Najpierw kwietniowy dudek, bo znowu zapomnę:-)
Zjeżdżaliśmy do nas w dół, aż tu na sąsiednim obejściu takie cudeńko, i wcale nie bał się nas.
Deszcz z nieba ma inną energię niż woda ze studni.
Po deszczu wszystko kiełkuje, rośnie, prawie w oczach.
Nosiłam konewką wodę na zagonek z ogórecznikiem, wcale nie chciało mu się wyłazić z ziemi, a teraz? i słonecznik, i rzodkiewki, i sałaty, i buraki różne, a nawet rabarbar zasiałam, żeby mieć potem swój. Mąż się burzy na ten rabarbar - po co sadzisz? nienawidzę go od dziecka! sama będziesz go jadła! ... Skąd ta nienawiść do zwykłego rabarbaru? przyznał się, ten kompot w szklance, a właściwie glut z wiszącymi z boku długimi farfoclami. Kto mieszkał w internacie lub korzystał z innej stołówki, wie o czym piszę:-)
A ja lubię od czasu do czasu placek z rabarbarem pod bezową pierzynką, tę kwaskowatą rzeźwość na języku, obiecałam, że będę drobno kroić, to może nawet i kompot polubi:-)
Wybraliśmy się w pierwszomajowy dzień na pobliskie pagóry, zaczyna kwitnąć zawilec wielkokwiatowy, nie zaszkodziła mu pożoga ogniowa. Jak co roku zresztą przyroda odradza się w zaskakujący sposób, i może dlatego trwają te rzadkie okazy, nie głuszone przez krzaki, trawy.
Przejechaliśmy też sąsiednią doliną, na starych miejscach żbik.
Nie byliśmy jego pewni, bo bez okularów ciężko rozpoznać nawet powiększony obraz w aparacie, dopiero w komputerze potwierdziło się, że to żbik.
Stare drzewa kwitną, jabłonie, grusze, czereśnie, jedyna pozostałość po dawnych zagrodach.
Jamna Górna, Dolna, Trójca, potem Grąziowa ...
Było duszno, męcząco, w końcu spadł deszcz, a wraz z deszczem morze białych płatków z przekwitłych czereśni.
Po takim deszczu to tylko rankiem morze mgieł, podnoszących się z doliny. Czasami było tak biało, że widać było tylko czubki drzew na łąkach za potokiem, wiatr przewiewał je albo nawiewał, a potem słońce przegoniło je z kretesem i nastał słoneczny dzień.
Jeszcze w kroplach rosy poranne bodziszki żałobne, skrzące się drobniutkimi kryształkami.
W przydrożnych rowach, na zakrętach drogi kalwaryjskiej mnóstwo groszku wiosennego, już przekwita, ale jeszcze mami oko zmiennością kolorów, starsze kwiatki są prawie niebieskie ...
Pracowaliśmy przy tunelu foliowym.
Trzeba było wymienić starą, poszarpaną folię na drzwiach i boczkach, wzmocnić stelaż, na nowo naciągnąć tę wielką, która popękała na oparciach o żeberka tunelu, promienie uv zrobiły swoje. Ale żeby jeszcze przetrwała ten sezon, zrobiliśmy jej opatrunki z taśmy klejącej, może wytrzyma, na przyszły rok czeka nas nowy zakup.
Wyniosłam do tunelu sadzonki pomidorów i papryki, paletki z wysianymi bylinami, ogórki do podpędzenia w doniczkach, nawet trafiła się odmiana krzaczasta:-) kiełkują nasiona melonów, wydłubanych z tych przywiezionych z Rumunii, poczekamy na efekty. Z agrowłókniną już powyciągały się etykiety co niektórych zasiewów, więc będzie jedna wielka niewiadoma, bo sama nie pamiętam, co zasiałam:-)
Piszę ten post, a za oknem szumi deszcz, krople grzechoczą o blaszany dach, szkoda tylko, że tak chłodno. Trzeba mi pilnować nocnych temperatur, nocny przymrozek nie raz już narobił szkód w rozsadach nie do odrobienia, a sadzonki w tym roku drogie.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za miłą obecność, zdrowia życzę, pa!
19 komentarzy:
Majowy śnieg i ja widziałem na ostatniej włóczędze – opadłe płatki kwiatów czereśni. Mario, popatrz, jak wielkiego wysiłku dokonuje przyroda dla odnowienia się.
Tak, tak, ciasto z rabarbarem jest super!
Fajna musi być ta niewiadoma: co mi wyrośnie z tych nasion? :-)
Pięknie. Będzie jescze pięknie.pochwal sie konieczne jakie bylinki sialas. Foliaczek super. Będzie plonów ze hoho.cudownie macie na pogórzu.widoki niebiańskie.
