niedziela, 17 maja 2020

Ta jedna noc ... wilk i storczyki ...

Zanim wyjechaliśmy z Pogórza do domu stacjonarnego, schowaliśmy wszystkie rozsady do domku pszczelarza. Pozostała pod folią tylko wysiana na paletkach drobnica, a i tą okryłam agrowłókniną, złożoną w czworo.
Paskudna to była pogoda, zimno, wietrznie, z nieba lało, a pod wieczór rozpogodziło się, i to rozpogodzenie przyniosło mróz. Ten cichy niszczyciel najwięcej szkód narobił w dolinach, na otwartych przestrzeniach, trochę wyżej drzewa ostały się bezpieczne.
Kiedy wjeżdżaliśmy do naszej wioseczki, zobaczyłam, że u Janka orzechy włoskie ocalały, jabłonie kwitły dalej, z lekka zmaltretowane przez ulewę. Pełni nadziei zjeżdżaliśmy do nas, przecież to tylko kilkadziesiąt metrów w pionie, na pewno nic się nie stało.


A jednak stało się.
Zmroziło wszystkie orzechy włoskie, po jabłoniach pokazywanych w ostatnim wpisie zostały wspomnienia, oprócz tego zmroziło też zawiązki owoców gruszy i czereśni, na śliwki jeszcze nie patrzyłam. Nawet lubczyk - Mateuszowe "poluby mene" też skłonił pierzaste liście, lipki szczepione, różowa robinia, wszędzie ślady mrozowych szkód i owoców nie będzie.
Dziś w domu zobaczyłam, że winorośl na pergoli zupełnie zniszczona, a zatem winogron też nie będzie.
W lesie nie lepiej, najbardziej ucierpiały buki, są rude, jakby to była jesień.
Jeszcze nie dowierzam pogodzie, sadzić nie sadzić na grządkach czy pod folią? Rozsady w domku pszczelim przetrwały bez uszczerbku, tak samo pod włókniną. Mam tylko kilka grządek i mnóstwo rozterek:-)
Ostatnio mieliśmy bliskie spotkanie z wilkiem w drodze do domu.
Zobaczyliśmy, jak biegnie za wysokimi trawami, które zostawia się niekoszone na łące. Ano poczekamy tu na ciebie ... zniknął nam z oczu, zanim ruszyliśmy autem, z oczami utkwionymi w trawy, on już przebiegł nam drogę i zatrzymał się na skraju lasu. Mąż zagwizdał jak na psa przez uchyloną szybę ... popatrzył, odwrócił łeb, popatrzył z drugiej strony i nieśpiesznie poszedł w las.





Po deszczach ranki bywają bardzo mokre, więc dla nas to czas na zrobienie zakupów, a także na wycieczkę po okolicy ... z naciskiem na wycieczkę:-)
Pojechaliśmy na wzgórze kalwaryjskie, w kościele odbywała się msza dla kilku osób, a nasza uwagę zwrócił osobliwy strój uczestników. Czarne peleryny z krzyżem, panie w koronkowych czarnych mantylkach na głowie, potem w domu poszukałam w necie i okazało się, że byli to Rycerze Zakonu Maltańskiego. Na wzgórzu kalwaryjskim trwają prace budowlano-remontowe, a właściwie to jeden plac budowy  ...


To, co kiedyś uważałam za zabudowania gospodarcze, a może raczej za stajnie, obórki i chlewiki, okazało się być resztkami fortalicjum kalwaryjskiego. Odkopano grubaśne fundamenty, część murów rozebrano ... to są piękne stare mury z kamienia "wiarowego", jak ja to nazywam.
Poszliśmy na łąkowe pole biwakowe, chciałam bardzo zobaczyć storczyka samiczego.
Brodaty braciszek zbierał młodziutką miętę, a ja poszłam najpierw wzdłuż ogrodzenia z muru, potem zawróciłam i prawie na środku łąki zobaczyłam je. Mąż śmieje się z tej mojej fascynacji kwiatkami, nie chce mu się szukać z nosem w trawie i pobłażliwie patrzy, jak gorączkowo wypatruję. No i znalazłam, co prawda lekko przekwitające, ale zobaczyłam ...




