poniedziałek, 14 czerwca 2021

A łąki kwitną ...

 Obserwujemy od dłuższego czasu, jak dzięciołowa mama wychowuje swoje podrośnięte dzieci i uczy zdobywania pokarmu, Ptaki robią sporo zamieszania w sadzie, przelatując z pnia na pień, to wyżej, to niżej, a od kiedy wysoka trawa nie przeszkadza, myszkują na ziemi. Kilka lat wcześniej zaśmiewaliśmy się do rozpuku, kiedy zapracowana mama dzięciołowa przylatywała do psiej miski, zabierała kawałeczek karmy, wbijała w korę pnia śliwki i pokazywała swemu przerośniętemu synkowi, jak wydziobywać jedzenie. Przyroda jest mądra, tylko nie wolno jej przeszkadzać.

Miniony tydzień był bardzo pracowity. Wykosiłam cały sad, przekwitły pożytki pszczele, owady przeniosły się wyżej na kwitnące głogi, co nie przeszkodziło jednej pszczole użądlić mnie w plecy. 

Pewnie ze złości, że im przeszkadzam, smrodzę spalinami i hałasuję:-) jednak nie, było przed burzą, parnie i niespokojnie w powietrzu, to i pszczoły były rozdrażnione. Dla mnie to był znak, że też trzeba zrobić sobie przerwę. Potem z grzmotami nadciągnęła ulewa, wpierw grzechocząc po dachu gradem, a potem waląc w ziemię obfitym deszczem, a jeszcze potem wyszło słońce i tylko błyszczące krople pozostały po burzy. 

Zakwitły szałwie łąkowe, całe łany fioletu, włóczęgi z Mimą po łąkach obfitują w zdjęcia.





Czy widać wiatr?

To dzika czereśnia, trześnia, ma prawie czarne soczyste owoce o ciekawym smaku, słodko-gorzkim. Zasiadam czasami pod nią, zapatrzona w dalekie widoki i skubię te czereśnie, wsypując do ust garściami. A co z pestkami? nie szczypię się, jak Bronka z filmu "Niedaleko od szosy":-)
Widać, że w tym roku będzie czereśniowy urodzaj, jest dużo zawiązków, nasze stareńkie trześnie też zwiesiły gałęzie pod ciężarem owoców, wcale nie gorszych w smaku, słodziutkich.


Na starej śliwce znowu urósł żółciak siarkowy, obiecałam sobie, że musze spróbować, tak jak uszaki bzowe. Widzę go z tarasu, rośnie u podstawy pnia, świeci mi w oczy kolorem, kusi, a ja jeszcze nie dojrzałam, żeby go skosztować:-)


Mamy zaprzyjaźnioną wiewiórkę, pewnie to ona rozłupała pestki śliwek i skorupki spadły na grzyba. Przychodzi co ranek, idzie po długim pędzie winorośli, skok na aronię, potem śliwkę i podejrzewam, że skacze do rynny popić wody. Nie raz słyszałam, będąc w chatce, charakterystyczny odgłos skoku na blachę bum! Potem wraca w odwrotnej kolejności, najśmieszniej jest, jak wykonuje skok z aronii na winorośl: najpierw rozpina się na cztery łapy na drabinkach, a potem znowu maszeruje po długim pędzie. Mima na początku wściekała się, ale teraz tylko obserwuje. Na początku nie wiedziałam, że to wiewiórka, zauważyłam rozciągnięte na gałęzi, wprasowane w poziomie ciałko i wyraźny, zwisający puszysty ogon. Coś mi było za duże stworzenie na popielicę no i oczka bystre, obserwujące, popielica
ma oczy duże, widzące w mroku, prawie nieruchome ... mąż podrapał w gałązkę, smyrgnęła, a tuś mi! wiewiórka jak nic:-)




Łąki objawiają teraz pełną swoją krasę, łany żółciutkich jaskrów, plamy delikatnego różu firletki rozpierzchłej, ciemnieją purpurą nierozkwitnięte jeszcze główki ostrożnia łąkowego. Przejechaliśmy Góry Sanocko-Turczańskie przemierzając wioski rozsiadłe w dolinach, zachwycając się urokliwym spokojem sobotniego poranka, na głównych trasach ruch. Koło kapliczki myśliwych na Chwaniowie moje przydrożne odkrycie, znowu całe łany kukułek ...