BArdzo pikenie zdjecia, kwitnaca drzewa na bialo...ale najpiekniejszy to dudek! moje marzenie niespelnione, chcialabym kiedys go upolowac zdjeciem! Moja corka co roku jezdzi pod namiot do srodkowej Portugalii i tam dudkow jest jak u nas wrobli! a w Polsce tak trudno o tego ptaszka, sliczny jest wyjatkowo.
Bardzo lubie placek rabarbarowy z beza....pozdrawiam serdecznie
Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
u mnie gorzej. Mało roślin wzeszło i wąż uszkodzony...
Krzysztof, przed deszczem przeleciał przez okolicę solidny wicher, to dopiero był widok, jakby śnieżyca; potem reszta opadła z deszczem, a gdy krople wyschły, dalej sypało płatkami; dziś już prawie nic nie zostało na drzewach, a szkoda; za to jabłonie zaczynają swój spektakl; często tak się zdarza, niewiadoma w doniczkach; tak mam z pomidorami, trochę oznaczonych, a trochę z tabliczką, nie wiadomo co, bo papierowe zakładki przegniły:-) pozdrawiam.
Agata, pochwalę się:-) wzięło mnie w tym roku na kwiaty, jednym z nich będzie dzwonek kropkowany; dużo będzie wysadzanych dopiero pod jesień na grządki, efekt w przyszłym roku; tak, widoki mamy ładne, zwłaszcza teraz, kiedy zieleń w różnych odcieniach; marzy mi się prawdziwa wiosenna ulewa:-) pozdrawiam.
Grażyna, jest bardzo widokowo, bo teren urozmaicony, na płaskim nie ma tej perspektywy:-) pasy tarnin na miedzach, las przetykany czereśniami, wiejskie sady; dudek śliczności, no i jakby nie zwracał na nas uwagi, bo zatrzymaliśmy się autem, podfrunął tylko troszkę dalej; u nas w jabłoniowej dziupli już słyszę szczebiot piskląt kowalików, za szybko ten czas ucieka:-) pozdrawiam.
Karolina, ot, życie codzienne; pozdrawiam.
Aga, poczekaj jeszcze, jest zimno, sucho, może jeszcze zbiorą siły i urosną; a przypadkiem nie zostawiłaś węża z wodą na zimę i mróz rozsadził?? pozdrawiam.
No patrz, Marysiu - mieszkamy niby tak blisko siebie, a u nas deszczu prawie wcale nie było.Dlatego też nic na razie kiełkować nie chce. Irytują mnie już prognozy pogody, bo codziennie zapowiadaja deszcze a nawet burze - i nic. Tylko coraz zimniej z każdym dniem, żeby tylko jak zaczna w koncu kiełkowac zasiewy mróz ich nie zwarzył.
Pieknie wygląda ten dudek. Nigdy jeszcze na żywo go nie widziałam!Jako i rysia.
Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Ach jak ja lubię te Wasze wycieczki. Tyle pięknych roślin wypatrzysz wśród zieleni. A twoją znajomość każdego kwiatka jest imponująca. Uwielbiam patrzeć na takie pojedyncze drzewa owocowe ,całe w kwieciu pośród zieleni. A mgły tajemnicze - super. No i na okrasę DUDEK. Piękności Pokazałaś. Pozdrawiam serdecznie.
Sam nie wiem co podobało mi się najbardziej te kwitnące drzewa czy mgła nad doliną a może dudek - chyba wszystko. Mieliśmy kiedyś w ogrodzie rabarbar, ale zlikwidowałem go i teraz trochę żałuję ciasto z rabarbarem jest pycha. Niech Ci rosną te sadzonki widać, że sprawia Ci to sporo radości. Pozdrawiam serdecznie :)
Ola, już wczoraj wieczorem miałam stracha, wróciłam do domu, a tu zapowiadają przymrozki, ale trochę niżej nas; z ulgą rano powitałam deszcz za oknem, choć zimno jak w psiarni; rysia widziałam raz, i to niedaleko naszej chatki, natomiast żbiki widuję częściej; pozdrawiam.
Ola, ciężko usiedzieć na miejscu, więc zanim słońce ogrzeje ziemię, to ruszamy w bliską okolicę, przy okazji zakupów; ta dolina, którą jeździmy, jest pełna starych drzew owocowych, bo to teren wysiedlonych wsi; o, tak, mgły budują nastrój, dobrze, że na razie wiosenne, bo jesienne smutniejsze; pozdrawiam.
Wkraju, miejsca mamy dosyć, więc upcham gdzieś ten rabarbar w jakimś zakątku:-) cieszę się, że znajdujesz u nas ulubione klimaty, zresztą wyczuwam w Tobie bratnią duszę; miałam wczoraj wieczorem stracha, niebo rozpogodziło się, obawiałam się przymrozków; jednak trzeba być stale na miejscu i monitorować sytuację, szkoda byłoby tyle mojej pracy; pozdrawiam.
