poniedziałek, 4 listopada 2019

Na Zaduszki do Profesora ...

Tak sobie zaplanowaliśmy.
Piątek będzie dniem na odwiedziny mogił naszych bliskich z rodziny z roztoczańskich cmentarzy, a w sobotę pójdziemy do "szildówki", do krypty Profesora Węgłowskiego.
Późnym wieczorem wróciliśmy na Pogórze, zabierając po drodze nasze psy i w ciemnościach stanęliśmy u wrót podwórza. Chatka wyziębiona, ale kilka polan pod kuchnią przywróciło znośną temperaturę. Tak jest najlepiej, obudzić się rano u siebie:-)
W nocy zaczęło wiać, uderzenia wiatru waliły w dach, w gałęziach aż huczało, a rozgwieżdżone do tej pory niebo przykryło się chmurami. Ranek obudził się szary, ale tak byliśmy nastawieni na wyjście, że nawet deszcz by nam nie przeszkodził ... ubraliśmy się cieplej, na wiatr, jak okazało się później, trochę za grubo:-)


Na łąki wyszły łanie, inne stadko zawinęło od dołu z potoku, ale zaniepokojone czymś umknęły z powrotem w zarośla. Zeszłej niedzieli obserwowaliśmy przez lornetkę ogromnego wilka-samotnika, jak schodził łąkami w dół. Teraz widok wilka nie budzi już takich emocji, jak na początku, kiedy serce waliło, a szkiełka zaparowały:-) spokojnie obserwujemy basiora, przekazując lornetkę z rąk do rąk. Sprawdziłam w domu, jakie wymiary ma taki dorosły samiec ...nooo! powiem, że liczyłam na wielkość dużego psa, a to razy dwa, albo i więcej ...  a więc waga do 80 kg, a długość ciała do 2 m /chyba z ogonem./.


Wracając do naszego wyjścia, to odwiedzamy kaplicę Profesora dosyć często, od kiedy blogowi znajomi pomogli nam zlokalizować to miejsce, bo na początku błądziliśmy jak dzieci we mgle, nie po właściwej stronie drogi.
Trzeba przekroczyć potok Krzeczkowski i ładną drogą przysypaną liśćmi iść i iść ciągle do góry.


Nie byliśmy pierwszymi, którzy tutaj przyszli zapalić świeczkę, migotało już wiele światełek, my dołożyliśmy swoje ... trawa wykoszona, miejsce uporządkowane ...




Chciałoby się iść dalej i dalej, do drogi birczańskiej, potem zejść do Cisowej, potem na Kopystańkę i łąkami "zapotocznymi" do chatki, ale co, kula u nogi, auto czekało za szlabanem. Drogą zbliżali się ludzie z koszami w ręce, jeszcze można znaleźć rydze ...


Nie schodziliśmy nad wody jeziorka poniżej, bo mieliśmy w planie Mur Krzeczkowski, wielką ścianę fliszu karpackiego, która wygląda jak ruiny starego zamczyska.
Na miejscu, przy drodze do tej osobliwości geologicznej, wielki skład drzewa, w głębi lasu ryczą leśne maszyny, Zza zakrętu wyłonił się ciężki pojazd, wlokąc za sobą na łańcuchach potężne pnie jodeł ... nie ma już takich widoków, nie ma strzelistych jodeł i tajemniczych przejść ...


... drzewa wycięte w pień.
Jedna wielka ruina, kłębowisko gałęzi, błota, tylko intensywny zapach miażdżonych igieł i gałęzi unosi się w powietrzu ... tak się zastanawiamy z mężem, kto patrzy pod wielkie koła, czy rozjeżdża stanowiska roślin chronionych, kto patrzy, że salamandra nie może wydostać się z błotnej koleiny, że w kałuży pływają górskie kumaki czy traszki ...
Bardzo przygnębiający to widok, na jaki czas starczy jeszcze drzew do tej bezlitosnej grabieży, liczy się tylko rachunek ekonomiczny? nic więcej?
Oto i Krzeczkowski Mur ...






Ciężko chodzi się po tym rumoszu skalnym, na samym dole jest już porośnięty mchami i paprociami, związany trawami i rozłogami poziomek, jednak stopa trafia czasami w dziurę i łatwo skręcić kostkę.


