sobota, 29 lutego 2020

W ostatni dzień na Horodżennem za tropami wilków ...

Mamy dziś ostatni dzień lutego.
Wczoraj przez cały dzień sypał mokry śnieg.
Te wielkie płaty nazywam pierzem trzepanym z boskich piernatów, kiedy anieli sprzątają niebo:-)
Pocukrzone góry, sosny i jodły w bieli jak za dobrej zimy, a kiedy wyszłam zrobić zdjęcie Kanasinowi i Kopystańce, pośliznęłam się w kroksach i wylądowałam jak długa na skarpie.
Aparat wypadł mi z rąk, oblepił go śnieg, a mnie aż strzeliło w karku i obiłam solidnie tyłek.
No, i jak to niewiele trzeba, żeby zrobić sobie krzywdę ... ale zdjęcia są:-)



Białe przebiśniegi pod śniegową pierzynką, no i udało mi się w końcu ustrzelić kwitnący wawrzynek na tle śniegu ...



Pod wieczór wyszło odrobinę słońce, a sam zachód był przymglony, bo już nowe chmury zbierały się nad horyzontem. Zresztą w nocy cichcem dosypało znowu, ale potem widać było gwiazdy, to znaczyło że sobota będzie słoneczna ...



I tak się stało.
Ponieważ jesteśmy ranne ptaszki, to zdążyliśmy przywitać wschodzące słońce, a także ugotować wielki gar fasolki po bretońsku. Dwa stopnie na minusie zmroziło mokry śnieg, a my po 8 już poszliśmy na Horodżenne, na "zapotoczne" łąki, póki twardo pod nogą.


O! teraz to już prawdziwe Horodżenne, czyli "zagrodzone, ogrodzone, jak tłumaczył tę nazwę pan Wojciech Krukar. Oprócz pastwiskowego ogrodzenia z żerdzi wejścia na łąki broni siatka. Trzeba krzakami przedrzeć się za głęboki jar, aby dalej swobodnie wędrować. Nie dziwię się, że właścicielka ziemi broni swojej własności przed rozjeżdżaniem jej przez myśliwych czy osoby postronne.


Najpierw przeszliśmy obok domu naszych sąsiadów, tych "wyjechanych", potem trzeba było pokonać bystry potok Gruszowski. Miałam obawy, po ostatnich opadach więcej wody, ale rozrzucone w jego korycie kamienie pozwoliły przeskoczyć na drugi brzeg ...


O, matko, jak się spociłam w zaciszu tej doliny, wiatru nie było, słonce przygrzewało, od śniegu promieniowało, ale kiedy wyszliśmy ponad, powiało i już było lżej.


Odwracając się za siebie, patrzyliśmy na stok, gdzie rozrzucone są pojedyncze domy, między innymi nasza chatka.


Tuż obok biegnie trasa gazociągu wysokociśnieniowego, którego budowa zakończyła się niedawno.
Woda znalazła sobie nowe ujście i źródło bije z ziemi, rozlewając się szeroką kałużą ...



Doszliśmy do drogi, która prowadzi do Rybotycz, do śladów w koleinach dołączyły wilcze tropy.
Świeżutkie, jeszcze ciepłe ... szło ich tu kilka, potem dołączyły z boku inne ... zdeptany w jednym miejscu śnieg, potem znowu rozdzieliły się ...


W takim miejscu można patrzeć dookoła i patrzeć, na wszystkie cztery strony świata ...


... i jeszcze telefon do naszego kolegi Adama, bo dowiedzieliśmy się, że "bobrują" z drugim Adamem gdzieś na Pogórzu Strzyżowskim:-)


Znowu odbiliśmy z tej drogi z powrotem w nasza dolinę ...


Wilcze tropy towarzyszyły nam przez cały czas, ba! nawet mieliśmy świadomość, że być może zza krzaków śledzą nas ich oczy. Jak dla mnie wilki są do przyjęcia, gorzej, gdyby to były oczy niedźwiedzia:-)
Z samego wzgórza odsłonił się ładny widok na Kopystańkę, tam też pójdziemy w najbliższym czasie ...

... a w druga stronę z powrotem nasza wioseczka ...


Wilcze tropy weszły do zagajnika, a my łąkami, omijając miejsce, gdzie jest wysoka skarpa i malutki lokalny wodospadzik znowu przeskoczyliśmy potok. Z jego ścian sączyła się woda, leżały trawertynowe odłamki skał, osadzające się z kapiącej wody, a wyglądały jak zrzeszotniałe, stare kości ...