Pięknie zielono,wiosennie i jakoś tak radośniej.Jest nadzieja,że jeszcze będzie normalnie. Pozdrawiam cieplutko Piotr z Roztocza.
Zawilec wielkokwiatowy występuje u mnie jako rarytas :-). Słabo się rozmnaża, a w poprzednim ogrodzie tworzył wielkie kępy. Nie wiedziałam, że u nas rośnie na dziko. Czekają nas zimni ogrodnicy i wściekła Zośka. Musimy chronić nasze sadzonki. Nie mam szklarni ani folii, więc chowam je do domku gościnnego. Masa dodatkowej roboty :-). Prostego kręgosłupa i ciepłej, deszczowej wiosny życzę ! Uściski !
Witaj Mario
Wprawdzie pięknie wszystko zakwita, bądź wychodzi z ziemi, ale wczoraj byłem na granicy Bieszczadów i Gór Sanocko- Turczańskich w okolicach Czarnej Górnej i spadł śnieg. Dość sporo go było, nawet okapy śnieżne zaległy na wypuszczających już liście gałęziach, a krowy mimo to pasły się na łąkach. Zastanawiałem się czy ten śnieg dopadł również Nasze Pogórze - niestety wracałem późnym wieczorem i niewiele było widać. Dziś sam wybieram się za miasto na działkę. Rabarbaru wprawdzie nie sadziłem, ale wiele innych już tak. Ciekawe czy coś urosło bądź wyszło z ziemi ... nie było mnie trzy dni. Ostatnio jechałem przez Gruszową i widziałem że ktoś tam w okolicy sprzedaje sery domowej roboty. Trzeba będzie się zainteresować tym bliżej.
Pozdrawiam serdecznie
Tomasz
Ile razy spotykam nazwę Grąziowa tyle razy mam rozdwojenie jaźni.
Jedna już nie istnieje (tylko cerkiewka w skansenie) a druga zupełnie zapomniana choć żyjąca na uboczu. Obie Grąziowe leżą tak blisko, a jakby oddzielał je kosmos
p.s. dziękuję za udzielenie parkingu
pozdrawiam
Mam rodzinę dudków u sąsiadów którzy przyjeżdżają do domku dwa razy w roku więc dudki spokojne choć płochliwe i rzadko mi się udaje uchwycić je na zdjęciu. Coś w tym jest, że deszcz ma oprócz wody jeszcze to coś, co pobudza do życia i do wzrostu całą florę. Kiedyś miałam rabarbar, chrzan i inne inwazyjne ale się okazało, ze nie warto było sie z tym mierzyć cały rok by skorzystać z nich dwa razy w roku.
Żbika jeszcze nigdy nie widziałam i chyba bym nie chciała bo wydaje mi sie to groźny kot.
Te owocowe drzewa kwitnące w rzędach, gdy już dawno nie ma ich właścicieli wzruszają i zmuszają do zadumy.
Jak ja to znam, posieję i nie pamiętam co i gdzie. A sadzonki w tym roku bardzo drogie.
Mario ! ujmuje mnie Twój sposób postrzegania zwykłej rzeczywistości, takie roślinki, takie zwierzątka w Twoich opowieściach urastają wzbogacając codzienność . Tak z głupia frant wstrzeliłem się z tą Grąziową bo mam takie coś że gdy odwiedzam miejsca kiedyś tętniące życiem a dziś jakby nieistniejące uświadamiam sobie przelotność życia.
Dzisiaj byłem w dawnej wsi Miłków na Roztoczu i podobnie jak na Twoim Pogórzu uzmysławiam sobie przemijanie.
Ale wracając do Grąziowej to wybierzcie się tam kiedyś jak już będzie można i zobaczcie tą drugą wersję
Piotr, o, tak, ale w środę wieczorem obleciał mnie strach, kiedy zobaczyłam w kamerce śnieg w Arłamowie; mąż był zmuszony pojechać i schować rozsady z tunelu do domku pszczelarza; jeszcze trzeba przeżyć Zimnych Ogrodników, Zośki i może noce już nie będą straszyć przymrozkami:-) czy będzie normalnie? może trzeba będzie zaprzyjaźnić się z koronawirusem i żyć obok niego i z nim, oby nie; pozdrawiam.
Ania, spotkać w naturze roślinę, którą znamy z ogrodu, to rzeczywiście rarytasik, a u nas takie namiastki stepów pozostały, płaty suchych muraw; zimni ogrodnicy nieciekawi, przynajmniej u nas, w podgórskich rejonach; nie będę ryzykować, rozsady pójdą do domku pszczelego, kosztem słońca, przez 1-2 dni nic im nie będzie, gorzej jakby zmarzły; w foliii, Aniu, mróz też dochodzi i mrozi, chyba żeby kilka warstw agrowłókniny; dużo zdrowia, pozdrawiam.