Przemieściliśmy się w jeszcze inne miejsce, bardziej dzikie, a strome ściany skalne, porośnięte roślinnością przypominały scenerię z filmów o poszukiwaczach tajemnych świątyń w dżungli ...






Bardzo zmęczyłam się na tej stromiźnie, zsuwając się po warstwie śliskich liści bukowych prawie na samo dno, a potem wychodząc do góry, a było ubierać się tak grubo:-)
I tutaj spokój tego uroczyska został brutalnie zakłócony, na dole leżały ścięte buki, pnie ogołocone z gałęzi czekały na wywózkę ...
Mamy w planie jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia, podobną ścianę skalną bliżej birczańskiej drogi, o której pisał Piotrek  z Ciekawych roślin Przemyśla i okolic, może uda się nam odnaleźć tę ciekawostkę geologiczną.


Zatrzymaliśmy się obowiązkowo przy tarasie widokowym nad Cisową, by zerknąć na Kopystańkę z drugiej strony, drewniany taras to dla nas nowość, jak i poniższy zegar słoneczny ...


Podjechaliśmy jeszcze do innej odkrywki geologicznej na Korzeńcu,w drodze do Huty Brzuskiej, tyle razy przejeżdża się obok, rzuca okiem, a nigdy nie zatrzymuje:-)
Jest inna od powyższych skałek, poszczególne warstwy składają się jakby z blaszek, rozsypują się w palcach, a u stóp ściany miałki materiał, choć dosyć ostry ...






W chatce jeszcze jedna nieustająca robota, właściwie to płyn do szyb i ścierka mogłyby stać tam na stałym dyżurze.
Mima łapie muchy na szybie:-) ...



Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!


17 komentarzy:

Aleksandra I. pisze...

Co za ciekawostki skrywają te górki i pogórza. A i historia Profesora Węgłowskiego interesująca. Ileż jest takich historii ludzi znamienitych. Brak słów na to co działo się podczas wojny, a najgorzej, że i po wojnie. A i dzisiejsze czasy też piszą swoją historię i to nie zawsze wesołą. Wspaniałe zjawiska krajoznawcze - te skalne mury fantazja. To była znakomita wycieczka. Pozdrawiam serdecznie.

Olga Jawor pisze...

Z zapartym tchem przeczytałam zalinkowana przez Ciebie opowieść o profesorze Węgłowskim i losach jego rodziny. Mogłaby z tego powstać wspaniała ksiązka!
I ten mur krzeczkowski ciekawy.Ileż tajemnic jeszcze i ciekawostek do odkrycia jest w naszych stronach! Dziękuję Ci Marysiu za te niezwykłe wędrówki!*
Wilk basior moze ważyc 80 kilo!? Ojej, na myśl o spotkaniu z takim oko w oko aż mi dreszcz po krzyżu przelatuje. Z takim wilkiem nasze psy nie miałyby chyba zadnych szans.Dobrze, że mamy płot wokół posesji. W ciągu ostatnich miesiecy dwa pieski naszych sąsiadów zginęły w wilczej paszczy (tam płotu nie było)!
Pozdrawiam Cie serdecznie zza Sanu:-)

Krzysztof Gdula pisze...

W Sudetach też widuję te współczesne poręby: miejsca totalnego zniszczenia wszystkiego, co stało na drodze maszyn. Paskudny i przygnębiający widok.
Skały ciekawe i chyba bardzo stare. Wydaje mi się, że i Ty dostrzegasz w skałach COŚ. One przyciągają i ciekawią, nieprawdaż?
Czytam i próbuję zapamiętać nazwy ciekawych miejsc, powinienem je zapisywać – na czas, kiedy, być może, będę mógł wędrować Twoimi stronami.

wkraj pisze...