Już nawet nie dla samych storczyków warto było tu przyjechać, ale dla dalekich widoków, na południe i nawet na Ukrainę.




Po południu poszłam poszukać na łąkach sosenek, do których mogłabym dosięgnąć po sosnowe pędy na syrop. Samosiejki porosły wielkie, nie dostałam do wierzchołków, uskubałam ze dwie garści i z koszykiem poszłam połazić po tej części łąk, gdzie zaglądam rzadziej. To stromizna schodząca do potoku, nieużywana, trochę dalej zarośnięta tarninami, od sąsiada dzieli dosyć wysoki uskok.
I własnie na tym zakrzaczonym uskoku coś mi się zaróżowiło, przygięty do ziemi kwiatostan, a kiedy rozejrzałam się, zobaczyłam, że mam tu całkiem okazały, prywatny rezerwacik:-)
Nie znam się na storczykach, tylko lubię na nie patrzeć w naturze ... może to męskie, jak pod chatką? ale jakieś okazalsze, grubsze, tłustsze wręcz powiedziałabym:-) grube liście, łodygi, tylko kilka rozwiniętych w pełni, reszta w kłosie ... pójdę tam za kilka dni sprawdzić, czy kwitną wszystkie.









Przy okazji widoki, na które trudno pozostać obojętnym:-)







Psy zbiegły do potoku, który poniżej robi spory zakręt, wpadają do niego pomniejsze dopływy, dolinka zabagniona, ulubione miejsca dzików ... wróciły po pachy w czarnym błocie, przy okazji płosząc czarnego bociana, który odfrunął tylko kawałek dalej.


Kwitną głogi, rozsiewając wokół intensywny, słodko-mdlący zapach. Trzeba uzbierać trochę kwiatu, potem owoców, łagodnie obniżają ciśnienie krwi:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za miłą obecność, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa! ... zdrowia dużo życzę:-)


P.s. Przed chwilą wróciłam z sadu, zaczynają kwitnąć szałwie łąkowe, ptaki śpiewają jak szalone, pachnie rozkwitłym głogiem i skoszoną trawą ... słońce zachodzi już za Kopystańką, jeszcze trochę, a zacznie wędrówkę powrotną ... nie wyrażam na to zgody, absolutnie!!!


Przy szałwii krzyżownica, lubią swoje towarzystwo:-)
W wolnej chwili szperam po necie w nieutulonej tęsknocie za naszymi wyjazdami, a choćby tańce cygańskie pooglądać, czardasze węgierskie, albo posłuchać tęsknych nutek z rumuńskich Karpat:-)

Hungarian gypsy dance a little differently ... podziwiam sprawność:-)

Flashmob organizat de Mugurelul, Universitatea Babeș-Bolyai - „100” taniec uliczny z Cluj-Napoca.



`


18 komentarzy:

BasiaW pisze...

Dla tych storczyków warto pojechać. Mrozy robią w tym roku spustoszenie, człowiek jest bezradny wobec kaprysów natury. U nas jest łagodniej, ale przez kilka nocy przykrywałam kwiaty, znosiłam doniczki.Pozdrawiam cieplutko Marysiu.

Aleksandra I. pisze...

Podziwiam Twoją znajomość roślin. A storczyki bardzo okazałe. Szkoda, że mróz narobił tyle szkód. Być może przyroda poradzi sobie. Widoki wspaniałe i nigdy nie nudzą się. Życzę dużo zdrówka i wielu pięknych widoków i wrażeń miłych.

Zielonapirania pisze...

Z przykroscia czytałam o skutkach mrozu. Bezradność przygnębia.
Spotkanie z wilkiem niesamowite. Wyobraziłam sobie, że tak kręcę się sama, a tu wilk! Chyba bym zeszła na zawał!:)

Klarka Mrozek pisze...