A wokół dzikość, zwierzęce ścieżki, przewalone drzewa jak w dżungli ...


Blisko nas, w oddali widać dom sąsiadów, który pokazałam na początku.
Zrobiliśmy pętlę, niezbyt daleką, zeszło nam ze dwie godziny, ale w tym urozmaiconym terenie zmęczyliśmy się trochę, na koniec zrobiło się mokro, buty przemokły, dobrze, że nie oblepione gliną.
Są już u Was bociany?
U nas są:-)





To są bociany całoroczne:-) ... z przytuliska ADA w Przemyślu.


Moja papryka, od lewej czereśniowa, pośrodku ostra Cyklon, i z prawej cayenne, ostra jak piekło.
Kilka sadzonek słodkiej kupię na zielonym rynku, aby kilka do kanapek było na bieżąco, bo u nas papryka nie udaje się, jest jej chyba za chłodno.
W przyszłym tygodniu wysieję pomidory.
Miałam wyjść na skraj lasu i naciąć leszczynowych odrostów na płotki, ale rozhulało się wietrzysko, zatem odpoczywamy:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, wszystkiego dobrego, pa!




18 komentarzy:

Aga Agra pisze...

ależ cudne okolice...Pozdrawiam serdecznie

BasiaW pisze...

U mnie papryka nigdy nie zdąży dojrzeć.
Przypomniałaś mi mój upadek z aparatem,1 maja w Bieszczadach, a właściwie zjazd! Ale aparatu nie wypuściłam. Po szczęśliwym zakończeniu, moi nauczyciele żałowali, że nie nagrali filmiku:-)

wkraj pisze...

Po piątkowej zawierusze nie ma już śladu i robi się raczej wiosennie. Czytając tekst też sobie przypomniałem o spektakularnym upadku podczas zwiedzania lochów w zamku Loket. Nie dość, że obiłem się solidnie to uszkodziłem też aparat. Mam nadzieję, że z Twoim aparatem wszystko w porządku - zdjęcia są :)A reszta się zagoi :) Pozdrawiam serdecznie. Miłej niedzieli.

Anonimowy pisze...

Jakie piękne wędrowanie przez dwie pory roku. No i jednak zima jest, co prawda u niektórych tylko ale jest. Nie lubię jej, bo szybko marznę niemiłosiernie. ale miło się patrzyło. A gdzie podzieją się te pikowane, tyle tego dobra w tych skrzynkach. No, ale kto sieje ten zbiera. U nas już prawdziwie wiosennie choć wietrznie. Jutro zapowiada się ciepło, niestety, bez słońca. Pozdrawiam serdecznie, Alik

Pellegrina pisze...

Wypatrywałam Waszej chatki i nie jestem pewna czy ją zlokalizowałam, niechby chociaż kółeczko czy strzałka :-) Śniegu nieodmiennie zazdraszczam, świat ma wtedy zupełnie inny smak i zapach.
Ja nie zobaczyłam jednego schodka pod nogami i też mi aż coś chrupnęło w kręgosłupie, jak ból nie przejdzie jeszcze z tydzień, idę do lekarza.
Wzruszają mnie zwiastuny pod śniegiem, takie delikatne ale dzielne.
Tych poranków wczesnych też zazdraszczam, jakie to sa po nich długie i ciekawe dni!
Też często robię na spacerach takie pętle, nie lubię wracać po własnych śladach.
Bociany już widziałam ale kiełkującej papryki jeszcze nie.
Serdeczności przesyłam u mnie jeszcze przedwiosenne.

Krzysztof Gdula pisze...

Zima się obudziła, spychana przez wiosnę.
W Górach Kaczawskich widziałem w niedzielę trochę śniegu wyżej, i na północnych zboczach.
Mario, widziałem wawrzynki! A jeden krzak był tak wielki, jak… jak słoń!
No, prawie.
Z powodu wilków hodowcy zapewne mają kłopoty, nieprawdaż? Pilnować zwierzyny trzeba, bo wilki są sprytne.
Pogratulować ludziom z przytuliska dla bocianów. Ciekawe, czy po zimie spędzonej przy pomocy ludzi i przy nich, wrócą do samodzielności.
Ładnie tam u Was, Mario.