Bardzo urozmaicony spacer, skłaniający do przemyśleń, nie zawsze ciekawych. Szkoda tych dorodnych jodeł i buków. Las rośnie wolno, a wycinamy teraz te drzewa na potęgę. Bywacie w Głuchołazach, to pewnie widzieliście, że i w górach Opawskich całe połacie lasów znikły. Góry teraz gołe i lata trzeba będziemy czekać, aż znów zaszumią liśćmi drzewa. o ile się przyjmą, bo ostatnio nawet w górach opadów nie za wiele. Ciekawe te stanowiska geologiczne. Widać jak potężne siły kształtowały okolicę, w której mieszkacie.
Pozdrawiam jesiennie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, gdy przed laty odkryłam w necie te wiadomości, aż zadziwiłam się że niedaleka miejscowość kryje tak ciekawą historię; czas odcisnął mocne piętno na tych ziemiach, stąd wysiedlone wsie, opuszczone cmentarze, bezimienne groby, potem odizolowane państwo arłamowskie dla kacyków rządowych w pobliskich Górach Sanocko-Turczańskich; te odkrywki geologiczne to dawne kamieniołomy, skąd miejscowa ludność pozyskiwała materiał, pozostawione tworzą ciekawy cel do wycieczek:-) pozdrawiam.

Ola, i na mnie wielkie wrażenie zrobiła odnaleziona w necie historia profesora, jego rodziny, przodków, a zwłaszcza to, że dotyczy bliskiej miejscowości; tyle jeszcze do zobaczenia, przewędrowania, a i na stare szlaki wraca się z wielką przyjemnością; myślę, że wilk nie dąży do bezpośredniego spotkania z człowiekiem, słyszy nasze kroki, schodzi ze ścieżki, chociaż ... ostatnie opowieści naszego znajomego z Bieszczadów trochę zmieniają obraz wilków; u nas też nie ma płotu dookoła, kozy sąsiedzkie ma łące, także dwie krowy, człowiek liczy na szczęście, że nie podejdą; pozdrawiam.

Krzysztof, to było tak urokliwe miejsce, a szczególnie zimą, jak w bajce, wręcz pocztówkowe; nie chciałam robić zdjęć, pokazywać, ale wrażenie ogromnie przygnębiające, z drogi już przebija biała ściana Muru, przedtem tajemniczo przysłonięta jodłami; teraz wszystko zmasakrowane nie do opisania; burzyliśmy się wcześniej na tę brutalną grabież lasu, były protesty, pisało się o tym, a teraz jakby przywykliśmy, zobojętnieliśmy ... smutne to, że liczy się tylko kasa, a co pozostawimy dla potomnych ; o, tak, skałki fascynują mnie od zawsze, może dlatego, że wychowałam się na równinnych piaskach Roztocza:-) flisz karpacki może nie jest tak ciekawy jak monumentalne skały innych gór, ale również przyciąga:-) a widziałeś, jakie języczniki tam rosną? pozdrawiam.

Wkraju, poruszamy się po terenie i widzimy, co dzieje się, takiej grabieży jeszcze nie widzieliśmy; owszem, pozyskiwało się drewno z lasu, ale nie na taka skalę, to porażające widoki; tak, widzieliśmy i na Słowacji, jak szliśmy do Marii Pomocne, goła ziemia, pustynia; mało u nas takich odkrytych stanowisk, raczej to są pozostałości po kamieniołomach, skąd miejscowa ludność pozyskiwała materiał do budowy, albo kruszywo na drogi, niemniej jednam malownicze i warte odwiedzenia; pozdrawiam.

agatek pisze...

Tracę nadzieję, że ludzie się opamiętają. Wydaje im się, że to co rosło tyle lat to należy do nich.
Pozdrawiam :)

Beskidnick pisze...

Miejsca cudowne - ten "mur" to aż mnie ciary przechodzą żeby własnymi rękami dotknąć.

Sosnami się nie przejmuj, nie warto - już są propozycje i plany by na ich miejsce wprowadzać dęba węgierskiego (lichszy od naszych szypułkowych, ale szybciej rośnie), na pewno przyszedł by sam, bo to ledwie 150 km różnicy północ południe, ale dzięki człowiekowi może być szybciej.

Szlaki zrywkowe wyznacza leśniczy, pytanie brzmi czy potem nadzoruje wykonania swoich wytycznych?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agatek, ktoś decyduje o rabunkowej gospodarce leśnej, nienasycony moloch połknie wszystko, a nam zostaną rachityczne drzewka podsadzone młodziutkimi sadzonkami, nazwane lasem, bo przecież powierzchnia nie zmieniła się ani na jotę; pozdrawiam.

