiała przez cały dzień.



Ponieważ płytki te trzeba kupować na całe opakowania, to całkiem sporo wyszło się na wysokość, bawiąc się w przycinanie, pasowanie, odpad był niewielki. Może i dobrze, bo rura odprowadzająca spaliny też grzeje niewąsko. Teraz jeszcze przemalowanie pozostałej ściany, bo była również szpachlowana i kolejna robota zrobiona. Tak, tak, zajęcie jest cały czas, i już kolejna praca czeka na mnie. Przyjedzie drewno na zimę, trzeba je poskładać pod dachem:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!




16 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Marysiu,bardzo podoba mi się ten dzisiejszy Twój post. Jest w nim troche poezji i troche prozy a wszystko doprawione Twym ciepłem i spokojem!:-)
Bardzo kusząco napisałaś o tych drogach za szlabanem, tajemniczych i wolnych od ruchu samochodowego. I ja lubie takie miejca.
Śliczne płotki uplotłaś z gałązek. Takie same widziałam kiedyś w skansenie w Markowej, budziły mój zachwyt.Napracowałas się, ale efekt jest świetny!I gałązki sie nie zmarnowały.
Pozdrawiam Cię serdecznie z mgłą otulonego siedliska za Sanem!:-)

grazyna pisze...

Ciagle jeszcze jesien jest piekna, bardzo podobaja mi sie Twoje zdjecia.
Tez podobaja mi sie grzadki podtrzymywane plotkami, kwiatki i warzywa bede je zdobic dodatkowo. Tylko doczekac wiosny...
Taki las przedeptalam tydzien temu na Roztoczu, tez zwrocilam uwage na te mocno zielone poduszki mchu. I mgly tez sie miedzy drzewami snuly ku mejej uciesze...pozdrawiam Cie serdecznie

Aleksandra I. pisze...

No tak pracy moc wykonaliście, a i satysfakcja nie mała. Fajnie tak kiedy można wykorzystać materiał, który innym zbędny. Te płotki urokliwe, przypominają mi ogródek u Babci.Spodobał mi się ten kącik z piecykiem. Wyobrażam sobie wieczory z książką i ciepłem z piecyka. Piękne są poranki kiedy mgła ściele się po łąkach, wzgórzach. Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Piękne jesienne klimaty,spokój i wyciszenie widać na zdjęciach.Szkoda mi tylko,że musiałem przeżyć sporo lat,żeby takie piękno dostrzegać.Ja w swojej wiejskiej chatce na Roztoczu,też mam zawsze coś do poprawienia i aż się boję,że mi może kiedyś tego zabraknąć.Pozdrawiam i życzę spokoju i ciepła.Piotr z Roztocza.

wkraj pisze...

Piękne,jesienne mgły i zaraz ciepły piecyk. To ciepło w Twoich postach jednak nie z tego piecyka się bierze, ale bije od Was. Ten szacunek do przyrody i pracowitość ciągle podziwiam. A ten baśniowy stwór to chyba salamandra, ale cóż ja miastowy jestem, więc mogę się mylić. Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, codzienne życie, zresztą sama wiesz, że że takie drobne zajęcia składają się na nie, zwłaszcza w naszym wydaniu, gdzie wszędzie trzeba zajrzeć, dopilnować; o, tak, teren arłamowski opleciony siecią całkiem dobrych dróg, gdzie nie wszędzie wjedziesz, ale powędrować albo na rowerze można; wybrańcy posiadają klucz do szlabanu, wjadą autem, ale my nie zaliczamy się do nich:-) w skansenach to już misterne koronki z gałęzi są uplecione, moje najprostsze, ale doskonale podtrzymują ziemię; dziś jasna noc, księżyc, to i spania dobrego nie było:-) pozdrawiam.

Grażyna, własnie jestem na Pogórzu i podziwiam resztki rudych modrzewi, cudności; wczoraj w chmurze, dziś będzie ładny dzień, bo noc jasna; kiedyś nie zwracałam uwagi na zimę, przychodziła, odchodziła, teraz z utęsknieniem czekam wiosny; liczę na relację z Roztocza, zawsze ciekawi mnie inne spojrzenie na moje ulubione miejsca; mgły między drzewami to bajka, do tego prześwietlone słońcem, to magia:-) pozdrawiam.