Anonimowy pisze...

Ależ poogradzali - jak mówi Tadeks niewiarygodne. :)
Nam się trafił wiekszy śnieg ale nieprzesadny - pozd.kulczyk

grazyna pisze...

Gdzies mi przemknal Twoj wpis, a tu tyle ciekawostek.
Przestalam uzywac kroksy bo tez kilka razy wpadlam w poslizg i jezeli mam aparat fotograficzny w reku to instynktownie staram sie go chronic i padam jak worek z kartoflami czesto nadwyrezajac moje cialo...wyrzucilam kroksy.
Sliczny, prawie zimowy spacer! masz gdzie chodzic, masz cudne okolice. Ciekawa jestem Kopystanki.'Pozdrawiam

Aleksandra I. pisze...

O jak fajnie było wędrować po Twoich bezdrożach. Szczególnie teraz kiedy sama jestem uziemiona w domu. Rozłożyło mnie trochę. Przy takich okazjach dopiero wiem jak wędrówki uzależniają. Bardzo mi ich brakuje. Te przestrzenie, które Pokazujesz te wschody słońca są piękne. Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agra, tym razem nie jechaliśmy daleko, tylko poszliśmy w okolice chatki; pozdrawiam.

Basia, przykrywam paprykę na grządce agrowłókniną, w ten sposób jest jej cieplej i jakoś dorasta, ale te duże papryki i tak nie udają się, dlatego małe strączki ostrej i czereśniowa jest sadzona, bo zdąży przed mrozami; ha! widzę, że nie tylko ja wywijam orły na śliskich nawierzchniach; pozdrawiam.

Agnieszka, prowadzenie bloga spowodowało, że źle czułabym się bez aparatu, wychodząc w plener:-) normalnie nałóg:-) pozdrawiam.

Wkraju, kiedy wróciliśmy do chatki, zerwał się silny wiatr, ale jakiś ciepły, pod wieczór śladu śniegu nie pozostało, chyba że w cieniu; aparat nie ucierpiał na szczęście, tylko moja kość ogonowa i strzyknięcie w karku, które odczuwam do dziś:-) się zagoi:-) pozdrawiam.

Alik, to była zima jednodniowa, przynajmniej u nas, w górach na pewno śnieg leży, ale jakoś nie tęsknię za nim, nawet narty zarzuciłam:-) papryczki rozsadzę na paletki, potem jakiś czas będą przeszkadzać w kuchni na oknie, dojdą jeszcze pomidory, potem do tunelu; wciągnęła mnie uprawa własnych rozsad, bylinowych też, bo to podwójna radość, własnoręcznie wysiane nasionka i oczekiwanie:-) pozdrawiam.

Krystynko, chatkę widać na tym zdjęciu przed kamieniami, auto stoi na podwórzu, powyżej czerwony dach stajni sąsiadów; dlatego ten śnieg wyciągnął nas w okolice chatki, bo dawno nie byliśmy, tego wędrowania będzie więcej, bo miejsc nieznanych jeszcze sporo, nie trzeba daleko jechać; znam ten ból, kiedy noga już sięga podłogi, a tam jeszcze schodek, kręgosłup czuje; tak miałam, kiedy schodziłam z pościelą do wietrzenia; niesamowite są te roślinki pod śniegiem, nic im nie szkodzi; wcześnie zasypiam, a ie w końcu człowiek potrzebuje snu, noc mi za długa:-) marzą nam się ciekawe szlaki, ale co, kula u nogi, auto, ciężko w naszym terenie skomunikować powroty do chatki; pozdrawiam.

Krzysztof, ten śnieg niestraszny, grube mokre płaty, takie wiosenne, nie przetrwały, troszkę w zacienionych miejscach; widziałam zdjęcie wawrzynka u Ciebie, zaraz tam wrócę i napiszę; o, tak, ponoć z powodu wilków Grek zlikwidował pobliską hodowlę kóz w Czarze PGR-u, nie będzie kozich serków, ale mój sąsiad powiększa stadko, nisza wypełni się:-) przytulisko ADA nie tylko bocianami opiekuje się, wszelka dzika zwierzyna znajdzie tam pomoc; niektóre ptaki pozostaną tam na zawsze, niezdolne do lotu, uszkodzone; ładnie, przyznaję, odkrywam na nowo swoje bliskości:-) pozdrawiam.