Nie omieszkaliśmy zajrzeć jak zwykle na kalwaryjskie wzgórze, a tam buławniki wielkokwiatowe, ojejku! tylu naraz nie widziałam nigdy, do tego wielkokwiatowe:-) mieczolistne widywałam ...





Może Was zanudzam tymi roślinami, ale tak się cieszę, że tyle ciekawych okazów chronionych można zobaczyć na Pogórzu, niektóre dopiero poznaję, inne widziałam wcześniej, a zazwyczaj przez przypadek wpadają mi w oko i zatrzymujemy auto, żeby zrobić zdjęcia i potem sprawdzić, co to takiego. 

Nie tylko przemierzamy naszą okolicę, bo przy okazji odwiedzin u babci wybieramy okrężną drogę powrotu. Tym razem wpadła nam w oko tablica kierująca do uroczyska "Marcinek". Wiecie z czym kojarzy się uroczysko, dla mnie z czymś tajemniczym, ciemnym, ze starymi drzewami porośniętymi mchem ... szliśmy, szliśmy i właściwie za bardzo nie mogliśmy dostrzec tego uroczyska. Mima wykąpała nam się w błocie, lasy przerzedzone, cięte, zrobiłam parę zdjęć i powrót do auta.



Za to w Starym Dzikowie i Cewkowie pocieszyły oko stare cerkwie, w tej pierwszej kręcono sceny z filmu "Katyń", ta druga zabezpieczona przed dalszą ruiną trwa ...



... a przy drodze w Sieniawie ciekawa kapliczka, kilkumetrowa kolumna, na której stoi figura św. Antoniego z Jezuskiem na ręku ...


Pod chatką posadziłam mydlnicę, kwitnie dziesiątkami drobniutkich kwiatków, a ponieważ ma kielich kwiatowy w kształcie długiej rurki, pszczoły nie sięgają tam po nektar, za głęboko im. Za to wszelkie owady bujankowate z długimi ssawkami mają tam raj, obserwuję, jak sięgają dna, jakby żądliły:-)


Kwitnie również wielosił, wyhodowany z nasionek, niebieski, biały i pośredni, taki rozbielony, ślicznie pachną jego kwiaty i pszczoły je oblatują, jest też rośliną leczniczą. Wysadziłam również rozsady wielosiłów tuż za uplecionym płotkiem, także dziewanny w odmianach, szałwie też w odmianach, ostrogowiec i jeszcze inne, nawet nie pamiętam jakie:-)



Tylko, że w skarpie ma norkę jakieś stworzenie, sukcesywnie podcina mi zębami a to łodygę dziewanny, a to szałwii, ostatnio nawet zauważyłam kotarę z dużego liścia u wejścia do norki, bo lał deszcz:-) Co zrobić z tym szkodnikiem? wykurzyć? mąż śmieje się do mnie: - a jak ma młode w norce? - no tak, a jak ma młode ... trudna sprawa ... 


Największa niespodziankę odkryłam w trawie, to kwiatuszki porcelanki, malutkiej, uroczej roślinki jednorocznej. Posiałam ją w tamtym roku, zdążyła upuścić nasionko poniżej i w tej gęstwie dała radę urosnąć i zakwitnąć.


Kwitnie róża cukrówka, sukcesywnie zbieram płatki na marmoladę do pączków, na rogaliki od Basi, już utarłam dwa słoiczki, a będzie jeszcze więcej.
Pod chatką kwitnie jaśmin o złotych liściach, ależ mam zapachów wkoło:-)


Taki to ten post mój, pomieszanie z poplątaniem, wymieszamy groch z kapustą, czerwcowy czas.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego życzę, pa!











22 komentarze:

Anonimowy pisze...

No dziś to prawdziwie kolorowy zawrót głowy! Bogactwo kwiatów, zapachów i kolorów, a róży zazdroszczę. Ja od czasu zachorowania, niestety, nie rozróżniam żadnych woni, nie czuję nic. Na szczęście nie tylko zapachów. A mam pojemniki z gnojowicą z pokrzywy w ogrodzie. W ubiegłym roku zerwałam kilka kwiatów róży (nie więcej niż dziesięć) z krzaka koło bloków siostry. Wysuszyłam je, schowałam do kredensu i ... pachnie mi do dziś przy każdym otwieraniu drzwiczek. Jak też i pomarańcza nadziewana goździkami. Ta porcelanka to miód na Toje serce, i podziękowanie za szacunek i pochylanie się z troską na każdym kwiatuszkiem w tych dzikich łąkach wokół. Wspaniała obfitość i dar natury. A na ostatnim zdjęciu to biała firletka? Jak to fajnie, że odkryłam Cię i zaprzyjaźniłam się z Twoim blogiem. Pozdrawiam serdecznie, Alik

Zielonapirania pisze...