Jakie piękne widoki,
wiem, gdzie rosną dzikie storczyki, może kiedyś jeszcze tam pojadę, może jeszcze rosną na tamtym budzisku.

Piotr z Roztocza. pisze...

Piękne widoki,piękne rośliny i piękna Twoja fascynacja roślinami. Na mróz nie mamy wpływu natura rządzi się swoimi prawami.Na Roztoczu też był przymrozek,ale większych szkód nie było.Pozdrawiam Piotr z Roztocza.

AgataZinkiewicz pisze...

Jejku te przymrozki i u nas narobiły szkód. Niedobre. Szkoda naprawdę szkód. Plonów znowu w tym roku mniej... Piękne widoki, piękne środowisko o kwiaty. Aż zazdroszczę. U nas wilki na porządku dziennym... Ale spotkać to dopiero przeżycie. Pozdrawiam serdecznie. Dużo słonka i ciepełka życzę.

grazyna pisze...

Najbardziej poruszyl mnie wilk w Twojej relacji, chcialabym kiedys miec takie spotkanie i zrobic mu zdjecie. Wyglada jak zagubiony piesek. A storczyki i to okazale masz blisko chatki! wiele razy juz Ci pisalismy, ze masz szczescie!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, jedne storczyki rosną mi pod chatką, zastane tu po kupnie ziemi, inne odkryłam w sobotę, będą jeszcze inne, jesienią też; chyba to jeszcze nie koniec przymrozków, bo z niepokojem śledzę prognozy, piątek i sobota niepewne, oby się nie spełniły; pozdrawiam.

Ola, bo mam blogowych znajomych, którzy odnajdują przeróżne ciekawostki, a ja potem idę po ich śladach, na gotowe:-) tak bywa z tym mrozem, potrafi zniweczyć w jedną noc tyle ludzkiej pracy; widziałam pola ziemniaków, zniszczone zupełnie; teraz widoczność bardzo dobra, zawsze oko leci na górki; dzięki i pozdrawiam.

Piranio, tak, człowiek jest bezradny, było mi po prostu okropnie żal; może są jakieś sposoby, może palenie ognisk, zadymianie, zraszanie wodą, trzeba byłoby warować całą noc; nie są to nasze źródła utrzymania jak u sadowników, co przetrwa, to jest; to było nieoczekiwane spotkanie z wilkiem, bardzo bliskie, ale powiem, że przestało robić wrażenie, bo kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy wilki przez lornetkę, to serce waliło z emocji, a szkiełka zaparowały:-) pozdrawiam.

Klarka, to z naszych łąk, a te pierwsze zdjęcia to ze wzgórza kalwaryjskiego, rzut beretem i Ukraina:-) no jakżeby, pewnie, że pojedź i zrób zdjęcia; nie cieszą mnie tak ogrodowe cudności jak te dzikie, w naturze; budzisku? co to takiego? pozdrawiam.

Piotr, teraz jest szczególny czas, tej młodziutkiej, świeżej zieleni, łąki jeszcze nie zarośnięte trawą po pas, można chodzić i patrzeć; storczykowe pole odkryłam znienacka, i nie powiem, mam satysfakcję, choć może to nie jest jakieś wielkie odkrycie, ale można o dowolnej porze obserwować, podziwiać, a to lubię; my bliżej gór, trochę wyżej, to i z doliny przez puste łąki nawiało mrozu bez przeszkód; stamtąd zawsze mrozi, nigdy od lasu:-) pozdrawiam.

Agata, dziś zauważyłam zmrożone młodziutkie pędzelki przyrostów na świerku, wariacka pogoda, i to ponoć jeszcze nie koniec; w naszej malutkiej wioseczce nie ma pól, tylko wyżej, blisko domów, u nas dzicz:-)
gdzie las, tam i wilki, masz szczęście, że niedźwiedzie jeszcze do Was nie przywędrowały:-) dzięki i pozdrawiam.