Ola, takie zdrowe zmęczenie daje także zdrowy sen, lubię, bo ostatnio coś mam kłopoty ze snem; pewnie zabiorę się za płotki przy reszcie grządek, gałęzi w obejściu mnóstwo, a przy okazji zrobi się porządek; dziś kącik piecowy zyska ostatni szlif, wczoraj wyspoinowałam, dziś przetrę ścianę, pociągnę gruntem i malowanie; to przyjemne miejsce, zwłaszcza na zimowe wieczory, ogień mruga zza szybki, pokoik malutki, ciepły; mgły czasami jak mleko, czasami jesteśmy w chmurze, a czasami nieoczekiwanie napływają z doliny Wiaru; pozdrawiam.

Piotr, czas oczekiwania na zimę, przyroda przygotowana jak należy do tego aktu, liście opadły, zalegający śnieg nie połamie gałęzi, bo czasami bywa odwrotnie:-) kiedyś w październiku zbierałam śliwki węgierki spod śniegu; masz rację, człowiek musiał dojrzeć, aby zauważyć to wszystko wokół, może wcześniej byliśmy zbyt zajęci budowaniem życia, wychowywaniem, pracą, teraz czas spokoju, wyciszenia, jak to bywa jesienią, bo i nasze życie zmierza ku jesieni /zimy nie biorę pod uwagę:-)/ zajęcie w obejściu zawsze jest, nieustające, ale to chyba dobrze, człowiek umarłby z nudów:-) chata na Roztoczu - marzenie mego starszego syna:-) pozdrawiam.

Wkraju, jak tylko rano zerknę w okno i zobaczę takie widoki, to nic mnie nie powstrzyma od pstryknięcia aparatem, to jak nałóg:-) dostaje mi się tyle dobrych słów, a to przecież nic takiego, codzienne życie, z jego blaskami i cieniami; tak, jestem spokojną osobą, unikam konfliktów, agresji, arogancji, wolę wycofać się, niż stanąć do konfrontacji, a cały wielki świat niech zostanie gdzieś obok; tak, to salamandra, jest śliczna, bezbronna, szkoda tylko, że tyle ginie ich na drogach, zwłaszcza, gdy pada deszcz; pozdrawiam.

mania pisze...

Maryniu płotki wyszły piękne jak w sanockim skansenie, ładnie się będą komponowały z roślinami.
Serdeczności

BasiaW pisze...

Marysiu, u Was tak spokojnie i ciepło...

Bozena pisze...

My też lubimy takie niedzielne spacery drogami z dala od samochodów. Dobrze, że wiele dróg zagrodzonych jest zamkniętymi szlabanami. To przerażające , jak bardzo ludzie są wygodni. Gdyby mogli, to zajechaliby samochodem nawet na najwyższe szczyty. Przeraża mnie to rozjeżdżanie Bieszczadów. Co do Twoich grządek ogrodzonych plecionymi gałęziami, to są zachwycające. Cały czas myślę o grządkach wysokich, które są cieplejsze niż zwykłe grządki. Może na wiosnę spróbuję zrobić choć jedną na próbę? Pozdrawiam :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mania, w skansenie to płotki jak koronki:-) moje takie zwyczajne, ale też jestem z nich dumna; muszę jakoś zabezpieczyć je pałąkami, jak widziałam u Kasi Bellingham, coś mi Mima za często tam zachodzi i wyleguje, niech się nie przyzwyczaja, rośliny wiosną pogniecie:-) a gdzie Twój wpis o Florku? czekam; pozdrawiam.

Basia, sama wiesz, że życie to blaski i cienie, u nas też; staram cieszyć się okruchami; pozdrawiam.

Bożena, ludzie są wygodni, czasami obserwuję, że najchętniej wjechaliby autem między półki sklepowe:-) uciążliwe jest takie wędrowanie, kiedy za plecami ciągle auta, prawie ocierające się o człowieka; niestety, dużo szlaków przekierowano na drogi publiczne, to żadna przyjemność; pozostają zamknięte leśne drogi; przy podwyższonych grządkach idę na łatwiznę, spód wykładam grubą tektura albo właśnie wytłaczankami z jaj, nie trzeba się tak ciężko napracować, a zielsko nie przebije się; wszystkie grządki mam podwyższane, chciałabym je opleść płotkami, nawet dla własnej wygody:-) spróbuj na wiosnę, to nic trudnego; pozdrawiam;

Pellegrina pisze...