Piękny post, piękne łąki, aż się serce rwie !
Dzięcioła w ogródku nie mam, ale mam gniazdko kosa i przy porannej kawie w ogródku podpatruję, co on tam porabia z tymi dzieciakami:) A maniunie toto! Zagnieździły się w zeszłorocznym gnieździe drozda, trochę poprawiły i mają chałupkę:) A wieczorem mam nagrodę, śpiewa mi ten kos do nocy. Siedzę teraz w kuchni i słucham :)

Krzysztof Gdula pisze...

Czerwcowy więc kwiatowy tekst – i bardzo dobrze, Mario. Po takiej lekturze już chciałbym iść na łąki, tak piękne o tej porze roku.
Pomysłowość ptasiej mamy zrobiła na mnie wrażenie.

wkraj pisze...

Takie kwietne łąki są coraz rzadszym zjawiskiem. Chociaż ostatnio byliśmy u córki i tam gdzie mieszka specjalnie obsiewają łąki na obrzeżach miasta i powiem całkiem mi się podobało. Pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Kwitnące łąki zaliczam do cudów świata.
I zazdroszczę że masz je tuż obok siebie.
Wszystkiego dobrego :-)

Stokrotka pisze...

Ten Anonimowy to Stokrotka z stokrotkastories.blogspot.com

grazyna pisze...

Porcelanka! jaka ciekawa roślinka!
Mario uwielbiam czytać Twoje posty, niby niewiele się dzieje a tyle się dzieje. Potrafisz obserwować i pięknie o tym co widzisz i czujesz pisać.
JA mam taka książkę : Prywatne życie łąki" Lewisa - Stempela, tez opisuje każde najmniejsze zdarzenie na swojej łące..
Dzięcioły i ich potomstwo bardzo rozbujało moją wyobraźnię. Ściskam serdecznie

jotka pisze...

Wcale nie zanudzasz, to jak klucz do oznaczania roślin, nie znam nawet małej części, wiec poznaję u ciebie.
Takie spacery po łąkach i kontakt ze zwierzętami to bardzo wyciszające i pokrzepiające, podobnie odczuwam wędrówki po górach, zmęczenie fizyczne i reset psychiczny.
Sielsko tam macie i anielsko:-)

BasiaW pisze...

Rogaliki pyszniutkie będą. Ja suszę płatki i mieszam z czarną herbatą liściastą.A łąkami Waszymi się zachwycam, tyle tam skarbów...i Twoją wiedzą Marysiu, też.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Alik, patrzę na łąki z perspektywy drugiego wzgórza, są jak aksamitny gobelin, przetykany kolorami; ojejku, skoro pokrzywy nawet nie czujesz, to rzeczywiście zabrało powonienie, a smak też? róża w jakiejkolwiek postaci pachnie, robiłam nawet kiedyś nalewkę różano-lipową, a dawniej kobiety przemywały twarz woda różaną; wczoraj patrzyłam, porcelanki już nie ma, krótki jej żywot, ale jest śliczna, może znowu zdążyła nasionko wydać; tak, biała firletka, taka delikatna; dzięki za dobre słowo, pozdrawiam.

Piranio, bardzo lubię zwłaszcza kserotermy, tam tyle skarbów botanicznych, może dziś poszukam róży francuskiej:-) kosy są wdzięczne, biegają tak śmiesznie, skradająco, a po deszczu wyciągają z ziemi dżdżownice jak długie makarony:-) mnie usypiają drozdy śpiewaki i jeszcze coś innego, ale nie znam stworzenia; pozdrawiam.

Krzysztof, na pewno pójdziesz, roztoczańskie łąki inne, może z inną roślinnością, lubię iść i patrzeć pod nogi, co tez rośnie, czasami uda się z okna auta coś wypatrzeć:-) oprócz dzięciołów mam jeszcze ćwierkające stadko, ale nijak nie mogę wypatrzeć, co to, no i rodzina szczygłów, wdzięczna i kolorowa; pozdrawiam.