Grażyna, ha! żebyś sobie nie wykrakała:-) zza szyby auta sprawa wygląda inaczej, łagodniej i bezpieczniej, ale w terenie już tak nie jest; nawet zimą, kiedy szliśmy po wilczych tropach, oglądałam się za siebie:-) tak, jak piesek, kiedy przybliżyłam sobie zdjęcie, uderzyły mnie smutne oczy; ale on tylko tak udawał, to rzadki myśliwy:-) pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Łąki na zboczach wzgórz aż wołają, żeby pójść nimi :-)
Szkoda zmarzniętych kwiatów i przyszłych owoców. Drzewa tak się wysilają, a tu przychodzi mróz i wysiłki marnuje.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, na szóstym zdjęciu od dołu widać łąkę z ogrodzeniem z żerdzi, tamtędy wspinamy się do góry, potem połogim grzbietem do opuszczonej wsi, i znowu do góry na Kopystańkę:-) możliwości jest wiele, na wszystkie strony świata; jest mi szkoda do dziś, a tu za progiem czai się następny przymrozek, z czwartku na piątek, pomidory wysadzone; w tunelu zapalę na noc wkłady do zniczy, grządkę przyrzucę agrowłóniną, co będzie, to będzie, choć szkoda tyle pracy na darmo; mój wysiłek jako i tych drzew, będzie zmarnowany:-( pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

"Stało się" to dobre określenie tych strat spowodowanych Naturą. Niektóre, jak sadzonki, można posadzić ponownie ale zmrożone kwiaty drzew owocowych i krzewów w tym roku nie urodzą owoców. Żal ale nie tragedia.
Wilki podobno coraz śmielej podchodzą do ludzi, sama nie wiem czy to dobrze ale chyba wbrew Naturze?
Piękne te odsłonięte stare mury, kiedyś budowano solidnie ale nie na stałe bo wojny zniszczą wszystko.
Łąkowa Maryś - Ty wypatrzysz takie rzadkie cudeńka i nam to pokazujesz i ja za to jestem Ci wdzięczna, naumiałam się od Ciebie wielu nazw tzw chwastów. I widoki pokazujesz przecudne, takie aż po horyzont.

Anonimowy pisze...

Dzięki, Pani Mario - za piękne widoki, rzadkie kwiaty, osobliwe doznania ze spotkań z dzikim zwierzem i te piękne melodie, które do tańca porywają. Też lubię szukać na pobliskich łąkach i w lasach nowych kwiatów. Od dziecka uwielbiam delikatność kwiatów leśnych i łąkowych, których nikt nie dogląda. A mróz i u nas zniszczył, a co najmniej mocno przerzedził zawiązki owoców na drzewach. Przyroda jest nieprzewidywalna i trzeba się z tym pogodzić, choć z żalem, bo któż nie lubi słodkich czereśni. Pozdrawiam, Alik.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, jeśli mogę, zapobiegam stratom mrozowym, jak chociażby opatulenie sadzonek, wyniesienie w bezpieczne miejsce, ale na drzewa czy krzewy nie ma rady, zwłaszcza takie wielkie, sięgające nieba:-) dziś rano znowu szkli się na trawie szron, ale wczoraj wieczorem wszystko ponakrywałam, mimo, że prognozy mówiły o 4 stopniach na plusie; jednak to tereny podgórskie, nieprzewidywalne; wilki podchodzą, gdzie czują zwierzynę, ale nie są znowu tak śmiałe, to przypadek, że był tak blisko nas, bo przecinaliśmy jego drogę; mury fortalicjum okazałe, te na powierzchni to jeszcze nic, zobaczyłabyś fundamenty w ziemi:-) zachodzę na łąki często, wczoraj też byłam, dla widoków i ziółek, storczyki w rozkwicie, inne też; pozdrawiam.