Agnieszka, klimat zaduszkowy, bardzo specyficzny, a las pachnie liśćmi, grzybami; pozdrawiam.

Maciej, muszę ruszyć śladami Piotrka, on odnalazł inne ścianki fliszowe; jakimi sosnami? to idą pod topór pomnikowe jodły, buki, jawory, nie wyobrażasz sobie skali tego zjawiska, wytną wszystko; że też nikt nie ma pieczy nad naszymi lasami, nikt ich nie obroni? tak, zrywka szła obok szlaku, smutny do widok; nie obarczam winą ludzi tam pracujących, to ich chleb, ale ktoś decyduje o tym rabunku; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Pomnikowe? Wiek rębności to około stu lat, starsze nie mają wartości, co najwyżej jako opałówka.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, opałówka? te potężne pnie? nie wiem, jaki jest wiek tych drzew, pnie są ogromne, zresztą widać, jakie odziomki /czy jak to tam się nazywa/ są na wyrębie, dla mnie pomnikowe; pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Ten Wasz widok z dobudówki powala mnie nieustannie, widok z pięterka zawsze szerszy, nieważne czyste szybki. Teraz żałuję, że nie pobudowałam ambony lub pięterka ale znając siebie tylko bym siedziała przy okienkach i dumała i podziwiała, a tak to częściej wychodzę z chatty.
Lubię Zaduszki na swoich, rodzinnych grobach ale też lubię odwiedzać groby ludzi których podziwiam.
Mam inspirację na Nowy Rok, zegar słoneczny w miejscu resztki płukanego piasku.

mania pisze...

My się wybieramy 11.11. na cmentarze z I wojny o ile pogoda pozwoli bo na razie pada. Deszcz potrzebny, widziałam ostatnio zdjęcia zalewu w Klimkówce, pozom wody zastraszająco niski.
Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, widziałem, widziałem! Od razu pomyślałem o języczniku, ale nie pisałem o tym, bo przecież żaden znawca ze mnie, i pomyślałem, że być może palnę bzdurę, ale jak się okazuje, skojarzenie jednak miałem dobre.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, to taki zasięg prawie 180 stopni, nikt się nie prześliźnie niezauważony:-) tak i ja, czasami siedzę, trzymam książkę na kolanach i patrzę, i patrzę, czasami bezmyślnie, czasami strapionam i widok pomaga ukoić myśli; super zegar słoneczny, podoba mi się także, oczywiście w mniejszym rozmiarze, albo kamienny, plan kołacze gdzieś daleko, daleko; pozdrawiam.

Mania, a my na Ukrainę na 1 dzień, też uzależniony wyjazd od pogody; po starych śladach, coś nowego znalazłam, może się uda dojechać miedzy góry; odczuwalny brak wody widać wszędzie, z Wiaru wynurzyły się kamienie z dna, ale dziś solidnie leje; zdążyłam posadzić sadzonki rokitnika i oliwnika w ilości 52 sztuki, niebo podleje, może przyjmą się; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, na tę skalną ścianę z języcznikami skierował mnie kiedyś znajomy blogowy, od tego czasu odwiedzam co jakiś czas, aby pocieszyć oko:-) jak raz zobaczy się roślinę, to potem łatwo ją rozpoznać, prawda? pozdrawiam.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Też miałem co Szyldówce coś napisać a tu wpis u Ciebie. Co do estetyki leśnej - cóż na zrębie trudno ją znaleźć.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, a ja myślę, że napiszesz:-) i właściwie to będę czekać na ten wpis z utęsknieniem, bo zawsze mnie ciekawi inne spojrzenie; i na pewno niejedną ciekawostkę o tym miejscu trzymasz w zanadrzu; tu nawet nie chodzi o estetykę wyrębu, a o straszliwy rabunek lasu, wszędzie; nawet za drogą przy chatce huczą piły, walą się drzewa, gdzie las jest już prześwietlony do granic wytrzymałości; czy jest gdzieś kres, czy do gołej ziemi będą ciąć? pozdrawiam.