Kulczyk, noooo! żebyś wiedział, ciężko od potoku przedostać się na łąki, przegrodzona trasa gazociągu, może za dużo zapuszczało się tam wszelkich pojazdów:-) przed laty, kiedy tam "nastaliśmy", była niczym nieskrępowana wolność:-) dobrze, że nieprzesadny, głęboki śnieg wysysa siły:-) pozdrawiam.

Grażyna, ależ to był niespodziewany ślizg, mąż wychylił się z okna i zaśmiał się: a czego ty tam szukasz na ziemi:-) już nie raz ślizgałam się w kroksach, tym bardziej, że u nas spore nachylenie, ale do tej pory pion udało się utrzymać, ale kiedyś musi być pierwszy raz:-) terenów mnóstwo do wędrowania, na wyciągnięcie ręki; pozdrawiam.

Ola, wirusy i bakterie w tej zimie-niezimie poczynają sobie śmiało, też ciągnie mnie bardzo do robót na podwórku, ale oszczędzam się, bo o przeziębienie łatwo, poza tym jest jeszcze mokro, prawie codziennie leje, ale wody ziemi potrzeba; kuruj się, odpoczywaj, planuj trasy, żebyś w pełni sił wróciła do wędrówek, a nam pokazała je na zdjęciach; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Szkoda wywrotki - to jednak bolesne doświadczenie. U mnie wawrzynek pięknie kwitnie ale bez śniegu, ale te tropy wilcze to... pozazdrościć.
O widzisz przypomniałaś mi żebym się kopnął i ze zdziczałego ogrodu ze dwie sadzonki leszczyny przywlókł do domu.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, obtłukłam sobie ogonek:-) troszkę śnieg i błoto zamortyzowało; śnieg pojawił się po to, żebym zdjęcie zrobiła, no i także po to, żeby zobaczyć na własne oczy, ile wilków jest w okolicy; taką zwykłą leszczynę? zaopatrz się w czerwoną, albo jakąś inną o dużych orzechach; pozdrawiam.

Bozena pisze...

Oj, kroksy nie są najlepszym obuwiem na śnieg. Ale za to jakie wyszły Ci cudne zdjęcia kwiatów w śniegu ! Uważaj na siebie, bo łatwo sobie coś połamać, urwać, naciągnąć. Widzę, że tak jak my lubicie wędrówki "bocznymi drogami", z dala od tłumów. A Pogórze Strzyżowskie przekraczamy za każdym razem gdy wyjeżdżamy do Koźla, czy wracamy do chaty. serdeczności

Lidka pisze...

U nas też już są bociany, pierwsze widziałam spacerujące na polu, mam nadzieję, że to dobra wróżba :)
A moje papryki nie chcą wzejść :( Już posiane kilka tygodni i nic :(
Uściski :))

agatek pisze...

Cudownie spędzacie czas... piękne zdjęcia...
pozdrawiam :)

mania pisze...

Człowiek zniesie dużo, nawet bolesny upadek aby "ustrzelić" piękne foty :) Pięknie różowieje wawrzynek na tle śniegu, nie straszne mu chłody. Pozdrawiam serdecznie, udanych siewów :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, kiedy kroksy takie wygodne, stopy ciach! i już się biegnie:-) czatowałam na kwitnącego wawrzynka na tle śniegu, bo kiedyś przegapiłam podobny moment i potem żałowałam; lubimy, nawet jadąc na Pogórze nadkładamy czasem wiele kilometrów, aż pod Dynów robimy koło, bo ładnie; Strzyżowskie też ładne, inne; pozdrawiam.

Lidka, o, tak! jak bociany spacerują, to znaczy że będziesz miła pracowity rok, w wędrówki też:-) papryka lubi ciepło, może ma za zimno? moją trzymałam na akwarium z rybami, stamtąd miała ciepło, szybko wykiełkowała; pozdrawiam.

Agatek, czas na wędrówki tylko w sobotę, ale dobre i to; to wszystko widzę z okna chatki, to są właśnie "zapotoczne" łąki; pozdrawiam.

Mania, a chciałam tylko zimę złapać obiektywem:-) nadwyrężyła sie trochę, ale to przejdzie; ciekawy ten wawrzynek, ładny choć trujący; pomidory wzeszły, kilka znanych mi z nazwy rodzajów, jeden niewiadomy:-) pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Ale ja kocham te nasze rodzime "dziczki".