Te mgły między wzgórzami cudne są, te opary w słońcu po deszczu cudne i tym chętniej je oglądam, bo na moim skraju brak mi dali, moja chatta w zakolu miedzy lasami, łąkami i wodą. Że też nigdy nie widziałam salamandry, taka jest bajkowa i zabawkowa.
Mam jeden wielki oliwnik, jak on pachnie w czasie kwitnienia, do zawrotu głowy! A 25 to już do oszołomienia. Narazie, dopóki nie uda mi się zdobyć materiału wykorzystam te kilkanaście pędów leszczyny by upleść taki płotek, który piękny jest i praktyczny. A wykorzystanie jajników do grządek podniesionych to wspaniały pomysł i ja go kupuję, dotychczas używałam je na rozpałkę. Na jaką wysokość robisz te grządki?
A klej się nie rozpuszcza tak blisko piecyka?

Krzysztof Gdula pisze...

Rozkwaszone błotniście drogi. Dobrze napisane. Podoba mi się.
Widziałaś salamandry?! Ja tylko raz w życiu widziałem. Piękne stworzenie.
Olga Jawor napisała dokładnie to samo, co czułem czytając tekst. Jest w nim jesień, ale taka swojska, nawet kiedy jest mglista, jest spokój i ciepło. Twoje ciepło, Mario.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agnieszka, dzięki wielkie, pozdrawiam.

Krystynko, mgły są bardzo malownicze, choć czasami to nie mgły, chmury; tak było wczoraj, my niżej bez mgiełki, w wysoko mleczność; salamandry u nas są, wychodzą, kiedy jest wilgotno, taki mały smoczek; 25 to lekka przesada, wiem, ale u nas sarny, zające ogryzają, może coś urośnie, a jak wszystko przetrwa, to tez może być, miejsca dosyć:-) płotki tak na ok. 20 cm, mogą być niższe; obstalowałam sobie na skraju lasu mnóstwo leszczyn do przycięcia, z gałązkami jak potrzeba; ale dziś rano wszystko pod lodową glazurą, więc będzie sernik w cieście kakaowym, zamiast prac polowych:-) klej do płytek, elastyczny, nie rozpuści się, własnie palimy w kominku, magicznie:-) pozdrawiam.

Krzysztof, bo u nas wszechobecna glina, błotka poetyckie, wciągające, oblepiające buty, to nie to, co na piaskach:-) salamandry spotykamy często, zwłaszcza kiedy pada deszcz, wychodzą na drogę, może wyższa temperatura je przyciąga, giną wtedy pod kołami, a szkoda; dziś świat zlodowaciał pod warstewką zmarzliny, pod nogami chrupie, to nie deszcz, a lodowe kropelki spadają z nieba; chce się siedzieć przy kominie, zdążyłam poskładać drewno pod dachem na szczęście:-) pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Brawa i za te grządki i ze te widoki

Anonimowy pisze...

Pani Mario, piękne ma Pani widoki za oknem i wokół i pięknie je Pani maluje słowem i aparatem, aż mi dech zapiera z każdym czytanym słowem i widokiem. Te snujące się mgły wywołują jakąś nieustaloną nostalgię, tęsknotę za czym nieuchwytnym, nierealnym, i jak Pani pisze magicznym. Niestety, z mojego okna widok mam bardzo ograniczony, przez co tym bardziej odwiedzam Pani uroczysko i chłonę każde słowo jak gąbka. Sposób tworzenia nowych grządek też jest mi znany, istotnie jakaś ogrodniczka opowiadała o tym, czas jakiś temu w Mai w ogrodzie, i od tej pory kopiuję go u siebie. Prosty i bardzo wydajny sposób pozyskiwania nowych grządek, a z płotkami jeszcze nie próbowałam. Dziękuję za magię i życzę przetrwania nasadzeń. Gdy zakwitną, to dopiero będzie magia... . Pozdrawiam cieplutko, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, grządki moje, a widoki zupełnie niezależne:-) pozdrawiam.

Alik, dziękuję za dobre słowo; własnie to m.in. Maja w ogrodzie jest moim natchnieniem, wcześniej widziałam takie płotki na blogach ogrodniczych, podobają mi się, a permakultura albo najzwyklejsze grządki podniesione bardzo przemawiają do mnie, bo u nas chłodniej; nasadzenia zrobione, poczekamy wiosną na efekty:-) opał na zimę poskładany pod dachem, najważniejsze zrobione; pozdrawiam.