Tomasz, właśnie wtedy wysłałam męża 60 km dalej, żeby schował rozsady, bo przeraził mnie ten śnieg na kamerach w Arłamowie:-) po deszczu i ostatnich cieplejszych nocach na pewno coś wykiełkowało; sery wyrabia i sprzedaje mój powyższy sąsiad, kozie, różne gatunki; i ja pozdrawiam.
Enrico, tak, czytałam o Grąziowej na Ukrainie, ale tam nie byliśmy chyba, choć trochę tłukliśmy się po bezdrożach; w naszej Grąziowej tylko kilka powojennych domów pewnie po pgr-ze, stare sady, cerkwisko i cmentarz na górce; droga dziurawa, ale pięknie jedzie się nią; o! byłeś na Kopystańce z roztoczańskimi przyjaciółmi:-) i ja pozdrawiam.
Krystynko, śliczności te dudki, takie kolorowe, z rozkładanym czubem; myślę, że jakąś energię niesie z nieba deszcz, może kosmiczną:-) chrzan u mnie rośnie na łące w dolince, całe mnóstwo, więc sięgam po niego też tylko przed Wielkanocą; a na rabarbar mam chrapkę od dawna, nie na kompot, a właśnie na placek; miejsca mam dużo, nie będzie przeszkadzać:-) żbik to taki większy kot dachowiec:-) umaszczenie to samo, ogon okazalszy, mordka sympatyczna; tak, cała dolina jest piękna, zwłaszcza teraz, kiedy kwitnie, a jednocześnie smutna, masz wrażenie, że zza zakrętu wyłonią się zagrody, a tu nic, kilometrami pustka; coś dużego wyłazi mi z doniczek, a ja nie wiem co:-) i jakiś drobiazg na paletkach; sadzonki drogie, dobrze mieć swoje; pozdrawiam.
Enrico, może to w dojrzałym wieku zmienia nam się postrzeganie świata? człowiek zwalnia, zaczyna interesować się historią, odwiedza te zapomniane miejsca, patrzy na ptaki, rośliny; nie każdego to interesuje; może dla ludzi z zewnątrz jestem "divadlem", jak to mówią Czesi:-) dzięki za dobre słowo, opisuję zwykłą codzienność, którą mam za oknem, na wyciągnięcie ręki i bardzo lubię tu być, miasta nie lubię:-) znam Miłków, wysiedlili ich Niemcy, kiedy przebiegała tamtędy granica między Niemcami a Sowietami, pozostał cmentarz w lesie; poznałam kiedyś córkę jednego z wysiedlonych gospodarzy; bardzo brakuje nam wyjazdów do sąsiadów, czy to na wschód, czy trochę dalej, były plany, życie skorygowało; może zdążą uruchomić nowe przejście Malhowice-Niżankowice, roboty drogowe idą ostro;
pozdrawiam.
Urocze są stare sady w białych welonach kwiecia. Wczesną wiosną stare jabłonki stoją nagie z powykręcanymi gałęziami, jakby nachylały się już nad grobem, a tu w maju niespodzianka. Większość przywdziewa białe welony i kpi sobie z wieku.Co roku rozczula mnie to.
Z podziwem czytam o Twoich uprawach, dużej wiedzy ogrodniczej i zapale. Masz niesamowitą rękę do roślinek. Taką rękę miała moja teściowa. A ogród jej był przepiękny. Zdolności do sadzenia odziedziczył mój mąż i nasza córka.
Dzięki za możliwość zobaczenia żbika. Nigdy nie widziałam go na swobodzie, a szkoda. Dudek też niesamowity. Ślę pozdrowienia.
Bożena, dolina, którą jeździmy, kiedyś była ludną, ciągnęły się tam wsie, kwitło życie, potem diabeł zamieszał w kotle i dziś pozostały tylko samotne drzewa; rzeczywiście, kiedy opadną liście, ich gałęzie unoszą się w niebo jak w niemym krzyku; maj budzi je do życia, oprócz tego są pielęgnowane, przycinane, niektóre nie wytrzymują już garbu lat, zwalają je wichury; bardzo podobało mi się na Słowacji tuż za naszą granicą, w Bukovskich Vrchach, tam drogi obsadzone są jabłoniami; dane nam było przejeżdżać tamtędy w czasie kwitnienia, coś niezwykłego, a ja z tego wszystkiego nawet zdjęcia nie zrobiłam:-) wychowałam się na wsi, dla mnie to zwyczajność, że wszystkie rozsady produkowało się w domu:-) ale lubię, codziennie rankiem wychodzę na obchód, zauważam każdy milimetr wzrostu:-) pozdrawiam.
Prześlij komentarz