Wkraju, u nas tam gdzie szła budowa gazociągu i ziemia ruszona, spływa teraz po górach rzeka białych rumianów, cos pięknego, oprócz tego stały łąkowy repertuar:-) przecież taka różnorodność to skarb, dla oka i dla owadów, widuję też wylężoną trawę, gdzie nocowały sarny; pozdrawiam.

Stokrotko, łąki są przecudne, tyle różnych ziół, a pachną; zdawałoby się, gdzież tam trawa może pachnieć, a kiedy idzie się, zwłaszcza po deszczu, kiedy krople parują, to różne fale zapachów unoszą się; szkoda, że łąki trzeba kosić:-) pozdrawiam.

Grażyna, tu ostał się tylko jeden wzór na płatkach porcelanki, bo były też inne; już przekwitła, szukałam miejsca, nie widać, chciałam nasionko zebrać, może zakwitnie w przyszłym roku równie nieoczekiwanie:-) takie zwyczajne życie wiodę:-) już od rana towarzystwo awanturuje sie po sadzie, doszło jeszcze stadko innych ćwierkających, nie dostrzegłam, co to, no i rodzinka szczygiełków; pozdrawiam.

Jotka, wreszcie dorosłam, żeby dostrzec, co wokół:-) blogowi znajomi zaszczepili mnie różnymi pasjami, pokazali, gdzie szukać, jak patrzeć; to prawda, bardzo wycisza, jak wracam do miasta, to źle na mnie działa, a jaki hałas, odzwyczaiłam się, może nawet z lekka zdziczałam w tej swojej głuszy:-) kontakt z naturą jest potrzebny, uczy, leczy, uspokaja, a jeszcze jak trafi się na szlak bez tłumów:-) pozdrawiam.

Basia, oj będą, mieszam marmoladkę różaną z dereniową, kombinacja przesmakowita, lekko cierpkawa słodycz, no i aromat; nasze łąki to skrawki stepów, roślinność ciepłolubna; pozdrawiam.

ikroopka pisze...

Jesli jest cos, za czym naprawdę tęsknię, to za tym beztroskim włażeniem w trawy, wylegiwaniem się, bez obawy przed kleszczami:( nic nie poradzę, mam taka fobię, że nawet patrzec na zdjęcia bez tej mysli nie potrafię, wiesz, jakie to męczące? muszę spróbowac się od tego choć wirtualnie uwolnić:)
A ty wiesz, że św. Antoniego najrzadziej sie spotyka? wszędzie Nepomuki, a Antoniego mało:)

Aleksandra I. pisze...

Och jak pięknie wszystko kwitnie, a jak pachnie mogę sobie częściowo wyobrazić. Spodobały mi się te kwiatuszki z niebieskimi kropeczkami. Pełne uroku są te stare cerkwie, chociaż już podniszczone. Kiedy patrzę na te łąki to zapominam o piekielnych kleszczach. Gorzej, że sama kiedy łażę z aparatem to się zapominam i brnę przez trawę, żeby uchwycić jakiegoś kwiatka z bliskiej odległości. U nas ostatnio upalne dni się zrobiły, że mało co wychodzę. Jak nie pandemia to upał.Nic to jakoś trzeba korzystać z każdego dnia. Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ikroopka, mam kontakt z kleszczami od początku mego życia, jestem wiejską dziewczyną, a teraz mam swoje przestrzenie też z kleszczami do dyspozycji:-)
czytałam książkę-pamiętnik osoby, która przeszła boreliozę, walcząc z nią latami, przy okazji dowiedziałam się, że niewidzialny wróg znowu wymknął się z laboratorium w ramach doświadczeń, aby zakażać zwierzynę wroga, a tym samym go osłabiać; wyobrażam sobie Twój lęk, a poza tym media karmią nas ciągle strachem, trochę na wyrost, żeby kupować więcej środków przeciw, a to woda na młyn producentów; szliśmy kiedyś na Rycerzową, a towarzyszący nam młody człowiek nawet maliny nie wziął do ust, z obawy przed zakażeniem czymkolwiek:-) to figura św. Antoniego z Padwy; pozdrawiam.

Ola, koło jaśminu przechodzę ciągle i zawsze zanurzam nos w kwiatach, oczywiście sprawdziwszy uprzednio, czy nie ma tam pszczoły:-) za chwilę dołączą lipy, jak czekałam na ten czas i chciałabym go zatrzymać; porcelanki bardzo delikatne, a tak fantazyjnie podkolorowane, z niebieskimi żyłkami na białym tle, zrobiłabyś fantastyczne zdjęcie makro:-) nie ma się co tak obawiać kleszczy, w długich spodniach można chodzić, dają się nawet strzepnąć:-) i do nas doszły upały, pracuję wczesnym rankiem, gdzieś tak do 10-tej, potem chowam się do cienia; pozdrawiam.

ikroopka pisze...