Alik, ostatnia pogoda, wymrożona i ostra jak żyletka pozwalała na dalekie widoki z naszych łąk, pewnie i Paraszkę widać było na Ukrainie:-) czytując różne artykuły, spotykam takie zdanie "najdziksze miejsce w Polsce - Bieszczady" ... nie zgodziłabym się w Bieszczadach ludzi od zatrzęsienia, u nas na razie spokój, choć przewiduję letni najazd; dobrze, że my na uboczu głównych dróg, a droga "ślepa", prowadzi donikąd; rośliny, kwiaty lubię podziwiać w naturze, nawet nie zrywam do wazonów, gdzie zmarnieją; u nas czereśnie sczerniały i już opadają, nie będzie słodyczy:-) pozdrawiam.

Ania pisze...

Jakie cudne widoki ! W takich momentach żałuję, że mieszkam na nizinie :-(.
Przymrozki u nas też dały się we znaki. U mnie winogrona nieco przymroziło, sąsiadom zmarzły ziemniaki. Sadzonki ciepłolubnych dopiero teraz wysadzę do gruntu. Dalie ocaliłam, przykrywając agrowłókniną. Takoż fasolkę.
Storczyki są niesamowite. Na naszych kwaśnych glebach rosnie ich strasznie mało.
Już teraz będą cieple noce. Odetchniemy z ulgą i odetchną nasze rośliny.
Radosnej wiosny, Marysiu !

Grażyna-M. pisze...

Piękne storczyki, na żywo nigdy nie widziałam.
No ktoś kiedyś musiał tak właśnie zagwizdać na wilka i teraz mamy oswojone psy.:)))
Bardzo mi się podoba zdjęcie, które mi się pokazuje jako 26. Tam wśród lasu jest taka rozświetlona grupa drzew. Tylko w tym jedynym miejscu jest takie światło. Fantastyczne!
Mam takie wrażenie, jakby tzw. ogrodnicy przyszli później. U nas mróz niezbyt wielki, tylko ta susza, chociaż dzisiaj akurat raczyło popadać.:)
Pozdrawiam serdecznie:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, niziny mają inne walory, choćby to, że z daleka widzi się nadchodzącą burzę:-) u nas wyłania się nagle zza lasu i góry, czasami nie zdąży się wrócić z łąk:-) jeszcze zostawiłam okrycia z włókniny, wczorajszy ranek ze szronem, dziś pada deszcz; storczykami też się zachwycam, takie egzotyczne na naszych łąkach; zmęczył mnie ten ciągły niepokój, walka z mrozem, z ulgą powitałam wczorajsze ocieplenie; i wzajemnie, pozdrawiam.

Grażyna, mam to szczęście mieć storczyki tuż pod bokiem, wystarczy wyjść przed chatkę albo na łąki; wilk zareagował na gwizd, zatrzymał się całkiem blisko; ta grupa drzew to brzozy, w młodej zieleni są takie rozświetlone na tle ciemniejszych sosen, a może i słońce mocniej przyświeciło; ogrodnicy dali czadu, i po ogrodnikach, nie lubię wiosennych przymrozków, kiedy chce się już wynieść wszystkie rozsady na grządki; u nas też polało, pranie mi zmoczyło:-) pozdrawiam.

Bozena pisze...

Szkoda, że nie udało Ci się złapać w kadrze tych pań w koronkach i panów w pelerynach z krzyżami. Np. po wyjściu z mszy na tle kalwarii. Ja też mam wewnętrzny opór przed skracaniem się dnia. Uwielbiam długie, jasne dnie. Ostatnio czytałam książkę " Szare śniegi Syberii" i nie wyobrażam sobie nocy trwającej pół roku. Pozdrawiam:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, o, nie, my weszliśmy tylko pomodlić się do przedsionka na chwilę, a msza dla rycerstwa odbywała się przy bocznym ołtarzu Matki Słuchającej w głębi kościoła; nie śmiałabym przeszkadzać, ale taki widok zaiste był ciekawy, panie jak hiszpańskie matrony:-) nie wyobrażam sobie takich wg mnie anomalii typu noc pół roku, cały czas lato tropikalne, jestem stworzeniem strefy umiarkowanej, klimatu przejściowego z różnymi niespodziankami pogodowymi:-) pozdrawiam.