Mój lęk nie jest taki całkiem z kosmosu, już w latach 70. znałam osobę, która miała trwałe skutki (niedowład ręki) po ukąszeniu kleszcza, ale na to wpadła mądra żona, nie lekarze! Oczywiście, mozna by powiedziec, że to nie jedyne zagrożenie, teraz mamy covid, wiadomo, ale tu chodzi o beztroskie korzystanie z uroków przyrody, które zostało mi odebrane; dlatego preferuję te zimowe, kiedy można usiąść na śniegu bez obawy, co najwyżej dupka zmarznie i przemoczy się to i owo :)))

mania pisze...

Ależ Maryniu, "zanudzaj" nas botanicznie jak najczęściej, zawsze się człowiek czegoś nowego dowie :) Ten porcelanek prześmieszny, kto mu te kropki namalował ?
Pozdrawiam serdecznie

oko pisze...

dzikie czereśnie, to rewelacja. nie da się najeść ani napić - wciąga bardziej, niż słonecznik, zielony groszek, czy bób

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ikroopka, czyli masz przykre doświadczenia w swoim otoczeniu, a skoro obawiasz się łąk, lasu, to rzeczywiście pozostaje zima, wtedy kleszcze nie działają ... choć atakują tuż po zejściu śniegów. E, tam, są takie fajne poddupniki do siadania na śniegu, dupka nie zmarznie:-) pozdrawiam.

Mania, dziś znalazłam kwitnące gółki długoostrogowe:-) na płatki porcelanka skapnęła farba z pędzla nieuważnego malarza; pozdrawiam.

Oko, dzikie czereśnie to słodkie kropelki soku zamknięte w owocku, takiej słodyczy nie mają wielkie, jakby sztuczne, plastikowe czereśnie wielkoowocowe; czasami stoję pod taką wielką gałęzią i zrywam, i jem, i jem, masz rację, trudno odejść od drzewa:-) nie przepadam za groszkiem czy bobem, wolę słonecznik albo dynię; pozdrawiam.

Bozena pisze...

Bardzo kwietny i zielny ten Twój post. Widać, że kochasz i znasz się na roślinach. Teraz czas bujności, kolorów i zapachów. A chatę masz w cudnym regionie. Prawdziwie rajski ogród. Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, wyjątkowo zielono i bujnie, woda z nieba plus temperatury sprzyjają; lubię rośliny, to moje małe otoczenie, gdzie tyle się dzieje; przyjechałam do miasta i jest mi tu nieswojo, a na Pogórzu ruch daleko poza nami; pozdrawiam.

Bozena pisze...

Marysiu, mam pytanie, czy Wy czasem sprzedajecie swoje miody, gdy macie ich sporo? Ja bardzo chętnie kupiłabym takie płynne złoto. Jednak piszę to z dużą nieśmiałością, bo wiem, że zazwyczaj człowiek robi te rzeczy dla siebie i swojej rodzinki. pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Marysiu duże ucałowania za łąkowe zdjęcia. Nie mogę się nazachwycać nimi. Zawsze mnie fascynowały łąki, teraz tylko ich szczątki pozostały u nas.
Susz z płatków różanych już zrobiony do mieszanek herbacianych, syrop z dzikiego bzu dla zdrowotności i na nalewkę też.
Ale kusisz tą marmoladką, mała ilość dodana do dżemu czy zwykłej marmolady tworzy magię. Pozdrawiam serdecznie hel.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożena, mąż hobbystycznie zajmuje się pszczołami, a więc dla rodziny z przyległościami:-) pozdrawiam.

Helena, akuratnie w naszej wioseczce mało pól, a dużo łąk, zresztą w górzystej okolicy też, dopiero jak zjeżdża się na równiny, dominują pola uprawne; pracowicie spędzasz czas, susze, syropki, nalewki, w tym roku odpuszczam, bo zapas z zeszłego został; też mieszam marmoladę różaną z innymi, sama jest zbyt intensywna jak dla mnie; już marzą mi się rogaliki z taką marmoladką, ale na razie za gorąco na stanie przy piekarniku:-) pozdrawiam.